Drukuj Powrót do artykułu

George Weigel o „pontyfikacie przełomów”

14 października 2001 | 17:12 | Przełożył Krzysztof Warchoł Ⓒ Ⓟ

Publikujemy tekst referatu prof. Georga Weigla przygotowanego na sesję “Jan Paweł II – pontyfikat przełomów”.

Sesję w siedzibie Konferencji Episkopatu Polski zorganizowała Fundacja Dzieło Nowego Tysiąclecia i Katolicka Agencja Informacyjna z okazji Dnia Papieskiego.
George Weigel, autor bestsellerowej biografii Jana Pawła II pt. „Świadek nadziei”, przybył na warszawską sesję specjalnie z synodu biskupów w Rzymie.

Podczas sesji w kilku miejscach prof. Weigel nieco zmienił przygotowany tekst. Oto tekst, który był podstawą wystąpienia prof. Weigla:

*Chrześcijański humanizm a bogowie, którzy zawiedli*

Dokonując refleksji nad humanizmem godnym osoby ludzkiej, Jan Paweł II zajął się trzema zagadnieniami: pierwszeństwem kultury w życiu społecznym, istotą miłości erotycznej i antropologią opartą na wolności.
Na koniec II tysiąclecia wiele pism – w tym magazyn “Time” – opublikowało listy najwybitniejszych postaci kończącego się wieku. Już w samym świecie polityki lista ta obejmuje nazwiska wielu poważnych postaci, a obok osób godnych podziwu spotkać można ludzi budzących odrazę. Rozszerzając poszukiwania poza świat zinstytucjonalizowanej polityki, można w sposób przekonywający uzasadniać obecność na liście Jamesa Watsona i Francisa Cricka – naukowców, którzy rozwiązali zagadkę “podwójnej spirali” DNA, stanowiącą klucz do zrozumienia biotechnologii oraz najważniejszych zagadnień, które prawie na pewno stanowiły będą trzon publicznej debaty w XXI w. Można także znaleźć argumenty wspierające wybór Fermiego, Heisenberga lub innych wielkich fizyków XX wieku – który w ogromnym stopniu został ukształtowany poprzez zastosowanie, zarówno w dobrym, jak i złym celu, nowej wiedzy naukowej – jako osób, które wywarły najtrwalszy wpływ na nasze czasy. Nie ulega wątpliwości, iż bardzo ważną postacią XX stuleciu był także Zygmunt Freud, pomimo iż jego pozycja naukowca i badacza ludzkiej natury była w ostatnich dziesięcioleciach mocno kwestionowana. W tworzeniu wszystkich tego typu list istnieje oczywiście element pewnej arbitralności. I w rzeczy samej jest to przypadek, w którym postmodernistyczne zamiłowanie do hermeneutyki ma szczególny sens. W wybieraniu symbolicznej postaci kończącego się XX w. podstawową sprawą jest to, w jaki sposób patrzy się na rzeczywistość, w tym zaś przypadku na dynamikę historii. Jeśli uważa się, iż polityka nie stanowi niezależnej zmiennej wśród ludzkich spraw, lecz jest funkcją kultury, której serce to cultus, religia – to, do czego przywiązujemy wielką wagę i co czcimy – wówczas możemy przedstawić poważną argumentację za tym, że człowiekiem, który w sposób najbardziej wyjątkowy ucieleśnia cierpienia i triumfy XX wieku, jest Jan Paweł II. Argumentacja ta opierałaby się częściowo na zasadzie: “Kultura na pierwszym miejscu” i odwoływała do znaczenia instytucji. Kościół katolicki jest prawdopodobnie najbardziej znaczącą wspólnotą religijną ostatniego stulecia wpływającą na kształt świata, jaki odziedziczymy w XXI w. Obraz Kościoła katolickiego w XXI w. został w istotny sposób uformowany poprzez miarodajną interpretację Soboru Watykańskiego II – najważniejszego wydarzenia religijnego ostatniego stulecia – dokonaną przez Jana Pawła II. Z tego też powodu Papież może być uważany za postać, która wywarła największy wpływ na wiek XX. Co więcej, jego nauczanie będzie w sposób instytucjonalny rozwijane i kontynuowane, w odróżnieniu od poglądów głoszonych przez innego wielkiego słowiańskiego Świadka moralności, który mógłby w sposób uzasadniony rościć sobie pretensje do bycia człowiekiem stulecia – Aleksandra Sołżenicyna. Argumentując za Janem Pawłem II, należy oczywiście pamiętać, iż dokonania tego tak bardzo reformatorskiego papieża nie są jedynie osiągnięciami jednostki. Jan Paweł II wyrósł z samego serca Kościoła i jego kapłaństwa, nie może być więc zrozumiany w oderwaniu od tych rzeczywistości. W tym miejscu jednak można