Tunezja – państwo znane dotąd jako kraj turystyczny, zaistniało w doniesieniach prasowych w związku z jaśminową rewolucją. Jak kultura i tradycja wpływa na przewrót dowiesz się z tekstu ks. Marka Rybińskiego, salezjanina pracującego od 3 lat w Manouba, w Tunezji.
Od początku gdy się znalazłem w Tunezji, próbuję zrozumieć ten naród. Jest to chyba coś naturalnego w każdym człowieku, który styka się z czymś nowym, że próbuje wchodzić coraz głębiej w środowisko życia poznawać ludzi którzy są mu dani na ten czas i chwilę.
Omawiając niektóre wątki literatury polskiej niegdyś w szkole, wśród wielu pytań były i te: jaka jest dusza polska, czy w ogóle taka istnieje? Kim jesteśmy jako Polacy, co nas charakteryzuje jako naród i jako konkretną jednostkę? Te same pytania zadaję każdego dnia samemu sobie w odniesieniu do Tunezyjczyków. Człowiek objawia się dzięki doświadczeniu, sprawia to, że obecny czas jest doskonałym spektrum by spróbować sobie odpowiedzieć na to pytanie: czy istnieje coś takiego jak dusza Tunezyjska?
Oglądałem program, a w nim znanego pisarza algierskiego, próbującego scharakteryzować przemiany, które dokonują się w świecie arabskim. Egipcjan opisał jako wielki naród, który jednak jest trochę brutalny, skory do przemocy. Gdy zaczął mówić o Tunezyjczykach, wpadł w lekką egzaltację. Wzruszył mnie tym aż do łez. Opowiadał: „Tunezyjczycy to naród młody, inteligentny, nieskłonny do przemocy, dobry, w którym nie ma nienawiści, pójścia w zaparte do końca”. Po wysłuchaniu jego wypowiedzi pociekły mi łzy. Jestem jakoś dziwnie sentymentalny, kiedy słucham o tym społeczeństwie w którym żyję.
Niedawno rozmawiałem na ulicy Bourgiby z dziennikarzem z Rzeczpospolitej. Nie miałem czasu, by się przygotować. Tego dnia zepsuł mi się samochód, na spotkanie pędziłem zmieniając taksówki. Na placu protestowało jeszcze wiele grup, dużo hałasu. Druga kawa tego dnia bardzo pomogła.
Byłem lekko roztrzęsiony również dlatego, że dziennikarz wielkiej polskiej gazety pytał się o opinię mnie, człowieka z kraju, którym jeszcze kilka dni temu nikt poza turystą się nie interesował. I wtedy padło pytanie, jedno z wielu. Brzmiało mniej więcej tak:„ jak oceniam Tunezyjczyków, ich starania, ich przyszłość?”. I wtedy na moment „zawiesiłem się”. Czy przez to całe roztrzęsienie spowodowane napięciem owego dnia, czy może brak rzeczywistego pogłębienia tego tematu to sprawił? Nie wiem. Ostatecznie wydusiłem z siebie prawie to samo, co powiedział ów pisarz algierski kilka dni później. Czyżbym miał jakąś intuicję? Dodałem jeszcze jedną refleksję. To co sobie cenię w Tunezyjczykach to szacunek do starszych. Nieraz chciałbym sfilmować to, jak dzieci troszczą się tutaj o swoich rodziców i pokazać to w Polsce. Oczywiście kłócą się, ale nawet te kłótnie są pełne respektu. Po co o tym piszę?
Premier nowo powstającego rządu Egipskiego udzielał niedawno wywiadu. Prosił o cierpliwość dla przemian w kraju oraz łaskawość dla jeszcze panującego prezydenta. Mówił że „trzeba szanować swego ojca. Jeśli nawet się go nienawidzi, to ojca nie wyrzuca się na ulicę tak od razu”. Wstrząsnęła mną ta wypowiedź. W pierwszej chwili bunt. Jeśli ten ojciec zabija moich najbliższych, to mam uzasadnioną obawę, że targnie się i na moje życie. To czy nie mam prawa tego ojca wyrzucić z domu i to zaraz? Po buncie, przyszła szczera refleksja.
Nie jest przypadkowe takie porównanie w ustach premiera egipskiego. A choć ojców narodów to my mieliśmy i w Polsce i za wschodnią granicą na pęczki – wystarczy sobie zrobić wycieczkę na Plac Czerwony. Tutaj w świecie arabskim brzmi to inaczej. Będę się przy tym upierał.
To jest ta dusza arabska i to jest ta dusza Tunezyjska. To co obserwuje na co dzień i co kwituje algierski pisarz z takim przekonaniem.
Ben Ali miał szczęście być prezydentem wielkiego narodu. W Tunezyjczykach nie ma tej nienawiści. Obrazisz jego syna, obrazisz jego rodzinę jakimiś słowami – tak wtedy naruszasz świętość i wtedy będzie mu trudno przebaczyć. Natomiast kłamstwa, oszustwa, niewierność w końcu ci przebaczy. Teraz boją się samych siebie – że po jakimś czasie przebaczą. Ben Alemu także.
W tej perspektywie trzeba spoglądać na przemiany, które dzieją się dzisiaj w świecie arabskim. Tutaj 32 letnia córka, mająca swoje życie, biegnie zaparzyć herbatkę swoim w stu procentach sprawnym rodzicom. Gotuje im obiad i podaje, gdy oni oglądają rozłożeni na swych kanapach telewizję. Syn z dwójką dzieci prawie każdego dnia biegnie, by opowiedzieć co się dzieje na świecie i ucałować swoich rodziców. Żadna ważna decyzja nie zostanie podjęta bez rady najstarszych w rodzinie. Przez taki pryzmat należy patrzeć na przemiany w świecie arabskim. Nie dziwmy się, że do końca ich być może nie zrozumiemy. Zmiany nie będą takie jakich oczekiwaliśmy, jakich im życzyliśmy. Rak dyktatorskiego reżimu zakorzenił się dość mocno i demokracja będzie raczkowała dość długo, to jest ta słabość – dobra dusza. Dusza tunezyjska – specyficzna, która nakazuje wybaczyć, bo w końcu rodzina to rodzina i trzeba umieć zapomnieć doznane krzywdy, nawet zadane przez ojca.
Kiedy ludzie dzisiaj pytają dokąd zmierzać będą te przemiany, nie ma innej drogi, by odpowiedzieć sobie na to pytanie, jak tylko urządzić podróż przez duszę arabską, duszę. Takowa istnieję, ma się dobrze i wiele nas może nauczyć.
7 lutego 2011
Tunezja, Manouba
Ks. Marek Rybiński, salezjanin
Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o
wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite. Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz
tutaj.