Drukuj Powrót do artykułu

Kim jest jezuita, który rozpocznie modlitwą prezydenturę Joe Bidena?

13 stycznia 2021 | 17:42 | Waldemar Piasecki | Waszyngton Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. Netherlands Embassy

Wielkie zainteresowanie opinii publicznej wzbudza amerykański jezuita o. profesor Leo Jeremiah O’Donovan III, którego prezydent-elekt Joe Biden poprosił o wygłoszenie modlitwy inwokacyjnej podczas swego zaprzysiężenia 20 stycznia.

Ten potomek irlandzkich imigrantów urodził się w 1934 roku w Nowym Jorku. Twierdzi, że miasto to go ukształtowało i nigdy mentalnie go nie opuścił. Wychowywał się na na Górnym Manhattanie w dzielnicy West Side (znanej z oscarowej produkcji „West Side Story”). Chodził do prowadzonej przez dominikanki szkoły Najświętszego Ciała Chrystusa (Corpus Christi) przy parafii pod tym samym wezwaniem, zamieszkanej w większości przez Irlandczyków.

Po maturze w New Rochelle wstąpił na jezuicki Uniwersytet Georgetown z zamiarem zostania psychiatrą. Ostatecznie jednak uzyskał magisterium z wyróżnieniem z teologii w 1956 roku. Przez całe studia był dziennikarzem, a potem redaktorem naczelnym studenckiego pisama uniwersyteckiego „The Hoya”. Następnie wyjechał jako stypendysta Fundacji Fulbrighta na Uniwersytet Lyoński we Francji. Tam też postanowił zostać jezuitą.

Po powrocie do Stanów Zjednoczonych uzyskał licencjat z filozofii na katolickim Uniwersytecie Fordham w Nowym Jorku. W 1966 po studiach w jezuickim Kolegium Woodstock przyjął święcenia kapłańskie, po czym znów wyjechał do Europy, tym razem na studia doktoranckie z teologii na Uniwersytecie w niemieckim Münsterze. Uwieńczył je w 1971 dyplomem uzyskanym pod kierunkiem sławnego niemieckiego jezuickiego teologa prof. Karla Rahnera.

Potem już w swoim kraju został profesorem w swym dawnym Kolegium Woodstock i w Jezuickiej Szkole Teologii w Weston, a następnie przewodniczył Amerykańskiemu Stowarzyszeniu Teologii Katolickiej (Catholic Theological Society of America).

W 1989 roku powołano go na rektora Uniwersytetu Georgetown w Waszyngtonie jako drugiego dopiero jego absolwenta w dziejach tej uczelni. W ciągu dwunastu lat kierowania nią znacznie ją rozbudował i odnowił oraz przyczynił się do wzmocnienia jej pozycji naukowej a także do uruchomienia nowych instytutów i kierunków studiów. Doprowadził też do potrojenia uniwersyteckiego budżetu stałego (enodowment) z 240 do 720 milionów dolarów, co odpowiada dzisiaj wartości 1,1 miliarda.

Szczególną sympatią i troską rektora O’Donovana cieszyła się Szkoła Służby Zagranicznej, której „ozdobą” był profesor Jan Karski, a po jego przejściu na emeryturę – profesor Madeleine Albright, która przejęła pozycję akademicką legendarnego Polaka. Później była ona czołową postacią amerykańskiej sceny politycznej, a w latach 1997-2001 – sekretarzem stanu w okresie prezydentury Billa Clintona, który zresztą sam też był absolwentem Georgetown i studentem Karskiego.

