Drukuj Powrót do artykułu

Gdy wchodzi kobieta, wstań

19 maja 2011 | 00:00 | Milena Kindziuk / ms Ⓒ Ⓟ

Zbliżamy się do 30. rocznicy śmierci kard. Stefana Wyszyńskiego, która przypada 28 maja. Wybrane fragmenty książki „Prymas Tysiąclecia” Mileny Kindziuk przybliżą tę wybitność postać. Dziś 3 odcinek z 12.

Ksiądz na wojnie

Nadszedł wrzesień „roku pamiętnego” 1939: napaść Niemiec hitlerowskich na Polskę. Wojna dotknęła także ks. Wyszyńskiego. Widział żołnierzy przedzierających się na front, ale był także ze zwykłymi ludźmi. Kiedyś podszedł do rolnika siejącego w polu.

– Panie, samoloty pikują, wszyscy uciekają, a pan sieje?! – rzucił. – Proszę księdza, gdybym zostawił to ziarno w spichlerzu, spaliłoby się od bomby, a gdy wrzucę je w ziemię, zawsze ktoś będzie jadł z niego chleb – odpowiedział rolnik.

Te słowa ks. Wyszyński zapamiętał jak cenną naukę. Cytował je w swoich kazaniach. „To jest obraz pracy kapłańskiej” – mawiał. Posłannictwo księdza każe zasiewać ziarno, bez pytań, kiedy ono wzejdzie. – „To Jego sprawa”.

Wraz z początkiem okupacji niemieckiej zostało zamknięte włocławskie seminarium duchowne. Ks. dr Wyszyński, który znał język niemiecki, został wyznaczony do negocjacji z okupantem w sprawie otwarcia seminarium. Zgody nie uzyskał. W okupowanym kraju widoczne były natomiast coraz większe represje. Nie oszczędzały także polskiego duchowieństwa. Kiedy stało się oczywiste, że księżom włocławskiego seminarium grozi aresztowanie, decyzja rektora była oczywista: konieczna jest ucieczka.

Ale Wyszyński nie chciał się podporządkować, mimo, że był najbardziej narażony na zatrzymanie, gdyż przed wojną pisał bardzo krytycznie o nazizmie: – Nie czas na ratowanie życia, kiedy Kościół jest w potrzebie – mówił.

Dopiero biskup Michał Kozal wymusił na młodym kapłanie, by opuścił Włocławek. Decyzja biskupa okazała się dla Wyszyńskiego zbawienna, bo wkrótce się okazało, że Niemcy poszukiwali… właśnie Wyszyńskiego i że chcieli go aresztować. Przeprowadzili nawet rewizję w jego mieszkaniu, szukając materiałów dotyczących przedwojennej patriotycznej działalności księdza w harcerstwie.

***

Gdy wchodzi kobieta, wstań

„Z woli Bożej jestem znów wśród gromady kobiet. Zapamiętam sobie, ilekroć wchodzi do twego pokoju kobieta, zawsze wstań, chociaż byłbyś najbardziej zajęty” – te słowa napisał Prymas w Zapiskach w kolejnym, ostatnim już miejscu uwięzienia, w Komańczy wśród bieszczadzkich lasów, niedaleko granicy ze Słowacją.

Ten szacunek do kobiet Wyszyński miał w sobie przez całe życie. – Zawsze wstawał, gdy w drzwiach zjawiała się kobieta, także gdy przyjmował na Miodowej – mówi Barbara Dembińska z Instytutu Prymasowskiego. Anna Rastawicka z tego Instytutu dodaje, że niekiedy Prymas dziękując za coś potrafił pocałować kobietę w rękę. A gdy się broniła, pytał z uśmiechem: „A co, nie jestem godny?”.

Właśnie „ósemki” (bo tak kobiety z Instytutu były określane”) odwiedzały Prymasa w Komańczy. Tutaj bowiem mógł przyjmować gości i spotykać się ze swoimi najbliższymi współpracownikami. Do tego były oczywiście potrzebne odpowiednie przepustki i nie każdy mógł je otrzymać, a władze komunistyczne celowo utrudniały ich wydawanie. Ale udało się je zdobyć dwóm ósemkom: Marii Okońskiej i Lilce Wantowskiej. Później – także sekretarzowi Episkopatu biskupowi Zygmuntowi Choromańskiemu.

W Komańczy, gdzie Prymas przebywał od 27 października 1955 r., złagodzono rygory więzienne. Ze wszystkich dotychczasowych miejsc uwięzienia, tutaj warunki były zdecydowanie najlepsze. Być może przyczyną tego był fakt, że władze komunistyczne zaczęły dostrzegać, iż osoba Prymasa może im się jeszcze przydać w rozgrywkach politycznych i partyjnych. Stąd pojawiły się pewne ulgi, Wyszyński otrzymywał nawet prasę. Nie było też, tak jak w poprzednich miejscach, zastępu strażników. Mógł chodzić na spacer do lasu, miał jednak zakaz opuszczania miejscowości…

Przyzwyczajenie, nabyte w więzieniu, każe mi wprawdzie oglądać się na drzewa stojące, by się przekonać ze zdziwieniem, że stoją z tej strony 'niewidzialnego parkanu’; nie widzę drutów, ani nie czuję 'wielkiego ucha’, które słuchało wszystkimi swoimi porami: parkanem, płotem, zadrzewieniem, podbramiem, a może podsłuchem. Tego tu nie ma. Wolę jednak mówić ciszej, chociaż mowa moja jest dziecięco niewinna i niegroźna nawet dla najsłabszego ustroju” – wspominał.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.