Kto ocalił „Solidarność”? – rozmowa z prof. Richardem Pipesem
12 grudnia 2020 | 02:26 | Waldemar Piasecki | Nowy Jork Ⓒ Ⓟ
O postawę prezydenta USA Ronalda Reagana wobec stanu wojennego, którego 39. rocznica przypada 13 grudnia br., stoczona została w Białym Domu batalia, której cichym bohaterem był człowiek, którego nie ma już wśród nas, a o którym w Waszyngtonie mówiono, iż uratował „Solidarność”. Ze wszystkim tego przyszłymi konsekwencjami, które przywiodły do odzyskania niepodległości Polski. Tą osobą był prof. Richard Pipes z Uniwersytetu Harvarda, b. dyrektor ds. Europy Środkowowschodniej i ZSRR w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego USA. Przypominamy rozmowę, którą w 10. rocznicę (1991) wprowadzenia stanu wojennego przeprowadził korespondent KAI w Nowym Jorku, Waldemar Piasecki.
W rozmowie prof. Pipes przypomina, że większość gabinetu Reagana z sekretarzem stanu Alexandrem Haigiem na czele, nie zgadzała się na zdecydowane działania przeciwko polskiemu reżimowi. Sprzeciwiali się europejscy partnerzy USA. Przeciwniczką była nawet małżonka prezydenta Nancy Reagan.
Publikujemy tekst rozmowy.
Waldemar Piasecki: Panie Profesorze, mija właśnie kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Upływ czasu sprzyja rozmowie o kulisach decyzji podejmowanych w Białym Domu, w których Pan bezpośrednio uczestniczył. Stany Zjednoczone starały się adekwatnie zareagować na bieg wypadków w Polsce, ale wypracowanie decyzji nie było oczywiste. Był Pan wtedy bardzo blisko prezydenta Reagana i miał duży wpływ na kształtowanie jego opinii. Jak do doszło?
Richard Pipes: Moja obecność w bliskim otoczeniu prezydenta wynikała z pełnionej w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego funkcji. Wcześniej zaś z udziału w tzw. transition team, ekipie przejmującej Departament Stanu od ekipy prezydenta Jimmy`ego Cartera po wyborczym zwycięstwie Reagana. Jeszcze wcześniej z mego udziału w jego sztabie wyborczym. Merytorycznie naturalnie wiązało się to także z moją specjalizacją naukową, jaką były od początku mojej kariery akademickiej sprawy rosyjskie, sowieckie czy, ogólniej, związane z całym blokiem komunistycznym. W jakimś stopniu do tego zbliżenia dopomógł fakt, że urlopowany był mój bezpośredni przełożony, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Dick Allen, który praktycznie rozstał się z Białym Domem od Dnia Dziękczynienia, czyli od końca listopada 1981 roku. Droga do moich kontaktów z prezydentem wraz odejściem Allena uległa radykalnemu skróceniu, a zatem także bliższemu poznaniu.
W.P.: Czy miał też znaczenie fakt, że pochodzi Pan z Polski, czyli miejsca akcji ówczesnych dramatycznych wydarzeń?
Prof. R.P.: Tak! To był to niewątpliwie poważny atut. Prezydent uważał mnie za człowieka kompetentnego. Podobnie wiceprezydent George Bush senior.
W.P. Podobno wprowadzenie stanu wojennego było dla was zaskoczeniem, mimo że w USA już przebywał pułkownik Ryszard Kukliński?
Prof. R.P.: Tak było! Sprawę Kuklińskiego CIA chowała. Nawet sekretarz stanu Alexander Haig podobno nie wiedział, że ktoś taki istnieje. To jest dla mnie niesamowite! Najprawdopodobniej oni tam, w CIA, doszli do wniosku, że jest niemożliwe, aby Jaruzelski otrzymał od Rosjan wolną rękę w rozwiązywaniu sytuacji w Polsce, czyli m.in. we wprowadzaniu stanu wojennego. Uznając, że informacje Kuklińskiego nie mają znaczenia, nie informowali Rady Bezpieczeństwa Narodowego. To jest niewiarygodnie, ale tak było!