Ojca Leo O’Donovana połączyły z polskim dyplomatą długoletnia przyjaźń i wspólnota wartości oraz wspieranie wszelkimi siłami demokratycznej przemiany ustrojowej w Polsce i udział w budowaniu jak najlepszych stosunków jej nowych władz z administracją Clintona, łącznie ze wspieraniem przystąpienia Polski do NATO. Gdy profesor Karski zmarł, nie było cienia wątpliwości, że pośmiertną mowę pogrzebową (eulogię) podczas uroczystego nabożeństwa w katedrze Świętego Mateusza 18 lipca 2000 roku wygłosi właśnie ojciec profesor. Odczytano też wzruszający list na pożegnanie zmarłego od Clintona, który nie mógł uczestniczyć osobiście w pogrzebie z powodu palestyńsko-izraelskich rozmów pokojowych, toczących się w jego rezydencji w Camp David.

Po zakończeniu trzech kadencji rektorskich w Georgetown profesor jezuita wrócił do Nowego Jorku. Wykładał tam na Uniwersytecie Fordham i od 2009 ponownie na Uniwersytecie Georgetown. Podróżował również po świecie na zaproszenia licznych uczelni.

Po objęciu prezydentury przez Donalda Trumpa, o. Leo O’Donovan był ostrym krytykiem jego polityki w sprawie dostępności broni palnej, kary śmierci, imigrantów i uchodźców, zwłaszcza meksykańskich, wycofywania się Stanów Zjednoczonych z udziału w organizacjach międzynarodowych i w ogóle miał zastrzeżenia do stylu sprawowania przezeń rządów.

W 2016 roku zakonnik został dyrektorem amerykańskiej Jezuickiej Służby Pomocy Uchodźcom (Jesuit Refugee Service), poświęcając się walce o ich prawa. Owocem tej jego działalności i przemyśleń jest m.in. książka, do której przedmowę napisał zaprzyjaźniony od wielu lat z jej autorem obecny prezydent-elekt Joe Biden. To właśnie ten jezuicki duchowny odprawił w 2015 w Wilmington nabożeństwo żałobne za zmarłego syna tego polityka – Beau Bidena.

Nagranie z pogrzebu dostępne jest TUTAJ.

Podczas obecnej kampanii prezydenckiej duchowny jezuicki nie krył krytycyzmu wobec Donald Trumpa i odważnie wskazywał wartości moralne, jakimi powinien odznaczać się jego następca. Ostatnio zdecydowanie potępił inspiracyjną rolę ustępującego szefa państwa w ataku jego zwolenników na Kapitol w Waszyngtonie.

Mimo swych 86 lat ojciec profesor wciąż pozostaje zaangażowany w pracę wielu organizacji katolickich, akademickich, humanitarnych oraz popierających dialog ekumeniczny w ramach chrześcijaństwa i międzyreligijny z islamem i judaizmem. Jest powszechnie uznawany za największego żyjącego jezuitę amerykańskiego i za jednego z najwybitniejszych członków w dziejach Towarzystwa Jezusowego.

Nikt nie wątpi, że jego inwokacja modlitewna podczas zaprzysiężenia 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych przejdzie do historii.

 

 

Jan Karski. Fot. Waldemar Piasecki

Oczy pełne współczucia. Eulogia ku pamięci Jana Karskiego

Leo J. O’Donovan, S.J.

Pragniemy podzielić się  tekstem wzruszającym i unikalnym. Jest to eulogia  ku Pamięci Jana Karskiego wygłoszona przez ojca profesora Leo J. O’Donovana  rektora jezuickiego Uniwersytetu Georgetown podczas uroczystości  w katedrze św. Mateusza Apostoła w Waszyngtonie18 lipca 2000  roku, podczas której  żegnano legendarnego bohatera drugiej wojny i długoletniego profesora tejże Uczelni.  Ojciec O’Donovan przekazał tekst eulogii najbliższemu przyjacielowi i współpracownikowi Jana Karskiego – Waldemarowi Piaseckiemu.  Ten postanowił  tekst przełożyć i  udostępnić, kiedy  dotarła widomość, że ojciec profesor Leo O’Donovan będzie inaugurował swoją modlitwą prezydenturę  Joe Bidena, o co został przezeń poproszony.  [Red.]

