Drukuj Powrót do artykułu

Kard. Stanisław Dziwisz kończy 70 lat

27 kwietnia 2009 | 06:00 | Alina Petrowa-Wasilewicz / ju. Ⓒ Ⓟ

„On ciągle mi towarzyszy” – mówi o Janie Pawle II kard. Stanisław Dziwisz. Trwająca 40 lat współpraca z metropolitą krakowskim i papieżem była przygodą, która do dziś go zadziwia, i z której czerpie inspiracje i optymizm.

Metropolita krakowski kończy 27 kwietnia 70 lat.

„Kiedy przyszedłem, arcybiskup spojrzał na mnie uważnie i powiedział: «Przeniesiesz się tutaj – będziesz mógł kontynuować studia i będziesz mi pomagał»„. „Byłem przy nim prawie czterdzieści lat. Najpierw przez dwanaście w Krakowie, a potem przez kolejnych dwadzieścia siedem w Rzymie. Zawsze przy nim, zawsze przy jego boku. A teraz, w chwili śmierci, poszedł sam”. – Tak kard. Stanisław Dziwisz wspomina początek i koniec niezwykłej współpracy, która połączyła pochodzącego z Podbeskidzia księdza z metropolitą krakowskim, późniejszym papieżem Janem Pawłem II. Współpracy, która była też przyjaźnią, więzią duchową, znakiem najgłębszego zaufania.

Będziesz mi pomagał

Do dziś kard. Dziwisz pamięta październikowy dzień 1966 r., gdy został wezwany przez metropolitę krakowskiego, który oznajmił mu swoją wolę. Pamięta każdy szczegół, nawet co jedli na kolację – kaszę hreczaną ze zsiadłym mlekiem i jajko. Pochodzący z Podhala 27-letni kapłan miał już za sobą doświadczenie pracy w parafii w Makowie Podhalańskim. A także dzieciństwa, upływającego w czasie wojny, wojenną biedę, smutek po stracie ojca – kolejarza, który zmarł w wypadku, dzielne zmaganie matki, wychowującej samotnie po śmierci męża siedmioro dzieci.

Takiej formacji, jaką otrzymał stojąc u boku kard. Wojtyły, otrzymali tylko nieliczni. Kościół wiernie strzegący depozytu wiary, a zarazem otwarty, prowadzący dialog z szerokimi i będącymi nieraz daleko od wiary intelektualistami i czerpiący z mocy ludowej tradycji, mobilizujący świeckich do budowy wspólnoty wiary, szukający porozumienia z władzami, ale nie cofający się, gdy rozsądny kompromis okazywał się niemożliwy, ukazujący też alternatywną wobec ideologicznych utopii antropologię chrześcijańską – taki był model, budowany przez metropolitę krakowskiego. Jego młody współpracownik odkrywał wraz ze swoim przełożonym, w jaki sposób odpowiedzieć na potrzeby współczesnego świata, jak przeprowadzić „aggiornamento”, o co apelowali ojcowie II Soboru Watykańskiego.

Nie miałem własnego życia

Jednak ani abp Wojtyła, ani młody ksiądz Dziwisz, jedząc kolację owego październikowego wieczoru, nawet przez moment nie mogli sobie wyobrazić, że ich wspólna droga, rozpoczęta w Krakowie, będzie kontynuowana w Rzymie, a sekretarz kardynała zostanie… sekretarzem papieża i jego najbliższym współpracownikiem.

Kolejny etap – 27 lat w Rzymie, rozpoczął się od papieskiego apelu, będącego programem pontyfikatu: „Nie lękajcie się, otwórzcie drzwi Chrystusowi!”. Jan Paweł II robił wszystko, aby te drzwi były otwarte odbywając pielgrzymki, pisząc encykliki, spotykając się z ubogimi i możnymi. I codziennie od 5.30 rano – przy modlitwie w kaplicy, posiłkach, audiencjach prywatnych i ogólnych, pielgrzymkach na wszystkie kontynenty, podczas wielkich uroczystości kościelnych i celebracji. Organizował spotkania, czuwał nad jego zdrowiem i odpoczynkiem, aranżował iście sztubackie „wypady”, gdy urywali się wspólnie z Watykanu, by z dala od dobrze naoliwionych kościelnych trybów odetchnąć samotnie na łonie przyrody. Był do dyspozycji Jana Pawła II praktycznie 24 godziny na dobę. – Nie miałem własnego życia – stwierdził w jednym z wywiadów, podsumowując swoją pracę dla Karola Wojtyły.

„Ksiądz Dziwisz właściwie poświęcił całą swoją drogę życiową tylko i wyłącznie bezpieczeństwu, zdrowiu i spokojowi Jana Pawła II” – pisał o papieskim sekretarzu zagraniczny tłumacz, który z dystansu patrzył na rzeczywistość Pałacu Apostolskiego. I dodał, że jego wysiłki były owocne, gdyż to ks. Dziwisz wiedziony szczególnym instynktem wiedział, co robić po zamachu, by uratować życie Janowi Pawłowi.