i należy przedstawić głębszą argumentację. Jan Paweł II nie jest symboliczną postacią XX w. tylko dlatego, iż jego nauczanie i świadectwo, które miały tak oczywisty wpływ na historię naszych czasów, będą w sposób instytucjonalny rozwijane w przyszłości, w przeciwieństwie do tego, co głosili Churchill, Lenin, Stalin, Mao, Roosevelt czy Reagan. Jan Paweł II jest reprezentatywną postacią XX wieku, gdyż jego osobiste i duchowe życie uosabia kryzysy człowieka, których jedynie dotykali, choć byli w nie zaangażowani – każdy na swój sposób – Churchill, Lenin, Stalin, Mao, Roosevelt czy Reagan (nie wspominając już o Watsonie i Cricku, Heisenbergu, Fermim czy Freudzie). Natomiast nauczanie papieskie, które wyrosło z głębokiej refleksji filozoficznej i teologicznej nad tymi kryzysami, pokazało, że przekonania religijne są wręcz nieodzowne, żeby poradzić sobie z kryzysem współczesnego humanizmu. XX wiek, który rozpoczął się od pełnego pewności siebie stwierdzenia, iż dorastająca ludzkość wyrosła z potrzeby religii, rzeczywiście pokazał, iż jest ona w stanie stworzyć świat bez Boga. Udowodnił również, iż tak postępując, ludzkość była w stanie stworzyć jedynie taki świat, w którym jeden człowiek występował przeciwko drugiemu człowiekowi, przywodząc wielokrotnie rodzaj ludzki na skraj katastrofy. Ostatecznie, jeśli uważa się, iż chrześcijaństwo nosi w sobie prawdę o dziejach świata, wówczas znaczenie osoby Jana Pawła II ukazuje nam się jeszcze wyraźniej. Odnosi się to zresztą także do innych postaci, takich jak choćby Billy Graham, który nadał ewangelicznemu protestantyzmowi nowy dynamizm i niespotykany wcześniej światowy zasięg, czy Karl Barth, który ucieleśnił w sobie ostatnią wielką próbę odbudowania chrześcijańskiej ortodoksji, nie w oparciu o Rzym czy chrześcijański Wschód, lecz o sięgającą XVI wieku tradycję reformacji. Jednak ani Billy Graham, ani Karl Barth nie stali się dla świata świadkami moralności tego formatu co Jan Paweł II. W tym zaś sensie (ponieważ Papież podkreśla, iż jego publiczne świadectwo w zakresie moralności jest zawsze i wszędzie wyrazem jego chrześcijańskiej wiary) żaden z nich nie stał się tego rodzaju ewangelistą, jakim jest dla całej ludzkości Jan Paweł II. Rok 1968 był niedobrym rokiem w stuleciu obfitującym w złe lata. W lutym 1968 roku, kiedy to tkanina Zachodu wydawała się rozchodzić w szwach, zaś czołgi Armii Czerwonej zmiażdżyły zreformowany komunizm Praskiej Wiosny – kardynał Karol Wojtyła pisał do swego przyjaciela, jezuickiego teologa Henri de Lubaca, o zakrojonym na szeroką skalę filozoficznym projekcie, w który był zaangażowany pośrodku swoich pasterskich zadań: “Moje wolne chwile, których mam bardzo mało, przeznaczam na pracę, bliską memu sercu i poświęconą metafizycznemu sensowi i tajemnicy osoby. Wydaje mi się, iż spór toczy się dziś na tym poziomie. Zło naszych czasów polega w pierwszym rzędzie na rodzaju degradacji, w rzeczy samej, na całkowitym zniszczeniu podstawowej niepowtarzalności każdej osoby ludzkiej. Owo zło jest nawet bardziej z porządku metafizycznego niż moralnego. Tej dezintegracji planowanej w różnych momentach przez ateistyczne ideologie musimy przeciwstawić nie tyle czystą polemikę, co rodzaj “rekapitulacji” nienaruszalnej tajemnicy osoby”. Taki radykalny humanizm, takie obejmujące całe życie zaangażowanie na rzecz “nienaruszalnej tajemnicy osoby” było i jest odpowiedzią Karola Wojtyły na wiek, w którym humanizm fałszywy doprowadził do stosów trupów i morza krwi, do Oświęcimia i Gułagu, do aborcji jako szeroko rozpowszechnionego sposobu regulacji płodności oraz do wizji biotechnicznej reprodukcji humanum. Dokonując refleksji nad humanizmem godnym osoby
ludzkiej, głosząc kazania, pisząc o nim i działając w oparciu o niego, Jan Paweł II zajął się trzema niecierpiącymi zwłoki zagadnieniami dotyczącymi człowieka, w sposób, który jeszcze najprawdopodobniej przez długi czas będzie kształtował debatę na temat pierwszeństwa kultury w życiu społecznym, istoty miłości erotycznej i antropologii opartej na wolności.

