Wychodźmy ku tym, których w kościele już nie ma!
04 marca 2017 | 09:21 | Warszawa / Marcin Przeciszewski / wer Ⓒ Ⓟ
– W Warszawie sprawdza się hasło nowej ewangelizacji, że nie można się zadowolić tymi, którzy są w kościele, ale należy wciąż wychodzić ku tym, których już nie ma – mówi KAI kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski. Kardynał, prezentując specyfikę stolicy, przyznaje, że religijność jest tu niższa, ale za to jest „świadomy i pogłębiony Kościół, tworzony przez aktywnych świeckich, więc jest na czym budować”.
Metropolita warszawski boleje nad skalą podziałów z jakimi mamy do czynienia w Polsce dziś. Ostrzega, że „jeśli nie włączymy do rozmowy w debacie publicznej takich kryteriów jak dobro wspólne i dobro Polski – zawsze będziemy się kłócić”.
Pełen tekst wywiadu z kard. Kazimierzem Nyczem, metropolitą warszawskim:
KAI: Księże Kardynale, to już 10 lat od czasu nominacji do Warszawy w roli pasterza. Na czym polega specyfika pracy duszpasterskiej w tak wielkim mieście jak stolica Polski? Jakie tu są główne wyzwania stojące przed Kościołem?
Kard. Kazimierz Nycz: 10 lat jest pewną cezurą, choć ja osobiście nie przywiązuję większej wagi do obchodzenia rocznic. A przywiązuję tylko w znaczeniu cichej, prywatnej modlitwy dziękczynnej – a jeszcze bardziej jako okazję do rachunku sumienia, bo pewne rzeczy można było zrobić lepiej. A z rachunku sumienia musi wynikać modlitwa przebłagalna i dobrze, że się to zbiega z początkiem Wielkiego Postu.
Archidiecezja warszawska jest inna niż inne polskie diecezje, a przynajmniej te, które znam i gdzie pracowałem, czyli krakowska i koszalińska. Pewne parametry religijności jakie spotykamy w Warszawie są podobne do tych jakie spotykamy w diecezjach na północy. Generalnie religijność jest niższa, ale to nie znaczy, że gorsza. W Warszawie ludzie, którzy są związani z Kościołem – poprzez parafie, ruchy, stowarzyszenia czy wspólnoty – są mocno zaangażowani i tych zaangażowanych jest więcej niż gdzie indziej. Spotykamy tu świadomy i pogłębiony Kościół. Jest więc na czym budować misję ewangelizacyjną.
Warszawa pokazuje także, że tych, którzy są już poza Kościołem, a do których trzeba pójść, jest tu więcej, niż gdzie indziej. Sprawdza się tu hasło nowej ewangelizacji, że nie można się zadowolić tymi, których mamy w kościele, ale należy wciąż wychodzić ku tym, których już nie ma.
Jak – ten priorytet duszpasterstwa dziś jakim jest nowa ewangelizacja – winien być konkretnie wcielany w życie w warunkach takiej metropolii?
– Autorem idei nowej ewangelizacji jest Paweł VI, a sformułował to w słynnej adhortacji „Evangelii nuntiandi” z 1974 r. Był to „przewrót kopernikański” w Kościele. W naszej świadomości przed Soborem, za ewangelizację uważaliśmy głoszenie Słowa Bożego ludziom, którzy nigdy nie słyszeli o Chrystusie. Była więc ona ograniczona do kerygmatu, czyli do pierwszego głoszenia i do nauczania misyjnego w przestrzeni misji ad gentes. Natomiast Paweł VI powiedział: wszyscy potrzebujemy ewangelizacji. I ci, którzy jeszcze o Chrystusie nie słyszeli, jak i ci którzy są blisko i uważają się za wierzących.
Ewangelizacja – jak wskazał Paweł VI – ma dwa podstawowe kierunki: ad intra i ad extra. Ewangelizacja „ad intra” kierowana jest do tych, którzy są ochrzczeni, bierzmowani, praktykujący, ale potrzebują systematycznego pogłębiania wiary, gdyż inaczej ustaną w drodze. A ewangelizacja „ad extra” jest skierowana za zewnątrz. Nie możemy ewangelizacji zamykać do żadnego z tych kierunków. Bo jeśli to będzie tylko ewangelizacja „ad intra”, to zapomnimy o słowach Jezusa: „Idźcie i głoście!” całemu światu. A jeżeli będzie to tylko ewangelizacja na zewnątrz, to z łatwością przerodzi się w akcyjność. Będziemy ludzi sprowadzać, nawet na stadiony, ale co z tego, jeśli ci ludzie nie będą mieli gdzie się zakorzenić. Powinni móc się zakorzenić we wspólnotach, które ich przyjmą i będą dalej formować, będą pomagać im wejść w modlitwę i sakramenty. W konsekwencji trudno im będzie doświadczyć tego, co jest istotą Kościoła.
