Drukuj Powrót do artykułu

Dziedzictwo Apostoła Mazowsza – przed kanonizacją bł. Stanisława Papczyńskiego

14 maja 2016 | 10:00 | Alina Petrowa-Wasilewicz / br Ⓒ Ⓟ

– Czekaliśmy na to trzysta lat, to pierwszy święty marianin – mówi o dniu 5 czerwca, w którym odbędzie się kanonizacja bł. Stanisława Papczyńskiego, założyciela Zgromadzenia Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, ks. Wojciech Skóra. Kustosz kościoła pw. Opatrzności Bożej na Mariankach w Górze Kalwarii, gdzie spoczywa Założyciel dodaje, że historia Zgromadzenia to historia strat, dlatego marianie mają żywą świadomość, że istnieją tylko dzięki Opatrzności Bożej. I duchowości, która przetrwała mimo wszelkich przeciwności i zniszczeniom.

Dziedzictwo duchowe, nie bibeloty

Straty, ponoszone przez Zgromadzenie Księży Marianów, tworzą długą listę. Samo jego istnienie było zagrożone z powodu kryzysów, zaborów, wojen, okupacji i komunizmu, co znacznie opóźniło wyniesienie na ołtarze Założyciela. Gdy zmarł 17 września 1701 r., proces o. Stanisława od Jezusa i Maryi ruszył szybko, gdyż sława jego świętości niosła się nie tylko po Rzeczpospolitej, ale dotarła, dzięki trzem życiorysom, aż do Portugalii. Po siedmiu latach proces utknął z braku kompetencji prowadzących, a później na Polskę spadły wszelkie nieszczęścia, które uniemożliwiły prowadzenie normalnych procedur kanonizacyjnych. Nastąpiły stulecia strat, carska kasata, utrata placówek i klasztorów. Zgromadzenie traciło zakonników i dobra materialne, ale mimo to przetrwało.

Co może przechować się w takim kraju jak Polska z rzeczy materialnych? Gdy o. Stanisław od Jezusa i Maryi Papczyński zaczął szukać formuły nowej rodziny zakonnej, którą chciał powołać i ułożył już dla niej regułę, zaprzyjaźniony z nim kameduła o. Franciszek Wilga poradził mu, żeby teraz szukał ludzi i miejsca. Miejsce się znalazło, była nim pustelnia w Puszczy Korabiewskiej, zwanej dziś Puszczą Mariańską. Obecnie znajduje się tu niewielki drewniany kościółek (obok wzniesiono spory nowoczesny kościół), odbudowany na fundamentach pierwszej drewnianej kaplicy, wzniesionej przez o. Stanisława i pierwszych współbraci.

Proboszcz parafii pw. Michała Archanioła, ks. Zbigniew Borkowski, oprowadza po kaplicy i opowiada o tragicznym pożarze z 1993 r., który był umyślnym podpaleniem. Niewielki budynek spłonął niemal doszczętnie. Najdotkliwszą stratą było zniszczenie obrazu Matki Bożej z kaplicy Karskich z Luboczy – bogatej szlacheckiej rodziny, u której o. Stanisław był kapelanem. Przed tym wizerunkiem w 1671 r. o. Papczyński przywdział charakterystyczny biały habit na cześć Niepokalanej i oświadczył, że chce założyć zgromadzenie, które będzie szerzyło kult Jej Niepokalanego Poczęcia. Czarny krucyfiks – efekt zniszczenia – przypomina nie tylko o pożarze sprzed ponad dwóch dekad, ale też o kolejnych dramatach, które były udziałem Zgromadzenia. Po kasacie zakonów przez rząd carski w 1864 r. marianie stracili wszystkie placówki. Po odnowieniu Zgromadzenia przez ks. Jerzego Matulewicza zakonnicy wracali po ponad stu latach do dawnych fundacji.