*Prymat kultury*

Jeśli chodzi o pierwsze zagadnienie, Karol Wojtyła śmiało zakwestionował rozpowszechnione w całym stuleciu przekonanie, iż siłą napędzającą historyczne przemiany w świecie jest polityka bądź ekonomia. Wiek XX doświadczył śmiertelnych konsekwencji politycznego szaleństwa rozpętanego przez rewolucję francuską. Tym bardziej więc uderzający (i być może stanowiący przejaw ironii, mającej również Boży sens) jest fakt, iż upadek totalitaryzmu jako godnego zaufania politycznego modelu miał miejsce w 1989 r., dwieście lat po tym, jak jakobiński ogień opanował ludzkie umysły i sumienia w imię fałszywej idei wolności. Ze względu na swą oczywistą niezdolność do konkurowania w świecie zdominowanym przez rewolucję mikroprocesorową i cyfrową ekonomia marksistowska załamałaby się w którymś momencie tak czy
owak. Lecz nawet wówczas gdy komunizm słabł, a wręcz już po jego upadku, pewne pozostałości marksizmu utrzymywały się na Zachodzie, gdzie zbyt wielu ludzi wciąż wierzyło, iż to właśnie ekonomia rządzi rzeczywistością. Przyczyniając się do upadku europejskiego komunizmu, Jan Paweł II uwolnił swoich słowiańskich braci od tej szczególnej plagi politycznej, zakwestionował zakładaną wyższość polityki i ekonomii w naszym rozumieniu historii i pokazał światu, że kultura stanowi rzeczywisty motor przemian. Pielgrzymki do Polski w czerwcu 1979 r. i na Kubę w styczniu 1998 r. to dwa punkty graniczne papieskiej strategii zmian opartej na uznaniu prymatu kultury, strategii, która stanowi publiczny wymiar ugruntowanego zaangażowania Jana Pawła II na rzecz przeciwstawienia się “całkowitemu zniszczeniu” osoby ludzkiej (tak jak to wyraził w liście do Henri de Lubaca). Zarówno w Polsce, jak i na Kubie komunistyczne reżimy przez czterdzieści lat trzymały w ucisku narody historycznie chrześcijańskie. Zarówno w Polsce, jak i na Kubie Jan Paweł II odniósł się do tego szczególnego politycznego niszczenia człowieka, przywracając narodowi jego autentyczną historię i pamięć kulturową. Na różne sposoby i bez jakichkolwiek odniesień do będącego aktualnie u władzy reżimu wyrażał przesłanie: “To, co o was mówią, jest nieprawdą. Oto kim jesteście: jesteście Polakami bądź Kubańczykami, ponieważ chrześcijaństwo było głównym czynnikiem tworzącym tę ludzką rzeczywistość, którą nazywamy “Polakami” bądź “Kubańczykami”. Odkryjcie na nowo źródło waszej tożsamości, przylgnijcie do niej głębiej, a staniecie się wolni w sposób, którego żadna ludzka władza nie będzie wam w stanie odebrać”. Skutki tego przesłania stały się widoczne w Polsce w przeciągu czternastu miesięcy: rewolucja sumienia, zapoczątkowana przez Jana Pawła II w czerwcu 1979 r.; dała początek narodzinom “Solidarności”, zaś po dziesięciu latach walki bez użycia przemocy komunizm upadł. Na Kubie słowa Papieża nie wywołały tak gwałtownego czy dramatycznego efektu. Jednak Fidel Castro i ci, którzy kontynuują jego styl rządzenia, nie mogą być spokojni o ostateczny wynik. Upadek komunizmu, jak wszystkie wielkie momenty historyczne, był wynikiem zbieżności wielu czynników: niedociągnięć marksistowskiej ekonomii, zdynamizowania się Europy Środkowej po Deklaracji Końcowej z Helsinek w 1975 r., polityki Ronalda Reagana i Margaret Thatcher oraz zmiany pokoleniowej w kierownictwie radzieckim. Chcąc jednak zrozumieć, dlaczego komunizm upadł właśnie w 1989 r., a nie w 1999, 2009 czy 2019, oraz w jaki sposób się to stało (przede wszystkim bez rozlewu krwi), należy w tym
skomplikowanym równaniu wziąć pod uwagę rewolucję sumienia dokonaną przez Jana Pawła II, która uodporniła ludzi zarówno na jakobińskie iluzje polityczne, jak i marksistowskie iluzje ekonomiczne, dotyczące dynamiki historii. Już ze względu na to jedno wielkie osiągnięcie istnieją poważne racje, by uznać Jana Pawła II za symboliczną postać naszych wspólnych czasów.