Ksiądz Kardynał mówił, że „nie da się ewangelizować tylko przez duszpasterstwo niedzielne. Kościół musi być pełen żywych wspólnot i komórek ewangelizacyjnych”. Jak to należy rozumieć, jak realizować?
– Od ponad 40 lat jestem księdzem. W ciągu tego czasu, a zwłaszcza od ponad 20 lat wiele się w tym względzie zmieniło. Oprócz grup tradycyjnych, różańcowych i innych, które są potrzebne, jest coraz więcej wspólnot ewangelizacyjnych dla młodzieży i dla dorosłych. W Warszawie bardzo aktywna jest na tym polu Odnowa w Duchu Świętym, podobnie Droga Neokatechumenalna. Jeśli chodzi o tę ostatnią skupia 15 tys. ludzi w niemal 300 grupach.
We wspólnotach kryje się jakaś wielka duchowa siła. Człowiek w takim ruchu, szukając oparcia dla siebie i swojej wiary, poświęca jej budowaniu nawet kilka godzin w tygodniu. Gdyby każdy tak żył, to w parafiach mielibyśmy zupełnie inną jakość życia duchowego wiernych. Istotne są także inne stowarzyszenia, chociażby Klub Inteligencji Katolickiej, a w szczególności jego Sekcja Rodzin, która prowadzi wspaniałą formację rodzin i młodzieży. Jest to kilkaset rodzin, które się spotykają systematycznie, aby dać swoim dzieciom formację w zakresie wtajemniczenia ewangelizacyjnego.
Ważną rzeczą w sferze ewangelizacji, którą robimy w Warszawie od czterech lat są Dziedzińce Dialogu, w których uczestniczy często kard. Gianfranco Ravasi, stojący na czele Papieskiej Rady Kultury. Jest to realizacja zasady: idźcie na ulice, idźcie do tych, którzy jeszcze nie wierzą w Chrystusa – a nawet mają poglądy przeciwne Kościołowi. Doświadczenie „Dziedzińców dialogu” pokazuje, że dialog w tej przestrzeni jest możliwy, rozmowa różnie myślących, w której nawrócenie nie jest najważniejszym celem. Chodzi o znalezienie innych płaszczyzn porozumienia: gruntu wspólnych wartości, mimo innych pozycji światopoglądowych. Do debaty „wiara a kultura” zasiadają tam wierzący i niewierzący, fizycy, astronomowie, genetycy, bioetycy i inni znani naukowcy. Nieco trudniejszy jest dialog na płaszczyźnie Kościół a życie społeczne czy polityczne, ale też udaje się go zachować na pewnym poziomie kultury…
Chyba to jedyne takie miejsce…
– Apelowałbym więc do mediów, aby bardziej włączyły się w pokazywanie „Dziedzińca dialogu”; jako pewnej modelowej dyskusji, takiej jaka w Polsce jest dziś potrzebna.
Stolica jest wyjątkowym miejscem na mapie polskiego ekumenizmu, gdyż to tutaj są władze niemal wszystkich Kościołów. Jak dialog ekumeniczny się tu kształtuje i co z niego wynika?
– Tam gdzie się urodziłem, blisko Bielska i Cieszyna, jest praktykowany faktyczny dialog ekumeniczny, natomiast w Warszawie ma on bardziej symboliczne znaczenie. Są tu biskupi ze wszystkich Kościołów, ma swoją siedzibę Polska Rada Ekumeniczna, która prowadzi bezpośredni dialog z naszą Konferencją Episkopatu.
Pyta Pan, co wynika z dialogu ekumenicznego? Patrząc na prawie 60 lat po Soborze, spodziewałbym się większych owoców tego dialogu, w postaci zbliżenia teologicznego i eklezjalnego. To pokazuje, że materia nie jest łatwa.