W.P. Co się w takim razie działo w Białym Domu 13 grudnia?
Prof. R.P.: Już dwunastego, proszę pamiętać o różnicy czasu. Wieczorem zadzwonił telefon i dostałem polecenie jak najszybszego zgłoszenia się w Białym Domu. Ponieważ sprawę określono, jako pilną, pojechałem własnym samochodem nie czekając aż po mnie przyjadą. Od razu udałem się do „situation room”. Był tam już m.in. wiceprezydent George Bush, i sztab Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Prezydenta Ronalda Reagana nie było, bo wyjechał z pierwszą damą na weekend do Camp David. Bush, przy nas, telefonicznie poinformował go o sytuacji w Polsce.
W.P. Co mu powiedział?
Prof. R.P.: Informacje z natury rzeczy nie mogły być pełne. Przypuszczaliśmy wtedy, że jest to jakaś akcja lokalna, która szybko się zakończy. Dlatego prezydent pozostał w swojej rezydencji do końca weekendu. Sytuacja nie uzasadniała, jego powrotu do Białego Domu.
W.P. Następne dni pokazały jednak, coś innego. Operacja prowadzona była w skali całej Polski…
Prof. R.P.: Kiedy okazało się, że jest to akcja na dużo większą skalę, prezydent był oburzony i wściekły. 14 grudnia rozmawiał telefonicznie z papieżem Janam Pawłem II też skrajnie zaniepokojonym tym, co się dzieje. Wyrazili wolę osobistego spotkania w możliwie najbliższym czasie. Zaraz potem dostałem od prezydenta polecenie napisania wystąpienia, które następnie wygłosił 17 grudnia 1981 roku. Mieliśmy nadzieję, że po tym stanowczym sygnale z Waszyngtonu, Jaruzelski się wycofa. Po następnych czterech dniach, 21 grudnia odbyło się posiedzenie gabinetu. Reagan wystąpił z bardzo emocjonalnym przemówieniem w którym porównał akcję w Polsce, do akcji Hitlera w Czechosłowacji w 1938 roku. Mówił, że coś trzeba natychmiast zrobić. Okazało się jednak, że prezydent wcale nie ma jednoznacznego poparcia i jest wielu oponentów.
W.P.: Oponentów?
Prof. R.P.:Tak. Większość gabinetu nie zgadzała się na jakieś zdecydowane działania przeciwko reżimowi polskiemu, w obawie o skutki globalne. Groźne i trudne do przewidzenia.
W.P.: O kim mowa?
Prof. R.P.: Przede wszystkim był to sekretarz stanu Alexander Haig, który wyrażał poglądy naszych europejskich aliantów. Poglądy zaś były takie, że oczywiście szkoda Polski, szkoda „Solidarności”, ale nie można przecież ryzykować trzeciej wojny światowej. Coś jakby nawiązanie do „nie będziemy ginąć za Gdańsk” w 1939 roku. Podobne poglądy prezentowała większość gabinetu. Również Nancy Reagan grała w tym swoją rolę.
W.P.: Małżonka prezydenta?
Prof. R.P.: Tak, ona. Bardzo chciała, żeby prezydent był bardziej liberalny, bardziej kompromisowy. Bardzo się starała, żeby takich ludzi jak ja odsuwać od prezydenta, bo podobno namawiają go do wzniecania konfliktu z Rosją, co doprowadzi w końcu do wojny. Jej opcją był „pragmatyzm”, a ci, którzy go prezentowali, byli jej sojusznikami.
W.P.: W jaki sposób mogła wywierać aż tak duży wpływ prezydenta?
