Drukuj Powrót do artykułu

Kochał nieprzyjaciół – o ks. Władysławie Bukowińskim z postulatorem procesu beatyfikacyjnego

12 lutego 2015 | 10:49 | Krzysztof Stępkowski / br Ⓒ Ⓟ

„Nie dał się zatruć nienawiścią, a miłość nieprzyjaciół nie była tylko czystą teorią w jego życiu” – mówi o ks. Władysławie Bukowińskim postulator jego procesu beatyfikacyjnego ks. Jan Nowak. 22 stycznia papież Franciszek upoważnił Kongregację Spraw Kanonizacyjnych do opublikowania dekretu o heroiczności cnót tego Sługi Bożego, bohaterskiego apostoła Kazachstanu i więźnia sowieckich łagrów.

Krzysztof Stępkowski (KAI): Jak to się stało, że został Ksiądz postulatorem procesu beatyfikacyjnego Sługi Bożego ks. Władysława Bukowińskiego?

Ks. Jan Nowak: Było to dość nieoczekiwane. Moim marzeniem jako kapłana było pojechać na misje. Początkowo myślałem o Afryce, później o Ukrainie, ale w końcu, w 2005 roku zostałem posłany jako duszpasterz do parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Kamyszence, w kazachskiej archidiecezji astańskiej. Mieszka tam sporo Polaków, potomków tych, którzy zostali tam zesłani tuż przed i w trakcie II wojny światowej. Tam, po roku posługi duszpasterskiej, zastał mnie telefon z Krakowa, informujący że zostałem mianowany postulatorem rozpoczętego procesu beatyfikacyjnego ks. Bukowińskiego. Było to dla mnie całkowite zaskoczeniem, bo nigdy nie zajmowałem się ani osobą ks. Bukowińskiego, ani też procesami kanonizacyjnymi. Nie było mi łatwo zostawiać dopiero co rozpoczętą pracę duszpasterską, ale zdałem sobie sprawę, że ten rok mej pracy w Kazachstanie stanowił cenne doświadczeniem. Bez niego nie rozumiałbym tamtego świata, tamtych ludzi, wśród których pełnił posługę ks. Bukowiński.

KAI: W jaki sposób roczny pobyt w Kazachstanie wpłynął na Księdza pracę podczas procesu? To przecież moment, w którym trzeba zbudować biografię przyszłego błogosławionego, złożyć ją z wielu elementów.

– Ten czas pozwolił mi trafnie odpowiedzieć na pytanie kim są zesłańcy i kim są dzieci zesłańców. Zrozumiałem na czym polega ich wielkość, zgłębiłem problemy z którymi się na co dzień borykają, poznałem jak wygląda ich miłość do ich dawnej Ojczyzny, tej którą stale noszą w sercach. Nie słyszałem, by ktoś tak pięknie mówił o swej Ojczyźnie tu w Polsce. Myślę, że w tym można dostrzec wpływ ks. Bukowińskiego, którego miłość do Ojczyzny objawiała się m. in. tym, że napisał będąc w łagrze historię Polski. To niezwykłe jak silna jest wśród osiadłych w Kazachstanie naszych rodaków katolicka wiara, pamięć o przodkach-zesłańcach, o polskiej ojczyźnie.

Rozmowy ze świadkami o działalności ks. Bukowińskiemu odsłoniły także siłę modlitwy różańcowej, która w czasach, gdy nie było tam kapłanów urosła niemal do rangi sakramentu. Mieszkający tam ludzie pokazali, jak ważne ślady pozostawił w tym odległym od Polski kraju ks. Bukowiński.

KAI: Co jest fascynującego w jego postaci?

– Chyba najbardziej uderza to, że został z własnej woli wśród tych zesłańców. Przyjął dobrowolnie obywatelstwo Związku Radzieckiego i mimo tego, że groził mu łagier (który zresztą go nie ominął) to dostrzegł potrzebę pozostania wśród tych ludzi, którym był potrzebny. To piękny przykład poświęcenia duszpasterskiego. Wiedział, że za swoją posługę grozi mu cierpienie, ale też ufał, że spotka na swej drodze rodaków prawdziwie kochających ludzi i Boga. To było piękne w jego postawie.

