Kościół w Kazachstanie jest zdany na pomoc z zewnątrz
03 listopada 2010 | 11:16 | pb / sz Ⓒ Ⓟ
Kościół w Kazachstanie jest zdany na pomoc z zewnątrz – mówi w rozmowie z KAI administrator apostolski Atyrau, biskup Janusz Kaleta. Opowiada w niej o nowych przepisach utrudniających przyznawanie wiz duchownym pochodzącym z zagranicy, o wolności religijnej w państwie o większości muzułmańskiej i o specyfice Kościoła katolickiego w tym środkowoazjatyckim kraju.
Rozmowa z bp. Januszem Kaletą, administratorem apostolskim Atyrau w Kazachstanie:
KAI: Od pewnego czasu Kościół w Kazachstanie doświadcza trudności związanych z przyznawaniem wiz duchownym pochodzącym z zagranicy.
– Sprawa wiz jest delikatna i bardzo dla nas ważna. W marcu 2010 r. wprowadzono nowe zasady ich uzyskiwania. Wprowadzono nową „wizę misjonarską”. Jest ona udzielana tylko poza granicami Kazachstanu i jedynie na 180 dni. Nie ma możliwości przedłużenia wizy. Aby uzyskać nową, trzeba na jakiś czas wyjechać z Kazachstanu.
Kolejnym ograniczeniem są – w sposób zamierzony lub niezamierzony – bardzo duże komplikacje z uzyskaniem wizy. W trzech ministerstwach: kultury (w którym działa komitet ds. religii), spraw wewnętrznych i spraw zagranicznych trzeba uzyskać pozwolenie na zaproszenie konkretnej osoby. (Ministerstwo Spraw Wewnętrznych jest konsultowane w porządku wewnętrznym. Nie jesteśmy bezpośrednio włączeni w ten proces.) Procedury te trwają około dwóch miesięcy, co wprowadza duże poczucie niepewności i tymczasowości. Nie bez znaczenia są koszty przesyłania dokumentów, opłaty za wizę i wreszcie koszty koniecznych wyjazdów. Poprzedni system był dla nas dużo tańszy.
Pocieszające jest to, że do tej pory nie mieliśmy w zasadzie większych problemów z otrzymaniem pozwoleń na zaproszenie i wiz. Na kilkanaście zaproszeń do zachodniego Kazachstanu odmówiono wydania wizy tylko jednej osobie z Litwy.
Urzędnicy kazachstańscy, zwłaszcza na szczeblu centralnym, deklarują życzliwe nastawienie w stosunku do Kościoła katolickiego. Życie jednak toczy się swoimi drogami i na prowincji bywa dosyć ciężko ze spełnieniem wszystkich wymagań do uzyskania wizy.
KAI: Czy jest to wyraz jakiejś długofalowej polityki ograniczania liczby obcokrajowców prowadzących działalność religijną w Kazachstanie?
– Skłaniałbym się ku tezie, że mamy do czynienia z zamierzoną i długofalową akcją.
KAI: Kiedyś mówiło się o Kazachstanie jako przykładzie wolności religijnej w Azji Środkowej. Czy to się zmieniło?
– Niewątpliwie Kazachstan wyróżnia się pozytywnie wśród państw Azji Środkowej, byłych republik Związku Radzieckiego, jeżeli chodzi o respektowanie praw religijnych. Trzeba jednak wziąć poprawkę na wschodnią mentalność. Istnieją nieraz duże różnice pomiędzy deklaracjami a tym, co się rzeczywiście udaje zrealizować z tych obietnic. Deklaratywne zapewnienia o wolności religijnej czasami napotykają po drodze na dosyć duże trudności z niespodziewanych nieraz powodów. Różne drobiazgi potrafią utrudnić życie. Mamy jednak nadzieję, że te deklaracje dotyczące poszanowania wszystkich wspólnot religijnych, w tym katolickiej, będą realizowane.
Podobnie mamy nadzieję, że umowa między Kazachstanem i Stolicą Apostolską będzie wcielana w życie. W tym swego rodzaju „konkordacie” mamy zapis o tym, że będą udzielane pozwolenia na pobyt na cały okres naznaczenia do posługi duszpasterskiej dla księży i sióstr zakonnych.
Myślę, że nie można obecnych kłopotów traktować jako prześladowania Kościoła katolickiego, choć niewątpliwie utrudniają nam one życie i działalność. Większość księży i sióstr zakonnych, chcąc nie chcąc, musiała w ostatnich miesiącach wyjechać z Kazachstanu, żeby uzyskać nową wizę. Te przymusowe wyjazdy najczęściej nie pomagają w efektywnym duszpasterstwie.
KAI: Kościół katolicki jest zdecydowanie mniejszościową wspólnotą religijną w Kazachstanie. Jak się układają jego relacje z innymi wyznaniami i religiami?
