Kartka z kalendarza
22 grudnia 2014 | 14:42 | Wolontariusze Don Bosco Ⓒ Ⓟ
Ostatnio w Zambii dużo się dzieje. Niekoniecznie dlatego, że co raz częściej mamy burze i generatory prądu wyładowują się razem z atmosferą. Albo dlatego, że od dwóch tygodni kran służy za dekorację z powodu braku wody i biegamy po placówce z wiadrami. Nie dlatego, że szturmują nas codziennie bezlitośnie latające mrówki i komary, które po zmierzchu wirują w swoim tańcu zaraz przy moim uchu. Ani dlatego, że gdzieś w ogrodzie grasuje żółta mamba i wieczorem mój własny cień płata mi figle, kiedy udaje, że chce mnie zaatakować. To afrykańska codzienność. Burze, brak wody, brak prądu, współzawodnictwo z robakami i wężami. To chleb powszedni. Nic szczególnego. To spokojna, afrykańska egzystencja. To swobodny rytm, który przerwano czymś, co było obce i niepasujące. Tak jakby ktoś włożył widelec od grilla w mrowisko, które żyło sobie beztrosko na łonie przyrody.
Oficjalne źródła podają, że w Zambii można zetknąć się z 22 językami. W rozmowie z mieszkańcami Chingoli dowiaduję się, że jest ich nawet siedemdziesiąt. Gdyby to pomnożyć przez wszystkie współczesne państwa Afryki, dałoby to setki, jeśli nie tysiące języków. Wyobraź sobie! Afryka niczym arkusz papieru w kratkę formatu A0. Każdy półcentymetrowy kwadracik to grupa ludzi, których łączy wspólne terytorium, język, tradycje, wierzenia, krew i prawa. Grupa, którą przez swoją strukturę i funkcję można zdefiniować jako kraj albo nawet państwo. Grupa, która żyje bezpiecznie swoim życiem. Wie, kto jest jej wrogiem, a kto sojusznikiem. Grupa, która doskonale wpisuje się w harmonię otoczenia, która wie, jak z tego otoczenia korzystać i co mu ofiarować.
Równo pięćdziesiąt lat temu Zambia odzyskała niepodległość. Podobnie jak większość obszarów Afryki Środkowej i Południowej. Niezmienione, zachowane w kolonialnej formie państwa, dostały się w ręce rdzennych mieszkańców kontynentu uciskanych wcześniej przez Muzungu (białych). Dają początek walce o władzę: walce o „mieć” i „być”, tak jak biali „mieli” i „byli”.
Widać to po zachodnich sklepach, na które nie stać przeciętnego Zambijczyka. Widać to po nieudolnej biurokracji w urzędach, kiedy od czerwca czekamy na podpisanie zgody na pracę jako wolontariuszki. Po tym, że przy zakupie karty do telefonu musimy okazać paszport. Widać to po złośliwości na granicy, kiedy dostajemy wizę biznesową na miesiąc bez możliwości przedłużenia pobytu. Widać to po zakupie dobrego samochodu z klimatyzacją i uwadze skierowanej do nas, że w Europie taki samochód to śmieć. Słychać to po komentarzach: „Jestem głodna, chcę banana” i „Podobają mi się twoje szorty, daj mi je, kupisz sobie drugie” – od osób, które nie wyglądają na najbardziej potrzebujące. Dają nam o tym znać obchody święta niepodległości, kiedy zakładamy zambijskie chitengi (materiał), a reakcją okazuje się śmiech. Kiedy wszyscy chcą zrobić sobie z nami zdjęcia i szarpią nami jak białymi misiami, które przechadzają się w celach komercyjnych po ulicach europejskich miast.
W rok Jubileuszu Odzyskania Niepodległości, niespełna tydzień po uroczystych obchodach, media z RPA podają informację o śmierci prezydenta Zambii. Następnego dnia potwierdzają to zambijskie źródła. Prezydent umarł w Londynie, był w trakcie leczenia raka. Oficjalną informacje przekazano dzień po jego śmierci. Nieoficjalnie mówi się, że umarł ponad miesiąc temu, jeszcze przed obchodami święta niepodległości, ale nie chciano o tym informować społeczeństwa. Ma to być podyktowane obawą przed dezorganizacją państwa i zamieszkami. Nie chciano też zaniechać obchodów jubileuszu. Pięćdziesiąt lat po odzyskaniu niepodległości od kolonializmu pieczę nad Zambią obejmuje BIAŁY wiceprezydent.
Pierwszego listopada ciało prezydenta dolatuje do ojczyzny. Pożegnanie na miarę głowy państwa niczym nie odbiega od tego w Polsce. Wojsko, państwowa orkiestra, składanie wieńców. Transmisja telewizyjna gromadzi tych, którzy mają dostęp do odbiorników. Jednak nie każdy ma ten przywilej. Nie wszyscy też mówią po angielsku. Gdzieś głęboko w buszu są jeszcze ludzie, którzy o niczym nie wiedzą. Którzy nie żyją krzykiem polityki, ale naturalną afrykańską harmonią. Przynależą do ziemi i natury, nie do granic.
Po hucznych, radosnych obchodach rocznicy niepodległości Zambia zamiera. Wspomina wczoraj, boi się o dzisiaj i pyta o jutro.
Paulina Pawłowska
Chingola, Zambia
6 listopad 2014
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Sylwia dostała nawigację, która nie pokazuje radarów. Kasia wyjechała na misję, która nie jest specjalna. Kamila otrzymała moc, która w słabościach się doskonali. Paulina odmienia się przez przypadki. Klaudia drepce z salezjańską radością. Karolina przez rok przygotowań nie nauczyła się mówić w języku bemba. Asia otworzyła się na Dom Księdza Bosco dla Chłopców Ulicy. Justyna i Renata są inne i mają różne talenty i umiejętności. Magda pracuje w mieście, w którym urodził się Zbawiciel. Wszystkie wolontariuszki usłyszały głos, który mówił do nich: Pójdź za Mną! Wyjechały na roczną misję w ramach Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco, aby świadczyć o miłości Jezusa.W 2014 roku na misje wyjechały: Renata Gawarska - pochodzi z Kuklówki Zarzecznej, ma 27 lat, pracuje na Madagaskarze, w Mahajanga. Justyna Kowalska – pochodzi z Ostrołęki, ma 25 lat, pracuje na Madagaskarze, w Mahajanga. Sylwia Młyńska – pochodzi z Łap, ma 22 lata, pracuje w Zambii, w Mansie. Katarzyna Socha – pochodzi z Kamienia koło Rzeszowa, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Mansie. Karolina Gajdzińska – pochodzi z Warszawy, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Chingoli. Paulina Pawłowska – pochodzi z Olsztyna, ma 24 lata, pracuje w Zambii, w Chingoli. Kamila Maśluszczak – pochodzi z Hrubieszowa, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Lufubu. Klaudia Kołodziej – pochodzi z Ropczyc, ma 26 lat, pracuje w Zambii, w Lufubu. Joanna Studzińska – pochodzi z Lęborka, ma 29 lat, pracuje w Peru, w Limie. Magdalena Piórek – pochodzi z Twardogóry, ma 25 lat, pracuje w Palestynie, w Betlejem.