KAI: Jakiego rodzaju wspólnotę tworzyli zesłańcy, wśród których działał ks. Bukowiński?

– Trafili tu najpierw Polacy deportowani w 1936 roku, z Podola i Wołynia, z obwodów żytomierskiego, winnickiego i kamienieckiego, z dawnych terytoriów Rzeczypospolitej włączonych po traktacie ryskim do Rosji Sowieckiej mieszkańcy z Kresów, ze wschodniej Ukrainy w 1936 roku, a później mieszkańcy wschodnich województw II Rzeczypospolitej zaanektowanych po 17 września 1939 r. do ZSRR. Zanim trafili do Kazachstanu jechali tu tygodniami w nieludzkich warunkach, wielu z nich zmarło. Zostawiono ich w stepie i nakazano osiedlać się tam, gdzie nikt mieszkać nie chciał.

Z pewnością byli to ludzie niezwykle twórczy, którzy pozostawili na kazachskich stepach swój ślad. Widać go do dzisiaj. To pszenica, której jednym z największych producentów jest obecnie Kazachstan. To takie ewangeliczne, że ziarno padło w tę kazachską ziemię, obumarło i wydało obfity plon. Taki obraz: gdy jechałem do Kamyszenki, w której pracowałem, to za oknem przez wiele kilometrów nie było widać nic innego jak tylko pszenicę. Zesłańcy zasiali tam to, co było najpiękniejsze. Pszenicę i wiarę w miłość Boga. Kościół katolicki trafił tam za sprawą zesłańców – Polaków i Niemców.

KAI: Trzynastoletni w sumie pobyt w łagrach nie załamał Księdza Bukowińskiego…

– Zdecydowanie nie. Zostało po nim wiele listów, w których wiele spraw, z których złożona jest nasza codzienność, opisuje w sposób piękny i prosty. Listy te, pisane piękną polszczyzną, pokazują, jak w chwilach trudnych można być człowiekiem szczęśliwym, wolnym i radosnym. Czuł, że znalazł się na właściwym miejscu, wśród ludzi do których Pan Bóg go powołał. Trzeba jeszcze wspomnieć o historii Polski, którą napisał dzięki swej fenomenalnej pamięci. Ta historia była nie tylko napisana, ale także potajemnie wykładana wśród zesłańców. To był przekaz pełen szacunku i miłości do Ojczyzny.

W jednym z listów pisze, że nie dał się zatruć nienawiścią, a miłość nieprzyjaciół nie była dla niego tylko czystą teorią. Był człowiekiem wielkiego pojednania. Widział nie tyle funkcjonariuszy, strażników tylko ludzi uwikłanych w straszny system. Współczuł im.

KAI: Czy prowadząc proces beatyfikacyjny napotkał Ksiądz jakieś szczególne trudności?

– Pierwszą było dotarcie do świadków. Mimo znajomości, jakie przez rok pobytu w Kazachstanie poczyniłem, wcale nie było łatwo odnaleźć ludzi, którzy mogli zaświadczyć o jego życiu i działalności. To był też problem natury czysto technicznej. Kazachstan to kraj o powierzchni osiem razy większej niż Polska, a zamieszkały tylko przez około 17 milionów mieszkańców. Spora część kraju jest niezamieszkana. Część świadków, jak np. niemieccy zesłańcy dawno z Kazachstanu wyjechało na Zachód, podobnie rzecz miała się z Ukraińcami. Wielu wyemigrowało także do Rosji. W tych wszystkich krajach trzeba było teraz szukać świadków życia i apostolstwa ks. Bukowińskiego, zebrać ich zeznania. Byli także tacy, którzy w tym celu specjalnie do Krakowa przyjechali jak np. bp Joseph Werth, ordynariusz Diecezji Przemienienia Pańskiego w Nowosybirsku.