– Na pewno chodził po tej ziemi, ale nie był w tym kościele – mówi ks. Jan Krajewski, proboszcz i kustosz niewielkiego sanktuarium pw. Matki Bożej Bolesnej w Goźlinie. Wyjaśnia, że drewniany kościół, który został wzniesiony w trzeciej z rzędu mariańskiej fundacji – ojcowie przybyli tu w 1699 r. – spłonął w pożarze i w 1776 r. ukończono budowę późnobarokowej świątyni. Wnętrze zostało znakomicie ozdobione iluzjonistyczną polichromią. To projekt i dzieło marianina, o. Jana Niezabitowskiego, w całości zachowane, szczęśliwie uratowane przed rozbiórką pod koniec II wojny światowej, gdy sowieccy żołnierze szukali materiału do budowy przeprawy przez rzekę. Gdyby ich plan został zrealizowany, nie wiadomo co stałoby się z wielkim skarbem goźlińskiej świątyni.

Słynący łaskami obraz Matki Bożej znajduje się w nawie bocznej. Według tradycji przywiózł go o. Papczyński z rodzinnego domu w Podegrodziu na Sądecczyźnie. Miał otaczać go szczególną czcią, gdyż wisiał w izbie, w której się narodził. Wizerunek typu Hodegetria przedstawia Maryję o ciemnej karnacji, trzymającej na ręku Pana Jezusa. Jest to Matka Bolesna, o czym świadczy nie tylko skupiona twarz i oczy, wpatrzone w widza, ale namalowane na obrzeżach anioły, trzymające w dłoniach narzędzia męki krzyżowej.

– Przychodzą tu zatroskani ludzie, powierzający swoje trudności i smutki i otrzymują wiele łask – wizerunek Maryi zasłynął cudami niemal w chwili swojego przybycia, a w 1968 r. biskup siedlecki uznał kościół w Goźlinie za sanktuarium. Ks. Krajewski mówi o wątpliwościach – czy tak duży obraz – 1,35 na 70 cm – mógł wisieć w niewielkiej chłopskiej chacie? Ale Papkowie (tak brzmiało nazwisko Założyciela nim je zmienił), rodzice bł. Stanisława, byli bardzo pobożni i dość majętni, na pewno zależało im na świętych obrazach, przed którymi mogliby się modlić w domu. Obraz otaczany jest czcią przez wiernych z okolicy, do której po 102 latach wrócili marianie.

W tym roku upływa półwiecze od ich powrotu – przypomina ks. Krajewski, wspominając ostatniego diecezjalnego proboszcza, który zmarł na zawał serca ratując Najświętszy Sakrament przed wielkim pożarem wsi Porzecze Mariańskie.

– Ta książeczka z pewnością należała do o. Papczyńskiego – mówi ks. Wokciech Skóra, oprowadzając po muzeum, poświęconym Założycielowi Zgromadzenia w Górze Kalwarii. Kustosz sanktuarium o. Stanisława Papczyńskiego oprowadza po muzeum i pokazuje gablotę z niewielką książeczką. Co daje pewność, że tak było? – Odręczny dopisek o. Stanisława.

Wśród eksponatów jest relikwiarz beatyfikacyjny Założyciela, habit, w którym był pochowany (można się zorientować, że był raczej niewysoki i drobnej budowy) oraz sznur, jakim był przepasany. Nowoczesne muzeum ukazuje historię życia o. Stanisława na tle burzliwej epoki wojen, najazdów i epidemii, jego kontakty z Janem Sobieskim, którego był spowiednikiem, dzieje Zgromadzenia, a także miasta, zwanego kiedyś Nową Jerozolimą.

Założył ją w XVII w. bp Stefan Wierzbowski, wielki przyjaciel o. Papczyńskiego i patron nowej rodziny mariańskiej. Dzięki biskupowi powstało tu sanktuarium Męki Pańskiej z czternastoma kaplicami, rozebranymi w czasie zaborów. Z całego kompleksu kaplic ocalał tylko Wieczernik, gdzie pochowany jest Założyciel.

