Gimnazjaliści uczą się wolontariatu
01 czerwca 2010 | 20:17 | mj Ⓒ Ⓟ
Gimnazjaliści z lubelskiego „Biskupiaka” uczą się służyć drugiemu człowiekowi poprzez wolontariat. Pod okiem katechety, ks. Grzegorza Różyło, raz w miesiącu jeżdżą do podopiecznych Domu Pomocy Społecznej w Kiełczewicach Maryjskich.
W Kiełczewicach mieszka ok. 60 niepełnosprawnych kobiet i dziewcząt, od dzieci do 60-latek. Dla niektórych z nich to jedyne miejsce, jakie znają. Dzięki inicjatywie katechety, co roku kolejna grupa młodych ludzi przybywa, by zapewnić im towarzystwo, wspólnie spędzić czas, bawiąc się i rozmawiając.
Uczennice drugiej i trzeciej klasy jednego z najlepszych lubelskich gimnazjów, Katarzyna Łapa, Marta Siczek, Karolina Maj, Klara Stasiukiewicz i Antonina Korona, w Kiełczewicach czują się już jak wśród dobrych znajomych. Jeżdżą tam w dwudziestoosobowej grupie.
– Za pierwszym razem pojechałam z ciekawości. Ksiądz zachęcał, podpytałam starszych kolegów, mówili, że jest fajnie, i rzeczywiście spodobało mi się – mówi Klara. Marta dodaje, że z początku trochę się bała, że kogoś niestosownie do wieku potraktuje, ale wszystko się udało. – Najpierw nie wiedziałam, jak się zachować, do czasu, kiedy zrozumiałam, że to są takie same osoby jak my – podkreśla Antonina.
Młodzi z Gimnazjum im. Św. Stanisława Kostki w Lublinie, stanowiącego część zespołu szkół zwanego „Biskupiakiem”, odwiedzają swoje znajome przy okazji świąt, ważnych wydarzeń, ale też bez specjalnych okazji. – Nie układamy jakiegoś planu, zajęcia ustalamy spontanicznie po drodze. Jeśli danego dnia nie ma Mszy, to z reguły wita nas pani dyrektor, potem bawimy się wspólnie, rozmawiamy albo jest dyskoteka – opisuje Marta. Wolontariusze, wśród których przeważają dziewczęta, ale jest też kilku chłopców, sami wymyślają zabawy, na tyle proste, by mogły w nich uczestniczyć dzieci na wózkach. Albo przywożą własnoręcznie upieczone ciasta, którymi dzielą się z podopiecznymi ośrodka.
Sami wzajemnie motywują się do wizyt w Kiełczewicach. Zapewniają, że nikt ich do tego nie przymusza, a wolontariat traktują jako służbę drugiemu człowiekowi. – Tam jest potrzebna nasza pomoc, bo dziewczyny są na co dzień tylko z opiekunkami, czują się osamotnione. Co jakiś czas przyjeżdżają rodzice, ale też nie wszyscy i one po prostu potrzebują towarzystwa, bliskości. Kiedy przyjeżdżamy, witają nas radośnie i przytulają się – opisuje Marta. Antonina dodaje, że dla wolontariuszy te wyjazdy to wypoczynek. Nawet, jeśli niekiedy trzeba co pięć minut przypominać swoje imię, bo dziewczyny, z powodu choroby, zwyczajnie nie pamiętają. Co jakiś czas wychowanki ośrodka przyjeżdżają z rewizytą do szkoły w Lublinie, np. z przedstawieniem dla uczniów.
Wolontariat w szkole funkcjonuje trzeci rok. – Pomysł przyszedł po roku pracy w szkole, kiedy już trochę poznałem uczniów. Uważam, że w szkole poza nauką, katechezą, musi dobrze działać drugi tor, wychowanie i jednym z pomysłów na to jest wolontariat. To zaangażowanie pozwala kształtować duchowość, osobowość człowieka – mówi ks. Grzegorz Różyło.
– Wolontariat uczy nas doceniać, jak wiele mamy, to że jesteśmy pełnosprawni – mówi Kasia. Klara dodaje, że to działa w obie strony, bo dając coś tamtym ludziom, młodzi czują się potrzebni, a to sprawia im radość i pozwala dojrzeć. Dziewczyny zgodnie zapewniają, że nie szkoda im czasu. – Mój tata powtarza zawsze, że trzeba wybierać między rzeczami ważnymi a ważniejszymi. Uważam, że wolontariat jest ważniejszy niż siedzenie przed komputerem – zaznacza Marta.
Kiedy skończą gimnazjum, chciałyby dalej działać w podobny sposób. – Trudno byłoby tak nagle przestać pomagać – mówi Antonina. – Sprawdziany nie są przeszkodą. Wolontariat to kwestia dobrej organizacji czasu – dodaje.
Wolontariusze odwiedzają mieszkanki DPS w weekendy, po to, by nie zarywać lekcji. Ks. Różyło celowo wybrał tę placówkę. – W Lublinie jest względnie łatwo znaleźć wolontariuszy. A w Kiełczewicach, kilkadziesiąt kilometrów od Lublina, gdzie nie ma żadnej szkoły, kogoś kto by współpracował, jest już gorzej – wyjaśnia. – Poza tym są tam osoby niepełnosprawne, ale na tyle, że uczniowie gimnazjum mogą z nimi przebywać, pobawić się, porozmawiać, pomagać. To był dla mnie ważny argument za tym miejscem – mówi.
Podkreśla, że trzy lata doświadczeń pokazały już, że warto angażować młodzież. – To się już toczy własnym torem, samo się kręci i staje się tradycją szkoły. Ktoś, kto przychodzi do gimnazjum, słyszy w pierwszej klasie o możliwości zaangażowania, a w drugiej, jeśli chce, może zacząć działać. Jeśli klasa liczy 30 osób, to z takiej klasy kontakt z ośrodkiem ma co najmniej kilkanaście osób – mówi ks. Różyło. Dla starszych uczniów chce w przyszłym roku przygotować serię warsztatów psychologicznych, które ukierunkowałyby ich na wolontariat.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.