Drukuj Powrót do artykułu

Kazembe

18 kwietnia 2012 | 09:50 | Wolontariusze Don Bosco Ⓒ Ⓟ

Jesteśmy w małym miasteczku na północy Zambii. Jakie to cudowne uczucie móc wreszcie rozprostować nogi! Promienie porannego słońca padają na nasze twarze. Stoimy na środku drogi, czekając aż ktoś po nas wyjdzie. Oczywiście wzbudzamy dużą ciekawość wśród mieszkańców, ponieważ dwie białe Muzungu nie są tutaj częstym widokiem. Rozglądając się niecierpliwie w końcu ich dostrzegamy. Ala i Mathias, wolontariusz z Mansy, a właściwie z Belgii zmierzają w naszą stronę. Wraz z nimi udajemy się na placówkę, na której czekają już na nas, z pysznym śniadankiem, dwaj polscy Księża i pozostałe wolontariuszki z Mansy.

W Kazembe spędzamy dwa i pół dnia. Odwiedzamy pobliski sierociniec, w którym przebywa ponad 20 dzieci w wieku od 0 do 6 lat. Maluchy momentalnie skradły nasze serca. Przywitały nas z wielką radością, rzucając nam się na szyję. Mają zaledwie po kilka lat, a zdążyły doświadczyć w życiu więcej niż niejeden z nas. Pomimo tego dostrzegam jednak w ich małych, czarnych oczkach radość i nadzieję na przyszłość.

Z sierocińca kierujemy się w stronę pałacyku, w którym mieszka jeden z czterech najważniejszych w całej Zambii Cheefów. Są oni kimś w rodzaju króla, czy też wodza. Posiadają potężną władzę i czasem są oni ważniejsi nawet od prezydenta. Niestety, nie tak łatwo jest się dostać do niego na „audiencję”. Tym razem nie pomaga nam nawet to, że jesteśmy Muzungu. Ochroniarz stojący przed bramą nie wpuszcza nas do środka, tak więc przez szpary w bramie oglądamy pałacyk i ruszamy dalej.

Cały następny dzień spędzamy nad przepięknym jeziorem Mweru, w miejscowości Kashikishi. Goszczą nas u siebie Siostry Miłosierdzia Bożego, które oprowadzają nas po swojej placówce. Szkoła dla położnych, klinika dla osób ze schorzeniami wzroku, szpital. Kojarzy Wam się to z czymś? Patrząc na moje wykształcenie, wygląda to na moją przyszłą placówkę. Zwiedzając te miejsca, momentami aż nie mogłam uwierzyć, że jest aż tak duża przepaść między ich standardami, a tymi, które panują u nas, w Europie.

Popołudnie spędzamy na plaży, obserwując tutejsze życie mieszkańców. Kobiety piorące ubrania przy brzegu jeziora, mężczyźni wracający łódkami z połowów. Dalej rozpościera się „Fish targ”, na którym można znaleźć wszelkie rodzaje ryb. Siadamy z butelkami zimnej coli na rozgrzanym piasku. Czuję wiatr we włosach. Na horyzoncie dostrzegam drugi brzeg jeziora, należący już do Kongo.
Wspominam Polskę, moją rodzinę, znajomych… W sercu mam ogromną radość z Afryki, która jest, której mogę doświadczać.

Ostatniego dnia wybieramy się nad pobliskie wodospady Ntumbachushi. Brak słońca, chłodny poranny wiaterek, a także lodowata woda, nie odstraszają nas od skorzystania z naturalnego prysznica. Po kilku godzinach wodnych szaleństw musimy niestety wracać na placówkę.
Nasz wyjazd dobiega końca. Trwał jedynie 2,5dnia, ale to wystarczyło aby zregenerować nasze siły i nabrać nowej energii do pracy. Zadowolone i szczęśliwe, ponownie przemierzamy 1000km i powracamy do naszego Miasta Nadziei, w którym czekają już na nas nasze stęsknione dziewczynki.
PS. Ponieważ w języku cinyanja bardzo często używa się przedrostka „ba”, postanowiłam dodać go do mojego imienia. Od dziś jestem więc BaAsia. Koloru skóry nie mogę zmienić, więc zmienię chociaż to. Będzie tak bardziej afrykańsko.

Joanna Grubińska, Zambia, Lusaka, 2 kwietnia 2012 (pm)

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.