Mówiąc o ekumenizmie w Warszawie, chciałbym wskazać – tytułem przykładu – na jedną niezwykłą inicjatywę. Oto od niemal 20 lat, założone przez świeckich (m.in. Danutę Baszkowską) stowarzyszenie „Effatha” prowadzi comiesięczne modlitwy i spotkania ekumeniczne w kościele pw. Dzieciątka Jezus na Lindleya. Są obecni katolicy, prawosławni, ewangelicy augsburscy i reformowani, metodyści, zielonoświątkowscy oraz grekokatolicy. To jedno z nielicznych takich miejsc w Polsce. Spotkania są prowadzone systematycznie i nawet, powiedziałbym „zawzięcie”, to znaczy z wielkim zaangażowaniem wszystkich stron. A oprócz tego, oczywiście styczeń w Warszawie jest wypełniony ekumenicznymi spotkaniami w różnych kościołach, w ramach Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan.
Ksiądz Kardynał odziedziczył po Prymasie Glempie budowę Świątyni Opatrzności Bożej. Kiedy budowa się zakończy? Jaką rolę (misję) ma pełnić ta świątynia w najbliższych dziesięcioleciach dla Warszawy i dla Polski?
– Z okazji 11 listopada ub. r. nastąpiło otwarcie świątyni, ale nie odbyła się jeszcze jej konsekracja. Powiedziałem: otwieramy świątynię, ale budujemy ją dalej. Bałem się tego momentu, żeby nie dać sygnału do społeczeństwa, że jest już skończone prawie wszystko. Co prawda bryła zewnętrzna świątyni została ukończona i przyzwoicie wpisuje się w osiedle, ale wewnątrz niemal wszystko jest do zrobienia. Wchodząc uderza nas imponująca i monumentalna przestrzeń, gdzie widoczny jest zamysł architekta, który chciał ukazać symbolikę Bożej Opatrzności. Widzimy żebra, które prowadzą do kopuły ze świetlikiem, poprzez który światło pada na olbrzymie wnętrze.
Ostatnie miesiące pokazały jak bardzo ta świątynia jest i może być potrzebna Warszawie i Polsce. Imponujący charakter miały tu liturgie z okazji 11 listopada. Będzie to sanktuarium. Już dziś ludzie tam pielgrzymują, nie tylko z Warszawy. Za półtora roku zostanie otwarte muzeum Jana Pawła II i Prymasa Tysiąclecia i ono będzie kolejnym elementem przyciągającym i niosącym ważne przesłanie. Chciałbym, aby ci, którzy będą je zwiedzać, udawali się najpierw na modlitwę do świątyni, a po obejrzeniu muzeum do panteonu wielkich Polaków, który będzie też ważną lekcją historii.
Natomiast konsekracja nastąpi wówczas, kiedy wykończone zostanie wnętrze świątyni.
W jaki sposób będzie urządzone, jaka symbolika będzie temu towarzyszyć?
– Znajdą się tam cztery kaplice: pokuty i pojednania, adoracji, Matki Bożej oraz męczenników. Oprócz tego, na ambicie za filarami, w nowoczesnej nawie bocznej, będzie pokazana historia działania Bożej Opatrzności poprzez polskich świętych. Relikwie kilkunastu z nich są tam już obecne. Na wzór wizerunków bądź figur papieży w bazylice św. Piotra, będzie to rodzaj „korony świętych”, która prowadzić będzie przez historię Polski. Służyć temu będą także drzwi, będące jedną wielką płaskorzeźbą. Wnętrze wypełnią też witraże i ściana ołtarzowa.
Organizujemy zespół profesorski: architektów, malarzy i rzeźbiarzy, który przygotowuje konkurs. A kiedy zostanie on rozstrzygnięty, to zarówno my jak i następne pokolenia będą musiały się trzymać wytycznych jakie powstaną na skutek tego konkursu.
Ksiądz Kardynał zapoczątkował w Warszawie dwie nowe świeckie tradycje: Dzień Dziękczynienia oraz Orszaki Trzech Króli. Obie na trwałe się już zakorzeniły w publicznej przestrzeni.
– W jednym i drugim przypadku trzeba podkreślić ogromy potencjał tkwiący w ludziach świeckich i ich profesjonalizm. Dzień Dziękczynienia został pomyślany jako centralne święto w sanktuarium Bożej Opatrzności, który czyni ideę jej budowy znaną w Polsce i na świecie.