 

Wasze Ekscelencje,

Drodzy Przyjaciele i Koledzy

z Wydziału Jana Karskiego,

Goście z Polski,

Drodzy Przyjaciele Żydowscy.

 

To były oczy, które zapamiętałeś, poszukujące bladoniebieskie polskie oczy,

które zawsze widziały poza, rozumiały i pamiętały.

 

Przybył z innego miejsca i czasu, które można było odczuć. Miejsca  godności i

prawości.   Czasu odwagi i zaangażowania. Wspólnoty sprawiedliwych mężczyzn i

kobiet, którzy troszczyli się o siebie głęboko i jednakowo. Ale wydawał się

pochodzić z miejsca spokoju tylko dlatego, że najpierw i głęboko przeszedł przez

takie cierpienie. „Widziałem straszne rzeczy” –  mawiał po prostu, paląco.

 

Przystojna, władcza twarz starzejącego się arystokratycznego młodego

dyplomaty. Brutalne nazistowskie tortury bardziej niż przyspieszyły ten proces.

Wysoka, szczupła rama sylwetki stawała się wygięta i krucha. Ale przeszywające

oczy  w jakiś sposób jeszcze bardziej zdecydowane, niezapomniane. Oknami ku

duszy  świadka  rozdzierającego  horroru stulecia i nikłej nadziei. Jego najgłębszych

otchłani i blasku możliwego zbawienia.

 

 

Urodził się 24 czerwca 1914 roku jako najmłodsze z ośmiorga dzieci  rodziny Kozielewskich w przemysłowej Łodzi. Karskim stał się później jako tajny agent i emisariusz.  Jan wykazał się wielkim talentem w szkole, gdzie trafił na jezuickich formaterów. Stał się młodym człowiekiem o gorącej wierze i wydawał się mieć przed sobą wybitną karierę, gdy po zdobyciu dwóch tytułów magisterskich na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie wstąpił do polskiej służby dyplomatycznej. Ale „wtedy pochłonęła go wielka przepaść XX wieku”, jak wiemy teraz, chociaż przez dziesięciolecia szukał w ciszy, jak  uciec od scen cierpienia, które widział.

Po powołaniu  do wojska w 1939 roku został ostatecznie pojmany  przez agresorów sowieckich , ale zdołał uciec z ich obozu. Wstąpił do polskiego Podziemia i został jednym z jego najlepszych kurierów. W 1940 roku został ponownie schwytany, tym razem przez gestapo. By uniknąć ujawnienia tajnych informacji, próbował  nawet się zabić, podcinając sobie żyły nadgarstków.  O dziwo, został uratowany ze szpitala i wrócił do podziemnej pracy. Doprowadziło to do jego misji w 1942 roku,   aby przekazać  aliantom na Zachodzie  raport o sytuacji w okupowanej  Polsce. Przygotowując się do tego Janowi udało się konspiracyjnie przedostać się do getta warszawskiego  i  żydowskiego obozu selekcyjnego,  skąd wysyłano  do obozu zagłady  w Bełżcu Po to, aby jako naoczny świadek mógł zapewnić w  Londynie i Waszyngtonie, że obciążająca  Hitlera eksterminacja Żydów jest ohydną prawdą.

Ale ani Anthony Eden, ani Franklin Roosevelt, ani Felix Frankfurter w 1943 roku nie mogli naprawdę uwierzyć młodemu świadkowi niewypowiedzianego horroru, i dopiero po opublikowaniu  rok później jego częściowo autobiograficznej  „Historii  Tajnego Państwa”  zaczęto doceniać heroizm Karskiego w ujawnieniu Holokaustu.

 

Po latach Jan powiedział o tym czasie:

„ Wszechmogący  wyznaczył mi rolę mówienia i pisania o czasie wojny, kiedy – jak mi się wydawało – mogło to pomóc. To jednak nie przyniosło rezultatu…

Potem stałem się duchowym Żydem. Podobnie jak  żydowska rodzina mojej żony [w 1965 roku Jan poślubił tancerkę i choreograf Polę Nireńską] – wszyscy Żydzi, którzy zginęli w gettach, w obozach koncentracyjnych, w komorach gazowych  stali się moją rodziną.

