Jak zachować tożsamość w świecie rozmytych granic? – konferencja w Józefowie k. Warszawy
25 listopada 2012 | 17:27 | jw Ⓒ Ⓟ
Co wspólnego mają ze sobą Scypion Młodszy i współcześni gimnazjaliści? Który język jest drugim językiem narodowym Polaków? Dlaczego w Izraelu najbardziej poszukiwanymi pracownikami są absolwenci ortodoksyjnych jesziw? – m.im. o tym uczestnicy konferencji „Umysł sformatowany. Jak zachować tożsamość w świecie rozmytych granic?”. Odbyła się ona 24 listopada w szkole „Strumienie” w podwarszawskim Józefowie z inicjatywy prowadzącego szkołę stowarzyszenia „Sternik”. Konferencji patronował abp Henryk Hoser.
Wiedza o własnych korzeniach jest rodzajem kodu PIN do zrozumienia, kim się jest – mówiła nauczycielka łaciny w szkole „Strumienie” Barbara Strycharczyk. A jednym z najważniejszych składników naszej tożsamości jest poczucie przynależności do kultury łacińskiej – „latinitas”. Do końca XVIII w. drugim językiem narodowym Polaków była łacina. Każdy wykształcony Sarmata znał ten język i dzieła starożytnych autorów. Także dzisiaj bez znajomości kultury antycznej nie można dobrze zrozumieć wielkich dzieł polskiej literatury, np. „Pana Tadeusza”, „Trylogii”, „Chłopów”.
„My, Polacy, jesteśmy prawdziwymi Rzymianami” – głosi napis przy wejściu do pałacu w Wilanowie. Jego fundator, król Jan Sobieski jako dziecko uczył się literek na łacińskiej sentencji: „Dulce et decorum est pro patria mori”, czyli „Słodko i zaszczytnie jest umierać za ojczyznę”.
Do naszego depozytu kulturowego należy również wywodzące się z tego kręgu kulturowego i przejęte przez chrześcijaństwo pojęcie „virtus”, czyli cnoty – męstwa, szlachetności, gotowości do pokonywania własnych słabości. Kształcenie charakteru dawniej uważano za podstawę wychowania – przypomniała Strycharczyk.
Dzisiaj nie tylko pojecie „virtus”, ale również cała edukacja klasyczna uważane są za nieprzydatne, nudne, nieżyciowe. Następuje zerwanie z depozytem kulturowym. W Polsce łaciny uczy się zaledwie 1,5 proc. uczniów (w Europie średnio 30 proc.) – i to tylko przez rok w liceum. Ze spisu lektur z języka polskiego usunięto wiele fundamentalnych tytułów, a zostały tylko te, których nie trzeba opatrywać przypisami.
Dr Paweł Skibiński, historyk, dyrektor Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Stefana Wyszyńskiego, ojciec trojga dzieci uczących się w szkole i przedszkolu „Strumienie”, zwrócił uwagę na życiową przydatność innego przedmiotu, któremu w polskich szkołach poświęca się coraz mniej miejsca – historii. Stwierdził, że nauczanie tego przedmiotu w szkole po 1989 r. obrazują dążenie do destrukcji wspólnej tożsamości w imię rzekomej wolności i afirmacji słabszych. Tymczasem bez znajomości historii nie ma rzetelnego wychowania. Edukacja historyczna jest także edukacją moralną. – Jeśli chcemy, żeby nasze dzieci sprostały wyzwaniom, przed którymi staną, jeśli chcemy widzieć u nich szacunek dla wartości i potępienie zdrady, zbrodni, niemoralności, to musimy im dać narzędzia do ich rozpoznawania. Musimy im pokazać, że ich problemy nie są inne niż te, które mieli Alcybiades i Scypion Młodszy – mówił.
O dominującej dziś filozofii – postmodernizmie mówił kapelan szkoły ks. dr Michał Kwitliński. – Gdyby XVIII-wieczny racjonalista znalazł się w naszych czasach, to ze zdziwieniem by odkrył, że jedynymi obrońcami rozumu są dzisiaj papieże – powiedział ksiądz. W innych współczesnych nurtach filozoficznych panuje sceptycyzm i relatywizm. Odrzuca się zdolność człowieka do pojęcia prawdy i w ogóle neguje się jej istnienie.
Postmodernistyczni filozofowie proponują „buszowanie wśród opinii”, „myślenie słabe” (w odróżnieniu od „myślenia mocnego”, czyli filozofii analitycznej) i zgrywę. „Postmoderniści mówią: przestańcie pytać o sens, to nie będą was bolały głowy. Tylko że tak się nie da. Człowiek jest stworzeniem rozumnym i zawsze pyta o sens” – mówił ks. Kwitliński. „Filozofii ponurej zgrywy” trzeba przeciwstawić optymistyczną chrześcijańską wizję człowieka i świata. – W naszej szkole chcemy uczyć, że prawda istnieje, i chcemy jej szukać – mówił kapelan.
