Homoseksualista księdzem? Ks. Kobyliński wyjaśnia
07 grudnia 2018 | 16:58 | Dawid Gospodarek / pz | Warszawa Ⓒ Ⓟ
Trzeba w końcu poważnie potraktować kwestię tożsamości seksualnej kandydatów do kapłaństwa – mówi w rozmowie z KAI ks. prof. Andrzej Kobyliński, filozof i etyk z UKSW. Podkreśla, że problem święceń kapłańskich homoseksualnych mężczyzn jest szerszy niż kwestie moralne. Komentuje też m.in. zagadnienie pedofilii wśród księży.
Dawid Gospodarek (KAI): Kilka dni temu miała miejsce premiera nowej książki papieża Franciszka „Siła powołania”, w której m.in. wyraża on niepokój z powodu homoseksualizmu wśród księży i osób konsekrowanych oraz potwierdza stanowisko, by nie przyjmować do seminariów i zakonów osób homoseksualnych. Ta wypowiedź jest szeroko komentowana na całym świecie, wzbudza też trochę kontrowersji, a nawet zamieszania – przecież to ten sam papież, który kilka lat temu w rozmowie z dziennikarzami na pokładzie samolotu mówił: „Jeśli ktoś jest gejem i szuka Boga, i ma dobrą wolę, kim jestem, by go sądzić?”
Ks. Andrzej Kobyliński: Te dwie opinie papieża Franciszka rzeczywiście obiegły świat lotem błyskawicy. Sfera seksualna nie od dzisiaj przykuwa uwagę ludzi, niezależnie od rasy czy koloru skóry. Nic więc dziwnego, że najnowsza wypowiedź Ojca Świętego na temat homoseksualizmu jest analizowana na całym świecie.
KAI: Jak ją rozumieć?
– Tym razem papież Franciszek nie dotyka problemu wszystkich osób homoseksualnych, ale koncentruje swoją uwagę na księżach, siostrach zakonnych, zakonnikach, klerykach itp. Problem orientacji seksualnej osób duchownych i konsekrowanych jest obecnie przedmiotem wielu dyskusji. Co więcej, można mówić dzisiaj o niezwykle ostrym konflikcie wśród katolików, gdy chodzi o moralną ocenę homoseksualizmu.
KAI: Czego dotyczy ten spór?
– Konflikt wokół homoseksualizmu w Kościele katolickim dotyczy zasadniczo trzech kwestii. Po pierwsze, jak oceniać tendencję homoseksualną i akty homoseksualne? Po drugie, co sądzić o małżeństwach jednopłciowych, adopcji dzieci przez pary homoseksualne i błogosławieniu takich związków w świątyniach katolickich? Po trzecie, czy wolno dopuszczać osoby homoseksualne do święceń kapłańskich oraz życia zakonnego? Na te trzy pytania kardynałowie, biskupi, księża i ludzie świeccy z wielu krajów udzielają dzisiaj bardzo różnych odpowiedzi. Pod tym względem wspólnota katolicka nie jest oczywiście wyjątkiem. Ostre spory dotyczące tej kwestii występują dzisiaj we wszystkich kulturach i religiach.
KAI: Za Benedykta XVI zakazano udzielać święceń kapłańskich osobom z głęboko zakorzenionymi skłonnościami homoseksualnymi.
– To była prawdziwa rewolucja kopernikańska, wprowadzona w specjalnej instrukcji Stolicy Apostolskiej. Dlaczego? Przez 2000 lat nie istniał w Kościele katolickim formalny zakaz kapłaństwa mężczyzn homoseksualnych. Zwrot nastąpił w 2005 r. Rewolucyjny charakter tej zmiany polega na tym, że za przeszkodę do święceń kapłańskich zostały oficjalnie uznane nie tylko akty homoseksualne, ale także sama tendencja homoseksualna kandydatów do kapłaństwa oraz ich związek z tzw. kulturą gejowską.
KAI: Czy ten dokument wszedł w życie?
– Niestety, watykański zakaz udzielania święceń kapłańskich kandydatom homoseksualnym spotkał się z otwartym lub milczącym sprzeciwem wielu środowisk katolickich na całym świecie. Jeśli chodzi o krytykę tego dokumentu wyrażoną publicznie, można wskazać przykład episkopatów Belgii, Francji, Holandii czy Szwajcarii, które oficjalnie poinformowały, że dojrzały psychicznie homoseksualista, deklarujący chęć niepodejmowania aktywności seksualnej, może być księdzem. Podobną opinię wyraziła Rada Przełożonych Zakonów Męskich w USA, która stwierdziła, że nie wolno dyskryminować pobożnych duchownych homoseksualnych, którzy są oddani pracy duszpasterskiej i żyją w czystości seksualnej.
KAI: Czym są skłonności homoseksualne głęboko zakorzenione?
– To pojęcie wprowadza instrukcja Stolicy Apostolskiej z 2005 r. Niezwykle ważnym nowym elementem tego dokumentu jest odrzucenie rozróżnienia na homoseksualizm czynny i bierny, które pojawia się bardzo często w opracowaniach wielu teologów katolickich. Nowe kryterium podziału, które zostało wprowadzone w 2005 roku, to skłonności homoseksualne przejściowe, zasadniczo wyleczalne i występujące najczęściej w wieku młodzieńczym, oraz skłonności homoseksualne głęboko zakorzenione, czyli trudniej wyleczalne, stanowiące część osobowości i stylu życia. Ten drugi rodzaj tendencji homoseksualnej został uznany za przeszkodę do święceń kapłańskich i życia zakonnego.
KAI: Dlaczego?
– To niezwykle skomplikowane zagadnienie filozoficzne i teologiczne, które dotyczy relacji istniejącej między kapłaństwem katolickim a orientacją seksualną człowieka. Szkoda, że w Polsce nie powstał do tej pory ani jeden artykuł naukowy o charakterze teologicznym. Trudno racjonalnie wytłumaczyć całkowite milczenie teologii katolickiej w tej jakże ważnej sprawie. Moje badania filozoficzne i historyczne dotyczące tego problemu rozpocząłem prawie 20 lat temu. Ich owocem są dwa obszerne artykuły naukowe. Pierwszy z nich pt. „Homoseksualizm i kapłaństwo. Węzeł gordyjski – katolików?” ukazał się w 2017 r. w języku włoskim na łamach „Poznańskich Studiów Teologicznych”, wydawanych przez Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Drugi artykuł pt. „Homoseksualizm i kapłaństwo w Kościele katolickim na przestrzeni wieków” został opublikowany kilka miesięcy temu w „Przeglądzie Historycznym” na Uniwersytecie Warszawskim.
KAI: W dokumencie z 2005 r. argumentuje się, że osoba wyświęcona na kapłana musi być dojrzała emocjonalnie, że powinna mieć zdrową relację do kobiet i mężczyzn. Czy to znaczy, że osoby homoseksualne nie mogą z zasady osiągnąć dojrzałości?
– Nie wiem, czy argumentacja przedstawiona w instrukcji Stolicy Apostolskiej jest wystarczająca. Wydaje mi się, że wymaga pogłębienia filozoficznego i teologicznego. Dojrzałość emocjonalna i relacje międzyludzkie nie dotykają jądra problemu. Chyba głębiej tłumaczą tę kwestię przenikliwe słowa Benedykta XVI, zawarte w książce „Światłość świata” z 2010 r.: „Homoseksualizm jest nie do pogodzenia z powołaniem kapłańskim. Wtedy bowiem także celibat traci sens jako wyrzeczenie. Byłoby wielkim niebezpieczeństwem, gdyby celibat stawał się powodem wchodzenia w stan kapłański ludzi, którzy i tak nie chcą się ożenić, gdyż w końcu ich stosunek do mężczyzny i kobiety jest zniekształcony, zakłócony. […] Dobór kandydatów na księży musi być dlatego bardzo staranny. Musi panować tu najwyższa uwaga, aby nie doszło do pomyłki i w końcu bezżenność kapłanów nie była utożsamiona z tendencjami do homoseksualizmu”.
KAI: Na czym powinno polegać pogłębienie filozoficzne i teologiczne rozumienia kapłaństwa w Kościele katolickim?
– Osobiście uważam, że pytanie o relację istniejącą między homoseksualizmem i kapłaństwem ma przede wszystkim charakter ontologiczny. Owszem, ważne są aspekty moralne związane z orientacją seksualną, ale decydujący jest wymiar ontologiczny. Potrzeba w tym zakresie dalszych szeroko zakrojonych badań naukowych o charakterze interdyscyplinarnym.
KAI: Dlaczego?
– To wielkie wyzwanie intelektualne dotyczy możliwości zachowania w Kościele katolickim tradycyjnej teologii kapłaństwa i sakramentów. Bez sakramentów nie ma katolicyzmu. Kluczowe jest w tym kontekście przekonanie, że kapłani katoliccy działają „w osobie Chrystusa” (in persona Christi). Jak należy definiować kapłaństwo, żeby zachować ważność sprawowanych sakramentów świętych, które decydują o istocie katolicyzmu? Czy zgodność osobowości kapłanów katolickich – nie na poziomie moralnym, ale ontologicznym – z Jezusem Chrystusem jako źródłem kapłaństwa koniecznie zakłada ich orientację heteroseksualną czy też nie? Na czym ma polegać de facto owa zgodność? Jakie elementy osobowości księży stanowią konieczny warunek takiej zgodności? Czy orientacja seksualna jest takim składnikiem? Jeśli nie, tzn. jeśli akceptuje się kapłaństwo mężczyzn homoseksualnych, to jak uzasadnić sprzeciw Kościoła katolickiego wobec kapłaństwa kobiet? Jak rozwiązać ten węzeł gordyjski?
KAI: To trudne i kontrowersyjne tematy, nic dziwnego, że teologom ciężko się za nie zabrać. Każda odpowiedź na te pytania może spotkać się z falą krytyki. Sprawa wydaje się podobna do problemu ordynacji kobiet, bo rzeczywiście sugerowanie, że homoseksualni mężczyźni nie mogą ważnie przyjąć święceń, wydaje się nieść ze sobą tezę, że nie są w pełni mężczyznami. Z drugiej strony problematyczne jest też mówienie o ewentualnej nieważności takich święceń. Parę lat temu taką tezę, uargumentowaną pewnymi przesłankami teologicznymi i antropologicznymi, opublikował Tomasz Terlikowski. Takie podejście przysporzyłoby jednak sporo praktycznych problemów, np. kwestia sukcesji – przecież z pewnością wielu biskupów było i jest homoseksualnych. Czy święcenia przez nich udzielane są nieważne, podobnie jak sprawowana Eucharystia? Jak Ksiądz patrzy na tę kwestię?
– Heinrich Heine, dziewiętnastowieczny poeta i pisarz niemiecki, zwykł mawiać, że kto w nocy myśli o Europie, ten pozbawia się snu. Myślę, że tę trafną uwagę Heinego można odnieść w sposób analogiczny także do pytania Pana Redaktora. Kto nocą myśli o tych jakże trudnych kwestiach filozoficznych i teologicznych, związanych z homoseksualizmem i kapłaństwem, na pewno pozbawia się snu. W ostatnich latach znalazłem tylko kilka opracowań naukowych w języku angielskim, niemieckim i włoskim, które podejmują problem ważności święceń kapłańskich i ślubów zakonnych osób homoseksualnych. W 2009 r. niemiecki teolog Peter Mettler opublikował książkę, w której postuluje wprowadzenie do Kodeksu Prawa Kanonicznego odrębnego zapisu określającego skłonność homoseksualną jako obiektywną przeszkodę do święceń kapłańskich. Jakie rozwiązania zwyciężą w przyszłości? Nie wiem. W obecnym stuleciu trzeba w pewnym sensie „stworzyć” katolicyzm na nowo, szukając w pocie czoła adekwatnych odpowiedzi na wiele trudnych pytań.
KAI: Dlaczego aż do 2005 r. nie było w Kościele oficjalnego, powszechnego zakazu wyświęcania mężczyzn homoseksualnych? Nawet po wydanym przez Piotra Damianiego na początku XI w. bardzo ostrym „raporcie” o homoseksualizmie wśród księży taki zakaz się nie pojawił…
– Opracowanie św. Piotra Damianiego pt. „Liber Gomorrhianus” z 1049 r. ma charakter przełomowy, ponieważ jest pierwszym opracowaniem w historii chrześcijaństwa, które podejmuje expressis verbis problem homoseksualizmu osób duchownych. Na przestrzeni pierwszych dziesięciu wieków chrześcijaństwa ukazało się wiele dokumentów – opublikowanych przez papieży, sobory czy synody – które potępiały akty homoseksualne. Tego rodzaju oceny można znaleźć w dekretach Synodu w Elwirze (305–306) czy Synodu w Ancyrze (314), w pismach Tertuliana, św. Bazylego z Cezarei czy św. Augustyna. Jednak dopiero w XI w. św. Piotr Damiani ukazał dramatyczną skalę problemu homoseksualizmu duchownych i wezwał do głębokiej reformy Kościoła.
KAI: Czy analizy Damianiego są aktualne także dzisiaj?
– W niewielkim stopniu. Traktat-list „Liber Gomorrhianus” koncentruje się przede wszystkich na analizie aktów seksualnych. W niektórych fragmentach może szokować współczesnego czytelnika dosadność i skrajność pewnych sformułowań, dotyczących ludzkiej seksualności. Św. Piotr Damiani jest dzieckiem swojej epoki i prezentuje ówczesne rozumienie życia seksualnego człowieka. Jeśli chodzi o homoseksualizm duchownych, Damiani postrzegał go w kategoriach moralnych, a nie ontologicznych. Co to znaczy? Autor „Liber Gomorrhianus” bardzo ostro potępił akty homoseksualne, podzielone precyzyjnie na cztery różne kategorie, nie dostrzegł on natomiast najważniejszego problemu relacji homoseksualizmu jako rodzaju osobowości do kapłaństwa i sprawowania sakramentów w Kościele katolickim.
KAI: Dlaczego?
– W tamtym okresie nie funkcjonowały jeszcze pojęcia orientacji homoseksualnej, skłonności homoseksualnej czy tożsamości seksualnej, które mają obecnie kluczowe znaczenie dla rozumienia kapłaństwa sakramentalnego w Kościele katolickim. Warto w tym miejscu dodać, że ta ważna kwestia nie została zauważona w ostatnich latach np. we Włoszech, gdzie niektóre konserwatywne środowiska katolickie ukazują dzieło św. Piotra Damianiego – wydane ponownie w języku włoskim jako odrębna publikacja książkowa w 2001 i 2015 r. – jako rzekomo właściwą diagnozę także obecnych problemów w Kościele katolickim.
KAI: Jan XXIII jeszcze przed Soborem Watykańskim II podpisał instrukcję „Religiosorum institutio”, w której jest zawarty zakaz udzielania święceń i przyjmowania do zakonów dla osób homoseksualnych, jednak pewnym zrządzeniem losu nigdy ten dokument nie zaczął obowiązywać. Jak to się stało?
– To bardzo dziwna historia. 22 stycznia 1961 r. papież Jan XXIII zaaprobował ten dokument, przygotowany przez ówczesną Kongregację ds. Zakonów. 2 lutego 1961 r. Instrukcja ta została wydrukowana w wersji łacińskiej przez Kongregację ds. Zakonów. Dwa lata później dokument ukazał się w języku angielskim w Stanach Zjednoczonych. Z bliżej nieznanych przyczyn ten przełomowy dokument nie został opublikowany w „Acta Apostolicae Sedis” – oficjalnym organie urzędowym Stolicy Apostolskiej, który jest odpowiednikiem polskiego „Dziennika Ustaw”. Mając papieską aprobatę, ale bez oficjalnej publikacji w „Acta Apostolicae Sedis”, Instrukcja z 1961 r. nigdy nie weszła w życie.
KAI: Czego dotyczą najważniejsze rozstrzygnięcia tego dokumentu?
– Rewolucyjny fragment tej Instrukcji mówi – po raz pierwszy w dziejach Kościoła katolickiego – o zakazie dopuszczania do ślubów zakonnych i święceń kapłańskich osób ze skłonnościami do homoseksualizmu lub pederastii (evil tendencies to homosexuality or pederasty). Przez 40 lat Instrukcja „Religiosorum institutio” pozostawała całkowicie nieznana. W 2002 r. „odkryto” ją ponownie w USA, gdy wybuchł skandal wykorzystywania seksualnego dzieci przez osoby duchowne, o którym opowiada m.in. film „Spotlight” Toma McCarthy’ego z 2015 r. W innych krajach, także w Polsce, dokument ten pozostaje do dzisiaj zupełnie nieznany.
KAI: Kiedy zaczęła się zmieniać ocena homoseksualizmu w niektórych środowiskach katolickich?
– Po Soborze Watykańskim II, w dobie rewolucji seksualnej 1968 r. Przede wszystkim katolicka teologia moralna zaczęła wówczas akceptować idee, które wcześniej były traktowane jako sprzeczne z Magisterium Kościoła. Jednym z przejawów tej głębokiej metamorfozy moralnej była zmiana oceny zachowań homoseksualnych. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku wielu myślicieli katolickich zaczęło bronić tezy o równorzędności dwóch orientacji seksualnych: heteroseksualnej i homoseksualnej. Głównymi liderami tej rewolucji byli teolodzy katoliccy języka angielskiego.
KAI: Czy mógłby Ksiądz wskazać jakieś przykłady?
– Szczególną rolę w zmianie tradycyjnego podejścia do homoseksualizmu odegrało dwóch amerykańskich duchownych katolickich: Charles Curran (1934–) i Richard McBrien (1936–2015). Curran opublikował kilkadziesiąt książek teologicznych, które były adresowane głównie do środowisk akademickich. Natomiast McBrien jest autorem kilkudziesięciu publikacji książkowych, pisanych z myślą o szerokich kręgach czytelników. McBrien kształtował amerykańską opinię publiczną szczególne poprzez własne audycje radiowe i telewizyjne. Curran, McBrien i wielu innych autorów sprawili, że homoseksualizm przestał być traktowany w wielu środowiskach katolickich jako zachowanie sprzeczne z prawem naturalnym i Objawieniem.
KAI: A znany jezuita John McNeill?
– To świetna egzemplifikacja tej rewolucji! Ten amerykański teolog i psychoterapeuta opublikował w 1976 r. głośną książkę pt. „Kościół a homoseksualizm”. W tym opracowaniu zostało zakwestionowane tradycyjne rozumienie homoseksualizmu w Kościele katolickim. Po publikacji książki amerykański jezuita dokonał „coming outu” i był pierwszym duchownym katolickim, który mówił otwarcie w telewizji o swojej orientacji homoseksualnej.
KAI: Był Ksiądz przez wiele lat wychowawcą seminaryjnym. Jak w praktyce w ostatnich dziesięcioleciach wyglądało podejście do homoseksualizmu w seminariach?
– W latach 1998-2011 byłem wykładowcą filozofii oraz wychowawcą w Wyższym Seminarium Duchownym w Płocku. W latach 1999–2004 byłem tam także prorektorem ds. wychowawczych. Na razie nie chciałbym mówić o szczegółach. Warto jednak podkreślić przełom, jaki nastąpił w moim życiu tuż przed rozpoczęciem pracy w seminarium. Od 27 czerwca do 18 lipca 1998 r. uczestniczyłem w Rzymie w Kursie Formacyjnym, zorganizowanym przez Stolicę Apostolską dla wykładowców seminariów duchownych.
KAI: Czego on dotyczył?
– W ramach tego szkolenia mogłem słuchać m.in. wykładu kard. Josepha Ratzingera, ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Jednym z prelegentów był także kard. Pio Laghi – prefekt Kongregacji Wychowania Katolickiego, której wówczas podlegały seminaria duchowne na całym świecie. Ważne słowa skierował do uczestników kursu kard. Darío Castrillón Hoyos, pochodzący z Kolumbii prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa, który mówił m.in. o wielkim problemie pedofilii w Kościele katolickim. Kard. Hoyos potwierdził moją wcześniejszą wiedzę na ten temat, jaką zdobyłem w 1993 r., gdy pracowałem duszpastersko w jednej z angielskich parafii w północnej części Londynu przy Euston Station.
KAI: Na czym polegało szczególne znaczenie tego szkolenia?
– Wyniosłem z niego swego rodzaju „polecenie służbowe” przedstawicieli Stolicy Apostolskiej, aby poważnie potraktować problem pedofilii i kwestię tożsamości seksualnej kandydatów do kapłaństwa. Od jesieni 1998 r., już jako wykładowca i wychowawca seminaryjny, poruszałem problem molestowania seksualnego osób nieletnich przez księży oraz dążyłem do tego, aby kwestię tożsamości seksualnej alumnów uczynić ważnym elementem przygotowania do kapłaństwa. Niestety, w pewnym sensie zderzyłem się z wielką górą lodową. Na przełomie XX i XXI w. tego rodzaju zagadnienia były tematem tabu w Kościele katolickim w Polsce. Dokument Konferencji Episkopatu Polski zawierający wytyczne, jak reagować w przypadku wykorzystywania seksualnego osób nieletnich przez duchownych – po akceptacji Stolicy Apostolskiej – wszedł w życie dopiero w 2015 r.
KAI: W kontekście skandalu pedofilii księży wielu komentatorów wskazuje na badania pokazujące pewną zbieżność tych przypadków z homoseksualnymi preferencjami przestępców. Niektórzy mówią, że zakaz wyświęcania osób homoseksualnych w tym przede wszystkim miał swoją przyczynę. Jednak z drugiej strony osoby fachowo zajmujące się problemem, np. prof. Lew Starowicz albo Ewa Kusz z Centrum Ochrony Dziecka, wskazują na większą złożoność tej kwestii i nie godzą się na twierdzenie, że homoseksualizm jest powiązany z pedofilią. Co Ksiądz o tym myśli?
– Przeraża mnie powierzchowność niektórych wypowiedzi. Największy błąd dotyczy pomijania ogromnych różnic między poszczególnymi regionami świata. Wykorzystywanie seksualne dzieci przez księży katolickich wygląda inaczej w Europie niż w Azji. Głębokie różnice istnieją między Afryką a Ameryką Południową. O wielu podobieństwach można natomiast mówić w kontekście Australii i Ameryki Północnej.
KAI: Czy istnieje korelacja między homoseksualizmem a pedofilią?
– Tak, gdy chodzi o księży katolickich mieszkających w Australii, Europie i obu Amerykach. Trudno kwestionować ten związek, ponieważ jest on potwierdzony przez wieloletnie badania naukowe, których wyniki są opublikowane w wielotomowych raportach państwowych i kościelnych.
KAI: Jak wygląda ta korelacja?
– Badania przeprowadzone w Australii, Irlandii, Niemczech czy Stanach Zjednoczonych wykazały jednoznacznie, że znakomita większość przypadków wykorzystywania seksualnego osób nieletnich w Kościele katolickim dotyczy księży homoseksualnych. W USA 90% księży skazanych za pedofilię stanowią duchowni homoseksualni. Z badań wynika, że 90% przypadków molestowania seksualnego dzieci przez księży dotyczy efebofilii, natomiast jedynie 10% typowej pedofilii. Takie dane potwierdził w 2010 r. kard. Tarcisio Bertone, były Sekretarz Stanu i druga osoba po papieżu w Kościele katolickim. Czym jest efebofilia? Oznacza ona skłonność seksualną dorosłych mężczyzn do młodych chłopców w wieku 12–17 lat. Pedofilia to molestowanie seksualne dzieci poniżej tej granicy wieku.
KAI: Czy wolno utożsamiać ze sobą problem duchownych homoseksualnych ze zjawiskiem pedofilii czy efebofilii?
– Zdecydowanie nie. To dwa odrębne zagadnienia, których czasami nie odróżnia się od siebie w debacie publicznej. Niestety, niektóre wypowiedzi dotyczące jakże ważnych kwestii filozoficznych i religijnych mają charakter nie tyle naukowy, ile jarmarczny. Czym innym jest pytanie filozoficzne i teologiczne, dotyczące relacji homoseksualizmu do kapłaństwa, a czym zupełnie innym moralny dramat molestowania seksualnego osób nieletnich przez księży. W związku z tym, że te dwa problemy w pewnym obszarze spotykają się jednak ze sobą, warto w tym miejscu zapytać, w jaki sposób rozwinęła się w Kościele katolickim plaga wykorzystywania seksualnego dzieci.
KAI: No właśnie – jak?
– W wielu krajach (Australia, Belgia, Holandia, Irlandia, Kanada, USA itd.) problem zaczął narastać w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX w. Wśród wielu przyczyn należy z pewnością wymienić wpływ rewolucji obyczajowej lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Jednym z jej liderów był filozof i socjolog niemiecko-amerykański żydowskiego pochodzenia Herbert Marcuse (1898–1979). Marcuse, jako jeden z najbardziej znanych przedstawicieli filozoficznej Szkoły Frankfurckiej, nakreślił w swoich dziełach wizję nowego społeczeństwa, w którym dokona się reinterpretacja tradycyjnej moralności. Nowa moralność oznaczała zmianę podejścia m.in. do homoseksualizmu i relacji seksualnych między osobami dorosłymi i dziećmi.
KAI: Czy dramat pedofilii zagraża Kościołowi katolickiemu?
– Absolutnie tak. Wydaje się, że w drugiej połowie XX w. w wielu krajach zachodnich nastąpiło swego rodzaju sprzężenie zwrotne: z jednej strony, rewolucja seksualna i gwałtowny proces sekularyzacji stworzyły podatny grunt dla rozwoju pedofilii, z drugiej – dramat seksualnego wykorzystywania dzieci przyczynił się do jeszcze głębszego rozpadu tradycyjnej religijności. Badania socjologiczne prowadzone w ostatnich latach potwierdzają wymieranie katolicyzmu i chrześcijaństwa w wielu krajach zachodnich. Jedną z ważnych przyczyn tego dramatycznego procesu jest niewątpliwie skandal pedofilii.
KAI: Kiedy zostały postawione pierwsze diagnozy dotyczące problemu księży pedofilów?
– W Stanach Zjednoczonych zjawisko zostało dobrze zdiagnozowane już w połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Pionierskie badania nad fenomenem wykorzystywania seksualnego dzieci przez księży rozpoczął w 1984 r. amerykański dziennikarz i publicysta Jason Berry. Owocem jego wieloletnich analiz była książka pt. „I nie wódź nas na pokuszenie. Księża katoliccy i seksualne wykorzystywanie dzieci”, która ukazała się w 1992 r. Jedną z ważnych odpowiedzi na narastające zjawisko pedofilii była zorganizowana w Chicago w dniach 16–18 września 1992 r. pierwsza poważna konferencja naukowa, poświęcona wykorzystywaniu seksualnemu osób nieletnich przez księży katolickich. W obradach wzięło udział ok. 400 uczestników. Głównym organizatorem tego przełomowego wydarzenia było Stowarzyszenie VOCAL (Victims of Clergy Abuse Linkup), do którego już wtedy należało ok. 3.000 ofiar wykorzystywania seksualnego nieletnich przez duchownych katolickich. Piekło pedofilii klerykalnej trwa w USA od ponad 40 lat. Niestety, ciągle nie widać końca tej wielkiej tragedii.
KAI: Jaka jest skala pedofilii wśród księży i zakonników w Kościele katolickim?
