Dr. Ever
23 grudnia 2011 | 13:37 | Wolontariusze Don Bosco Ⓒ Ⓟ
Czwartek. Święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Słońce przeciąga się leniwie i nieśmiało wystawia nos spod pierzyny utkanej z białych obłoczków. Cisza. To będzie piękny dzień. Część naszych chłopaków poszła z Anią i Arturem w góry. Lidia od rana śpiewa piosenki i uśmiecha się do wszystkich, którzy zostali w domu. Sprzątniemy i przygotujemy obiad dla naszych wędrowców. Wychodzę przed dom i spoglądam na cienką jak nitka dróżkę pnącą się na szczyt góry. Wytężam wzrok ale nikogo nie widzę. Z tej odległości ludzie są wielkości mrówki.
Zbieramy się wszyscy w holu, żeby podzielić obowiązki. Sprawdzam listę. Johan? Ausente (nieobecny). Zaglądam do sypialni, sali telewizyjnej, kuchni, łazienki. Zniknął.
Alvaro woła mnie do pralni na patio. Johan stoi nad zlewem. Z nosa leje mu się krew niczym woda z rynny w jesienną ulewę. Próbuję zatamować krwotok. Bezskutecznie. Trzeba jechać do szpitala. Zbieram szybko swoje rzeczy. Reyne zatrzymuje moto-taxi. Wychodzimy z Johanem przed bramę. Kierowca sikając na trawnik przed płotem wita się ze mną radosnym „buenos dias” (dzień dobry). Ja się tu już niczemu nie dziwię, mieszkam przecież w Peru.
Kilka minut później mkniemy z prędkością żółwia w kierunku szpitala. W końcu to „emergency”. Izba przyjęć. Wbiegam do środka szukając lekarza. Jakiś pan w zielonym, wyblakłym podkoszulku i białych lateksowych rękawiczkach wymachując szczotką w rytm huajno (czyt: łajno, tradycyjna muzyka andyjska z regionu Cusco), ze spokojem tłumaczy mi, że trzeba poczekać. Sikająca z nosa krew nie robi na nim żadnego wrażenia. Czekamy. W pokoju naprzeciwko pani w butach na obcasach i wyciągniętym swetrze walczy z pająkami. Mam ochotę krzyknąć, że to nie czas na wiosenne porządki. Skończyli. Pani od pająków wciela się w rolę pielęgniarki i mierzy Johanowi ciśnienie. Na korytarzu oczywiście. Temperaturę wpisuje z pamięci – 36,3°. Zaprasza nas do pokoju i wypisuje rachunek na kwotę 5 soli za konsultację.
Niespodzianka. Pan w zielonym, wyblakłym podkoszulku wiesza na szyi stetoskop i przystępuje do badania. Latarka jest zbyteczna, Nokia też świeci. Źrenice Johana reagują normalnie. Oddech wyrównany. Serce bije zapewne w rytmie huajno, które cały czas rozbrzmiewa z głośników. Muzyka leczy i łagodzi ból. Przyglądam się temu wszystkiemu i przysłuchuję. Przyczyny krwotoku mogą być różne… w tym przypadku wystarczy skierowanie na morfologię i tampon nasączony adrenaliną. Z przeszklonej gablotki zamykanej na kłódkę pielęgniarka wyjmuje gazę i ampułkę oraz wypisuje kolejny rachunek, tym razem za założenie opatrunku. Rąk nie myje. Z przerażeniem patrzę jak niezdarnie wpycha Johanowi do nosa bezkształtny zwitek. Musimy odczekać kilka minut zanim wrócimy do domu.
Rozglądam się po gabinecie. Pod stolikiem przy drzwiach rozpłaszczony niczym ośmiornica mokry mop. Na ścianie tuż obok mnie, przyklejony płóciennym plastrem zestaw pierwszej pomocy – strzykawka i ampułka z adrenaliną. Nad zlewem figurka Jezusa (Senor de Milagros) ozdobiona świątecznymi lampkami. Johan znudzonym wzrokiem wpatruje się w sufit, z którego pielęgniarka zbiera szczotką pajęczyny. Robię ukradkiem zdjęcia. Po dziesięciu minutach wraca lekarz. Pyta skąd jestem i jak długo tu zostanę. Ma znajomą w Gdańsku. Pyta czy Lech Wałęsa jest moim rodakiem. Rzuca kilka komplementów. Nazywa się dr. Ever. Poleca się na przyszłość.
Katarzyna Sterna, Peru, Calca 22 grudnia 2011
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Sylwia dostała nawigację, która nie pokazuje radarów. Kasia wyjechała na misję, która nie jest specjalna. Kamila otrzymała moc, która w słabościach się doskonali. Paulina odmienia się przez przypadki. Klaudia drepce z salezjańską radością. Karolina przez rok przygotowań nie nauczyła się mówić w języku bemba. Asia otworzyła się na Dom Księdza Bosco dla Chłopców Ulicy. Justyna i Renata są inne i mają różne talenty i umiejętności. Magda pracuje w mieście, w którym urodził się Zbawiciel. Wszystkie wolontariuszki usłyszały głos, który mówił do nich: Pójdź za Mną! Wyjechały na roczną misję w ramach Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco, aby świadczyć o miłości Jezusa.W 2014 roku na misje wyjechały: Renata Gawarska - pochodzi z Kuklówki Zarzecznej, ma 27 lat, pracuje na Madagaskarze, w Mahajanga. Justyna Kowalska – pochodzi z Ostrołęki, ma 25 lat, pracuje na Madagaskarze, w Mahajanga. Sylwia Młyńska – pochodzi z Łap, ma 22 lata, pracuje w Zambii, w Mansie. Katarzyna Socha – pochodzi z Kamienia koło Rzeszowa, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Mansie. Karolina Gajdzińska – pochodzi z Warszawy, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Chingoli. Paulina Pawłowska – pochodzi z Olsztyna, ma 24 lata, pracuje w Zambii, w Chingoli. Kamila Maśluszczak – pochodzi z Hrubieszowa, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Lufubu. Klaudia Kołodziej – pochodzi z Ropczyc, ma 26 lat, pracuje w Zambii, w Lufubu. Joanna Studzińska – pochodzi z Lęborka, ma 29 lat, pracuje w Peru, w Limie. Magdalena Piórek – pochodzi z Twardogóry, ma 25 lat, pracuje w Palestynie, w Betlejem.