Drukuj Powrót do artykułu

Jan Paweł II zawsze widział w Gnieźnie stolicę Prymasa

19 grudnia 2009 | 01:46 | mp / kw Ⓒ Ⓟ

W Polsce punkt ciężkości przesunął się z urzędu Prymasa na rzecz Konferencji Episkopatu. W tym sensie dostosowujemy się do „rytmu” Kościoła powszechnego – mówi KAI abp Henryk Muszyński, który dzisiaj obejmie urząd Prymasa Polski.

„Wyrażam przekonanie, że prymasostwo nie będzie się sprowadzało wyłącznie do precedencji. W obecnej chwili problem jest po prostu otwarty i wymaga ustaleń” – dodaje metropolita gnieźnieński. Przyszły Prymas wyraża opinię, że Sobór Watykański został w Polsce za słabo zrealizowany, a duża część jego dokumentów „pozostaje ciągle zadaniem do wypełnienia”.

 

Ksiądz Arcybiskup otrzyma 19 grudnia zaszczytny tytuł Prymasa Polski. Znamy historyczną rolę prymasostwa w Polsce. Na czym ta funkcja polega dziś?

Abp Henryk Muszyński: Dziś funkcja Prymasa Polski jest funkcją honorową, bez jurysdykcji. Jej charakter precyzyjnie określił Benedykt XVI w liście, jaki skierował do mnie 8 grudnia b.r. Ojciec Święty pisze, że „Honorowy tytuł Prymasa Polski, z kompetencjami określonymi w Statutach Konferencji Episkopatu Polski, cieszy się wielkim szacunkiem i znaczeniem w polskim Narodzie i jest znakiem jedności polskich katolików”.

Nowy statut naszego Episkopatu – do którego odsyła Ojciec Święty – stanowi, że „Prymas Polski zachowuje honorowe pierwszeństwo wśród biskupów” . Stanowi ponadto, że Prymas Polski jest członkiem Rady Stałej Episkopatu i obok kardynałów kierujących diecezjami, jest faktycznie jedynym niewybieralnym członkiem tejże Rady, co zapewnia jemu znamię jedności i ciągłości. Całością prac Konferencji kieruje oczywiście jej Przewodniczący.

Czy zapisy te oznaczają, że kompetencje przyznawane Prymasom Polski w ciągu wieków zostały odwołane?

– Upoważnienia specjalne, które posiadał Prymas August Hlond, ks. Prymas Stefan Wyszyński, a także kard. Józef Glemp związane były oczywiście z konkretnymi osobami. Pozostałe upoważnienia nadawane przez Stolicę Apostolską Prymasom Polski formalnie nie zostały odwołane. Z listu skierowanego do mnie przez papieża Benedykta XVI wynika, że docenia on w pełni jak wielkim szacunkiem i znaczeniem cieszy się prymasostwo w narodzie polskim.

Jednak we współczesnym Kościele – po Soborze Watykańskim II – nacisk został położony na zasadę kolegialności, co na poziomie lokalnym realizowane jest w ramach konferencji biskupich. A w Kościele powszechnym jest to instytucja Synodu Biskupów. Łączy ona kolegialność z hierarchicznością. W Polsce punkt ciężkości przesunął się z urzędu Prymasa na rzecz Konferencji Episkopatu. W tym sensie dostosowujemy się do „rytmu” Kościoła powszechnego.

Nie chcąc formalnie odwoływać historycznych kompetencji przyznanych polskim prymasom, Benedykt XVI – we wspomnianym dokumencie – zdefiniowanie konkretnych ram posługi prymasa pozostawia Konferencji Episkopatu Polski.

Jaką koncepcję tej posługi – w aktualnej sytuacji – ma Ksiądz Arcybiskup?

– Stracił aktualność wzorzec posługi prymasa zbudowany przez kardynałów Hlonda i Wyszyńskiego. Z ks. kard. Glempem skończył się definitywnie okres prymasów, którzy byli przewodniczącymi Konferencji Episkopatu. W tej chwili prymasostwo jest funkcją honorową. Wchodzimy w inny okres, bardziej dostosowany do duchowych potrzeb Kościoła.