Orszak Trzech Króli był inicjatywą świeckich, a konkretnie dwóch szkół związanych z Opus Dei: Żagle i Strumienie. Orszaki spotkały się z olbrzymim odzewem. W tej chwili ponad 500 miejscowości w Polsce organizuje je u siebie. Akcja ta przyczyniła się do ustanowienia święta wolnego od pracy w Trzech Króli.
W Radzie Duszpasterskiej Archidiecezji Warszawskiej, chyba są też głównie świeccy?
– Z rady jestem zadowolony. Jest w niej 30 świeckich i 6 księży, w tym 4 biskupów. Reprezentowana jest tam profesura, świat kultury nauki i mediów. Działają już drugą kadencję, w sumie 10 lat. Rada ta pozwala nie tylko wysłuchać opinii świeckich, ale korzystać z ich sugestii. Dzięki nim poznajemy inny punkt widzenia. Duchowni bywają przyzwyczajeni do form działania duszpasterskiego, które zdawały egzamin 20 lat temu, ale dziś muszą się zmieniać.
Kwestia powołań, jak one się kształtują? Oprócz seminarium archidiecezjalnego w Warszawie działa seminarium Redemptoris Mater. Jaka jest jego rola, w czym pomaga w ewangelizacji stolicy?
– Kwestia powołań w Polsce to wielki temat, a sytuacja poważnie się zmienia. Po wielkiej fali z lat 80-tych i 90-tych – dzięki czemu księży w Polsce wciąż jest dużo – na początku obecnego stulecia ich statystyki spadły. Uświadamiam to sobie przy święceniach kapłańskich, gdyż są to mniejsze grupy. Coraz bardziej zaczynam się cieszyć każdym wyświęconym księdzem.
Dlaczego powołania spadają?
– Z dwóch powodów. Głównym jest sytuacja demograficzna. Jeżeli 30 lat temu w Polsce rodziło się ponad 600 tys. dzieci, to dziś 380 tys. A więc jest ich mniej prawie o połowę.
Oprócz tego są inne przyczyny. Powołania przesunęły się za wsi do miast. Odkrycie powołania dziś wymaga znacznie bardziej zinterioryzowanej religijności i bardziej osobistej decyzji, którą w świecie, który raczej kieruje nas w inną stronę, nie jest łatwo podjąć. Dlatego decyzje te przesuwają się z wiekiem. W warszawskich seminariach (diecezjalnym i Redemtroris Mater) jest na pierwszym roku zaledwie jeden kleryk bezpośrednio po maturze, a pozostałych 20 przyszło później, często po studiach.
I stąd – wobec spadku powołań – potrzeba jest modlitwy o powołania, duszpasterstw powołaniowych, a przede wszystkim dobrych rodzin, rodzin i jeszcze raz rodzin. Bo tam się rodzą powołania.
Jeśli chodzi o seminarium Redemptoris Mater, to jest to jedno z kilku takich na świecie. Prowadzi je archidiecezja we współpracy z Drogą Neokatechumenalną. Seminarzyści są z całego świata. Wszyscy pochodzą z rodzin, które są na Drodze Neokatechumenalnej. Mają więc już za sobą kilkanaście lat formacji we własnej rodzinie. A będąc w seminarium przez cały czas pozostają w swojej grupie neokatechumenalnej. Po święceniach i odbyciu praktyki w archidiecezji, rozjeżdżają się na misje Drogi Neokatechumenalnej do wielu krajów.
Ksiądz Kardynał doprowadził do beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki, a teraz pracuje nad beatyfikacją kard. Stefana Wyszyńskiego. Kiedy możemy się spodziewać kanonizacji ks. Jerzego i beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia?
– Na pytania o daty nigdy nie odpowiadam. Jeśli chodzi o ks. Jerzego, jesteśmy na etapie pobeatyfikacyjnym. Mamy już cud do kanonizacji, gdyż przy kanonizacji męczennika cud jest wymagany. Jak wiemy, nastąpił on we Francji, a teraz badany jest w rzymskiej kongregacji ds. świętych. Ile to potrwa, nie wiem. Natomiast wiemy, że gdy chodzi o uzdrowienie z choroby nowotworowej, to wymagany jest czas, który potwierdza, że uzdrowienie jest trwałe.