Wiele trudu sprawiało także poszukiwanie dokumentów w różnych instytucjach i w wielu krajach. A na końcu przyszedł równie trudny moment pisania tzw. Positio – opisu życia kandydata do chwały ołtarzy. Nie znam włoskiego, więc najpierw pisałem tekst po polsku (ponad 800 stron), a później trzeba było to wszystko przetłumaczyć. Ale cieszę się, że udało się w końcu zamknąć i ten etap. Widocznie Pan Bóg tak chciał, zaprawił mnie do tego boju i cieszę się, że przydałem się do czegoś takiego.

KAI: I oto 22 stycznia tego roku…

– 22 stycznia Ojciec Święty Franciszek podpisał dekret o heroiczności cnót, a 23 stycznia ogłaszają, że ks. Bukowiński staje się mistrzem, znakiem dla całego Kościoła katolickiego. Znakiem cnót, ogromnej wiary i miłości wobec Boga i człowieka.

KAI: Co w takim momencie czuje postulator procesu?

– Ogromną, nieprawdopodobną radość. Nie tylko osobistą dlatego, że dokonało się pewne dzieło, ale przede wszystkim, że to co u początku drogi zdawało się niemożliwe udało się doprowadzić do szczęśliwego końca.

KAI: Czy ks. Nowak zaprzyjaźnił się z Księdzem Bukowińskim?

– Tak. To dla mnie zaszczyt być tak blisko i przeżyć dziś taką drogę duszpasterza.

KAI: A jakie cechy ks. Bukowińskiego podobają się Księdzu najbardziej?

– To był człowiek o wielkim spokoju serca, pełen optymizmu, z wielkim szacunkiem wobec drugiego człowieka. Człowiekiem ogromnej wiary i modlitwy, ale przede wszystkim ufności w Opatrzność. Na wielu przedstawieniach ks. Bukowińskiego widoczny jest on z krzyżem w ręku. On faktycznie z krzyżem się nie rozstawał. To bardzo symboliczne, bo człowiek o takiej biografii nie miał innego wyjścia, jak tylko zwrócić się z ufnością w stronę krzyża Chrystusa.

Przy tym był bardzo cierpliwy, czego bardzo mi brakuje (śmiech). Myślę, że nie tylko ja powinienem się tego od niego uczyć.

KAI: Komu mógłby patronować ks. Bukowiński?

– Myślę, że byłby to dobry patron zesłańców, bo oni swego patrona, o ile wiem, nie mają. Mógłby być także patronem duszpasterzy działających wśród emigrantów i zesłańców. Święty Jan Paweł II powiedział przecież o nim: „znalazłem takiego heroicznego świadka Chrystusa i pasterza tych, którzy doświadczyli prześladowań z powodów wiary i pochodzenia. Nigdy ich nie opuścił. Dobrowolnie poszedł na zesłanie, aby dzielić ich los”.

Ks. Bukowiński to także doskonały kandydat na patrona rodzin. Właściwie nie miał kościoła, żadnej kaplicy ale jego posługa skupiała się wokół wielu rodzin, którym udzielał sakramentów i z którymi żył. Kiedy ukrywał się to przenosił się od jednej rodziny do drugiej. Bez nich nie mógłby prowadzić swojej misji. Zawsze też sprawował msze w intencji rodzin rano za zmarłych jej członków, a wieczorem w intencji żyjących. Dostrzegał ich problemy. Mówił, że rodzina pobożna, wierna nauce Kościoła, wychowuje gorliwych wierzących ludzi, a rodzina obojętna czy słaba religijnie wychowuje ludzi niewierzących i agnostyków.

KAI: Wspomniał Ksiądz Jana Pawła II, czy ks. Władysław Bukowiński i Karol Wojtyła mieli okazję się spotkać?

– Spotykali się za każdym z trzech razy, kiedy ks. Bukowiński przyjeżdżał do kraju. Papież wspominał, że to ks. Bukowiński wychodził naprzeciw tym spotkaniom. To metropolita krakowski poprosił go o spisanie wspomnień z Kazachstanu. Do końca życia o nim pamiętał.

Bardzo pięknie napisał o ks. Bukowińskim w liście z 2004 roku, który kard. Franciszek Macharski przywiózł do Kazachstanu na sympozjum poświęcone pamięci apostoła Kazachstanu: „Cieszę się, że postać tego bohaterskiego kapłana nie idzie w zapomnienie. (…) Bogu dziękuję, że mogłem go osobiście poznać, budować się jego świadectwem i wspierać w każdy możliwy w tamtych czasach sposób”.

