Drukuj Powrót do artykułu

Joe Biden 46. prezydentem Stanów Zjednoczonych- relacja z zaprzysiężenia

21 stycznia 2021 | 16:00 | Waldemar Piasecki | Waszyngton Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. Wikipedia

Przy słonecznej, choć wietrznej i chłodnej pogodzie przebiegała 20 stycznia na Kapitolu uroczystość inauguracji prezydentury Joe Bidana. Przybyli wszyscy żyjący amerykańscy prezydenci, poza muszącym chronić zdrowie 96-letnim Jimmy Carterem: Bill Clinton, George Bush Jr., Barack Obama. Obecny był wiceprezydent Michael Pence.

Po powitaniu wszystkich oficjalnych gości z  parlamentarzystami,  sędziami Sądu Najwyższego oraz przedstawicielami sił zbrojnych, świata kultury i nauki oraz kościołów, hymn Stanów Zjednoczonych odśpiewała słynna amerykańska piosenkarka Lady Gaga. Religijną inwokację modlitewną wygłosił jezuita ojciec profesor Leo O’Donovan, długoletni rektor Uniwersytetu Georgetown i duchowy mentor Joe Bidena, także wieloletni za życia przyjaciel Jana Karskiego.

Była refleksja nad istotą narodu amerykańskiego wyłonionego w procesie jednoczenia różnych nacji, religii i kultur, a spajanego celem nadrzędnym, jakim jest demokracja i dobro wspólne, przed którymi ustępuje wszystko inne. Ojciec O’Donovan przywołał rok 1789 i modlitwę jaką na zaprzysiężenie pierwszego prezydenta, anglikanina Jerzego Waszyngtona napisał pierwszy katolicki biskup amerykański  jezuita Johna Carroll. W imieniu swego Kościoła zwracał się o powodzenie  przywództwa prezydenta i jego mądrość w rządzeniu zróżnicowanym religijnie krajem w imię nadrzędnej jedności.  Waszyngtona i Carrolla połączyła przyjaźń, mimo że to nie katolicy dominowali w rewolucji amerykańskiej o niepodległość, stanowiąc niewiele ponad jeden procent walczących o zrzucenie jarzma brytyjskiego. Wśród sygnatariuszy Deklaracji Niepodległości tylko jeden, stryjeczny brat duchownego, Charles Carroll był katolikiem, a rządy protestanckiej elity młodego państwa amerykańskiego z trudem można było uznać za przyjazne katolickiej mniejszości. Prezydent starał się to zmieniać w imię jednoczenia. Ten kontekst przywołania Johna Carrolla przez Leo O’Donovana był bardzo ważny. Podobnie jak cała inwokacja, którą przytaczamy w całości:

„Łaskawy i miłosierny Boże, w tym świętym czasie przychodzimy do Ciebie w potrzebie – wręcz na kolanach. Ale przychodzimy jeszcze bardziej z nadzieją i ze wzrokiem zwróconym na nowo ku wizji „doskonalszego państwa” na naszej ziemi. Państwa wszystkich naszych obywateli połączonych celem „wspierania wspólnego dobrobytu i zapewnienia dla nas błogosławieństwa wolności.”

Jesteśmy ludem wielu ras, wyznań i kolorów, narodowości, kultur i stylów – teraz znacznie liczniejsi i na ziemi znacznie rozleglejszej niż wtedy, gdy arcybiskup John Carol napisał swoją modlitwę na inaugurację Jerzego Waszyngtona 232 lata temu. Arcybiskup Carroll modlił się, abyś Ty, Stwórco wszystkiego, „pomógł wespół z Duchem Świętym  radą i męstwem prezydentowi tych Stanów Zjednoczonych, aby jego władza  była prowadzona w prawości i  wyjątkowo użyteczna dla Twojego ludu”.

Dziś wyznajemy, że nie potrafiliśmy żyć zgodnie z naszą wizją równości, integracji i wolności dla wszystkich. Jednak nadal stanowczo zobowiązujemy się do odnawiania tej wizji. Do troszczenia się o siebie nawzajem słowem i uczynkiem, zwłaszcza o tych najmniej szczęśliwych spośród nas, aby w ten sposób stać się światłem dla świata. W każdym z nas jest siła, która żyje, zwracając się do każdego z nas, aby pielęgnować, troszczyć się i stać przy innych, a przede wszystkim przy  najbardziej potrzebujących. Nazywa się  to miłością, a jej ścieżką jest dawanie z siebie coraz więcej. Dziś nazywa się to  patriotyzmem amerykańskim, zrodzonym nie z władzy i przywilejów, ale z troski o dobro wspólne – „bez  złości do kogokolwiek i miłosierdziem dla wszystkich”.

W imieniu naszego nowego prezydenta błagamy Cię o mądrość, której szukał Salomon, kiedy klęczał przed Tobą i modlił się o „wyrozumiałe serce, abym mógł rządzić twoim ludem i poznać różnicę między dobrem a złem”. Ufamy radzie Listu Jakuba: „Jeśli komuś z was brakuje mądrości, proście Boga, który hojnie daje wszystkim, nie znajdując winy, a będzie wam dana”.

