Kard. Bačkis z Wilna: papież okaże solidarność z Kościołem, który wiele wycierpiał
22 września 2018 | 15:23 | Paweł Bieliński (KAI Wilno) / mip | Wilno Ⓒ Ⓟ
Papież przyjeżdża, by okazać solidarność z Kościołem, który wiele wycierpiał i ze społeczeństwem, które wiele wycierpiało w ciągu swej historii – mówi w rozmowie z KAI emerytowany arcybiskup wileński kard. Audrys Bačkis przed rozpoczęciem wizyty Franciszka na Litwie, Łotwie i w Estonii. Podróż ta będzie jednocześnie zachętą, „by iść w kierunku, w jakim prowadzi Ojciec Święty – ku Kościołowi pełniącemu rolę «dobrego samarytanina», Kościołowi otwartemu na świat, Kościołowi serdecznie przyjmującemu, a nie tylko dobrze zorganizowanemu” – zauważył 81-letni hierarcha.
KAI: Dlaczego papież przyjeżdża akurat na Litwę?
– Myślę, że to sam papież powinien odpowiedzieć na to pytanie. Przyjeżdża, bo był kilkakrotnie usilnie zapraszany przez władze, szczególnie przez panią prezydent, premiera, ale także naciskał na to Kościół. Jednak to zawsze jest wolny wybór papieża. Dodatkowym motywem, o którym sam Franciszek wspomniał w swoim przesłaniu do Litwinów, jest setna rocznica odzyskania niepodległości.
Uważam, że papież przyjeżdża, by okazać solidarność i poprosić ludzi, by nie zapomnieli tego, co wycierpieli z powodu antyreligijnej, ateistycznej tyranii, gnębienia wolności człowieka, by nie zapomnieli tego „królestwa kłamstwa”, jak pisał Aleksander Sołżenicyn. Będzie to wyraz uznania dla Kościoła, który wiele wycierpiał i dla społeczeństwa, które wiele wycierpiało w ciągu swej historii. A jednocześnie zachęta, by iść w kierunku, w jakim prowadzi Ojciec Święty – ku Kościołowi pełniącemu rolę „dobrego samarytanina”, Kościołowi otwartemu na świat, Kościołowi serdecznie przyjmującemu, a nie tylko dobrze zorganizowanemu. Myślę, że Litwa krok po kroku idzie tą drogą. Ale pozostaje jeszcze wiele do zrobienia.
Po 50 latach komunizmu, który Jan Paweł II nazywał katastrofą antropologiczną, sumienia i dusze ludzi wciąż pozostają zranione. Skutkiem komunizmu jest brak szczerości, przyzwyczajenie do bycia bardzo ostrożnym i podejrzliwym, unikanie rozmowy, brak zaufania do drugiego człowieka. Wtedy każdy był śledzony, nie było wiadomo, czy sąsiad nie donosi. Tak było nawet wśród księży. Coś z tego pozostało w mentalności ludzi. Postawa ta jest przekazywana w rodzinach. Dlatego w społeczeństwie trudno jest o wspólną pracę i dialog.
Obserwuję na Litwie problem, o którym papież zapewne nie będzie mówił: rozziew między nowobogackimi i ubogimi. Emeryci ledwo wiążą koniec z końcem, a inni zbijają fortunę. Są to pozostałości sowieckiej okupacji. Bo kto przejął bogactwa? Ci, którzy w czasach reżimu komunistycznego zajmowali kluczowe stanowiska. Wzbogacili się na tym, że zlikwidowali kołchozy, sprzedali bydło i traktory. A ich pracowników zostawili z niczym.
Mamy problem z pojednaniem, z dialogiem, każdy zajmuje się swoimi sprawami. Mam nadzieję, że papież wezwie nas do zaufania, do dialogu, do szczególnego zainteresowania ubogimi, cierpiącymi, do budowania państwa na wartościach podstawowych, a zwłaszcza na godności człowieka. Widzę, że przed nami długa do tego droga.
KAI: Jak uleczyć te rany po komunizmie?