Kolegialna i bardziej demokratyczna struktura Episkopatu umacnia z pewnością pozycję każdego biskupa diecezjalnego, a także zmienia wzajemne relacje miedzy biskupami oraz ich relacje z prymasem. Prymas jest „pierwszym wśród równych”, a nie kimś kto stoi „ponad”. Rola i funkcja prymasa musi się niejako od nowa „wpisać” w aktualne struktury Episkopatu. W tym celu Przewodniczący Episkopatu zwołał osobne posiedzenie Rady Stałej, gdzie ten problem będzie przedmiotem dyskusji. Wyrażam przekonanie, że prymasostwo nie będzie się sprowadzało wyłącznie do precedencji. W obecnej chwili problem jest po prostu otwarty i wymaga wspólnych ustaleń.

Czy kolegialność nie generuje nowych problemów?

– Może generować w tym sensie, że wymaga bardzo precyzyjnego uzgadniania wspólnego stanowiska, co zajmuje wiele czasu i energii. Widać to np. przy przygotowywaniu komunikatów z obrad Episkopatu. Nie zadawalają one wszystkich, ale za to wyrażają wspólne stanowisko, co nadaje im – obok listów pasterskich – szczególną rangę.

Nowością – w porównaniu z ostatnimi latami – jest fakt, że prymas będzie członkiem Rady Stałej Episkopatu. Daje mu to możliwość realnego wpływu na decyzje Episkopatu…

– To fakt. Oprócz uprawnień honorowych, prymas – jako członek Rady Stałej – będzie miał możliwość współkształtowania programu duszpasterskiego jak i wpływ na te sprawy Kościoła, które podejmuje Konferencja Episkopatu.

Jaki specyficzny wymiar posłudze Prymasa nada fakt, że miejscem stałego rezydowania prymasa jest Gniezno, ze swym charakterystycznym „genius loci”. Jak Ksiądz Arcybiskup to wykorzysta?

– Gniezno jest widomym znakiem ciągłości Kościoła w Polsce oraz duchowej jedności Polski z Europą. Jesteśmy tu u samej kolebki zarówno naszej państwowości i Kościoła w Polsce. Odnajdujemy też początki naszej europejskości.

Tę tradycję należy pielęgnować. Tożsamość narodowa i religijna w Polsce nigdy nie występowały rozdzielnie. Symbolizuje to m.in. obecność orła białego oraz krzyża w tradycji Gniezna. Związek ten stanowi ważny element polskiej tożsamości. Nie oznacza to oczywiście powrotu do sojuszu tronu i ołtarza. Dziś żyjemy w innych czasach. Obydwa symbole stanowią jednaki istotny element naszej narodowej tożsamości. Tak jak Francuzi są dumni ze swej laickości, tak my powinniśmy być dumni z tej harmonii elementu patriotycznego i religijnego.

Jest to tym bardziej istotne, że we współczesnym świecie widzimy zagrożenie „duchowym sieroctwem”. Jest to rodzaj cywilizacyjnej choroby, która sprawia, że ludziom coraz trudniej jest odpowiedzieć na pytanie: kim są, skąd pochodzą i dokąd zmierzają.

Kilkakrotnie mówił Ksiądz Arcybiskup o roli Prymasa wobec Polonii. Niedawno biskup pomocniczy gnieźnieński Wojciech Polak został delegatem Episkopatu ds. Polonii. Czy Gniezno stanie się teraz centralnym ośrodkiem kościelnej współpracy z Rodakami na Wychodźstwie?

