Drukuj Powrót do artykułu

Kongo: trwa dramat polskich misjonarzy

07 listopada 2008 | 13:40 | x. jl // maz Ⓒ Ⓟ

Pracujący we wschodniokongijskiej prowincji Północne Kiwu pallotyńscy misjonarze oraz misjonarki od miesiąca żyją w centrum wojny między rebeliantami z Rwandy, dowodzonymi przez gen. Laurenta Nkundę a wojskami rządowymi.

Najtrudniejsze chwile przeżyli misjonarze w drugiej połowie października w Rutshuru – miejscowości oddalonej o 80 km na północny wschód od Gomy, stolicy prowincji, gdy rebelianci zdobywali miasto. Wtedy pociski spadły na misję sióstr miłosierdzia. Upadająca ściana zmiażdżyła nogi hiszpańskiej zakonnicy. Polskie misje pallotyńskie szczęśliwie ocalały i nie doznały uszczerbku. W placówce pallotynek schroniły się też dwie siostry od Aniołów z miejscowości Ntamugega położonej między Rutshuru a Gomą. Łączność pozostała tylko z misją pallotynek, gdyż wycofujące się wojska rządowe zabrały polskim księżom samochody, komputery, telefony komórkowe.

Gdy wojska rebeliantów dotarły pod Gomę, gen. Nkunda ogłosił jednostronne zawieszenie broni i utworzył korytarz pomocy humanitarnej z Rutshuru do Gomy. W samym Rutshuru, jak informowała s. Dominika Laskowska, pallotynka, sytuacja zaczęła się nawet normalizować. Dotkliwy stawał się brak żywności, chociaż powoli otwierały się małe sklepiki, ale ceny artykułów spożywczych były bardzo wysokie.

Dokuczało też poczucie osamotnienia. Z miasta wyjechali wszyscy pracownicy organizacji pozarządowych. Pozostały jedynie osoby z organizacji Lekarze Bez Granic. Wydawało się, że świat zapomniał o tej części Afryki. Na szczęście, dzięki telefonowi komórkowemu pallotynki mogły utrzymywać codzienny kontakt z Pallotyńskim Sekretariatem ds. Misji w Ząbkach pod Warszawą.

Z doniesień prasowych misjonarze dowiedzieli się, że 3 listopada Rutshuru miał do dotrzeć pierwszy transport pomocy humanitarnej. Ale zamiast niego pojawili się tylko wolontariusze, którzy odwiedzali różne instytucje jak misje, szpitale, sierocińce i spisywali potrzeby. Z obiecanej pomocy nic do sióstr nie dotarło. Tymczasem 4 bm. rozgorzały walki tuż pod Rutshuru między rebeliantami a milicją prorządową. Pociski spadały niebezpiecznie blisko misji. Żołnierze z misji pokojowej ONZ MONUC polecili siostrom jak najszybszą ewakuację do Gomy. Nikt jednak po nie nie przyjechał, ale na szczęście walki ucichły. Powrócił też względny spokój, choć w mieście jest brak elektryczności. Nikt już też nie wspomina o pomocy humanitarnej, którą prawdopodobnie rozgrabili rebelianci.

Przez cały czas ks. Jerzy Kotwa, pallotyn, z innej części Rutshuru sporadycznie kontaktował się z siostrami, że jest cały i zdrowy. Stanowczo odmówił wyjazdu, twierdząc, że jest potrzebny tu, na miejscu. Dwaj inni pallotyni, księża Tadeusz Małachwiejczyk i Stanisław Urbaniak, przebywają przez cały czas w Gomie, chociaż miasto opustoszało i plądrują je rabusie. Również oni sporadycznie informują siostry w Rutshuru lub swojego przełożonego w Kigali, w sąsiedniej Rwandzie.

