Jan Paweł II uczył, że przed Bogiem trzeba klękać. Wywiad z ks. Jarosławem Cieleckim
16 października 2018 | 16:06 | Paweł Żulewski | Tomasz Terlikowski Ⓒ Ⓟ
Wielu ludzi mówiło, że gdy podchodzili do św. Jana Pawła II to mieli wrażenie, że on wie o nich wszystko, że jego wzrok przenika najgłębsze regiony ich duszy. Wielu miękły nogi, bo czuli, że spotykają się ze świętym, z człowiekiem żyjącym na ziemi, ale nie z tego świata – opowiada ks. Jarosław Cielecki, współpracownik św. Jana Pawła II, dyrektor Vatican News Agency.
– Kiedy pierwszy raz spotkałeś Jana Pawła II?
– To było jeszcze w Strykowie, gdzie – jak mówiłem – zrobiliśmy teatr i wystawiliśmy w nim „Gościa oczekiwanego” Zofii Kossak-Szczuckiej. Ja ten spektakl nagrałem na kasetę VHS i wysłałem Ojcu Świętemu. A on, za sprawą ks. Stanisława Dziwisza, ją obejrzał. Ja nawet o tym początkowo nie wiedziałem, ale pojechałem na pielgrzymkę do Ojca Świętego z Rodziną Radia Maryja.
Pamiętam, że stałem w takiej wielkiej kolejce do papieża i wtedy podbiegł do mnie ks. Dziwisz i mówi, żebym podziękował Janowi Pawłowi II, bo on obejrzał nasz parafialny spektakl i bardzo mu się podobał. Ja dostałem niemal drgawek, podszedłem do papieża i mówię, że to my zrobiliśmy ten spektakl, a papież do mnie mówi, żebyśmy przyjechali do niego z młodzieżą. „Ustalcie ze Stasiem termin” – powiedział mi.
Natychmiast po powrocie zamówiłem autokar, zdezelowany kompletnie, ale na inny nie było nas stać, i zmontowaliśmy grupę, żeby pojechać do Castel Gandolfo. Poza młodzieżą zabrałem też ekipę telewizyjną, żeby nagrać wywiad z papieżem dla naszej parafialnej telewizji strykowskiej. Nie miałem pojęcia, że coś trzeba ustalać, że jakieś zgody, więc jak tylko zobaczyłem papieża to natychmiast do niego podszedłem, zanim on jeszcze zbliżył się do młodzieży, i poprosiłem, żeby udzielił nam wywiadu.
A papież spojrzał na mnie z takim uśmiechem, zabrał mi mikrofon, jakby chciałstand upzrobić, kamerzysta uruchomił kamerę i mówi: „pozdrawiam wszystkich w parafii Stryków”. A potem dopiero podszedł do młodzieży, witał się z każdym, żartował. Każdego pytał, jaką rolę odgrywał w spektaklu na podstawie jego sztuki. To było pierwsze spotkanie. Niesamowite.
– A potem wiele razy widziałeś się z Janem Pawłem II?
– Wiele razy. I za każdym razem coś opowiadałem albo wywijałem. Księdza Dziwisza to już czasem irytowało, ale Jan Paweł II chyba to lubił, bo ja zawsze coś przywoziłem z Polski. Raz kiełbasę, innym razem wino w takiej wielkiej, półmetrowej butli. – Taką małą buteleczkę wina przywiozłem – powiedziałem Mu wtedy. Śmiał się i odpowiedział: „widziałem, ale jak my to otworzymy”. Papież potem mnie już kojarzył jako tego księdza z Niegowici. I tak było zawsze.
– Ojciec święty kojarzył Cię z Niegowicią?
– (śmiech) Dokładnie tak. A ja nie pozwalałem na to, żeby mnie przestał z nią kojarzyć.
– Bardzo wielu ludzi, którzy wspominają św. Jana Pawła II, mówi o tym, że gdy zwracał się do kogoś, to był tylko dla tej osoby. Też masz takie wspomnienia?
– Jego spojrzenie było niesamowite, przenikające do głębi. Ja nigdy nie spotkałem nikogo, kto spoglądałby na mnie z taką energią, z taką mocą, jakby sięgając do głębi. Człowiek miał wrażenie, jakby ten jego wzrok, to jego spojrzenie odsłaniało w nim wszystko. Byłem kiedyś na audiencji u Ojca Świętego z właścicielem Telewizji Polsat Zygmuntem Solorzem, który zresztą nie przywiązywał szczególnej wagi do tego spotkania. To miało być tylko kolejne spotkanie w jego życiu, ale nic do czego przywiązywałby przesadne znaczenie. Ale wszystko się zmieniło, gdy on podszedł do papieża, a Jan Paweł II spojrzał na niego i położył na niego swoje dłonie. Wtedy ten twardy biznesmen zaczął płakać.