Prof. R.P.: W taki sposób w jaki to robią żony królów, prezydentów, mężów stanu. To nie były naturalnie jakieś działania w materii polityki bezpośrednio, a w sferze psychologicznej. Nancy Reagan, po prostu, mówiła kto jej się podoba, a kto nie. Kogo uważa za ludzi przyjaznych, a na kogo należy uważać. Urabiała prezydenta. Ona też decydowała kogo się zaprasza na prywatne spotkania w Białym Domu, gdzie naturalnie były poruszane także sprawy polityczne. Ja i moja żona praktycznie nie byliśmy zapraszani. Pani Reagan uważała, że mam zły wpływ na jej męża.
W.P.: Kto poza Panem znajdował się w grupie, która opowiadała się za ostrym kursem wobec ekipy Jaruzelskiego?
Prof. R.P.: Ludzie związani z Ronaldem Reaganem jeszcze w jego kampanii wyborczej. Jeane Kirkpatrick, która została jego doradcą do spraw zagranicznych a potem ambasadorem w ONZ, sekretarz obrony Caspar Weinberger, dyrektor CIA William Casey i jego ówczesny zastępca d/s wywiadu Robert Gates, późniejszy sekretarz obrony w latach 2006-2011.
W.P.: Z tej grupy większość już nie żyje…
Prof. R.P.: Niestety … Tylko ja i Robert Gates jeszcze żyjemy. Bill Casey zmarł w 1987 roku, Ronald Reagan w 2004 roku, a w 2006 roku – Caspar Weinberger i Jeane Kirkpatrick.
W.P.: Czy mógłby Pan wymienić, co was łączyło wtedy w sensie koncepcyjnym i politycznym?
Prof. R.P.: Przede wszystkim wspólny stosunek do sowieckiego hegemonizmu oparty na jego dogłębnej znajomości, pozwalającej m.in. na ocenę jak Moskwa może reagować na nasze decyzje. Prócz mnie, akademicki ‘background’ związany ze studiami sowieckimi miał Casey, Gates wręcz zrobił z tego w 1974 roku doktorat w School of Foreign Service na Georgetown University, gdzie wykładowcą była Jane Kirkpatrick, a także prof. Jan Karski.
W.P.: Dlatego udało wam się przekonać prezydenta?
Prof. R.P.: Przede wszystkim, to nie my musieliśmy przekonywać prezydenta do zmiany zdania, a „pragmatyści”. Reagan był sytuacją w Polsce oburzony z moralnego punktu widzenia i nie dawał się nabrać na argumenty „polityczne”. Ponadto dysponował wiedzą, że stan wojenny nie przebiega zupełnie niezależnie od Moskwy, a pod jej dyktando. To dodatkowo wzmacniało jego determinację.
W.P.: Decydujące okazały się podobno trzy dni przed Wigilią 1981 roku?
Prof. R.P.: Przełomowe dla wykrystalizowania się stanowiska USA były, w rzeczy samej dni, 21, 22 i 23 grudnia. Tego ostatniego wygłosił słynne orędzie do narodu poświęcone świętom i sytuacji w Polsce. Miałem w powstawaniu tej mowy także swój udział. Jeszcze przed świętami prezydent odsunął praktycznie sekretarza stanu Alexandra Haiga od kierowania polityką zagraniczną i wziął ją w swoje ręce. Wtedy decydowała się sprawa pomocy dla „Solidarności” oraz sankcji wobec Polski i ZSRR.
W.P.: Peter Schweizer w książce „Victory” pisał o Pana wystąpieniu na forum Rady Bezpieczeństwa Narodowego, które miało praktycznie przesądzić o losach „Solidarności” i Polski. Podobno gorąco i z pasją namawiał Pan do uratowania „Solidarności” i wprowadzenia sankcji wobec Polski i ZSRR.
