Drukuj Powrót do artykułu

Ks. Jan Uchwat: bariera językowa nie przeszkadza w praktykowaniu wiary

18 sierpnia 2015 | 17:26 | Jolanta Roman-Stefanowska / br Ⓒ Ⓟ

Bariera językowa nie jest żadną przeszkodą w praktykowaniu wiary. Nawet jeśli ktoś na Mszy św. nie rozumie słów, to nie oznacza, że nie może się modlić – mówi w rozmowie z KAI ks. Jan Uchwat, który odprawia w Sopocie Msze św. w językach angielskim i hiszpańskim.

KAI: Sopot to wakacyjna stolica Polski – nigdy nie zasypia, tysiące ludzi, gwar, dyskoteki, restauracje, plaża. W samym centrum kurortu najsłynniejszy deptak kraju – „Monciak”. Na obu jego końcach dwa kościoły. Co ciekawe, zawsze pełne, nawet w czasie wakacji.

Ks. Jan Uchwat: Wakacje to czas relaksu, a formą wypoczynku, i to nie tylko tego duchowego, jest modlitwa. Ona ma kojący wpływ na psychikę i ciało. Pozwala się wyciszyć, uspokoić stargane nerwy, pobyć sam na sam z Bogiem.

KAI: W wakacyjne, weekendowe wieczory, odprawia ksiądz Msze w języku angielskim w kościele pw. św. Andrzeja Boboli. To miejsce wyjątkowo zlokalizowane – na styku głównego wejścia na sopockie molo, tuż przy plaży i w sąsiedztwie najsłynniejszych hoteli. Czy to dobre miejsce na modlitwę?

– Okazuje się, że bardzo dobre. Na pomysł wpadł kilka lat temu proboszcz. Pomysł był trafiony. Kościół jest pełen. Zauważyłem też, że w sobotni wieczór przychodzi na Mszę więcej ludzi niż w niedzielę. Niedziela to w kurorcie zmiana turnusów, ludzie się pakują i wyjeżdżają, inni przyjeżdżają. A sobota? Okazuje się, że można przyjść na Mszę przed kinem, przed kolacją w restauracji. Bywa, że ludzie wracają z plaży, słyszą modlitwę i zachodzą. Niektórzy po chwili idą dalej, ale są tacy, co zostają.

KAI: Obcojęzyczna jest cała liturgia, pieśni, homilia, czytania. Zauważyłam, że wierni to zarówno cudzoziemcy, jak i Polacy.

– Na całym świecie obcojęzyczne Msze to coś normalnego. Dla nas to ciągle jakiś rodzaj atrakcji. Ale bardzo mnie cieszy, że przychodzi tylu wiernych. Widzę, że część osób nie rozumie słów, nie uczestniczy aktywnie, nie odpowiada. Nie oznacza to jednak, że się nie modlą. Wystarczy, że czują. To właśnie jest potęga Kościoła. Nie zawsze słowo jest potrzebne. Jest w tym wszystkim siła naszej wiary. To wzruszające, a zarazem budujące.

KAI: Jednak Msza adresowana jest przede wszystkim dla osób obcojęzycznych.

– Tak. To głównie turyści. Nie chcą mieć wakacji od Boga, więc przychodzą. Jeśli chcą, mogą się wyspowiadać. Czasem proszą o rozmowę. Takie wakacyjne rozmowy czasami mogą zaważyć na życiu. Ale przychodzą nie tylko turyści. Są również cudzoziemcy mieszkający w Trójmieście. Jest ich tu sporo. Pracują, uczą się, czasami to mieszane małżeństwa. Sporo takich ślubów udzielam. Po hiszpańsku, po angielsku.

Przychodzi dużo młodzieży. Przyprowadzają znajomych, którzy przyjechali na wakacje z różnych stron świata. Czasami to właśnie dzięki nim po raz pierwszy od lat zaszli do kościoła. To też wielka wartość. Każdy sposób jest dobry na znalezienie drogi do Boga. Tacy młodzi ludzie bardzo chętnie aktywnie włączają się w Mszę św. Dla nich język nie stanowi żadnej bariery, więc śpiewają, czytają. Są w tym tacy radośni. To piękna sprawa.

KAI: Z punktu widzenie duchownego ma znaczenie, w jakim języku odprawia się Mszę?

– Myślę, że wyrażanie pewnych myśli w obcym języku wymusza głębsze przemyślenie sprawy. Tak, obserwuję to u siebie. Gdy wygłaszam homilię po angielsku czy hiszpańsku, mam znacznie silniejszą refleksję. Inne słowa, inny tok myślenia. Jestem przekonany, że u wiernych, którzy słuchają takiej homilii, przemyślenia też mają inną siłę. To właśnie siła Kościoła Powszechnego.

KAI: Odprawia Ksiądz Msze po angielsku, ale również po hiszpańsku.

– Znacznie rzadziej, ale zdarza się. W Sopocie mieszkają siostry karmelitanki, które pochodzą z Peru. Skupiają wokół siebie wspólnotę ludzi hiszpańskojęzycznych. Czasami proszą mnie o odprawienie Mszy.

KAI: Podkreśla Ksiądz, że wśród języków obcych to właśnie hiszpański jest tym pierwszym.

– Przez pięć lat studiowałem i pracowałem w Pampelunie. Byłem wikariuszem, kapelanem w szpitalu, bardzo udzielałem się duszpastersko. Do tego stopnia, że teraz od lat jeżdżę do Hiszpanii raz w roku na miesiąc. Gdy tamten proboszcz idzie na urlop, ja go zastępuję.

KAI: Jak Ksiądz jest tam przyjmowany?

– Ja tam jestem swój i mam bardzo dużo pracy. Tam proboszcz nie ma – jak u nas – jednej parafii, ale pięć lub sześć. Duchownych tam brakuje. Ale ja lubię tam pracować. Hiszpanie są tacy radośni. Owszem, głośni, rozmawiają podczas Mszy, ale mają dużo spontaniczności, której nam brakuje. Tacy są ludzie południa. Nie jest ważne, gdzie i dla kogo odprawia się Msze. Ważne, że widzi się jak ludzie reagują, jak czują. Choć nie znają języka, choć nie rozumieją słów – czują Boga. Ja to widzę. To dowód na to, że Kościół jest uniwersalny i nie zna granic. Jest wszędzie.

Rozmawiała Jolanta Roman-Stefanowska

 

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.