*“Teologia ciała”*

Kolejną próbą redefinicji humanum w imię pewnej koncepcji wolności była rewolucja seksualna. W tym przypadku chodziło o wolność realizowania zasady przyjemności, o ile “nikomu innemu” (albo raczej nikomu, kto dla państwa nie przedstawia szczególnej wartości) nie czyni się szkody. Początkowa odpowiedź chrześcijaństwa na rewolucję seksualną nie była imponująca. Większość liberalnych protestantów po prostu się jej poddała, natomiast encyklika Pawła VI “Humanae vitae” z 1968 r., będąca pierwszą poważną próbą odniesienia się do skutków rewolucji seksualnej, po tym jak stała się już ona częścią głównego nurtu zachodniej kultury, okazała się z pastoralnego punktu widzenia przedsięwzięciem nieudanym. Kiedy dziesięć lat później Jan Paweł II został wybrany na papieża, sprawa “Humanae vitae” przyczyniła się do poważnego zakwestionowania wiarygodności Kościoła także w odniesieniu do wielu innych zagadnień pokrewnych. Gdy natomiast zniszczenie osoby ludzkiej dokonane przez rewolucję seksualną zaczęło pobudzać do ponownej refleksji osoby (zwłaszcza kobiety), które poprzednio były jej entuzjastami, wydawało się, iż Kościół katolicki ma niewiele do zaoferowania, aby zmienić kształt toczącej się debaty. Jana Pawła II “teologia ciała”, którą nakreślił w swoich 130 rozważaniach, wygłoszonych podczas audiencji generalnych w latach 1979-1984, jest być może najbardziej twórczą odpowiedzią chrześcijaństwa XX w. na rewolucję seksualną i spowodowane przez nią “rozbicie w pył” osoby ludzkiej. Jej filozoficzne jądro stanowi twierdzenie, iż to, co możemy nazwać “prawem daru”, jest wbudowane w samą strukturę ludzkiego bycia w świecie. Dlatego też dar z siebie samego, a nie autoafirmacja, jest królewską drogą do pełnego rozwoju człowieka. Tak głęboka prawda, wyrażająca ludzką kondycję, którą, zdaniem Papieża, można pokazać za pomocą starannej analizy moralnego działania człowieka, ma ogromne znaczenie w podjęciu wezwania rzuconego przez rewolucję seksualną. Seks przeżywany dziś często jako sfera, w której wszystko jest dozwolone, jest instynktowny i bezosobowy. Jednak taki rodzaj seksu nie wykracza ponad poziom seksualności zwierzęcej, która jest również instynktowna i bezosobowa. Jedynie seks, który jest wyrazem samoudzielającej się miłości, nie zaś wykorzystania kogoś drugiego do tymczasowego zaspokojenia, jest godny osoby ludzkiej. Czystość jest wówczas tym, co Jan Paweł II nazywa “integralnością miłości”, cnotą, która pozwala człowiekowi kochać drugiego jako osobę. Zostaliśmy stworzeni jako istoty wolne, argumentuje Papież, możemy więc uczynić z siebie wolny dar dla innych. Jesteśmy wolni, możemy więc kochać w sposób wolny, a przez to w sposób prawdziwy. Prawdziwa wolność, wolność, która daje się w samoofiarowaniu, stanowi kontekst prawdziwie humanistycznej etyki seksualnej. Teologicznym jądrem “teologii ciała”, sformułowanej przez Jana Pawła II, jest jego głęboko sakramentalne postrzeganie rzeczywistości. Nasza cielesność, bycie mężczyzną i kobietą, nie jest przypadkowym dziełem ewolucyjnej biologii, podkreśla Papież. Owa cielesność i wiążąca się z nią komplementarność wyrażają raczej niektóre z najgłębszych prawd tego świata i mówią nam coś na temat jego Stwórcy. Jan Paweł II posuwa się nawet do stwierdzenia, iż miłość erotyczna w ramach wierności małżeńskiej jest obrazem wewnętrznego życia Boga w Trójcy Świętej, wspólnotą wzajemnego samooddawania się i wzajemnego przyjmowania. Stąd też miłość erotyczna w obrębie chrześcijańskiego małżeństwa jest aktem czci. Upłynie wiele lat, zanim Kościół katolicki, a tym bardziej szeroko pojęta kultura zaczną powoli asymilować treść tego nauczania. Pilnie potrzeba dodatkowej literatury, która będzie zdolna odsłonić głębię tych skondensowanych, wygłoszonych