A jeśli chodzi o proces beatyfikacyjny kard. Stefana Wyszyńskiego, to została wydana już pozytywna opinia komisji teologów kongregacji, a teraz czekamy na opinię komisji kardynałów i biskupów. Gdy to nastąpi, możliwy będzie dekret o heroiczności cnót. Ten ogłasza Ojciec Święty. Chciałbym, aby nastąpiło to w tym roku. Potrzebne jest też uznanie cudu. Dokonał się on w Szczecinie, został w Polsce przebadany i wszedł na etap badania w Kongregacji. Teraz dużo zależy od tempa pracy lekarzy watykańskich i od ich pewności naukowej, że zjawisko to jest faktycznie niewytłumaczalne.
Czy beatyfikacja Prymasa Tysiąclecia mogłaby zbiec się ze stuleciem niepodległości Polski?
– Nie myślę w tych kategoriach. Od śmierci kard. Wyszyńskiego upłynęło 36 lat, a to w historii procesów beatyfikacyjnych jest bardzo mało. Przyzwyczailiśmy się do szybkich beatyfikacji takich jak Matki Teresy czy Jana Pawła II, ale nie jest to norma.
W Kościele powszechnym trwa ożywiona dyskusja wokół adhortacji „Amoris laetitia”, koncentrująca się wokół kwestii dopuszczania do komunii świętej rozwodników żyjących w ponownych związkach. Jak tę kwestię widzi Ksiądz Arcybiskup? Jak w tym kontekście powinniśmy czytać adhortację?
– Już widać, że adhortacja jest różnie na świecie odczytywana. Wynika to stąd, że dopuszcza ona pewne luki interpretacyjne. W związku z czym w opiniach Episkopatów jakie były wysyłane do Rzymu – my też taką opinię posłaliśmy – stawiany jest ten problem. Oczywiście pada bardzo wiele pozytywnych uwag jeśli chodzi o teologiczny wymiar adhortacji. Pojawia się natomiast postulat wytycznych, które przekraczałaby wymiar Kościołów partykularnych, a zawierałyby kryteria odczytywania adhortacji w kwestii towarzyszenia i udzielania komunii św. osobom rozwiedzionym i żyjącym w nowych związkach. I na to czekamy.
Na wytyczne z Rzymu?
– Tak, gdyż nie pójdziemy dalej bez konkretnych kryteriów jakimi winno się kierować towarzyszenie ze strony duszpasterzy osobom znajdującym się w takiej sytuacji, mających im służyć pomocą w rozeznaniu własnej sytuacji. Poszczególne konferencje biskupie bądź nawet diecezje próbują prześcigać się w interpretowaniu tych właśnie punktów adhortacji, natomiast może doprowadzić to do tego, że będziemy mieli różne nauczanie w różnych Kościołach lokalnych. Np. biskupi niemieccy wydali list pasterski, który w dużej mierze powtarza tezy kard. Kaspera z jednego z jego artykułów sprzed 40 lat, co w praktyce legalizuje praktykę powszechnego udzielania komunii św. bez wcześniejszego rozgrzeszenia, która w Niemczech jest stosowana od lat. Podobny problem jest z Maltą.
Franciszek powiedział już w kilku wywiadach, po raz pierwszy chyba w „La Croix”, że nowa dykasteria ds. świeckich i rodziny powinna wydać takie właśnie wskazania.
Ale czy nie wystarczy aby kapłani, którzy towarzyszą ludziom w tych trudnych sytuacjach, opierali się na dotychczasowych kryteriach kościelnych? A kryteria te są jasne i zostały opisane chociażby w „Familiaris Consortio” Jana Pawła II.
– Dzisiaj nie ma żadnych innych podstaw, żeby kończyć rozeznawanie czym innym, niż tym co mówi Jan Paweł II w „Familiaris Consortio”. A możliwość przyjmowania komunii św. przez osoby rozwiedzione i żyjące w nowych związkach istnieje, ale kiedy osoby te zachowują wstrzemięźliwość seksualną.
Księże Kardynale, innym ważnym wyzwaniem jest dziś w Polsce duszpasterstwo młodzieży. Jak formułować ewangeliczny przekaz do młodych Polaków żyjących w wielkomiejskim środowisku, oferującym szczególnie wiele propozycji „alternatywnych” wobec chrześcijańskiego modelu życia?