– Żywię nadzieję, że może to rzeczywiście wzmocnić więź z rodakami na wychodźstwie z kolebką macierzy. Pod tym względem Gniezno ma piękną tradycję. Długoletni i ogromnie zasłużony duszpasterz Polaków za granicą, ks. abp. Szczepan Wesoły do dziś dnia formalnie jest biskupem pomocniczym gnieźnieńskim. Jednak również i w tym względzie znajdujemy się w nowej sytuacji. Ksiądz biskup Polak będzie kierował duszpasterstwem polonijnym z ramienia Episkopatu. Nie można jednak zapomnieć, że Polacy za granicą uważają właśnie prymasa za swojego duchowego opiekuna. Znalazło to także swój wyraz w dokumencie II Polskiego Synodu Plenarnego, gdzie zapisano, że Polacy żyjący na emigracji uważają, że duchowa opieka Prymasa Polski ma dla nich duże znaczenie i powinna być zachowana. Temu życzeniu Polonii Episkopat winien wyjść w jakiś sposób naprzeciw. Prymas Glemp miał specjalne upoważnienia w odniesieniu do emigracji, których ja nie mam. Ale takie są oczekiwania Polonii.

Jak długo Ksiądz Arcybiskup będzie prymasem? Co konkretnie zamierza zrobić w tym czasie?

– Moja posługa metropolity gnieźnieńskiego z tytułu wieku dobiega końca. Ojciec Święty przyjął moją rezygnację po ukończeniu 75 roku życia, z jednoczesnym przedłużeniem pełnienia urzędu do 20 marca 2010 r. Moje zadanie jako Prymasa ma więc charakter symboliczny i wyrazi się przede wszystkim w ponownym złączeniu prymasostwa z arcybiskupami gnieźnieńskimi.

Trudno sobie wyobrazić Prymasów Polski, którzy nie byliby kardynałami. Czy Ksiądz Arcybiskup spodziewa się kapelusza?

– Rozumiem oczekiwania ludzi, bo prawie zawsze tak było. Proponowałbym jednak spojrzeć na to w kontekście ogólnych potrzeb Kościoła. Gniezno przez wieki było stolicą kardynalską, ale nie sposób powiedzieć czy tak będzie nadal. Przy podejmowaniu takich decyzji Stolica Apostolska bierze pod uwagę, ilu mamy kardynałów polskich w Rzymie oraz ile mamy tradycyjnych stolic kardynalskich w kraju. Jest zrozumiałe, że musi być uwzględniona pewna równowaga i proporcjonalność zarówno w wymiarze krajowym, jak i ogólnokościelnym.

Mówi się, że powrót tytułu Prymasa Polski do arcybiskupów gnieźnieńskich jest osobistą zasługą Księdza Arcybiskupa. Jak długo trwały starania?

– Nie trzeba było wielkich starań, gdyż decyzję tę podjął Jan Paweł II, a Benedykt XVI tylko ją respektuje. Już w bulli „Totus tuus Poloniae populus” z 1992 r. jest napisane, że „tytuł Prymasa Polski pozostanie związany z historycznym dziedzictwem św. Wojciecha w archidiecezji gnieźnieńskiej”. Przypuszczam, że właśnie z tego tytułu ks. Prymas Glemp, także jako arcybiskup warszawski, otrzymał dodatkowy tytuł „kustosza relikwii św. Wojciecha”, które przecież są w Gnieźnie. A więc nigdy prymasostwo nie zostało faktycznie odłączone od Gniezna.

Jan Paweł II – mimo, że zniósł unię personalną Warszawy i Gniezna – zawsze widział Gniezno w przyszłości jako stolicę prymasowską. Ta niewielka 17-letnia przerwa, zaistniała po to, aby nie pozbawiać kard. Glempa tytułu prymasa w trakcie urzędowania. Świadczyć może o tym m.in. fakt, że kiedy w 1992 r. wraz z kard. Glempem spotkaliśmy się z Janem Pawłem II, papież powiedział na powitanie: „Tego nawet w Watykanie nie pamiętają, arcybiskup gnieźnieński i prymas w dwóch osobach!”.

Podobnie Benedykt XVI witał mnie często jako „arcybiskupa stolicy prymasowskiej”. Przed podjęciem ostatecznej decyzji wnikliwie zbadał ten problem. O ile mi wiadomo byli konsultowani wszyscy polscy metropolici. Ostatecznie, 1 listopada 2006 r., w liście do kard. Glempa, przekazał mu niezmienioną decyzję Jana Pawła II o powrocie tytułu Prymasa do metropolitów gnieźnieńskich. Dokona się to z chwilą ukończenia przezeń 80 roku życia.