podczas audiencji rozważań. Jednak na potrzeby obecnej chwili warto zauważyć, iż Biskup Rzymu, często postrzegany jako strażnik tradycji noszącej na sobie głębokie piętno manichejskiej deprecjacji miłości erotycznej, sformułował głęboko humanistyczną odpowiedź na rewolucję seksualną, która mówi zarówno czytelnikom “Playboya”, jak i “Cosmopolitan”, iż “seksualność człowieka jest czymś o wiele wspanialszym, niż to sobie wyobrażacie”. Po trzecie, radykalny humanizm Jana Pawła II pomógł ponownie ukształtować debatę na temat przyszłości życia społecznego w wolnych społeczeństwach XXI w. Na początku lat 90. XX wieku – wieku, w którym nastąpił upadek monarchii, zaś totalitaryzm w swojej faszystowskiej i komunistycznej postaci został pokonany – wydawało się, iż demokracja i wolny rynek zatriumfują. Pragnąc społeczeństwa, które chroniłoby podstawowe prawa człowieka, przy równoczesnym rozwijaniu dobra wspólnego, wybrano zasady demokracji oparte na idei uczestnictwa. Pragnąc wzrostu gospodarczego, wyższego materialnego standardu życia dla wszystkich oraz jak najszerszego zastosowania tego, co redaktor naczelny miesięcznika “First Things” nazwał “cyklem tworzenia i wymiany”, wybrano nie gospodarkę kierowaną przez państwo, lecz gospodarkę rynkową. Jan Paweł II podzielał wszystkie te przekonania, co w jasny sposób wyraził w swej encyklice “Centesimus annus” z 1991 r. Równocześnie jednak szybko rozszyfrował nowe zagrożenia “tajemnicy ludzkiej osoby”, które pojawiły się w świecie po okresie zimnej wojny. Poświęcił także większość dekady lat 90. na próbę wyjaśniania, iż wolność oderwana od prawdy moralnej – “wolność obojętności”, która zdominowała rozwiniętą kulturę zwycięskiego Zachodu – w sposób nieunikniony niszczy samą siebie. Wolność uwolniona od prawdy jest największym wrogiem samej siebie. Jeśli istnieje wyłącznie twoja i moja prawda i żaden z nas nie uznaje transcendentnej zasady moralnej (nazwijmy ją “prawdą obiektywną”), według której można rozstrzygać istniejące między nami różnice, wówczas jedynym sposobem rozwiązywania sporu jest narzucenie twojej woli mnie bądź mojej woli tobie. Wolność uwolniona od prawdy prowadzi do chaosu, a chaos prowadzi do anarchii. Ponieważ zaś ludzie nie mogą tolerować anarchii, tyrania jako odpowiedź na ludzki wymóg porządku już czai się za rogiem. Fałszywy humanizm wolności rozumianej jako obojętność prowadzi wpierw do rozkładu wolności, a następnie do jej całkowitego zaniku. Podobnie rzecz ma
się z gospodarką. O ile żywa publiczna kultura moralna nie dyscyplinuje i nie kieruje mającej wybuchowy charakter ludzkiej energii, uwolnionej przez wolny rynek, rynek w efekcie niszczy kulturę, która umożliwia jego istnienie. W tym, co Zbigniew Brzeziński trafnie nazwał “permisywną obfitością” przyszłości, w społeczeństwie niespotykanego materialnego bogactwa i równie niespotykanego pobłażania sobie, wartości konieczne do funkcjonowania wolnego rynku: samokontrola, skłonność do odraczania zaspokojenia, talent do pracy zespołowej oraz umiejętność podejmowania roztropnego ryzyka zanikają. To MTV, a nie Federalna Komisja ds. Handlu czy też Międzynarodowy Fundusz Walutowy, jest prawdziwym wrogiem wolnej gospodarki. Taka wizja wolnego, kwitnącego i opartego na cnotach moralnych społeczeństwa, będąca produktem radykalnego humanizmu Karola Wojtyły, nie odniosła zwycięstwa w rozwiniętym świecie. Propozycja została jednak rzucona i jest ona częścią intelektualnego i moralnego dziedzictwa ponad miliarda katolików, a także wielu innych, którzy dostrzegają w niej najbardziej całościową i pociągającą wizję życia społecznego, przedstawioną na progu nowego stulecia i nowego milenium. Jest ona również argumentem za twierdzeniem, iż Jan Paweł II jest symboliczną postacią naszych czasów.