– Tu trzeba zrobić ukłon w stronę oficjalnej polityki państwa i prezydenta Nursułtana Nazarbajewa, który często podkreśla, że Kazachstan idzie drogą tolerancji, wzajemnego poszanowania, respektu wobec każdej religii, a zwłaszcza islamu, prawosławia, katolicyzmu, judaizmu, zaliczanych do grona „religii tradycyjnych”. Takie deklaracje o tolerancji, poszanowaniu i potrzebie rozwijania dobrych kontaktów są założeniami programowymi władz.
Bardzo dużo in plus zmieniło się wraz z wyborem nowego patriarchy moskiewskiego. W ostatnich miesiącach, znów nieprzypadkowo, a programowo, ze strony Kościoła prawosławnego odnotowaliśmy szereg życzliwych gestów wobec nas. To cieszy, bo rzeczywiście jesteśmy małą mniejszością. Katolicy stanowią poniżej 1 proc. ludności Kazachstanu, a na zachodzie kraju, gdzie ja pracuję – co najwyżej 1 promil. Mimo to jesteśmy widoczni. Nie pracujemy w sposób tajny. Na zachodzie Kazachstanu jest wiele firm zachodnich, zwłaszcza zajmujących się wydobyciem złóż ropy naftowej. Wielu ich pracowników angażuje się w życie miejscowych wspólnot katolickich. Starają się też aktywnie świadczyć pomoc socjalną. Nawet, gdy w grę wchodzą niewielkie sumy, jest to dosyć dobrze postrzegane przez mieszkańców.
Żyjemy w środowisku, gdzie duża większość społeczeństwa uważa się za muzułmanów. W czasach sowieckich islam był zwalczany, podobnie jak i inne religie. Przeglądamy miejscowe archiwa pod kątem materiałów dotyczących religii. Wiele dokumentów z atyrauskiego archiwum pokazuje grę władz prowadzoną z miejscowymi wyznawcami islamu. Mimo wieloletnich wysiłków nie udawało się im na przykład uzyskać pozwolenia na otwarcie meczetu. Ciągle coś było nie tak napisane, brakowało jakiegoś dokumentu, nie można było doprosić się decyzji. Mamy w tej dziedzinie podobne doświadczenia.
Czasy sowieckie doprowadziły niewątpliwie do dużej obojętności na sprawy wiary. Także dzisiaj, w oczach wielu pełni ona czysto dekoracyjną i drugorzędną rolę. Paradoksalnie ma to też czasami dobre skutki; rzadko na przykład spotyka się radykalnie negatywne reakcje na obecność Kościoła katolickiego. Dominuje trochę lekceważące przekonanie: „niech sobie będzie, to tak, czy inaczej tylko przejściowa obecność”.
Jednocześnie coraz częściej spotykamy osoby nawrócone i praktykujące islam. Neofici bywają bardziej gorliwi i radykalni. Są oni nastawieni „misyjnie” i starają się nawracać na islam innych, czasami także księży i siostry zakonne. Podobne działania z naszej strony są bardzo niemile widziane. W kazachskim środowisku nieprzychylnie bywają traktowane osoby pochodzenia kazachskiego nawrócone na chrześcijaństwo. Niestety, większość z nich trafia nie do Kościoła katolickiego, a do wspólnot protestanckich.
KAI: W Kazachstanie mieszkają ludzie nie tylko różnych religii, ale także różnych narodowości. Czy ta wielonarodowość nie przeszkadza w jednolitej pracy duszpasterskiej?
– Na pewno jest to praca złożona, dlatego że wielość języków powoduje komplikacje choćby przy przygotowywaniu Mszy św. Na przykład w Atyrau sprawujemy liturgię po rosyjsku, angielsku i włosku.
Miejscowi katolicy wywodzą się z różnych grup etnicznych; są to: Polacy, Niemcy, Ukraińcy, Koreańczycy. Wiele osób pochodzi z rodzin mieszanych. Łączy ich używanie języka rosyjskiego. Tworzymy barwną grupę, która dzięki Kościołowi zyskuje dodatkowy element tożsamości. Na przełomie lat 80. i 90. XX w. w Kościele kazachstańskim wprowadzono rosyjski jako główny język liturgiczny. To przynosi pewne owoce. Świadomość powszechności Kościoła jest tu dosyć duża. Nie jest on już postrzegany tylko jako polski czy niemiecki, jak dawniej bywało.
Naczelną zasadą sowieckiej polityki ludnościowej było krzewienie przekonania: „Jestem obywatelem Związku Radzieckiego”. Poczucie wspólnego losu i podobnych problemów, niezależnie od narodowości jest bardzo duże także dzisiaj. Dlatego nie ma specjalnie wielkich problemów z koegzystencją miejscowych katolików różnego pochodzenia.
KAI: A czy katolikom w Kazachstanie nie towarzyszy poczucie pewnego osamotnienia, wynikające z geograficznego oddzielenia od reszty Kościoła?
– Pewnie, że mamy czasami takie poczucie. Zarówno na poziomie osobistym jak i na poziomie całego Kościoła w tym ogromnym kraju. W zachodnim Kazachstanie parafie są oddalone od siebie o setki kilometrów, nie można sobie pozwolić na częste spotkania. Można oczywiście porozmawiać przez telefon. Dostępny jest Internet, ale nasze problemy są najczęściej niezbyt interesujące dla kogoś w dalekim kraju.