Dziennikarze chcieli to nagrywać, ale on zakazał. „Wytnijcie łzy” – powiedział im. Ale ja zadałem mu pytanie, co się stało? Czemu płakał? „Bo mi się wydawało, że on mnie zobaczył całkowicie, że zobaczył we mnie wszystko” – odpowiedział. „To było coś niesamowitego” – dodał.
– Inni też tak mieli?
– Oczywiście. Wielu ludzi mówiło, że gdy podchodzili do św. Jana Pawła II to mieli wrażenie, że on wie o nich wszystko, że jego wzrok przenika najgłębsze regiony ich duszy. Wielu miękły nogi, bo czuli, że spotykają się ze świętym, z człowiekiem żyjącym na ziemi, ale nie z tego świata. Pamiętam, gdy pracowałem z Newtem Gingrichem nad jego filmem „9 dni, które zmieniły świat”, to mówiąc o św. Janie Pawle II często używałem słów zapożyczonych zresztą od Vittorio Messoriego, że „wszyscy myśleli, że to jest papież z Polski, a to był przecież Piotr z Galilei”.
To doświadczanie Piotra z Galilei w Janie Pawle II było obecne w bardzo wielu z nas, także wśród tych, którzy dzisiaj jakby zapomnieli o papieżu, którzy w imię kariery nie chcą już o nim pamiętać, którzy teraz opowiadają o tym, że nasz papież był z jakiejś innej epoki i już spokojnie można o nim zapomnieć, bo nie przystaje on do naszych czasów. A ja uważam, że o nim wciąż trzeba mówić, wspominać go, opowiadać o nim dzieciom, które go nie znały, tak by ukazywać go właśnie jako prawdziwego Piotra naszych czasów.
– Mówiłeś o wrażeniu poznania przez Jana Pawła II swojego rozmówcy do głębi, ale czy On rzeczywiście tak poznawał? Czy wiedział z czym przychodzą do niego ludzie?
– Znam wiele takich świadectw ludzi, którzy opowiadali, że św. Jan Paweł II zwracał się do nich ze słowami, które dotykały dokładnie najgłębszych problemów, z jakimi do niego przychodzili. Nic o nich nie wiedząc. Wielu ludzi po takich słowach przeżyło głębokie nawrócenie, a znam nawet takich, którzy wstąpili – po jednej rozmowie z Janem Pawłem II, która odkryła ich głębię – do seminariów, i teraz są już kapłanami. To był prawdziwy mistyk. Jego spojrzenie rzeczywiście obejmowało całego człowieka, a jego słowa były zawsze urzekające, porywające. A do tego on potrafił siedzieć godzinami i czekać na ludzi, którzy pragnęli się z nim spotkać.
– Podróżowałeś ze św. Janem Pawłem II?
– Wielokrotnie, ale za każdym razem było to ogromne przeżycie przede wszystkim dla mnie. Gdy ja zacząłem jeździć jako dziennikarz, to papież czasem wychodził do dziennikarzy, zagadywał do nich, i choć nie było możliwości prywatnych rozmów, to i to samo w sobie było niesamowite. Ale dla mnie niezwykła była możliwość nawet spoglądania na białą piuskę papieża, czy rozmów z innymi dziennikarzami, przez które przebijała świadomość, że rozmawiamy o naszym, o polskim papieżu. Uwielbiałem też żarty Jana Pawła II.
– Jakie?
– Bardzo różne. Święty Jan Paweł II bardzo lubił żartować, i wszyscy jego znajomi to potwierdzają. Kopalnią anegdot jest mój przyjaciel, wcześniej osobisty fotograf Ojca Świętego, Arturo Mari. Był tak czas, gdy prawie codziennie się spotykaliśmy na kawie, i pewnego dnia, Arturo ze śmiechem opowiedział mi, co papież wyprawia ze swoją laską, którą podpierał się, gdy brakowało mu sił. Zazwyczaj tylko nią wymachiwał albo udawał, że jest szpadą, którą wojskowe kampanie reprezentacyjne salutują znamienitym gościom.