*“Nie lękajcie się!”*

– antyfona inauguracyjnej homilii Jana Pawła II, wygłoszonej 22.10.1978 r., stała się szybko mottem tego pontyfikatu. Fakt, iż to czytelne wezwanie do ożywienia odwagi na koniec XX w. nie było nigdy uważane, nawet przez adwersarzy Papieża, za niemożliwy do zrealizowania sen czy też przejaw sentymentalnej pobożności, mówi nam wiele o Karolu Wojtyle. Milovan Djilas (wówczas dysydent w byłej Jugosławii) miał rację, twierdząc, iż największe wrażenie w osobie Papieża wywołuje fakt, iż jest on człowiekiem zupełnie pozbawionym lęku. Tego rodzaju odwaga tłumaczy w znacznym stopniu atrakcyjność radykalnego humanizmu Karola Wojtyły jako odpowiedzi na kryzysy XX w. Należy jednak podkreślić, iż owy brak lęku nie ma charakteru stoickiego. Nie stanowi także produktu ubocznego osobistej “autonomii” Karola Wojtyły. Jest to raczej specyficznie chrześcijański brak lęku. Tego “nie lękajcie się” młody Karol Wojtyła mógł nauczyć się od swego ojca wdowca oraz od biskupa, który udzielił mu święceń kapłańskich – człowieka, nazwanego przez samego Karola Wojtyłę “niezniszczalnym księciem” – kardynała Adama Stefana Sapiehy, który przeprowadził Kościół krakowski przez ciemną noc hitlerowskiej okupacji. Te doświadczenia braku lęku zostały pogłębione poprzez obejmującą całe życie medytację tajemnicy Krzyża. Papież jest bowiem w swym sercu karmelitą, a św. Jan od Krzyża pozostaje jego mistrzem duchowym. Skoncentrowane na Krzyżu spojrzenie na świat i historię wyklucza w chrześcijańskim humanizmie Papieża wszelki ślad naiwnego optymizmu. W humanizmie tym strach nie jest wyparty, lecz przemieniony, przemieniony poprzez głębokie
osobowe spotkanie z ukrzyżowanym i opuszczonym Chrystusem, który uwalnia od lęku tych, którzy doświadczają tego spotkania. Twierdzenie, iż uniwersalność czyichś zainteresowań, współczucia i trosk jest odwrotnie proporcjonalna do głębi szczegółowych przekonań, jest jednym ze sloganów kończącego się XX w. Według ogólnej opinii wielu osób współczesnych Karolowi Wojtyle, intensywność przekonania Papieża o tym, iż Krzyż jest prawdą świata, a nie jedynie kolejną propozycją w “supermarkecie duchowości”, powinna była uczynić zeń człowieka o szalenie wąskich, wręcz sekciarskich przekonaniach. Jednak także i tutaj Jan Paweł II okazał się ważnym, a być może nawet najważniejszym znakiem sprzeciwu. Wedle zewnętrznych obserwatorów, istnieją racje za tym, aby Jana Pawła II uważać za wielkiego papieża i aby on sam przyciągał uwagę świata ze względu na wyjątkowy zasięg jego wyjścia do tych, którzy nie podzielają jego najgłębszych przekonań: do niewierzących naukowców, żydów, muzułmanów oraz chrześcijan innych wyznań. Jan Paweł II podkreśla jednak, iż spotkania te (które w przypadku dialogu z Judaizmem zyskują niespotykaną przez ponad dziewiętnaście wieków jakość) doszły do skutku nie pomimo jego chrześcijańskich przekonań, ale ze względu na nie. Pełen szacunku dialog ze wszystkimi, którzy są “inni”, nie stoi w konflikcie z ortodoksją czy papieskim zadaniem strzeżenia depozytu wiary. Pełne szacunku spotkanie i dialog są tym, czego chrześcijańska ortodoksja się domaga.