– Jest to problem i treści i formy. Przykładem pozytywnym jest papież Franciszek. Podczas ŚDM w Krakowie widać było, że ma on dar konstruowania przekazu wokół pewnego obrazu, który zapada w pamięć. Jeśli człowiek nawet nie zapamięta istoty narracji, to zapamięta obraz np. słynną kanapę. A jeśli troszkę pomyśli, potrafi to odtworzyć i skorzysta z inspiracji. Jest to w jakimś sensie taki sposób mówienia, z jakim młody człowiek ma do czynienia w internecie, czy innych środkach przekazu.
Przekaz Franciszka oparty jest na zasadzie „kropli miodu”, a nie „beczki octu”. Chodzi o to by nie podchodzić do młodych od razu z krytyką – a my starzy mamy taką pokusę – lecz by umieć ich pochwalić za to, co robią dobrze. Bo kroplą miodu o wiele więcej się osiągnie niż beczką octu. A wylewając tę beczkę octu, często stracimy ich bezpowrotnie. Do młodych trzeba podchodzić pozytywnie. Tak jak Jan Paweł II, który czasem na wyrost mówił, że są „nadzieją Kościoła” i nigdy się z tego się nie wycofywał.
Jakie są losy ankiety przysłanej z sekretariatu Synodu Biskupów, który przygotowuje teraz synod o młodzieży?
– Ankieta przyszła z Rzymu do naszej Konferencji Episkopatu i stamtąd dostali ją biskupi. Myśmy opracowali ją w takiej formie, aby można było posłać do dekanatów i parafii. Wykorzystując strukturę duszpasterstwa młodzieży, animatorów dekanalnych, chcę żeby dyskusja wokół postawionych w ankiecie pytań odbyła się najpierw wśród młodzieży w każdej parafii. Następnie żeby przedstawiciele tych grup spotkali się na poziomie dekanatu i odbyli debatę, która przygotuje syntezę dekanalną. Powtarzamy „modus operandi” z poprzedniego synodu. Do 15 marca mają odbyć się spotkania i dyskusje w parafiach, a do 24 marca odpowiedzi mają być przesłane z dekanatów do wydziału duszpasterstwa dzieci i młodzieży kurii. W oparciu o to zostanie przygotowana synteza z naszej archidiecezji dla Konferencji Episkopatu. Najważniejsze, aby nie była ona zbyt ogólnikowa, aby nie zginęły gdzieś pojawiające się „na dole” postulaty. Ważne jest też, aby do myślenia o danym problemie zaangażować jak najwięcej ludzi. Doskonałym tego przykładem były przygotowania do Synodu archidiecezji krakowskiej, jaki przed laty przeprowadził tam kard. Karol Wojtyła.
W Polsce mamy z jednej strony „dobrą zmianę” inicjowaną przez ekipę, którą Polacy obdarzyli swym zaufaniem, z drugiej poziom nienawiści i oskarżeń, z jakim od dawna nie mieliśmy do czynienia. Kościół w Polsce ma historyczne osiągnięcia w budowaniu pojednania z sąsiednimi narodami. Pojednanie wewnątrz polskie jest chyba palącym zadaniem?
– Kościół może zachęcać do refleksji duchowej i religijnej. W liście na Wielki Post napisałem: „Może święty czas Wielkiego Postu jest wart tego, by uspokoić debatę publiczną, także spory na poziomie rodzin, przyjaciół, bliskich. Może stać nas na to, by od czasu do czasu powiedzieć coś dobrego o przeciwnikach politycznych? To będzie prawdziwy owoc kolejnego Wielkiego Postu w naszym życiu”.
Wielki Post winien sprzyjać rachunkowi sumienia polityków, mediów oraz ludzi Kościoła. Najbardziej boleję nad podziałami, które zeszły na poziom rodziny, przyjaciół, środowiska pracy. Nawet tam trudno jest rozmawiać, aby nie weszła w to polityka. Post jest okazją, żeby ludzie zechcieli ze sobą rozmawiać nieco inaczej, próbując wyłączyć emocje.
Nie zapominajmy skąd do ludzi docierają te emocje, które tak ostro dzielą. Docierają od polityków, których ludzie słyszą w mediach. W tym znaczeniu jest to odpowiedzialność nas wszystkich, w dużej mierze polityków i mediów. A jeśli nie włączymy do rozmowy w debacie publicznej takich podstawowych kryteriów jak dobro wspólne i dobro Polski – zawsze będziemy się kłócić.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Marcin Przeciszewski
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej.