Gość Niedzielny: Zostajemy przy swoim [w sprawie lustracji abp. Kowalczyka – Andrzej Grajewski i ks. Jerzy Myszor]
30 stycznia 2009 | 11:00 | ter/hel // ro Ⓒ Ⓟ
Andrzej Grajewski i ks. Jerzy Myszor, wiceprzewodniczący b. Komisji Historycznej przy KEP wracają do sprawy lustracji abp. Kowalczyka i dyskusji z Rzeczpospolitą. – Cenckiewicz („Rzeczpospolita”, 21.01.2009 r.) dowodzi, że nie mieliśmy racji, pisząc, że kontakt informacyjny oznacza źródła zewnętrzne „które nie były częścią agenturalnej sieci”.
Powołując się na wspomniane przez nas Zarządzenie nr 00/41 z 1972 r., dowodzi, że kontakty informacyjne były częścią sieci agenturalnej wywiadu, ponieważ poszczególne piony operacyjne i rezydentury wykazywały je w sprawozdaniach przesyłanych do centrali Departamentu I MSW. Czy jednak oznacza to, że rejestracja była konsekwencją jakiejkolwiek świadomej decyzji ks. prałata Józefa Kowalczyka? – pytają autorzy tekstu Gościa i przypominają, że w tej sprawie „Gość” opublikował także opinię dr. Piotra Gontarczyka z IPN, który stwierdził, że fakt rejestracji abp. Kowalczyka jako kontaktu informacyjnego „w żadnym razie nie może być traktowany jako dowód jego współpracy z wywiadem PRL”. Podkreślił w tym kontekście znaczenie Zarządzenia z 1972 r. i stwierdził, że kontaktem informacyjnym mogła być także, według tego zarządzenia, osoba nieświadomie przekazująca informacje.
– Jest rzeczą oczywistą, że sieć wywiadu PRL nie składała się wyłącznie ze świadomych Osobowych Źródeł Informacji. Zarządzenie, na podstawie którego dokonano rejestracji ks. prałata Kowalczyka, wręcz jest dowodem na to, że elementem sieci mógł być także nieświadomy informator. Cenckiewicz bagatelizuje różnice między kontaktem informacyjnym a agentem – czytamy.
Nasza publikacja „Lustrowanie nuncjusza” spotkała się z obszerną i rzeczową polemiką dr. Sławomira Cenckiewicza. tekst Kontakty służbowe Cenckiewicz twierdzi, że na pod stawie zachowanej dokumentacji kontaktu informacyjnego „Cappino” nie można przesądzić, jaki był charakter tych kontaktów. Sądzimy inaczej. Ofi cer wywiadu PRL, rejestrując ks. prałata Kowalczyka jako kontakt informacyjny „Cappino”, przekazał centrali w Warszawie istotną wiadomość. Zgodnie z Zarządzeniem nr 00/41 rejestracja ta oznaczała, że „Cappino” nie wyraził zgody na współpracę, nie utrzymuje z oficerem kontaktów tajnych oraz występują inne elementy „wykluczające możliwość pozyskania określonej osoby do współpracy w charakterze agenta”. Czy na tej podstawie można powiedzieć, że ks. prał. Kowalczyk nie był informatorem organów bezpieczeństwa PRL? W naszym rozumieniu można tak twierdzić, jeśli zdefiniujemy informowanie jako świadomy proces, nakierowany na przekazywanie informacji służbom specjalnym. Rzecz jasna, można zadać także inne pytanie, czy rozmowy Edwarda Kotowskiego z ks. Kowalczykiem były dla wywiadu PRL źródłem informacji. Z pewnością tak, o czym świadczy cytowany w tej dyskusji szyfrogram. Różnica jednak pomiędzy osobą nieświadomą sposobu wykorzystania treści rozmowy z działającym „pod przykryciem” oficerem wywiadu PRL a świadomym przekazywaniem informacji przez agenta jest zasadnicza. I w żaden sposób nie zmienia tego fakt, że obaj – i kontakt informacyjny, i agent– byli rejestrowani w sieci Osobowych Źródeł Informacji – piszą autorzy tekstu.
Cenckiewicz przytacza w swym tekście przykłady, że kontakty informacyjne służyłydo świadomego przekazywania informacji wywiadowi PRL. Z pewnością tak było. Jednak z jego tekstu nie wynika, aby opisywane przez niego osoby, rejestrowane jako kontakty informacyjne, miały służbowy obowiązek spotykania się z ofi cerem wywiadu PRL. A to jest przecież niezwykle istotna okoliczność kontaktów ks. prałata Kowalczyka z Kotowskim, czyli „Pietro”. Spotykał się bowiem nie z oficerem wywiadu PRL, lecz z II sekretarzem ambasady w Rzymie i pracownikiem Zespołu ds. Stałych Kontaktów Roboczych między Rządem PRL a Stolicą Apostolską. Do kontaktów był zobowiązany jako kierownik sekcji polskiej w Sekretariacie Stanu. Nie miał jakiegokolwiek wpływu na to, w jaki sposób jego słowa zostały zapisane bądź zinterpretowane przez jego rozmówcę. Nie ma żadnych dowodów na to, że świadomie przekazywał informacje o Kościele, których nie powinien przekazywać. Były to kontakty oficjalne i urzędowe. A jeśli twierdzi się, że mogłobyć inaczej, trzeba to udowodnić. Dopiero wówczas uprawnione będzie stawianie znaku zapytania co do charakteru tych kontaktów – czytamy.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.