KAI: Papież Wojtyła, jak widać, nie zapomniał o ks. Bukowińskim?

– Myślę, Jan Paweł II właściwie był promotorem tego procesu. Wskazał na niego w Kazachstanie podczas podróży apostolskiej w 2001 roku. Wspominał go m.in. podczas spotkania z prezydentem Nazarbajewem. Powiedział mu, że wszystko co wie o Kazachstanie, wie od ks. Bukowińskiego. Żałował, że podczas wizyty nie mógł pomodlić się przy jego grobie. To ciekawe, że drugim rozpoczętym procesem beatyfikacyjnym po śmierci Jana Pawła II był właśnie proces ks. Bukowińskiego.

KAI: W Polsce o ks. Bukowińskim pamięta także stowarzyszenie „Ocalenie”.

– W 2007 roku zrodziła się myśl, aby powstało stowarzyszenie, które zajęłoby się opieką nad procesem beatyfikacyjnym. Chodziło o modlitwę za wstawiennictwem ks. Bukowińskiego, o kult i pewną informację na temat kandydata na ołtarze. Sam nie byłem w stanie tego wszystkiego zrobić.

Stowarzyszenie powstało przy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach w maju 2007 roku. Zorganizowało sympozja, które pokazywały postać ks. Bukowińskiego. Zajęło się także organizowaniem Mszy św. sprawowanych w parafii św. Floriana w Krakowie, każdego trzeciego dnia miesiąca [ks. Władysław Bukowiński zmarł 3 grudnia 1974 roku – przyp. red].

Chcemy wraz z „Ocaleniem” wypełnić testament Ojca św. Jana Pawła II, zachować w pamięci i stworzyć muzeum misjonarza z Kazachstanu. Wspominając jego postać, pamiętamy także o tych, którym poświęcił życie czyli zesłańcach.

KAI: Modli się ksiądz za wstawiennictwem księdza Bukowińskiego?

– Jakże mógłbym się nie modlić? Nie ma takich spraw, których bym mu nie polecał. Są różne trudne i bolesne sytuacje, które mu zawierzam. Zawsze pomaga.

KAI: Pomaga?

– No oczywiście! Myślę, że patrzy na to, co się tutaj dzieje, zwłaszcza na duchownych i dopinguje nas, kapłanów. Przecież jego i nasze warunki to przepaść. Patrzy na to, w jaki sposób korzystamy z tego, co daje nam Opatrzność.

KAI: Czy pamięć o ks. Bukowińskim jest żywa w Kazachstanie?

– Ci starsi pamiętają go jeszcze całkiem dobrze i reagują bardzo gwałtownie na nawet cień sugestii, że może nie był do końca taki święty. Podczas procesu musiałem zadać jednej z kobiet pytanie, czy Ksiądz Bukowiński nie utrzymywał jakichś dwuznacznych stosunków z kobietami. Zareagowała takim oburzeniem, jakbym zarzucał coś złego jej bliskiemu. Była rozgniewana, że można było nawet pomyśleć o czymś takim. Rozumiałem to oburzenie, ale takie pytanie musiałem przecież zadać.

Bukowiński jest ważny nie tylko dla mieszkańców Kazachstanu, ale także i innych narodów. Niemców, Polaków, nawet Rosjan, bo przecież i im pomagał, ale w sposób szczególny chciałbym podkreślić naród ukraiński. Dlatego, że on urodził się w Berdyczowie, dziś należącym do Ukrainy. Uczęszczał też przez pewien czas do gimnazjum w Kijowie. Później już jako kapłan był profesorem w seminarium w Łucku, a później proboszczem katedry w tym mieście. Dzisiaj Łuck modli się przez wstawiennictwo Sługi Bożego ks. Władysława Bukowińskiego w tej trudnej próbie, w jakiej znaleźli się Ukraińcy. Niedawno byłem tam z rekolekcjami dla kapłanów diecezji łuckiej. Cieszę się, że tam o nim nie zapomniano. Jest tablica poświęcona ks. Bukowińskiemu, a mieszkańcy odprawiają nowennę i proszą o jego beatyfikację.