– O dokładnych danych można mówić jedynie w kilku krajach, w których powstały całościowe raporty, poprzedzone długimi latami badań. Prawdziwą kopalnią wiedzy jest w tym zakresie publikacja w języku angielskim pt. „John Jay Report”. To obszerny raport amerykański z 2004 r. liczący prawie 300 stron. W Stanach Zjednoczonych, po dramatycznym kryzysie w roku 2002, władze Kościoła podjęły decyzję o poddaniu wnikliwej ocenie wszystkich duchownych katolickich pracujących w USA w latach 1950–2002. W tym celu powołano specjalny zespół badawczy złożony z prokuratorów, prawników, psychologów, policjantów. W badanym okresie pracowało w Stanach Zjednoczonych 100.000 księży i zakonników. Co wynika z tego raportu? O różne formy molestowania seksualnego dzieci w latach 1950–2002 oskarżono 4.392 osoby duchowne, czyli 4,39%. Podobne dane zawierają raporty przygotowane w Niemczech. Niestety, w Australii problem dotyczy 7% duchownych katolickich. Z kolei w Chile suspendowano ostatnio w jednej z diecezji, z powodu pedofilii, aż jedną czwartą duchownych.
KAI: Wielu katolickich teologów i księży, nie mówiąc już o wiernych, zwłaszcza na Zachodzie, kontestuje ujęte w Katechizmie podejście do kwestii homoseksualizmu. Inne denominacje chrześcijańskie (które wyłoniły się z Reformacji) zrewidowały swoje nauczanie w tej kwestii, nie tylko dopuszczając do ordynacji osoby homoseksualne (mężczyzn i kobiety), ale również błogosławiąc małżeństwa i dostrzegając dobro w posiadaniu dzieci przez takie pary. Jak Ksiądz przewiduje rozwój katolickiego podejścia do homoseksualizmu?
– Niestety, jedność w tej kwestii wśród katolików jest już niemożliwa. Także w odniesieniu do oceny relacji homoseksualizm-kapłaństwo. Prawdopodobnie w najbliższych dziesięcioleciach ukształtują się różne modele życia duchownych katolickich w Afryce, w Azji, w Europie czy w Ameryce Południowej.
KAI: Grozi nam decentralizacja doktrynalna?
– Tak. W pewnym sensie ona już jest. Wydaje się, że kluczem do nowych rozwiązań będzie właśnie synodalizacja i decentralizacja Kościoła katolickiego. Gdy chodzi o rozumienie kapłaństwa, niektóre nowe rozwiązania mogą być przyjęte w trakcie Synodu Biskupów dla regionu Amazonii w październiku 2019 r., który zajmie się m.in. kwestią udzielania święceń kapłańskich tzw. mężczyznom wypróbowanym (viri probati), czyli zarówno mężczyznom żonatym, jak i nieżonatym, którzy angażują się w posługę Kościołowi, szczególnie na terenach misyjnych, gdzie nie ma kapłanów.
KAI: Czy te problemy dotyczą też naszego kraju?
– Także w Polsce nie uciekniemy przed trudną dyskusją dotyczącą rozumienia orientacji seksualnej człowieka. Na razie brutalna wojna, która dotyczy przyszłości Kościoła katolickiego, toczy się na wielu frontach poza granicami naszego kraju. Prędzej czy później dotrze ona do nas. W pewnym sensie już teraz zagląda pod nasze strzechy, chociaż zdecydowana większość katolików w naszym kraju ciągle zakrywa oczy i zatyka uszy. Niestety, w modzie są przepowiednie, proroctwa, prywatne objawienia, wróżby itp. Musimy czym prędzej obudzić się z głębokiego snu. Obecna wojna, która toczy się m.in. w Niemczech, Australii czy Stanach Zjednoczonych dotyczy także przyszłości Kościoła katolickiego w naszym kraju.
***
Ks. Andrzej Kobyliński – filozof, etyk, doktor habilitowany nauk humanistycznych w dyscyplinie filozofia. Absolwent Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie, pracownik Instytutu Filozofii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Autor dwóch obszernych opracowań naukowych dotyczących relacji istniejącej między homoseksualizmem i kapłaństwem w Kościele katolickim:
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.