Kazachstan jako odrębna prowincja kościelna zdany jest na różnoraką pomoc z zewnątrz: wsparcie personalne i duchowe, pomoc materialną w tworzeniu i utrzymaniu struktur kościelnych i wsparcie dla tych, którzy zakończyli posługę w Kazachstanie i wracają do ojczyzny, często z nadszarpniętym zdrowiem. Dziękujemy Panu Bogu za wszystkich, którzy okazują nam choć odrobinę zainteresowania i zrozumienia, którzy starają się w miarę możliwości pomóc.
Konferencja Biskupów Kazachstanu należy do Federacji Konferencji Biskupów Katolickich Azji, ale jesteśmy zapraszani także na zgromadzenia Rady Konferencji Biskupich Europy jako obserwatorzy. Zarówno w Europie, jak i w Azji Kazachstan – podobnie jak cała Azja Środkowa – jest postrzegany jako rejon bardzo egzotyczny. Mamy zdecydowanie inne problemy niż państwa Azji Południowej, takie jak Indonezja, Tajlandia, Wietnam czy Filipiny. Warunki naszego działania różnią się także od tych europejskich. Oprócz położenia geograficznego łączy nas z Azją przynależność do grupy państw, w których życie religijne znajduje się pod dużą kontrolą i jest w jakimś stopniu ograniczane. Natomiast z Europą – to, że większość naszych miejscowych parafian to przedstawiciele europejskich nacji.
KAI: Czy Kościół w Kazachstanie nadal opiera się w największym stopniu na duchownych z zagranicy? A może ma coraz więcej rodzimego duchowieństwa?
– 20 lat temu, gdy wspólnoty niemieckie i polskie, np. w Karagandzie, były bardzo silne, mieliśmy stosunkowo dużo powołań kapłańskich. Dzisiaj księża z Kazachstanu, który w tym czasie kończyli seminaria w Rydze czy Kownie, są wiodącymi postaciami Kościoła na terenie byłego Związku Radzieckiego. Np. ordynariusz diecezji Przemienienia Pańskiego w Nowosybirsku, bp Joseph Werth pochodzi z Karagandy, podobnie jak bp Nikolaus Messmer, administrator apostolski Kirgistanu. Są też księża, którzy urodzili się na tych terenach, ale pracują w Europie Zachodniej. W Kazachstanie natomiast księża i siostry zakonne pochodzące z tych terenów są ciągle w mniejszości.
Mamy w Karagandzie seminarium duchowne. Nastąpiła jednak duża zmiana pokoleniowa. Większość kleryków stanowią ludzie, którzy nie tak dawno zostali ochrzczeni. Z mojej administratury apostolskiej uczy się tam trzech alumnów. Dwóch z nich przyjęło chrzest dopiero przed kilkoma laty. Pozostaje wciąż otwartym pytaniem, na ile gorliwość neofitów zostanie ugruntowana i dojrzeje tak, by dotrwali oni do święceń kapłańskich i owocnie pracowali jako księża. Proces formacji kapłańskiej jest stosunkowo długi. Można się spodziewać, że dopiero za kilkanaście lat będziemy mogli liczyć na to, że większa grupa księży i sióstr zakonnych będzie pochodziła z Kazachstanu. Dążymy do tego.
Na razie w Kazachstanie pracują duchowni około 15 narodowości. Wnoszą oni bogactwo różnorodnych doświadczeń duszpasterskich, gorliwość oraz kontakty i pomoc swoich lokalnych Kościołów. To nie jest bez znaczenia, dlatego że niewiele wspólnot parafialnych w Kazachstanie jest w stanie samodzielnie prowadzić działalność duszpasterską. Jesteśmy zdani na pomoc z zewnątrz, także tę pomoc materialną.
W czasach komunistycznych, aby zapewnić sobie duchowe i materialne wsparcie, gros kleryków z tych terenów po kilku latach formacji w diecezjalnym seminarium duchownym wstępowało do zgromadzeń zakonnych. Kiedyś oczywiście w sposób tajny. Np. bp Werth od początku był jezuitą, o czym niewiele osób wiedziało, nawet w seminarium. Ta tendencja przetrwała do dziś. Bywa więc, że ktoś, kto przeszedł kilka lat formacji w seminarium w Kazachstanie, nagle mówi, że chce być zakonnikiem. Jako zakonnik podlega rygorom swojego zgromadzenia. Zostaje duszpasterzem, ale niekoniecznie u nas. Trudno się nie zgodzić z chęcią zapewnienia stabilności, zakorzenienia we wspólnocie zakonnej. Czasami jednak tracą na tym kazachstańskie parafie.
KAI: Czy na kolejnym konsystorzu można się spodziewać nominacji pierwszego kardynała z Kazachstanu?
– Trzeba o to zapytać papieża. Ale kandydaci na pewno by się znaleźli… (śmiech)
Rozmawiał Paweł Bieliński
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.