Ale jestem chrześcijańskim Żydem. Jestem praktykującym katolikiem . Moja 

wiara mówi mi, że drugi grzech pierworodny został popełniony przez ludzkość: poprzez zlecenie. lub zaniedbania, lub narzucona sobie ignorancja, niewrażliwość, interes własny, hipokryzja lub bezduszna racjonalizacja.

Ten grzech będzie prześladował ludzkość po kres czasu.  To mnie prześladuje.

I chcę, żeby tak było.”

 

W tym miejscu  popularna relacja z życia Jana Karskiego generalnie się kończy. Człowiek, który widział niewyobrażalne cierpienie i obwieścił je światu, w 1981 roku wyraził głęboką rezygnację.  Rok później, niemniej jednak został uznany przez izraelski rząd za jednego ze Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.

 Były jednak inne rzeczy, które widział Jan Karski, i jeśli dziś odpowiednio pamiętamy o tym sprawiedliwym człowieku (Mdr 3.1), w którego sercu mieszkał Duch Boży (Rz 5,5), to trzeba o nich wspomnieć.

A  byli to: najpierw ten kraj. Po drugie, jego uniwersytet. I po trzecie, sąd, który ma nadejść.

Jan często  nazywał Amerykę „błogosławioną krainą” . Nie było to dla mnie nigdy bardziej wymowne niż 23 maja tego roku.  Wrócił z Polski o czwartej nad ranem Pobyt skrócił tylko po to, aby wziąć udział w uroczystym obiedzie wydanym przez  Ligę Przeciw Zniesławianiu (ADL), podczas którego  kardynał James Hickey  miał otrzymać  Nagrodę im. Jana Karskiego. Jan  zabrał głos pierwszy. Zahipnotyzował publiczność swym wywodem o „błogosławionej Ameryce” i błogosławieństwie uczestnictwa w niej.  On, zawsze bardzo europejski w stroju i manierze, miał wyraźną pasję – do amerykańskiej demokracji, do amerykańskich możliwości, do amerykańskiej równości.

Po wojnie nie mógł pozwolić sobie na powrót do komunistycznej Polski i w 1954 roku został naturalizowanym obywatelem amerykańskim. Kochał swoją ojczyznę. Oczywiście i na zawsze pozostał polskim bohaterem.  Jednak  Stany Zjednoczone  były źródłem jego zauroczenia.  Mówił  porywająco elokwentnie, wzywając swoich słuchaczy by  „nie zapominali o tej błogosławionej ziemi”.

Przyjechał też do Ameryki, aby poznać  każdą część swojej uczelni. W 1943 roku, podczas swojej pierwszej wizyty w celu poinformowania rządu amerykańskiego o Holokauście, spotkał się z ojcem Edmundem Walshem, założycielem, a następnie dziekanem School of Foreign Service na Georgetown University. W 1949 roku wrócił do ojca Walsha i poprosił  go o radę.   Walsh, którego Jan podziwiał jako księcia renesansu zdolnego do bycia dość władczym, powiedział mu, że mimo swych 35 lat lat i dwóch polskich fakultetów uniwersyteckich , musi w odbyć w Georgetown  pełny program  studiów doktoranckich.  Tego samego wieczoru, kiedy Jan otrzymał doktorat, w domu zastał  telegram od ojca Walsha, zaproszający go w szeregi akademickie Georgetown.

Jego zajęcia były niezwykle popularne i niezwykle skuteczne. Specjalizował się w teorii komunizmu i polityce porównawczej. W 1985 roku opublikował swoje główne dzieło „Wielkie mocarstwa i Polska. 1919-1945: Od Wersalu do Jałty.”     Ale to ze studentów i kolegów był najbardziej dumny. Wspierał nowego młodego dziekana  wydziału Petera Krogha, konsekwentnie i chętnie oraz  dzięki niezwykłemu przywództwu Petera.  Był dumny, gdy tak wybitny członek wydziału, jak Madeleine Korbel Albright, został wybrana na jego stanowisko po przejściu na emeryturę. Są też inne rzeczy związane z jego pracą w Georgetown powinniśmy pamiętać, z pewnością jego głębokie zaangażowanie w walkę z ubóstwem – i jego cudowne, cierpkie poczucie humoru.

Jan Karski zmarł w Szpitalu Uniwersyteckim Georgetown 13 lipca 2000 roku.  Na uniwersyteckim wzgórzu, które było jego akademickim domem przez ponad pół wieku. Tam milczał o tym, co zobaczył, a potem mówił o tym dla dobra ludzkości. Pod koniec wojny powiedział: „Nienawidziłem ludzkości”. Ale stopniowo, dla dobra ludzkości, przemówił. Słuchała publiczność krajowa, ale przede wszystkim studenci.

W Georgetown widział pokolenia uczniów przechodzące przez jego zajęcia i wiedział, na swój bystry i skromny sposób, jak zachwycają się jego nauczaniem, jego polityczną pasją, jego tajemniczą osobą.

Ale Jan Karski zobaczył więcej: ujrzał krzyż Chrystusa u progu stulecia, usłyszał wołanie  opuszczonych  milionów braci i sióstr Jezusa z Nazaretu. Wiedział, że przygotowuje się, by zobaczyć jeszcze więcej – swojego Boga.

Powiedział kilka lat temu:

„ Nie okazuję tego, ale jestem człowiekiem religijnym. Wiem, że Bóg daje nam nie zbiorowe, ale indywidualne sumienie. To jest ta piękna część człowieka. Ma wybór: może podążać za złem; ma swobodę wyboru właściwego. Każdy jest indywidualnie odpowiedzialny przed swoim Stwórcą.

Nadejdzie chwila, kiedy zostanę wezwany. To będzie ostatni sąd. Bóg mi powie: „Karski, otrzymałeś ode mnie duszę. Twoje ciało umarło. Twoja dusza jest moja. Dałem ci ją. Teraz pytam: Co zrobiłeś ze swoją duszą?”

Mogę Mu  odpowiedzieć już dziś: „ Chcę dostąpić Nieba.  Chcę dostąpić zbawienia. Jestem stary i już nie jestem silny. Nie potrzebuję już odwagi. Więc uczę współczucia.”

I tak w ostatnich latach swojej emerytury rzeczywiście nadal nauczał współczucia. I w każdą niedzielę chodził do kościoła św. Anny i przyjmował  komunię.  Nawet  po strasznej chorobie i  śmierci żony w 1992 roku.

A teraz umarł i nas opuścił.

Jednak kilka miesięcy temu napisał i przesłał mi bardzo hojny prezent, prosząc, bym zrobił z nim cokolwiek bym wybrał. Mamy teraz stypendium na cześć jego żony Poli. A droga krzyżowa w kaplicy Dahlgren jest teraz oświetlona przez dar Jana.

Podobnie jak w przypadku Ewangelii Marka (Mk 15: 33-16: 8), droga krzyżowa kończy się przy grobie, nie dając jeszcze wizji zmartwychwstałego Chrystusa.

Ale właśnie Jan z pewnością widzi teraz – i jego Chrystusa i jego Ojca. Ponownie milczy o tym, co widzi. Ale z pewnością w naszej modlitwie opowie nam o swoim sądzie. I pewnego dnia opowie nam własnymi słowami, w jaki sposób dostąpił zbawienia.

 

Tłumaczył:

Waldemar Piasecki

Grób Jana Karskiego i jego małżonki na Cmentarzu Góry Oliwnej w Waszyngtonie | Fot. Waldemar Piasecki

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.