– Ludzie są podzieleni na tych, którzy walczyli o wolność narodową i religijną, siedzieli z tego powodu w więzieniach, i na tych, którzy się przystosowali i wykorzystali sytuację dla własnych korzyści. Wszyscy oni żyją obok siebie. Są księża, którzy byli w GUŁ-agach na Syberii, bo odważyli się katechizować; są ci, którzy nic nie robili, tylko siedzieli cicho; są również tacy, którzy grzecznie kolaborowali z reżimem.
Odnoszę wrażenie, że na Litwie zabrakło okresu przejściowego. Po prostu jakby zapadła cisza. Każdy wiedział, po której stronie był ktoś inny, ale udawaliśmy, że nic się nie stało. Przypominam sobie biskupa, który długie lata siedział w więzieniu. Któregoś dnia spotkał na ulicy sędziego, który wiele lat temu na to więzienie go skazał. Można by się spodziewać, że ten człowiek podejdzie i powie: przepraszam, nie mogłem wtedy zrobić inaczej, takie były dyrektywy partii komunistycznej. Ale nie, po prostu przywitał się z biskupem, jakby poznali się na wczasach! Po prostu nie poruszył problemu. Podobnie bywa w rodzinie: albo podejmuje się dialog, albo czeka aż minie burza i nie mówi nic.
W ciągu minionych 25 lat panowało właśnie tego typu milczenie. Dopiero teraz wydaje się książki o tamtych czasach, o panującej wówczas cenzurze, o relacjach międzyludzkich w czasach komunizmu. Zaczynamy badać ten okres naszej historii. Zdaliśmy sobie sprawę, że ludzie są poranieni, zarówno ci deportowani, którzy wrócili i nie odnaleźli swego miejsca w społeczeństwie, jak też ci, którzy nic nie robili i w związku z tym nie mają czystego sumienia. Nigdy wcześniej nie stawiliśmy czoła temu problemowi.
To milczenie ukrywa chorobę. Obecnie powoli, dzięki podejmowanym badaniom, zaczynamy ją wyciągać na światło dzienne i szukać sposobu, jak ją leczyć. Mówi się już o przeszłości. Ale „cienie” dawnej nomenklatury wciąż zajmują kluczowe stanowiska, a ci, którzy cierpieli są właściwie zapomniani i odstawieni na bok. Ludzie młodzi wprawdzie wiedzą, choćby ze wspomnień swoich dziadków, że byli deportowani, ale ta sprawa nie porusza ich serc; żyją własnym życiem, patrząc w przyszłość. Nie mają złudzeń. Są rozczarowani. Wielu z nich wyjeżdża za granicę, co stanowi wielki problem Litwy. Nie widzą tu dla siebie dostatniej przyszłości, więc szukają jej gdzie indziej.
Osłabł też związek z ojczyzną. Ci, którzy walczyli i cierpieli mają silne poczucie więzi narodowej. A ci, którzy się przystosowali do życia w wielkiej „rodzinie narodów” Związku Radzieckiego, nie mają tego przywiązania do swej ziemi. Łatwiej jest im więc opuścić kraj, aby spróbować znaleźć lepsze życie we Francji, w Anglii, Irlandii.
Dochodzi do tego brak zaufania do władz, choćby z powodu panującej korupcji. Właściwie nie oczekuje się od nich niczego. To poczucie jest bardzo żywe u wielu ludzi. Uważam, że właśnie to dążenie do osiągnięcia dobrobytu w połączeniu z brakiem oczekiwań wobec obecnego rządu – a nie tylko brak pracy – prowadzi do decyzji o wyjeździe z Litwy.
KAI: Jak w leczeniu ran po komunizmie może pomóc Kościół?
– Już 25 lat temu św. Jan Paweł II wskazał nam linię postępowania: formację księży, ponieważ nasz Kościół żył w kompletnej izolacji od Kościoła powszechnego i od nauczania Soboru Watykańskiego II, oraz formację świeckich, intelektualistów. Przecież przez 50 lat nie mieliśmy uniwersytetu katolickiego, nie było katolickich książek. Teraz mamy już grono uformowanych katolików, którzy zaczynają wchodzić w życie społeczne, a nawet polityczne, ale jest ich wciąż niewielu.
Papież prosił księży, by byli znakiem pojednania i pokoju między ludźmi. Aby nie było ani zwycięzców, ani zwyciężonych. Aby ci, którzy wcześniej mieli wszystko w swoim ręku, potrafili się nawrócić, a jeśli zachodzi taka potrzeba – poprosić o przebaczenie i naprawić szkody, jakie wyrządzili. A ci, którzy cierpieli – by umieli przebaczyć.