Obecność misjonarzy w tym regionie jest ważna, bo jak twierdzi ks. Stanisław Filipek, przełożony pallotynów w Rwandzie i DR Konga, są oni „krzykiem tych, którzy głosu nie mają”. Chodzi przede wszystkim o masy uchodźców, które przemieszczają się z miejsca na miejsce, szukając bezpiecznego miejsca. Według amerykańskiej stacji telewizyjnej CNN, rebelianci na drodze do Gomy palili przede wszystkim obozy uchodźców, zmuszając ludzi do dalszej ucieczki. W Rutshuru pozostał jedyny czynny szpital w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Dziennikarz z CNN przedstawił przejmujące losy dzieci w tym szpitalu, np. jednorocznej Olivii, rannej w obie nóżki czy sześciorocznego Gervais Semutaga, któremu kula przestrzeliła pierś, cudem omijając serce.

Liczbę uchodźców ocenia się od kilkuset tysięcy do ponad miliona. 30 i 31 października Północne Kiwu odwiedzili ministrowie spraw zagranicznych: Francji – Bernard Koushner i Wielkiej Brytanii – David Miliband. Obaj byli zgodni, że jeśli nie nastąpi szybkie zakończenie konfliktu, to w regionie tym dojdzie do największej klęski humanitarnej od czasów II wojny światowej. Lekarze Bez Granic już informują o pojawieniu się przypadków cholery i innych chorób zakaźnych.

Tymczasem nadzieja na takie szybkie rozwiązanie jest nikła. Co prawda 7 listopada odbędzie się spotkanie na szczycie przywódców afrykańskich z udziałem prezydentów: Konga – Josepha Kabili i Rwandy – Paula Kagamy, sekretarza generalnego ONZ Ban Ki-moona oraz przywódców Unii Afrykańskiej, Ugandy, Tanzanii, Burgundii i RPA, ale o porozumienie będzie bardzo trudno.

Alain Le Roy, zwierzchnik operacji pokojowych ONZ, oświadczył, że oddziały MONUC mają rozkaz siłą powstrzymać oddziały Nkundy przez zajęciem Gomy. „Rozdział VII Karty ONZ daje nam wystarczające uzasadnienie do użycia siły”– powiedział Le Roy na konferencji prasowej w Gomie.

Jednocześnie zapowiedział, że siły MONUC zostaną wzmocnione, chociaż już obecnie liczą one 17 tys. osób i jest to największa misja pokojowa ONZ na świecie. Ban Ki-moon zwrócił się poprosił Radę Bezpieczeństwa o wysłanie dodatkowych 3000 osób do rejonu konfliktu. Rzecznik prasowy MONUC wyjaśnił, że chodzi o 2 bataliony służb medycznych, 2 bataliony oddziałów specjalnych, 18 śmigłowców i dwa samoloty transportowe C130. Dodał przy tym, że potrzeby MONUC są znacznie większe.

Demokratyczna Republika Konga, dawny Zair, jest pogrążona w wewnętrznych walkach od czasu upadku dyktatora Mobutu Sese Seko w 1997 roku. O wpływy w tym największym kraju Czarnej Afryki rywalizują Rwanda i Uganda z jednej strony oraz Angola, Namibia i Zimbabwe z drugiej. Nakładają się na to skomplikowane stosunki między plemionami Tutsi i Hutu, zamieszkującymi Północne Kiwu, czyli północno-wschodnie obszary nadgraniczne z Rwandą i Ugandą. W większości są to uchodźcy z Rwandy po okrutnym ludobójstwie w 1994 roku.

W 1999 ONZ powołało MONUC, czyli Misję Narodów Zjednoczonych w Demokratycznej Republice Konga. Nikt nie jest w stanie podać dokładną liczbę ofiar tej wojny domowej. International Rescue Committee podawał w grudniu 2004, że ok. 3,8 miliona osób, w tym połowa to dzieci, mogło zginąć w walkach z głodu i chorób. Dziś liczba ta może być dużo większa.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.