*Imię na “J”*

Sam Papież chciał bardzo podkreślić tę kwestię podczas swej wizyty w ONZ w 1995 r. We fragmencie przemówienia, które zaskoczyło niektórych obserwatorów, Jan Paweł II występując przed audytorium złożonym ze światowych przywódców politycznych – jak to określił jeden z pracowników Sekretariatu Stanu – odważył się przywołać “to imię na «J»”. Papież zadbał o to, aby każda osoba obecna w auli Zgromadzenia Ogólnego wiedziała, iż jego obrona powszechnych praw człowieka i prawdziwego humanizmu w świecie, który doświadczył zimnej wojny, nie jest rezultatem jakiejś wspólnej “duchowości”. Określając siebie jako “świadka nadziei”, Papież wypowiedział się na temat źródeł owej nadziei i jej społecznych implikacji w następujących słowach: “Jako chrześcijanin, moją nadzieję i zaufanie pokładam w Jezusie Chrystusie, którego dwutysięczną rocznicę urodzin będziemy świętować wraz z nadejściem nowego milenium… Jezus Chrystus jest dla nas Bogiem, który stał się człowiekiem i częścią historii ludzkości, dlatego chrześcijańska nadzieja dla świata i jego przyszłości rozciąga się na każdą ludzką osobę. Ze względu na chwalebne człowieczeństwo Chrystusa, wszystko, co prawdziwie ludzkie, dotyka serc chrześcijan. Wiara w Chrystusa nie przymusza nas do nietolerancji. Przeciwnie, obliguje nas ona do zaangażowania się w pełen szacunku dialog. Miłość Chrystusa nie odrywa naszej uwagi od zainteresowania innymi, lecz raczej zaprasza nas do wzięcia za nich odpowiedzialności, bez wyłączania kogokolwiek… Tak więc, zbliżając się do dwutysięcznej rocznicy narodzin Chrystusa, Kościół prosi jedynie o to, aby mógł w pełen szacunku sposób głosić tę nowinę o zbawieniu i aby mógł promować, poprzez miłosierdzie i służbę, solidarność całej rodziny ludzkiej”. Papież stał przy marmurowej mównicy Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Nauczał jednak podstawowych prawd chrystologii. Czyniąc to, opierał się na swoim przekonaniu o powszechnej misji zbawczej Chrystusa, wzywał zarówno chrześcijan, jak i tych, dla których chrześcijaństwo jest w nieunikniony sposób “sekciarskie”, do wzięcia na serio centralnej chrześcijańskiej prawdy wiary dotyczącej Wcielenia. Nie po raz pierwszy Papież publicznie podjął to zagadnienie, bądź sugerował, iż ma ono ważne społeczne implikacje. W encyklice na temat misji chrześcijańskich “Redemptoris missio” z 1990 r. Jan Paweł II podał prawowierną naukę Kościoła. Nauczał, iż wśród tych, którzy nie należą do Kościoła, znajdzie się wielu zbawionych.
Jednak ci, którzy są zbawiani poza Kościołem, są zawsze zbawiani ze względu na Chrystusa. W tym samym czasie i w tej samej encyklice Jan Paweł II zerwał w zdecydowany sposób z niektórymi aspektami chrześcijańskiej przeszłości i przyjął metodę wolności, pisząc: Kościół proponuje; Kościół niczego nie narzuca. (Podkreślenie Papieża) To właśnie w tym miejscu dokonało się decydujące historyczne zerwanie z ciemną stroną konstantyńskiego dziedzictwa. Kościół wyrzekł się jakiegokolwiek wykorzystywania władzy świeckiej w prowadzeniu swej misji, nie ze względu na zwykłą roztropną kalkulację, lecz ze względu na najpoważniejsze racje teologiczne. Głęboki szacunek dla poszukiwania prawdy przez każdego człowieka oraz opowiedzenie się za metodą perswazji w głoszeniu Ewangelii stały się równoważnymi, bliźniaczymi i “uniwersalnymi” wnioskami wyciągniętymi z radykalnego i unikalnego chrześcijańskiego twierdzenia, tkwiącego w doktrynie o Wcieleniu. Także w tym miejscu Jan Paweł II nauczył XX