Zapytany o materialne pamiątki, kustosz sanktuarium wylicza, że prawdopodobnie o. Stanisław był właścicielem Mszału i książki, którą kupił, ale nie ma absolutnej pewności, jak w wypadku książeczki z jego odręcznym dopiskiem. – Zostały nam relikwie i nic więcej, żebyśmy nie zajmowali się bibelotami, a jego świętością – stwierdza ks. Skóra.

Uważają go za swojego

Ks. Skóra opowiada, że okoliczni mieszkańcy, choć początkowo źle nastawieni do nowych ojców (chłopi korzystali bez zahamowań z pastwisk, będących własnością marianów), szybko zmienili nastawienie do przybyszy w białych habitach. Ojciec Stanisław zasłynął z uczynków miłosierdzia, ale też nadzwyczajnych charyzmatów – miał dar rozeznania sytuacji duchowej penitentów, przewidywał przyszłość, wypraszał uzdrowienia. Najbardziej znanym cudem, dokonanym za jego wstawiennictwem było wskrzeszenie córeczki właścicielki majątku Cedrowice.

Ludzie mówili: To jest nasz ojciec. I choć pochodził z daleka (jak na ówczesne warunki komunikacyjne), uznali go za swojego, a dziś mówi się, że jest Apostołem Mazowsza.
Swoje przywiązanie zademonstrowali, gdy władze carskie próbowały rozebrać Wieczernik. Własną piersią bronili wówczas przed rozbiórką obecny kościół. Później budynek się rozpadał, chcieli nabyć go zamieszkujący Kalwarię ewangelicy, ale to wierni swojemu dobroczyńcy mieszkańcy uchronili kościół przed całkowitym zniszczeniem. Walczyli też o „swojego”. Może z tego powodu Zgromadzenie Marianów to jedyny zakon, który jest obecny w Górze Kalwarii, choć kiedyś znajdowały się tu klasztory jeszcze sześciu rodzin zakonnych – zastanawia się ks. Skóra.

Świętość o. Stanisława

Po rozbiorach, zwłaszcza po kasatach, zaczął się etap wyłącznie duchowego dziedziczenia spuścizny po czcicielu Niepokalanej. O. Stanisław żył w pamięci swoich duchowych synów i ludności Mazowsza. Za życia jego sława nie ustępowała popularności i prestiżowi innego zakonnika, kaznodziei i twórcy dzieł miłosierdzia, ks. Piotra Skargi. Jednak na trzy stulecia pierwszy marianin stał się wielkim nieobecnym. Może dlatego, że pisał wyłącznie po łacinie. Jego bestseller – podręcznik retoryki – uczynił go sławnym, doczekał się wielu wydań i korzystano z książki jeszcze sto pięćdziesiąt lat po jego śmierci, ale znajomość łaciny nie była powszechna. – Nie stał też za nim tak wielki zakon jak jezuici – tłumaczy „zamilknięcie” o. Papczyńskiego ks. Piotr Kieniewicz, rzecznik prasowy sanktuarium w Licheniu.

Niezależnie od przyczyn, faktem jest, że o. Papczyński wszedł na długo w strefę cienia. Kasata Zgromadzenia była o wiele groźniejsza dla marianów niż dla innych wspólnot – te przetrwały w innych miejscach Europy, marianie byli rdzennie polskim instytutem życia konsekrowanego, obecnym w Królestwie i Wielkim Księstwie Litewskim. Zdarzyło się jednak prawdziwe zmartwychwstanie – gdy na początku XX w. Rosjanie dopuścili do liberalizacji życia zakonnego, ks. Jerzy Matulewicz odnowił zakon. Formalnie było to o tyle łatwe, że żył jeszcze ostatni marianin – o. Sękowski, formalnie ciągłość Zgromadzenia została więc zachowana. W ciągu dwóch pokoleń marianie wspaniale odnowili swoje dzieła i podjęli nowe zadania. Do wybuchu wojny i nastania komunizmu, które znów zagroziły wspólnocie. Beatyfikację o. Papczyńskiego można było rozpocząć dopiero w okresie względnej powojennej normalizacji – dekret o heroiczności cnót Założyciela został ogłoszony w 1991 r.