Papież Franciszek przypomniał nam, jak ważne jest wspólne marzenie. Napisał: „Ryzykujemy zobaczenie miraży, rzeczy, których nie ma. Z drugiej strony marzenia wznoszą nas  razem”. Bądź z nami, Święta Tajemnico Miłości, kiedy razem  marzymy, aby pojednać ludzi naszej ziemi. Przywróć nam marzenie i przynieś  nam pokój i sprawiedliwość oraz radość, która jest przypływem miłości. Ku chwale Twojego imienia na zawsze. Amen”.

Wiele wątków inwokacji znalazło się prezydenckim przemówieniu inauguracyjnym wygłoszonym po uroczystym zaprzysiężeniu złożonym na Biblię, która jest w rodzinie Bidenów od 127 lat. Trzymała ją prezydencka małżonka Jill. Przysięgę katolickiego prezydenta odbierał katolik, przewodniczący Sądu Najwyższego John Roberts. Tuż potem przysięgę złożyła wiceprezydent Kamala Harris.

W swej mowie Joe Biden starał się unikać akcentów indywidualnych i odwoływać do zbiorowej mądrości Ameryki, kiedy mówił: „To, co dziś  obserwujemy nie jest triumfem człowieka, lecz triumfem demokracji. Znów odbieramy naukę jak niezwykle cenna jest demokracja. To jej znów udało się zwyciężyć.”

Drugim motywem była potrzeba zjednoczenia społeczeństwa, bowiem „bez jedności nie ma pokoju”. Zasadniczy cel wokół, których należy się jednoczyć to przede wszystkim walka z panedmią koronawirusa, która pochłonęła już życie 400 tysięcy Amerykanów, więcej niż cała druga wojna. W walce z plagą popełniono wiele błędów i zaniedbań i to się musi zmienić. Prezydent poprosił o chwilę milczenia i cichą modlitwę za wszystkie ofiary.

Jako kolejny cel wskazywał potrzebę zwalczanie wszelkich wciąż dotkliwych niesprawiedliwości społecznych, w tym pozostałości wciąż obecnego rasizmu.  Za kolejny cel uznał przywracanie miejsc pracy. Dalej, walki z degradacją klimatyczną. W planie międzynarodowym – przywracanie pozycji Stanów Zjednoczonych i  ich powrót do organizacji międzynarodowych, które nieodpowiedzialnie porzuciły oraz odbudowę sojuszy. Także zaangażowanie w walkę z łamaniem praw człowieka i praworządności. Ameryka znów powinna stać się siłą działająca na rzecz dobra na świecie. Sama jednak musi zacząć  świecić „siłą przykładu, a nie przykładem siły”.

Biden zaznaczył, żeby to wszystko stało się możliwe Ameryka musi podjąć wysiłek zjednoczenia. Istotą demokracji jest różnica poglądów, spór, debata. Niezgoda nie może jednak prowadzić do zniszczenia jedności. Prezydent zapewniał, że o tę jedność będzie walczył do końca. Konkludował: „Zacznijmy słuchać i patrzeć na siebie  z szacunkiem. Zjednoczeni możemy dokonać wielkich rzeczy.. Ameryka musi być lepsza i wierzę, że może być lepsza”.  I zadeklarował: „Będę prezydentem wszystkich Amerykanów. Będę walczył  z równą siłą o tych, którzy na mnie nie głosowali, jak i o tych, którzy udzielili mi poparcia”.

Następnym elementem uroczystości było złożenie kwiatów na Grobie Nieznanego Żołnierza na narodowej nekropolii arlingtońskiej. Uczynili to wszyscy prezydenci razem.

Joe Biden w kawalkadzie samochodowej udał się do Białego Domu. Ostatnie dwa bloki pokonał pieszo w otoczeniu najbliższej rodziny. W Owalnym Gabinecie czekał na prezydenta telegram od papieża Franciszka nadany dokładnie w momencie zaprzysiężenia:  „Niech pod Pana przywództwem Amerykanie dalej czerpią siłę ze wzniosłych politycznych, etycznych i religijnych wartości, które inspirowały naród od jego powstania. W czasie, gdy ciężkie kryzysy doświadczające naszą rodziną ludzką wymagają dalekowzrocznych i zjednoczonych odpowiedzi, modlę się o to, aby Pańskimi decyzjami kierowała troska o budowę społeczeństwa naznaczonego przez autentyczną sprawiedliwość i wolność oraz niewyczerpany szacunek dla praw i godności każdej osoby, zwłaszcza ubogiej, słabej i tych, którzy nie mają głosu”.

W prezydenckim gabinecie na komodzie ze zdjęciami rodziny łatwo można było dostrzec także wspólne zdjęcie prezydenta i papieża. Przyjacielska relacja, która ich łączy stwarza nadzieję, iż niejedno mogą wspólnie dla świata uczynić.

Udział w wydarzeniu przyciągającym zwykle kilkusettysięczne tłumy został zredukowany w związku z pandemią koronawirusa i drastycznymi środkami bezpieczeństwa powziętymi po ataku Kapitolu 6 stycznia br. zwolenników Donald Trumpa, który demokratyczne wybory przegrał, ale ich wyniku nie zaakceptował. Po raz pierwszy w historii, jako ustępujący prezydent nie wziął udziału w inauguracji i następcy ręki nie podał.

 

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.