wiek czegoś ważnego na temat natury ludzkiej osoby i prawdziwego humanizmu. Powszechne współczucie dla innych ludzi ma swe źródło w poszczególnych przekonaniach, a nie niezależnie od nich. Empiryczny test sprawdzający prawdziwość tych przekonań polega na zweryfikowaniu zdolności do pełnego empatii zaangażowania się wraz z “innymi” w taki sposób, który ubogaca człowieczeństwo wszystkich stron. Była to, we właściwym tego słowa znaczeniu, kluczowa lekcja na koniec wieku, w którym “inność” zbyt często postrzegano jako śmiertelne zagrożenie, niosące za sobą śmiertelne konsekwencje. Wiek XX, który był świadkiem ogłoszenia śmierci Boga, był w rzeczywistości wiekiem śmierci bożków. Żaden z fałszywych bożków XX w. nie byt w stanie usunąć paraliżującego strachu, który wpierw zawisł jak obłok nad polami bitew I wojny światowej a następnie przesuwał się poprzez dziesięciolecia, niwecząc życie i łamiąc losy czterech pokoleń ludzi. Przekonanie o znajdowaniu się po właściwej stronie historii nie uwolniło bolszewików i ich naśladowców od demona strachu, umożliwiło jedynie złu większy zasięg, poczynając od cel śmierci w piwnicach Łubianki, a kończąc na zapadłych zlodowaciałych kopalniach Kołymy. Determinizm rasowy wraz z jego założeniem biologicznej wyższości jednej rasy nie usunął namiętności, które zainspirowały niemiecki narodowy socjalizm – rasę panów przeżywającą swoje lęki – do stworzenia nowych rządów terroru od Atlantyku aż po Ural. Chwilowe wytłumaczenie dla strachu społeczeństwo znalazło w masowej terapii psychoanalitycznej, próbowało go także stłumić farmakologicznie, co jednak okazało się jedynie kolejnym sposobem “rozbicia w pył” osoby ludzkiej. W obliczu wielkiego strachu swoich czasów strachu spowodowanego irracjonalnością i nihilizmem, któremu zawsze towarzyszy degradacja rozumu – Jan Paweł II potrafi mówić i myśleć: “Nie lękajcie się!”, ponieważ czci jedynego prawdziwego Boga, którego zwycięstwo nad śmiercią odnalazł w Jednorodzonym Synu Bożym. Wraz z wcieleniem Syna Bożego człowiek został nieodwołalnie włączony w naturę Bożą. A skoro, jak podkreślał to św. Paweł w Liście do Rzymian, Jezus Chrystus jest pierwszym owocem Boskiego dzieła zbawczego w świecie i dla Świata, wówczas wszelkie stworzenie jest eschatologicznie przeznaczone do odnalezienia swej pełni w wewnętrznym życiu Boga. Ten prawdziwie radykalny humanizm jest najbardziej przekonywającą odpowiedzią na fałszywe “humanizmy”, które spowodowały spustoszenie w XX w. Komunia z Bogiem jest źródłem wyzwolenia, którego humanizm od wieków poszukiwał. Sam Jan Paweł II twierdziłby uparcie, iż jest wielu innych, którzy bardziej uosabiają obraz człowieka XX w. Nie jest to jedynie kwestia skromności, gdyż Jan Paweł II wie, iż prawdy, których naucza i którymi żyje, są ikoniczne: wskazują one poza nie same na Tego, który jest Prawdą. Samoofiarowanie się jako źródło autentycznego, pełnego rozwoju ludzkiego i centralny imperatyw moralny prawdziwego humanizmu jest właśnie taką prawdą. O tym mówi Ewangelia, zaś jej zwiastowanie jest racją bycia Kościoła, który jest Ciałem Chrystusa. Dlatego też właściwą postacią tego stulecia jak i każdego innego jest Jezus Chrystus. Już od momentu ogłoszenia w 1994 r. Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, Jan Paweł II podkreślał, iż świętując przełom tysiącleci, musimy uznać, iż objawienie się Boga wcielonego w Chrystusie stanowi równocześnie objawienie prawdziwego humanizmu.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.