Ks. Kieniewicz uważa, że był to mocny impuls i cezura, od której zaczęła narastać znajomość i popularność Apostoła Mazowsza. Kilkuosobowy zespół przetłumaczył jego bogatą spuściznę piśmienniczą na polski. I czciciel Niepokalanej zaczął zaskakiwać swoją aktualnością nie tylko wąskie grono znawców łaciny, ale coraz szersze kręgi, także ludzi świeckich.

Zakonnik sprzed trzystu lat pojawił się znów w „obiegu” polskiej świadomości i zadziwia swoją aktualnością. Półtora wieku przed Soborem Watykańskim II dostrzegł i mocno podkreślał postulat o powszechnym powołaniu do świętości, także ludzi świeckich. Napisał dla nich podręcznik duchowości „Temlup Dei Mysticum”, wychodząc od słów św. Pawła, że każdy człowiek jest świątynią Ducha Świętego. W 1608 św. Fransizek Salezy napisał „Filoteę” – poradnik dla świeckich. Kilkadziesiąt lat później, prawdopodobnie nie znając dzieła genewskiego biskupa, intuicję o powszechnym powołaniu do świętości, sformułował polski zakonnik.

Ks. Kieniewicz jest zdania, że Założyciel po prostu wyciągał wnioski z własnych obserwacji. był chłopem, widział rolę każdego człowieka w życiu narodu jako organizmu, jego miejsce – i powołanie.
Ojciec Stanisław przemówił też do obrońców życia, którzy, z pewnością w związku ze wskrzeszeniem córeczki właścicielki majątku, uznali go za swojego orędownika. Po jego beatyfikacji w 2007 r. za jego wstawiennictwem modlą się małżeństwa, przeżywające trudności z poczęciem dziecka. Cud beatyfikacyjny Założyciela marianów również był związany z narodzinami – obumarły płód odżył w łonie matki. – Ta postać mocno zagrała w ludziach, także nas, marianach – mówi ks. Kieniewicz.

Był też o. Stanisław gorącym patriotą, choć pochodził z chłopów, warstwy, która w jego czasach nawet nie była określana mianem narodu. Mimo to był aktywny, nawoływał do zgody i sto lat przed katastrofą rozbiorów przestrzegał przed zgubnymi skutkami liberum veto. Modlił się w intencji toczonych przez Rzeczpospolitą wojen, miał wizję zwycięstwa Jana Sobieskiego pod Chocimiem, dodawał otuchy podczas jego wiedeńskiej wyprawy. Modlitwa za zmarłych, zwłaszcza tych z pól bitewnych, żołnierzy, którzy nie zdążyli pojednać się z Bogiem, po szerzeniu tajemnicy Niepokalanego Poczęcia, stała się drugim zadaniem Zgromadzenia.

U podstaw całego życia o. Papczyńskiego był kult tajemnicy Niepokalanego Poczęcia. Intuicja, ale też teologicznie podbudowane dowody, znowu uczyniły z chłopskiego syna prekursora, który o sto pięćdziesiąt lat wybiegł do przodu, nim w 1854 r. papież Pius IX ogłosił dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny. Była ona obrończynią i natchnieniem, Matką, która ratowała wielokrotnie życie swojego wiernego syna. Ta więź jest ponad wszystko, wobec niej wszystkie, nawet najciekawsze pamiątki i materialne ślady tracą na znaczeniu, są bibelotami, z pietyzmem złożonymi w gablotach pod szkłem. Nawet gdy wszystko spłonie, można zmartwychwstać, gdyż wszystko jest w rękach Opatrzności, o czym mogą zaświadczyć księża marianie i ich historia.

 

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.