Postmodernizm narodził się z marksizmu – zwróciła uwagę politolog i filozof dr hab. Agnieszka Nogal. Nie chodzi tylko o biografie (choć większość polskich i zachodnioeuropejskich postmodernistów była wcześniej marksistami), ale przede wszystkim o źródła idei. Postmodernizm był reakcją na dominującą i rozstrzygającą rolę wiedzy w marksizmie. Pojęcia „prawdy” i „poznania” zastąpiono pojęciem „dyskursu” (a raczej wieloma dyskursami: filozofii, religii, polityki, feminizmu itd.) i uznano, że trzeba dowartościować dyskursy, które do tej pory nie miały prawa głosu. Stąd wzięły się akcje afirmatywne „uciskanych” grup społecznych i polityczna poprawność.
Prelegentka zwróciła uwagę na niekonsekwencję tych zasad, np. można żartować o białych mężczyznach, ale nie wolno o kobietach czy czarnoskórych. Niestety, te idee przekładają się często na konkretne rozwiązania prawne. Inny fatalny skutek postmodernizmu to przewartościowanie agresji i współpracy. – Wiele idei postmodernistycznych, np. feminizm, definiuje się i krystalizuje w opozycji do czegoś. Pozytywną wartością jest tu ścieranie się, agresja. To coś nowego w naszej liczącej 24 wieki kulturze, która stawiała na konsensus, porozumienie i współpracę – mówiła dr Nogal.
Abp Henryk Hoser dodał, że „gen marksizmu” w postmodernistycznej kulturze przyniósł jeszcze dwa istotne zjawiska: ignorowanie ludzkiej natury i przekonanie o nieuchronności pewnych zjawisk społecznych. – A przecież historię tworzą ludzkie wybory: wybory pojedynczych ludzi i grup społecznych – podkreślił.
– Kłopoty ludzi z postmodernizmem biorą się nie stąd, że czytają jego klasyków, ale stąd, że korzystają z mediów – mówił dziennikarz i publicysta Tomasz Terlikowski, redaktor naczelny „Frondy”. Rewolucję, jaką wprowadziła w kulturze telewizja, porównał do tej, jaką wywołało w starożytnej Grecji upowszechnienie się pisma. W kulturze obrazkowej, w jakiej obecnie żyjemy, rozum przestał być kryterium poznawczym. Jego miejsce zajmują: emocje, atrakcyjność i „autentyczność”. – Nie należy za to winić ani dziennikarzy, ani widzów, tylko naturę samego przekaźnika, który – jak zauważył Terlikowski, cytując Marshalla Mc Luhana – stał się przekazem.
Telewizja, w której naturę jest wpisany konflikt, wpłynęła nawet na nasz sposób dyskutowania i myślenia. Z kolei wady internetu to chaotyczność, brak ciągłości i brak przewodników. Christian Vandendorpe uważa wręcz, że odbiorca internetowego hipertekstu tak naprawdę nie jest czytelnikiem – bo nie czyta do końca i przeskakuje z tematu na temat, a poza tym podczas czytania ogląda obrazki i słucha muzyki.
Zdaniem Terlikowskiego w edukacji należy zrezygnować z telewizji i internetu, a wrócić do wspólnego czytania klasycznych książek. – Ludzie, którzy uczą się w ten sposób, lepiej się odnajdują w świecie, także w świecie nowych mediów. W Izraelu największe wzięcie na rynku pracy mają absolwenci ultraortodoksyjnych jesziw, którzy nigdy nie widzieli komputera, za to od czwartego roku życia studiują Torę – powiedział.
Z kolei Paweł Woliński z Fundacji Mamy i Taty wskazał, że choć ponowoczesny świat zna różne typy rodziny – oprócz tradycyjnej także takie DINKS (Double Income No Kids – podwójny dochód, zero dzieci), LAT (Living Apart Together – życie razem, ale osobno), OPF (One Parrent Family – rodzina z jednym dzieckiem), „rodziny patchorkowe” i takie, które nadzwyczaj poważnie traktują zwierzęta domowe – to jednak w badaniach socjologicznych młodzi Polacy mówią, że najważniejszy cel w ich życiu to być kiedyś dobrym rodzicem. Na kolejnych miejscach znalazły się: udane małżeństwo i pomaganie innym. Pieniądze i sława znalazły się na ostatnich miejscach. – Nasze pragnienia się nie zmieniają – zauważył Woliński.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.