Pewnego dnia jednak, po odprawionej mszy świętej porannej, papież wybierał się już na spotkanie z pielgrzymami do biblioteki, ale zanim tam doszedł zaczął jeszcze żartować z Arturo Mari. „Arturo, rozkazuj” – żartował do niego, a potem wziął swoją laskę i trzymał ją, tak jak żołnierze podczas prezentowania broni. Chwilę potem przerzucił laskę w drugą dłoń i skierował ją, jakby szpadę, w kierunku fotografa i zaczął podchodzić do niego, jakby chciał go dźgnąć. W tym momencie ktoś otworzył drzwi do biblioteki, ale jakiś sekretarz uchwycił w ostatnim momencie papieża i sprawił, że nie wparował on do biblioteki ze swoja lasko-szpadą.
Taki był papież, to był ojciec, który potrafił być surowy, ale potrafił też żartować. I był łasuchem. Nie wiem, czy wiesz, ale poza wadowickimi kremówkami jest jeszcze jeden rodzaj ciastek, które można nazwać papieskimi.
– Jakie?
– Sycylijskie cagnioli. To takie rurki z kremem. Gdy papież trafił ostatni raz do kliniki Gemeli, niemal nie mógł już mówić, był bardzo słaby, i wtedy zapytano go, co by zjadł. A on na to, że właśnie owo sycylijskie ciastko. Takie prawdziwe, dobre są tylko na Sycylii. I codziennie je przywożono, świeżutkie z Sycylii właśnie. Dyrektor szpitala, z którym o tym rozmawiałem opowiadał mi, że codziennie karmił papieża łyżeczką owym ciastkiem, a dokładniej kremem z niego i ze łzami w oczach wspominał zachwyt Ojca Świętego nad smakiem cagnioli. To było ostatnie ciastko Ojca Świętego.
– A którą z pielgrzymek z Janem Pawłem II zapamiętałeś najlepiej?
– Najmocniej? To będzie chyba Ziemia Święta. Nigdy nie zapomnę, jak święty Jan Paweł II sprawował Mszę w Wieczerniku, jako pierwszy papież po Jezusie. Po dwóch tysiącach lat, on znowu, jak Jezus przełamał tam chleb. I to wspólne pielgrzymowanie po miejscach, w których był wcześniej Jezus, po których chodzili apostołowie. Długa modlitwa w Betlejem w miejscu narodzenia, jeszcze dłuższa w Bazylice Grobu Pańskiego. I niesamowite wspomnienie, że choć papież nie miał już sił, był zmęczony, to jednak wszedł na Golgotę. Tego nie było początkowo w planach, podejście do tego miejsca jest bardzo trudne, szczególnie dla schorowanego człowieka. A jednak, w tajemnicy przed światem, Jan Paweł II wrócił tam i poszedł w miejsce, gdzie umarł Jezus. Niesamowity obraz pokory, uniżenia, świadomości tego, gdzie dzieją się rzeczy najważniejsze.
Mam wciąż przed oczyma obraz modlącego się tam, na kolanach, papieża. Niezwykły czas, szczególnie, gdy człowiek sobie uświadamiał, że św. Jan Paweł II jest sam „Piotrem naszych czasów”. To pozostaje w człowieku i wraca, gdy myślę o własnej modlitwie czy szerzej o naszych modlitwach. Zawsze, gdy zachęcam ludzi do tego, by trwali na kolanach, przywołuje ten obraz i przypominam, że papież nie miał wówczas sił, że był schorowany, że przeżył zamach, a jednak klęczał i to bardzo długo, adorował miejsce, w których skonał Jezus, a my często, choć zdrowi, to nie mamy chęci czy potrzeby klęknąć. A przecież św. Jan Paweł II nieustannie, za pomocą własnego przykładu, mówił nam o tym, że mamy być na klęczkach przed Bogiem, że nie możemy zapomnieć o tym, że mamy kolana. Świat dzisiaj zmierza w inną stronę, nie chce klęczeć, nie chce adorować.
– Widziałeś, jak Jan Paweł II się modli?
– Czasem z bardzo bliska robiłem zbliżenia fotograficzne. I nigdy tego nie zapomnę. On wiedział, szczególnie po zamachu, że ma szczególną misję do wypełnienia, że zostało mu darowane drugie życie, i że jest prowadzony ręką Maryi.
– Czego nauczył Cię Jan Paweł II?
– Spontaniczności, żeby nie patrzeć na innych, co będą o mnie myśleć, co będą o mnie mówić. Jeśli czuję w sercu, że powinienem coś zrobić, by dać świadectwo Jezusowi, to mam to zrobić. Mam iść wszędzie, zrobić wszystko.
***
Tekst jest fragmentem książki ks. Jarosława Cieleckiego „Padre Jarek od św. Szarbela”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Esprit.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.