Jan Paweł II nalegał na formację księży, by byli prawdziwymi liderami odzyskiwania zaufania, liderami Kościoła otwartego, przyjmującego wszystkich, którzy popełnili błędy w przeszłości, Kościoła radosnego. Przedtem Kościół był oblężoną twierdzą, był zamknięty, był trochę smutny i surowy. Mógł jedynie udzielać sakramentów. Teraz Kościół musi się otworzyć na społeczeństwo i budować prowadzące do niego mosty i znaleźć w nim swoje miejsce. Papież Franciszek stale do tego wzywa.
Podejmujemy wysiłki w tym kierunku, ale jesteśmy dopiero na początku tej pracy. Brakuje nam elity intelektualnej, elity ludzi młodych, zdolnych do budowania sprawiedliwego społeczeństwa na fundamencie wartości chrześcijańskich.
KAI: Czy można zauważyć jakieś skutki wizyty Jana Pawła II na Litwie przed 25 laty?
– Tak. To była nadzwyczajna wizyta, ponieważ doszło do niej zaraz po zakończeniu komunistycznego ucisku. Papież przyjechał 4 września 1993 r., a kilka dni wcześniej, 31 sierpnia, ostatnie kolumny sowieckich czołgów wyjechały z Litwy. Miało to znaczenie symboliczne, ale było też prawdziwym wyzwoleniem.
Po wizycie Jana Pawła II zostały dobre wskazówki, o których już mówiłem. Może nie udało nam się ich do końca wprowadzić w życie, ale wciąż zmierzamy we wskazanym kierunku. Choćby w kwestii formacji księży – jeszcze w 1993 r. postanowiłem otworzyć seminarium duchowne w Wilnie, zamknięte w 1945 r. Od razu zgłosiło się 22 kandydatów. Poza tym nieraz spotykam dorosłych, którzy wtedy byli młodymi ludźmi. Wspominają, że uczestniczyli w spotkaniu z Ojcem Świętym i jakie to wywoływało w nich wzruszenie. Wówczas czekano na niego trochę jak na mesjasza, co oczywiście było przesadą. Ale wskazał nam drogę: formację księży, formację świeckich, towarzyszenie rodzinom.
Na Litwie dużo w tej dziedzinie zrobiono. Sam założyłem ośrodek pomocy rodzinie, ośrodek katechetyczny, ośrodek dla młodzieży. To wszystko są owoce wizyty papieża. Chodziło o odtworzenie normalnych struktur życia Kościoła. W trudnych warunkach, bo trzeba było odzyskać kościoły zabrane przez komunistyczne władze, odbudować je. Często zwracano samą świątynię, bez plebanii, a więc bez miejsca spotkań i bez mieszkania dla księdza, który musiał je gdzieś wynajmować.
Aby stworzyć żywą wspólnotę parafialną, potrzebny jest czas. Niektórym parafiom udało się to bardzo dobrze. Ale inne zatrzymały się na stylu dawnych, przedwojennych parafii, kiedy wszyscy przychodzili do kościoła, wszyscy prosili o sakramenty. To ludzie szukali Kościoła, a nie ksiądz ludzi. Teraz sytuacja jest inna.
Myślę, że nie tylko wizyta Jana Pawła II na Litwie, ale także kolejne Światowe Dni Młodzieży odegrały ważną rolę. Młodzi Litwini licznie w nich uczestniczyli. Wpływ papieża i udział w ŚDM wzbudzał powołania kapłańskie i zakonne, inspirował świeckich do podejmowania odpowiedzialności w Kościele. Ale, jak mówiłem, wciąż jesteśmy na początku drogi.
KAI: Ale przecież Kościół na Litwie bardzo się zmienił w ciągu tych lat!
