List z Kijowa: obawy o możliwość zebrania plonów i cierpienia rannych
18 sierpnia 2022 | 18:47 | st (KAI) | Kijów Ⓒ Ⓟ
Obawy, by tegorocznych plonów nie zniszczył grad rosyjskich pocisków i pożary, los żołnierzy rannych podczas wojny prowadzonej przez Rosję a także niepokój o to, jaka będzie zima – to niektóre tematy poruszone przez przełożonego dominikanów na Ukrainie, o. Jarosława Krawca w kolejnym liście z Kijowa.
Drogie Siostry, Drodzy Bracia,
muszę przyznać, że z roku na rok coraz bliższy staje się dla mnie św. Jacek. Swoją posługę w Ukrainie widzę jako realizację jego pragnienia, by głosić Ewangelię nad brzegami Dniepru. Cieszę się, że będąc w Wielką Sobotę w Rzymie zaszliśmy razem z o. Alainem, socjuszem generała Zakonu, do jednej z kaplic Bazyliki św. Sabiny, gdzie znajduje się fresk przedstawiający obłóczyny św. Jacka. Dziś wiele osób odwiedzających dominikańską świątynię na Awentynie modli się tam za Ukrainę, w czym pomocny jest tekst specjalnej modlitwy umieszczony przez braci. Oczywiście nie przypadkowo rozpocząłem list od wspomnienia św. Jacka, bo przecież wczoraj obchodziliśmy jego liturgiczne święto. Choć jesteśmy teraz w Kijowie tylko z o. Jakubem, to na wieczorną Mszę św. do naszej kaplicy, poświęconej właśnie temu świętemu, przyszło sporo osób. W końcu to również patron Kijowa! Zgodnie z przyniesionym z Polski zwyczajem, poświęciliśmy kłosy pszenicy. To nawiązanie do cudu, który dokonał się za wstawiennictwem św. Jacka, kiedy burza i grad zniszczyły plony, a mieszkańcy podkrakowskich wsi przyszli prosić świętego o ratunek przed grożącym im głodem. W tym roku ten zwyczaj nabrał dla mnie szczególnego znaczenia. Kiedy toczy się wojna, za zebranie plonów z ogromnych ukraińskich pól, trzeba czasem zapłacić wysoką cenę. Wielu rolników straciło już życie lub zdrowie, bo kombajny i maszyny rolnicze najeżdżały na miny i pozostawione na polach niewybuchy. Pamiętam, jak jakiś czas temu przeczytałem informację, że do takiej tragedii doszło w Andriivce. To popularna w Ukrainie nazwa wsi, więc zadzwoniłem wtedy do o. Miszy i zapytałem, czy to ta Andriivka, gdzie od miesięcy pomaga ludziom wraz z wolontariuszami Domu św. Marcina z Fastowa. „Tak, to ta” – potwierdził. Modliłem się więc wczoraj za wstawiennictwem św. Jacka, by z urodzajnych ukraińskich pól można było zebrać tegoroczne plony, by nie zniszczył ich grad rosyjskich pocisków i pożary wywołane działaniami wojennymi, by zboże mogło bezpiecznie wyruszyć w świat z ukraińskich portów. Św. Jacek ma naprawdę co robić w niebie! Ave, florum flos, Hyacinthe… Ave, protector omnium ad te confugientium…
Wczoraj wieczorem odwiedzili nas księża z diecezji kamieniecko-podolskiej. Przywieźli swojego parafianina – żołnierza, który został bardzo mocno poraniony na froncie. Po kilku miesiącach leczenia, chirurgom udało się poskładać i podleczyć jego roztrzaskane od wybuchu ręce i nogi, choć z pewnością czeka go jeszcze bardzo długie leczenie. Mieli do pokonania ponad 400 km., więc dojechali późno. Wzruszyłem się, kiedy ten żołnierz nie dał nam tak po prostu odejść ze swojego pokoju, ale poprosił jednego ze swoich księży o błogosławieństwo i modlitwę. Chyba każdy kto kiedyś chorował, wie, że noce są najtrudniejsze. „Co robić, kiedy będzie mi źle?” – zapytał modlącego się nad nim księdza. „Powtarzaj po prostu: Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną”. Dobrze, że Pan Jezus ma w Ukrainie wielu mądrych i oddanych Mu księży. I pomyślałem, że na całe szczęście nie zapytano mnie, bo pewnie zacząłbym się wymądrzać.