Rozmawiał Krzysztof Stępkowski

***

Władysław Bukowiński urodził się 22 grudnia 1904 r. w Berdyczowie. W 1920 r. rodzina przeniosła się do Święcicy w powiecie sandomierskim. W latach 1921-1931 studiował prawo, a następnie teologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Święcenia kapłańskie otrzymał 28 czerwca 1931 roku z rąk abp księcia Adama Sapiehy, metropolity krakowskiego. Po kilku latach pracy duszpasterskiej w Rabce i Suchej Beskidzkiej wyjechał na Kresy i został wykładowcą w Seminarium Duchownym w Łucku. Od września 1939 r. był proboszczem katedry w Łucku. W 1940 r. został uwięziony przez NKWD.

Cudem uniknął śmierci w likwidowanym przez Sowietów łuckim więzieniu po rozpoczęciu wojny niemiecko-radzieckiej w 1941 r. Pomagał uciekinierom i jeńcom podczas niemieckiej, a następnie radzieckiej okupacji. W latach 1945-1954 przebywał w radzieckich więzieniach i obozach pracy w Kijowie, Czelabińsku i Dżezkazganie. Tam, po wyczerpującej, kilkunastogodzinnej pracy odwiedzał chorych w więziennym szpitalu, umacniał współwięźniów w wierze, udzielał sakramentów i prowadził rekolekcje w różnych językach. Napisał i potajemnie wykładał w łagrze historię Polski.

W roku 1954 został zesłany do Kazachstanu, do Karagandy, z obowiązkiem podjęcia pracy stróża. Praca ta umożliwiała mu dalszą tajną pracę duszpasterską wśród zesłańców. Chrzcił, spowiadał i błogosławił małżeństwa zesłanych tam Polaków, Niemców, Rosjan, Ukraińców i przedstawicieli innych narodowości.

Dobrowolnie przyjął obywatelstwo Związku Radzieckiego, aby mógł pozostać wśród powierzonych swej opiece wiernych. Odbył wyprawy misyjne m.in. do Tadżykistanu, Ałmaty, Semipałatyńska, Aktiubińska. W 1958 r. został ponownie uwięziony na trzy lata i zesłany do łagrów na Syberii: w Czumie w obwodzie irkuckim oraz obozie dla „religiozników” w Sosnówce. W sumie przebywał w łagrach i więzieniach: 13 lat, 5 miesięcy i 10 dni. Po odbyciu kary kontynuował w Karagandzie pracę duszpasterską w prywatnych domach. Pod koniec życia trzykrotnie przyjeżdżał do Polski, gdzie spotykał się m. in. z kard. Karolem Wojtyłą. Zmarł w Karagandzie 3 grudnia 1974 r. do końca prowadząc pracę duszpasterską. Jego grób znajduje się w kościele pw. św. Józefa w Karagandzie.

Proces beatyfikacyjny rozpoczął się w Krakowie 19 czerwca 2006 r. W 2012 r. złożono w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w Rzymie positio o życiu, działalności i heroiczności cnót oraz sławie świętości Sługi Bożego ks. Bukowińskiego. Od 2008 r. zbierano dokumenty lekarskie i świadectwa dotyczące domniemanego cudu z wstawiennictwem Sługi Bożego. Natomiast w dniach 22-31 maja 2013 r. w Karagandzie odbył się proces o domniemanym cudzie przez wstawiennictwo kandydata na ołtarze, które złożono w Kongregacji 19 czerwca 2013 r.

22 stycznia papież Franciszek upoważnił Kongregację Spraw Kanonizacyjnych do opublikowania dekretu o heroiczności cnót Sługi Bożego. Do jego beatyfikacji konieczny jest jeszcze dekret o autentyczności cudu za wstawiennictwem Sługi Bożego. Ks. Bukowiński byłby pierwszym błogosławionym Kościoła łacińskiego w Kazachstanie.

 

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.