Prof. R.P.: Jest w tym sporo przesady, jakkolwiek pracę Schweizera uważam za wartościową i opartą na źródłach, których wiarygodności nie da się podważyć. Może jednak najpierw wyjaśnienie. W Radzie Bezpieczeństwa Narodowego bezpośredni udział biorą tylko jej członkowie, czyli m.in. prezydent, wiceprezydent, sekretarz stanu, sekretarz obrony i inni ministrowie. Najczęściej przewodniczy doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego (National Security Advisor). Tylko oni siedzą przy stole i debatują. Ponadto zapraszani są na posiedzenia specjaliści i eksperci, w zależności od tematyki i potrzeby posiedzenia. Siedzą oni z tyłu, za plecami członków Rady, ale bezpośrednio nie uczestniczą w posiedzeniu. Kierowane są do nich pytania, lecz nie jest możliwe, aby sami z siebie zabierali głos czy przerywali. Taki był właśnie mój udział. Odpowiadałem, proszono mnie o wyjaśnienia czy oceny.
W.P.: Jaki był Pański bezpośredni kontakt z prezydentem?
Prof. R.P.: Przygotowywałem dla Reagana po kilka memorandum dziennie. Dotyczyły one prognozy sytuacji w Polsce. W nich właśnie formułowałem pogląd, że „Solidarność” nie przestanie istnieć wraz z jej rozwiązaniem, czego najbardziej chciałaby Moskwa, która bała się rozpowszechnienia idei wolnych związków zawodowych na inne kraje bloku i samą Rosję.
Wskazywałem, że skoro Polacy potrafili przetrwać 123-letni okres zaborów nie wynarodowiając się i zachowując swoją tożsamość narodową i świadomość historyczną, to podobnie będzie i teraz. Dążenie niepodległościowe, którego wyrazem stała się „Solidarność”, nie jest możliwe do wyeliminowania. Trzeba zatem, na ile tylko możliwe, dopomóc Polakom w zachowaniu „Solidarności” i jej idei. Generalnie starałem się przekonać, że leży to w interesie Stanów Zjednoczonych. Te moje memoranda, jak się okazuje, wywarły istotny wpływ na prezydenta i Radę. Zapewne podobny wpływ miały moje osobiste rozmowy z prezydentem, dla którego było istotne moje polskie pochodzenie i znajomość ZSRR oraz generalnie Wschodniej Europy.
W.P.: Jaką argumentację przeciwstawiali Pańskiemu tokowi rozumowania „pragmatycy”?
Prof. R.P.: Departament Stanu twierdził, że Polska jest skończona, nie ma o czym mówić i wszelka pomoc dla „Solidarności”, to będą wyrzucone pieniądze, a dodatkowo spowoduje to złość i gniew Rosjan. Departament namawiał więc prezydenta do porzucenia Polski, tak jak Czechosłowacji w 1968 roku.
W.P.: Jakie były reakcje Europy Zachodniej na polityczny kurs Waszyngtonu wobec stan wojennego? Rozumiem, że śledzone to było uważnie i na bieżąco…
Prof. R.P.: Musieliśmy toczyć z naszymi europejskimi sojusznikami walkę, ale w końcu zaakceptowali nasz kierunek. W większości oni byli zadowoleni z tego, co się stało w Polsce. Bali się, że w Polsce wybuchnie jakiś konflikt zbrojny i Rosjanie będą zmuszeni wkroczyć, a wtedy nie wiadomo, co się stanie. Im nie było zatem bardzo nieprzyjemnie, że w Polsce jest stan wojenny. Mieliśmy więc z nimi problemy. Niestety Departament Stanu ich wspierał i wręcz reprezentował. Na szczęście był w Białym Domu Ronald Reagan i to on podejmował ostateczne decyzje.
W.P.: Jak był więc Reagan postrzegany przez waszych sojuszników europejskich?
Prof. R.P.: Generalnie oceniali oni Reagana jako człowieka mało realistycznego i „cold wariera”. Uważali, że nie jest zdolny do prowadzenia Zachodu i NATO. To nastawienie uległo radykalnej zmianie po dojściu do władzy Gorbaczowa i po spotkaniu z nim Reagana w Genewie. W jego wyniku wobec Rosji nastąpiła zmiana polityki. Zmiana nie nastąpiła jednak, bo to Reagan zmienił kurs, ale dlatego, że to w Rosji wyłonił się ktoś, z kim można było poważnie prowadzić politykę odprężenia.
W.P.: Po ostatecznym postawieniu w Waszyngtonie na ocalenie „Solidarności” i jej idei, do Polski popłynęła pomoc finansowa, szkoleniowa, w sprzęcie i informacjach niezbędnych do funkcjonowania opozycji. Konkretne dane o tym podane przez Petera Schweizera napotkały w Polsce protesty samych odbiorców tej pomocy. Czy na podstawie Pana wiedzy, książkę „Victory” można zdyskwalifikować, uznać za niewiarygodną?
Prof. R.P.: Książkę „Victory” uważam za poważną i wiarygodną. Moim zdaniem, nie ma co zaprzeczać pomocy, która była oczywista. Mam nadzieję, że dziś tego już nikt nie robi, a być może robił, kiedy władzę miał miniony reżim. Sam uczestniczyłem w spotkaniach na temat tej pomocy, jej wielkości i formy. Padały tam naprawdę bardzo konkretne kwoty.
W.P.: Plan pomocy Waszyngtonu dla „Solidarności” był częścią zakrojonego na znacznie większą skalę strategicznego programu złamania ZSRR powstającego przy niemałym Pana udziale. Na czym generalnie polegał ten plan?
Prof. R.P.: Były cztery elementy tego programu. Po pierwsze uniemożliwienie wygrania przez ZSRR wojny w Afganistanie, z wszelkimi tego konsekwencjami: politycznymi, prestiżowymi, ekonomicznymi. Po drugie deregulacja rynku paliw poprzez obniżenie cen ropy w wyniku zwiększonego wydobycia przez Arabię Saudyjską i wywołanie tym strat ZSRR na eksporcie ich ropy oraz maksymalne utrudnienie budowy gazociągu z Syberii do Europy i planowanych stąd zysków. Po trzecie embargo na sprzedawanie Rosji nowoczesnych technologii. Po czwarte zapewnienie przetrwania masowego ruchu antykomunistycznego w Polsce. Szczęśliwie każdy z punktów udało się zrealizować. Miały one istotnie duży wpływ na przełomowe zmiany w ZSRR, które doprowadziły do rozpadu tego imperium.
W.P.: Czy czuje się Pan „cichym bohaterem” obalenia komunizmu?
Prof. R.P.: Nie. Prawdziwymi bohaterami tego procesu byli tacy ludzie jak Sacharow w Rosji, Havel w Czechosłowacji czy Michnik i Kuroń w Polsce. Ich odwaga miała zupełnie inny charakter niż moje sprzeciwienie się niemądrej i niemoralnej polityce ugodowości wobec Moskwy. Różnica jest taka, że oni mogli stracić życie, a ja tylko posadę.
W.P.: Znalazł się Pan w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu?
Prof. R.P.: Można tak powiedzieć…
***
Richard (Ryszard) Pipes (ur. 11 lipca 1923 w Cieszynie) – amerykański historyk, sowietolog, specjalista historii Rosji. Zgodnie postrzegany za najwybitniejszy światowy autorytet w tej dziedzinie.
Doradca prezydenta USA Ronalda Reagana ds. Rosji i Europy Środkowej. Uchodzi za człowieka, który posiadał znaczący wpływ na twardą postawę prezydenta wobec wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, decyzję o pomocy podziemiu solidarnościowemu oraz na wprowadzenie sankcji wobec Polski i ZSRR, w odpowiedzi na 13 grudnia 1981 roku.
Pochodzi ze spolonizowanej żydowskiej rodziny cieszyńskiego wytwórcy czekolady i słodyczy, właściciela słynnej fabryki „Dea” (później: „Olza”). Dziś słynnej z wafli czekoladowych „Prince Polo”. Jego ojciec Marek był oficerem Józefa Piłsudskiego i uczestnikiem jego kampanii niepodległościowej. Dzieciństwo i młodość spędził w Cieszynie, skąd udało mu się wydostać wraz z rodziną w końcu 1939 r. W 1940 roku dotarł przez Europę Zachodnią do USA.
W 1943 otrzymał obywatelstwo amerykańskie. Wstąpił do armii amerykańskiej. Uczył się w Muskingum College w New Concord w stanie Ohio, a następnie na Cornell University. Doktorat na Uniwersytecie Harvarda uzyskał w roku 1950. Do emerytury w 1996 r. był tam profesorem historii.
W 1946 ożenił się z Eugenią Roth i miał z nią dwóch synów. Jeden z nich, Daniel, jest znanym specjalistą problematyki islamskiej, arabskiej i bliskowschodniej drugi menadżerem znanego hotelu na Manhattanie. Małżonka Irena jest znaną postacią dialogu polsko-żydowskiego i propagatorką wiedzy o wzajemnych, wielowiekowych związkach obu narodów. Mieszkają we własnej rezydencji w Cambridge w stanie Massachusetts, siedzibie Uniwersytetu Harvardzkiego.
Był jednym z najwybitniejszych badaczy historii Rosji i ZSRR. Za prezydentury Ronalda Reagana był w latach 1981-1982 doradcą do spraw ZSRR i Europy Wschodniej.
Jest autorem kilkunastu książek poświęconych historii Rosji, w szczególności po rewolucji 1917 r. Zwolennik tezy o organicznym związku bolszewickiego państwa totalitarnego z autorytarną tradycją instytucji państwa moskiewskiego i caratu. Poglądy na genezę rządów bolszewików i komunistycznego totalitaryzmu w Rosji, dzieje rewolucji rosyjskiej i tworzenia ZSRR zawarł w trylogii: Rosja carów, Rewolucja Rosyjska i Rosja bolszewików. Z wizją historii Rosji Pipesa polemizował Aleksander Sołżenicyn określając ją jako „polską perspektywę”. Zbliżone do Pipesa stanowisko zajmował protoplasta sowietologii Jan Kucharzewski w swym cyklu „Od białego caratu do czerwonego” t. 1-7 opublikowanym w Polsce w latach 1923-1935 (wyd. ang. The Origins of Modern Russia 1948).
Był członkiem kolegiów redakcyjnych pism: Strategic Reviev, Journal of Strategic Studies i innych. Był też: członkiem zagranicznym Polskiej Akademii Nauk, doktorem honoris causa Uniwersytetu Śląskiego, a od 1994 honorowym obywatelem miasta Cieszyna.
Został uhonorowany Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi RP w uznaniu roli, jaką odegrał dla „ratowania Solidarności i wolności w Polsce w czasie śmiertelnego zagrożenia stanu wojennego”. Inicjatorem uhonorowania był prof. Jan Karski. Był też laureatem Nagrody Orła Jana Karskiego.
Zmarł 17 maja 2018 w Cambridge, gdzie mieszkał i wykładał na Uniwersytecie Harvarda. Tam również został pochowany na cmentarzu Beth Israel Memorial Park.
Większość najważniejszych prac prof. Pipesa została wydana w Polsce: Rosja carów (1990), Rewolucja Rosyjska (1994), Własność a wolność (2000), Rosja, komunizm i świat. Wybór esejów (2002). Żyłem. Wspomnienia niezależnego (2004), Rosja bolszewików (2005), Konserwatyzm rosyjski i jego krytycy (2009), Zamachowcy i zdrajcy: z dziejów terroru w carskiej Rosji (2011), Piotr Struwe, Liberał na lewicy 1870–1905 (2016).
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.