– Oczywiście, jednak twierdzę, że nasze duszpasterstwo nie znalazło jeszcze sposobu dotarcia szczególnie do młodego pokolenia. Wilno jest miastem uniwersyteckim z 50 tys. studentów. Mianowaliśmy duszpasterzy akademickich, ale to dopiero początek tej pracy. Bardzo trudno jest im się przebić, gdy mało kto na nich czeka albo gdy Kościół nie jest postrzegany jako atrakcyjny, serdecznie przyjmujący. Postrzega się go raczej, tak jak na zsekularyzowanym Zachodzie, jako instytucję wydającą nakazy moralne, a nie głoszącą Ewangelię dzisiejszemu człowiekowi.
Ale rzeczywiście wiele już zrobiliśmy, podjęliśmy wiele inicjatyw, zmieniamy styl duszpasterski. W Wilnie i Kownie, dwóch wielkich miastach, są takie same problemy duszpasterskie jak w Rzymie, Paryżu czy Londynie. Jak przyciągnąć ludzi, dla których parafia nie jest już punktem odniesienia? Istnieją grupy charyzmatyczne, skauci, Akcja Katolicka itp., ale gromadzą się one obok parafii. Parafia nie jest już w centrum, choćby z powodu braków lokalowych. Rodzinne ruchy Equipes Notre-Dame czy Equipes Nazaret zawiązywały się poza parafiami i szukają kapelanów. Nie możemy więc zamykać się zbyt restrykcyjnie w strukturach parafialnych.
Młodzi lubią pielgrzymki, wyjazdy, lubią się spotykać na obozach. Ale te inicjatywy obejmują ograniczoną liczbę osób, a nie całą wspólnotę wierzących. Wielu ludzi ma w zwyczaju przyjść do kościoła, żeby się pomodlić, ale trudno ich namówić, by się mocniej zaangażowali w życie Kościoła…
KAI: Jednak Kościół na Litwie nie składa się z samych problemów. Ma coś, co może ofiarować Kościołowi powszechnemu. Nie na darmo Wilno bywa nazywane Miastem Miłosierdzia…
– Orędzie o miłosierdziu Bożym związane jest z siostrą Faustyną Kowalską. Postarałem się o otwarcie małego sanktuarium Miłosierdzia Bożego (oczywiście, nie można go porównywać z Łagiewnikami), ponieważ chciałem, żeby to orędzie było uniwersalne. Przepraszam Polaków, ale zabrałem obraz Jezusa Miłosiernego z kościoła, w którym Msze były odprawiane tylko po polsku, aby umieścić go w osobnym sanktuarium, w którym można odprawić Mszę w każdym języku. Od czterech lat dzień i noc trwa tam adoracja Najświętszego Sakramentu. Jest to miejsce modlitwy.
Stałem się głosicielem tego orędzia o miłosierdziu Bożym z inspiracji Jana Pawła II i jego encykliki „Dives in misericordia”. Pracowałem z kard. Christophem Schönbornem przy organizowaniu duszpasterskich Światowych Kongresów Miłosierdzia Bożego. Jest to sposób na propagowanie idei miłosierdzia Bożego, o co prosił Jan Paweł II. Robię to, pomimo różnych oporów i sprzeciwów. We wszystkich kościołach na Litwie znajdują się obrazy Jezusa Miłosiernego i wielu ludzi modli się przed nimi, za co Bogu niech będą dzięki!
Żywa jest również u nas również religijność ludowa, przekazana przez babcie i dziadków, na której znaczenie często wskazuje papież Franciszek. Dzięki niej przekazuje się tradycje religijne. Na przykład chrzest dzieci jest niemal powszechny. 80 proc. mieszkańców kraju uważa się za katolików i wszyscy oni chrzczą swoje dzieci, nawet jeśli sami nie chodzą do kościoła. Istnieje szacunek wobec religii, choć zanika on u niektórych młodych ludzi, którym brakuje świata wartości. Ale istnieje podłoże w postaci pragnienia religijności, które trwa w ludzkich sercach. I to jest piękne.
Ludzie przyjeżdżający do Wilna z Europy Zachodniej dziwią się, że nasze kościoły są pełne. Odpowiadam: tak, są pełne, bo wszystkie znajdują się na Starym Mieście, ale jest tylu ludzi w innych dzielnicach, którzy nie mają kościołów i do nich nie chodzą. Obcokrajowców uderza także pobożność wiernych, którzy nie rozmawiają w kościele, nie bawią się telefonem, tylko się modlą – bo po to przyszli. To skupienie zachwyca przybyszów z Zachodu.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.