Nadszedł także nieunikniony moment – czas rozstania, poprzedzony długą agonią papieża. To była najtrudniejsza chwila w całym życiu Stanisława Dziwisza – gdy przykrył cienkim całunem twarz swojego umiłowanego ojca. Gdy nie mógł uwierzyć, że po czterdziestu latach wiernej współpracy i stałej obecności nie towarzyszył Janowi Pawłowi, bezradnie pytając: A teraz, kto mu towarzyszy?

Śladami św. Stanisława

„Kult św. Stanisława w Krakowie do Soboru Trydenckiego” – to tytuł doktoratu, obronionego przez ks. Dziwisza. Gdy obejmował funkcję metropolity krakowskiego w kwietniu 2006 r., był już po niezwykłej formacji, jaką dał mu Karol Wojtyła. Ale krakowski biskup – męczennik też jest mu bardzo bliski, o czym świadczą słowa i czyny obecnego metropolity. Tak jak patron diecezji, kard. Dziwisz nie waha się głosić opinii niepopularnych, które nie mogą podobać się światu.

Nie daje się wciągnąć w rozgrywki polityczne, służąc „po równo” zwalczającym się partiom, nie pozwalając, by Kościół był identyfikowany z którąkolwiek z nich. Polityków poucza, nie szczędząc gorzkich słów. „Życie społeczne budowane w duchu Ewangelii, zarówno w skali narodu, Europy, jak i świata nie może być budowane na drodze wzajemnego ranienia, ale na drodze leczenia ran przebaczeniem i szukaniem twórczej współpracy” – mówił w tym roku w Łagiewnikach. Przypomniał, że warunkiem życia społecznego jest opanowanie sztuki przebaczającej miłości i że bez niej nie można budować Ojczyzny, która ma być domem dla każdego, kto w niej mieszka. A w czasie tegorocznej Rezurekcji apelował, aby najwyższym prawem w Polsce było Chrystusowe prawo miłości, a nie prawo odwetu i nieustannych sporów.

Kategorycznie przeciwstawił się propozycji dyskusji o eutanazji, nazywając wywołanie problemu wielką nieodpowiedzialnością. Wypowiadając się o zapłodnieniu in vitro pytał, dlaczego nie mówi się o „prawach człowieka”, a o „prawie do dziecka”?

W Wielki Piątek ubolewał, że „zabija się prawdę, nie chcąc się narazić. Zabija się prawdę o poczętym życiu dziecka, twierdząc jakoby to nie było jeszcze życie ludzkie. Zabija się prawdę o świętości i godności życia ludzi chorych i starych, twierdząc jakoby nie było to już życie ludzkie. Zabija się prawdę o małżeństwie jako nierozerwalnej wspólnocie mężczyzny i kobiety, dopuszczając rozwody i tzw. związki partnerskie”.

Kard. Dziwisz nie waha się podejmować także trudnych wątków wewnątrzkościelnych, gdy powołał komisję „Pamięć i Troska”, która miała zbadać uwikłanie niektórych księży we współpracę z SB. Był jednym z hierarchów najbardziej zdecydowanie opowiadających się za zbadaniem przeszłości duchownych w czasach PRL. Żaden czynny kapłan, uwikłany we współpracę z SB, nie pełni funkcji kościelnych w archidiecezji. Metropolita krakowski zachęca jednocześnie do wyrozumiałości i wybaczenia – dla księży, którzy w czasach PRL podjęli współpracę z reżimowym aparatem represji.

Nie zawahał się postulować przyjrzeniu się funkcjonowaniu Radia Maryja w obawie, czy nie przejmuje wiernych, za których odpowiedzialni są przede wszystkim biskupi.

On ciągle mi towarzyszy

Dzień przy ul. Franciszkańskiej 3 zaczyna się od Mszy św., odprawianej o godz. 7.00 w kaplicy Arcybiskupów Krakowskich, gdzie ponad pół wieku temu Karol Wojtyła otrzymał święcenia. Później płyną godziny pracy, wypełnione spotkaniami, naradami, lekturą dokumentów, podejmowaniem decyzji personalnych. Nowy metropolita ma swój styl. Na wizytacje wpada nie zapowiedziany. Gdy udaje się „w teren”, można jedynie snuć domysły, która z parafii zostanie zaszczycona jego odwiedzinami. Na Franciszkańską przybywają też goście dosłownie z całego świata – znajomi z czasów, gdy był papieskim sekretarzem. – Mały Rzym – mówią krakowianie, dumni z koneksji swojego arcypasterza. Przebywanie z możnymi tego świata nie przeszkadza mu w pamięci o najuboższych. – Jeżeli ma wybierać, zawsze wybierze wizytę u chorych, opłatek z najuboższymi – mówi jeden z jego najbliższych współpracowników. Kardynała mogą też spotkać liczni mieszkańcy miasta – w czasie świąt. wigilijnych wieczerzy na Rynku, ale także na Plantach i Starówce, gdzie lubi samotnie się przechadzać.

Krakowski metropolita mówi czasem, że jego przełożony i ojciec jest przy nim, a rozłąka między nim a jego wieloletnim przełożonym jest tylko zewnętrzna. Czuje opiekę i obecność Jana Pawła II, ukochanego Ojca. „Proszę Go, aby nadal kierował naszym Kościołem, który jest Mu wierny, który zawsze chce Mu być wierny” – wyznał niedawno.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.