Nawiązując do tego, że przyszły Prymas ma zagwarantowane miejsce w Radzie Stałej, co zdaniem Księdza Arcybiskupa wymaga najpilniejszej troski dziś, jeśli chodzi o pracę Konferencji Episkopatu oraz Kościół w Polsce. Na jakich sprawach skoncentruje się przyszły Prymas Polski?

– Generalnie rzecz biorąc – jeśli chodzi o działalność duszpasterską – większy nacisk należałoby położyć na systematyczną ewangelizację dorosłych. Nasza religijność wciąż jest zbyt powierzchowna. Obawiam się, że w momencie jakichś szczególnych napięć, mogłyby ujawnić się niebezpieczne rysy. W wypadkach konfliktowych widać jak powierzchowna bywa świadomość eklezjalna Polaków. Często Kościół sprowadzany jest do „instytucji usługowej” w zakresie sakramentalnym. Katechizm Kościoła – zarówno ten wielki, jak i mały czyli skrócone jego kompendium – nie jest dostatecznie wykorzystany.

Drugi wymiar wymagający dowartościowania, to kwestia większego udziału świeckich i ich współodpowiedzialności za Kościół. Uważam, że ludzie świeccy mogą wiele wnieść, np. jeśli chodzi o kształtowanie współczesnej duchowości czy rozeznawania problemów w otaczającym świecie. Często zaskakują mnie swą głębią i wyczuciem. Podziwiam mądrość tych duszpasterzy, którzy żyją w bliskiej łączności ze świeckimi. Widzę jak korzystna może być ich współpraca.

Skoro Ksiądz Arcybiskup mówi o rozeznaniu problemów przez świeckich, to może warto reaktywować Radę Społeczną przy Prymasie Polski?

– Istnieją już rady społeczne przy arcybiskupie warszawskim i poznańskim, a być może nawet gdzie indziej. Tworzenie jeszcze jednej rady prymasowskiej, jak za czasów kard. Hlonda, która obejmowałaby całą Polskę dziś jest pewnie nie do pomyślenia. W każdym razie jest to przedmiot godny rozważenia czy i na ile byłoby potrzebne i sensowne powoływanie jeszcze jednej rady. Mogłoby to być realne jedynie w wypadku, gdyby taka była wola Episkopatu. W każdym wypadku taka rada, gdyby miała obejmować całą Polskę, musiałaby być umocowana przy Konferencji Episkopatu.

Prymas Polski zawsze wypowiadał się w ważnych sprawach społecznych. W jakich sprawach głos Kościoła w debacie publicznej w Polsce winien być najbardziej słyszalny?

– Głos Kościoła w debacie publicznej nie powinien być uwarunkowany aktualnymi problemami. Nasze nauczanie ma charakter niezależny i obowiązują nas ewangeliczne punkty ciężkości. Oczywiście z uwzględnieniem tych realiów, które przeżywa Polska, naród i nasi wierni.

Jestem przekonany, że punktem wyjścia dla obecności Kościoła w życiu publicznym musi być dziś głoszenie właściwej antropologii. We współczesnym świecie widać olbrzymi deficyt w zakresie rozumienia kim w istocie jest człowiek, na czym polega godność osoby ludzkiej i wynikające stąd prawa. Krótko mówiąc, chodzi o odpowiedź na pytanie: Czy wielkość człowieka jest na miarę Boga, czy osiągamy ją za cenę detronizacji Boga.

Drugi problem to eklezjologia: świadomość czym jest Kościół. Winno to być przedmiotem ustawicznej katechizacji.

Trzeci zakres koncentruje się wokół odpowiedzi na pytanie: do czego zobowiązuje mnie bycie wierzącym? Niestety wśród wielu katolików, nawet ze środowisk elitarnych, rozdział między deklarowaną wiarą a realiami życia jest tragiczny. Często mamy do czynienia z bolesnym pęknięciem świadomości. Wielu być może nie czuje nawet wyrzutów sumienia.

Poza tym, w sferze publicznej niezbędne jest ustosunkowywanie się Kościoła do wielu konkretnych problemów jak: rodzina, edukacja czy bioetyka. W dyskursie publicznym nie można dać się zapędzić do narożnika pod hasłem, że są to problemy wyznaniowe. Nieprawda: są to ważne problemy człowieka. Punktem odniesienia winno być prawo naturalne.

Upominać musimy się o prawa rodziny. Kryzys rodziny – jakiego doświadczamy w Europie a i coraz bardziej w Polsce – pociąga za sobą kryzys społeczeństwa, jest także kryzysem Kościoła. Jeżeli nie uda się nam uratować rodziny, to nie uda się uratować Kościoła. W rodzinie przecież kształtują się najbardziej elementarne postawy wzajemnego zaufania, otwartości i akceptacji. Musimy więc zacząć od odbudowy tej podstawowej komórki społecznej. Bogu dzięki doczekaliśmy się ostatnio ważnych dokumentów Komisji ds. Rodziny.

Innym wymiarem naszej refleksji winna być polityka na rzecz rodziny. Bardzo dużo jest do zrobienia w tej kwestii. Jesteśmy daleko w tyle za wieloma krajami Unii Europejskiej. Nawet państwa laickie mają bardziej rozwinięte ustawodawstwo rodzinne.

Kolejne wyzwania to biomedycyna, która weszła szeroką falą do Polski, a nie została w żaden sposób uregulowana. Wiąże się z tym szeroko dyskutowany problem zapłodnienia in vitro. W dużym stopniu jest to problem braku świadomości, że człowiek wchodzi tu w sferę stwórczą samego Boga. W tym wypadku widzę większe nawet zagrożenie od bomby atomowej. Zagrożenie dla gatunku i jego przyszłości. Bowiem nikt nie jest w stanie przewidzieć, jakie będą skutki tak daleko idących eksperymentów biomedycznych, jeśli nie postawi się im granic etycznych.

Dlaczego eksperymenty biomedyczne mogą być bardziej niebezpieczne od bomby atomowej?

– Dlatego, że poprzez eksperymenty związane ze sztucznym poczęciem człowieka, modyfikacjami genetycznymi itp., wkraczamy niejako w sferę stwórczą zastrzeżoną Bogu. Możliwości jakie ma dzisiaj człowiek muszą iść w parze z pewnymi zasadami moralnymi. Dlatego regulacje prawne w tej sferze są sprawą bardzo pilną.

Z ogromnym uznaniem i wdzięcznością przyjąłem ostatni dokument na temat katolickiej bioetyki. Odpowiada on w sposób kompetentny i zrozumiały na wszystkie postawione wyżej problemy, w tym także na niezmiernie aktualny problem zapłodnienia in vitro. Dzięki temu każdy człowiek dobrej woli może poznać zdrowe zasady katolickiej etyki związane z tą dziedziną. W ten sposób stanowisko Kościoła zostało jasno określone. W dyskusji publicznej mamy obowiązek dać najpierw świadectwo, że istota ludzka od pierwszej chwili swojego zaistnienia przez połączenie dwóch komórek męskiej i żeńskiej nie może być traktowana jako zespół tkanek poddawanych eksperymentom.

Trzeba też jasno zaświadczyć, że jedynym środowiskiem godnym poczęcia życia ludzkiego jest środowisko miłości małżeńskiej mężczyzny z kobietą. Tylko taki związek gwarantuje dziecku normalne warunki rozwoju.

Z drugiej strony żyjemy w świecie pluralistycznym. Musimy liczyć się, że nasza opinia nie będzie podzielana przez innych. W takim wypadku trzeba robić wszystko, aby ograniczyć szkodliwe skutki niemożliwych do przyjęcia dla katolika rozwiązań. Najgorsza jest sytuacja braku jakichkolwiek uregulowań prawnych dotyczących tej dziedziny, jak jest właśnie w Polsce. W takim wypadku wolno faktycznie wszystko. Ten stan rzeczy należy jak najszybciej zmienić.

Jak winien zachować się poseł, który chce być katolikiem?

– Po pierwsze nie może zgodzić się na to, aby tak ważna sprawa pozostała bez żadnego uregulowania prawnego. Poseł powinien najpierw w sposób jednoznaczny dać świadectwo wierności nauce Kościoła. Następnie powinien zrobić wszystko, co możliwe, aby ograniczyć negatywne skutki obecnego stanu rzeczy. Powinien zatem zabiegać o taki kształt ustawy, który możliwy jest do przyjęcia, a jednocześnie maksymalnie gwarantuje zachowanie niezbywalnego prawa do życia i godności każdej istoty ludzkiej.

Ksiądz Arcybiskup należał zawsze do grona gorących promotorów Soboru Watykańskiego II . Czy w Polsce Sobór został dostatecznie wprowadzony, czy wciąż jest zadaniem?

– Jest bardziej zadaniem niż urzeczywistnionym dziełem. Ponieważ sam należę do pokolenia przedsoborowego, tym bardziej mogłem doświadczyć, jak istotne i pozytywne zmiany wprowadził sobór. Jednak duża część dokumentów soborowych pozostaje ciągle zadaniem do wypełnienia.

Które dokumenty ma Ksiądz Arcybiskup na myśli?

– Np. dokument o wiernych świeckich.

W czym nie został zrealizowany?

– W okresie komunizmu sam byłem przekonany, że niektóre dokumenty soboru nie pasują do naszej specyficznej rzeczywistości i ich realizacja z powodu zewnętrznych uwarunkowań nie jest możliwa. Możliwość działania wiernych świeckich była tak bardzo ograniczona, że czytając ten dokument nie zwróciłem uwagi np. co mówi on o Akcji Katolickiej. Wiadomo było, że nie ma szans na jej założenie. Nie zwracaliśmy więc uwagi na to, co sobór mówi na ten temat. Obawiam się, że taki sam mechanizm dotyczył także innych dziedzin nauczania soboru.

Wśród innych – w niewielkiej mierze u nas zrealizowanych myśli Soboru Watykańskiego – wymieniłbym te, które dotyczą np. Katolickiej Nauki Społecznej. Kolejny wymiar podkreślany przez sobór, a wciąż słabo rozumiany, to kolegialny wymiar życia Kościoła.

Później przyszły nowe encykliki czy dokumenty Magisterium i na nich skupiliśmy uwagę. Do Soboru wracamy rzadko, choć jest to fundament obecności Kościoła w świecie współczesnym, do którego winniśmy powracać. Proponowałbym więc ponowną lekturę dokumentów soborowych z nastawieniem ich aplikacji do współczesnych warunków.

A czy nie dostrzega Ksiądz Arcybiskup nurtu przeciwnego soborowemu duchowi dialogu, który wydaje się coraz bardziej zakorzeniać w polskiej debacie publicznej. Także w Kościele coraz mocniej słyszalny jest głos krytyków tzw. katolicyzmu otwartego.

– Dostrzegam formy radykalizacji, ale jest to zjawisko szersze, dotyczące wielu dziedzin życia publicznego. Wydawać by się mogło, że radykalne środowiska biorą górę. Wierzę jednak w ludzki rozsądek. Te środowiska są faktycznie głośne, ale dostrzegam także rozwój i ciekawą pracę wspomnianych środowisk otwartych, jak chociażby krąg Laboratorium Więzi. Nie stoją one w miejscu, ale usiłują konfrontować naukę katolicką z konkretnymi współczesnymi wyzwaniami.

Z kolei w Episkopacie pokolenie tych pasterzy dla których sobór był wielkim doświadczeniem w zakresie osobistej formacji, wydaje się być pokoleniem schodzącym ze sceny? Czy nauczanie soboru znajdzie odpowiednią ilość propagatorów i entuzjastów?

– Widzę oczywiście różnicę w podejściu do różnych spraw młodego pokolenia biskupów i nie dostrzegam w tym nic niewłaściwego. Wszyscy przecież jesteśmy biskupami i służymy temu samemu Kościołowi. Tłumaczę to w ten sposób: Nowe czasy, nowi ludzie, nowe wyzwania, a więc trzeba szukać także nowych sposobów dotarcia do ludzi. Kościół jest dziełem Bożym. Dlatego patrzę z nadzieją, inaczej nie potrafię. Wierzę, że jest to dzieło Ducha Świętego, i On prowadzi nas tam, gdzie Pan Bóg chce, przy pomocy tych ludzi, których wybrał.


Co Kościół, chrześcijaństwo z Polski winno wnosić dziś do przestrzeni europejskiej?

– To nie przypadkiem Jan Paweł II przyjechał do Gniezna w 1997 r., aby stąd skierować orędzie do Europy. Pokazał, że Polska jest w Europie i ma wobec niej zadania. Drzwi Gnieźnieńskie są jednym z dowodów, że współkształtowaliśmy kulturę i duchowość europejską. Pragniemy to czynić, nic nikomu nie narzucając, ale ze świadomością, że mamy coś istotnego do przekazania. Polską tożsamość winniśmy prezentować tak, aby była pociągająca dla innych. A do tego nie wystarczy żywa pobożność. Winniśmy bardziej scalić wiarę ze świadectwem życia. Powinniśmy uczynić wszystko, aby zmniejszyć ten rozziew pomiędzy religijnością i pobożnością a życiem.

Poza tym dajemy wciąż misjonarzy. Polska jest dziś niemal jedynym krajem, który może sobie na to pozwolić. Jesteśmy zobowiązani nieść Ewangelię zarówno do krajów, które jej nie znają jak i tam, gdzie została zapomniana. Nie zapominając, że także i Polska potrzebuje ustawicznej ewangelizacji.

Jan Paweł II nazwał św. Wojciecha patronem jednoczącej się Europy. Czy możemy spodziewać się zadekretowania tego w oficjalny sposób przez Stolicę Apostolską?

– Będzie to trudne, gdyż mamy już sześciu patronów Europy. Ale nowe inicjatywy jakich doświadczamy w Gnieźnie, np. pielgrzymki polsko-niemieckie oraz katolicko-protestanckie, żywe kontakty z Kościołem prawosławnym, są potwierdzeniem słów Jana Pawła II.

Święty Wojciech może być traktowany jako patron europejskiej jedności, gdyż jest uznawany także w Kościele wschodnim. Kult św. Wojciecha w prawosławiu potwierdzają ikony z jego wizerunkiem. Kiedy byłem w Ławrze Troicko-Siergiejewskiej, wymieniliśmy wizerunki św. Wojciecha i św. Sergiusza Radoneżskiego, jednego z głównych patronów Rosji. W sensie duchowym jesteśmy sobie bliscy i ufam, że na tym fundamencie wyrosną trwałe owoce.

Kultem w Rosji otaczana jest także ikona Matki Bożej Częstochowskiej. Potwierdziła to delegacja Kościoła prawosławnego, która przybyła do Polski jesienią obecnego roku. Otrzymali jako dar ojców Paulinów kopię jasnogórskiej ikony. Będzie ona umieszczona w Nilskim monastyrze, w miejscu uwięzienia i cierpień tysięcy naszych rodaków. Będą się przed nim modlić Polacy i Rosjanie, katolicy i prawosławni.


Życie każdego z nas ma swój kres i wszyscy staniemy na sądzie Bożym. Co może być „biletem do nieba” dla Księdza Arcybiskupa?

– „Bilety do nieba” posiadamy wszyscy, ale karty gwarancyjnej nikt nie ma. Tym „biletem do nieba” jest nie tyle metryka chrztu, co łaska Boża i współpraca z tą łaską na miarę świętości. Żaden certyfikat nie wystarczy. Wielkim znakiem nadziei dla mnie jest bezinteresowne dobro, którego doznałem wielokrotnie od ludzi, i którym starałem się po prostu dzielić z innymi.

Jestem człowiekiem zawierzenia. Mam ogromną ufność, że Ten, który jest Miłosierdziem i samą dobrocią, potrafi zbawić nawet takich grzeszników jak ja.

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiał Marcin Przeciszewski

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.