Przy śniadaniu rozmawiałem z żoną poranionego żołnierza. Opowiadała, że po kilku miesiącach pobytu w szpitalu, wojskowi i pacjenci stają się dla siebie trochę jak rodzina. Jej mąż usłyszał kiedyś od młodego lekarza, który opiekował się nim w Tarnopolu: „Wczoraj z żoną modliliśmy się wieczorem za ciebie”. Po raz kolejny słyszę również, że pomoc humanitarna docierająca do ukraińskich szpitali jest bardzo potrzebna – dzięki niej lekarze mają czym leczyć tak wielu bardzo poranionych i cierpiących pacjentów. Pytam jak ona przeżywa tą sytuację i słyszę: „Musimy się trzymać, mamy przecież dzieci. Martwię się tylko o męża, by dał radę, także psychicznie”. Mam nadzieję, że wizyta w kijowskiej klinice neurologii, do której się udali po śniadaniu, pomoże w powrocie do zdrowia temu dzielnemu człowiekowi, który na froncie uratował życie wielu swoim kolegom.
Wspominałem w ostatnim liście o Nikicie z Charkowa, który rozpoczął 13 sierpnia nowicjat w naszym Zakonie. Miałem nadzieję, że kończąc swój pobyt w Polsce, zobaczę go w białym habicie. Niestety, bracia zarazili się Covid-19 i obłóczyny odbędą się dopiero jutro. Taki nietypowy, bezhabitowy nowicjat mają polscy dominikanie w tym roku.
Wracając z Warszawy do Kijowa zatrzymałem się we Lwowie, gdzie w sobotę rozpoczął się organizowany przez dominikanów i trwający tydzień Alive Music Festiwal. Rok temu z inicjatywy o. Wojciecha został zorganizowany na jednym z miejskich placów Lwowa koncert ewangelizacyjny. W ten sposób świętowaliśmy 800 rocznicę śmierci św. Dominika. W tym roku o. Wojciech wraz ze świeckimi organizatorami zdecydowali się wyruszyć w ewangelizacyjną trasę koncertową, by w tym trudnym dla Ukrainy czasie dotrzeć ze Słowem Życia do mieszkańców Lwowa, Iwano-Frankowska, Chmielnickiego, Winnicy i Fastowa. W sobotę Alive zagra również w Borodziance, czyli w jednym z najbardziej zniszczonych podkijowskich miast. Pierwszy koncert odbył się w dostojnych murach lwowskiej katedry. W tym roku w ramach festiwalu występuje zespół Lux Mundi, w skład którego wchodzą muzycy różnych wyznań, pochodzący z kilku regionów Ukrainy, a także dwie wokalistki — Sandra z Zakarpacia oraz Olga z Chmielnickiego. Ojciec Oleksander, który głosi konferencje podczas festiwalu podkreśla, że jednym z celów, który przyświeca jego organizatorom, jest zachęta do tego, byśmy uczyli się dostrzegać Boga w tym, czego teraz doświadczamy. „Wierzymy, że Pan staje w obronie słabych i zranionych, zachęcając nas do wzniesienia oczu ku Niemu. Bóg nas prowadzi i pomimo wszystkich ofiar, strat i bólu jest zawsze obecny. Idzie z nami Drogą Krzyżową ku zmartwychwstaniu i zwycięstwu” – opowiadał o. Oleksander dziennikarce portalu Credo.
Zatrzymałem się na noc we Lwowie u paulistów, by spotkać się z moim rodzonym bratem o. Mariuszem. Ich klasztor znajduje się tuż obok Cmentarza Łyczakowskiego i Marsowego Pola. Teraz to miejsce pochówku żołnierzy, którzy zginęli w ostatnich miesiącach, a wcześniej grzebano tam m.in. austriackich wojskowych poległych w czasie I wojny światowej, a później żołnierzy armii sowieckiej i NKWD. W niedzielny poranek nad Marsowym Polem unosiły się resztki mgły, a kolejne rzędy świeżych grobów przypominały zastępy żołnierzy wyruszających w ostatnią drogę w paradnym szyku. Mogił przybywa z tygodnia na tydzień. Naliczyłem ich ponad 100. W jednym z grobów pochowano kilka dni temu 25-letniego lejtnanta Jurija Strelcowa. Zginał na froncie w okolicach Zaporoża 6 sierpnia. Portier z budynku kurii metropolitarnej, przed którym zaparkowałem samochód idąc odwiedzić klasztor naszych lwowskich braci, zwraca mi uwagę, że mam ubłocone buty. „Wracam właśnie z Marsowego Pola” – tłumaczę się. „Kiedyś na murze oddzielającym to miejsce od Cmentarza Łyczakowskiego – zaczyna opowieść portier – był wielki napis w języku rosyjskim: «Pośrodku planety, wśród burzowych chmur, patrzą martwi w niebo, wierząc w mądrość żywych». Każdy, kto jechał tramwajem widział te słowa. Widziały je też matki, które rodziły dzieci w szpitalu położniczym, znajdującym się do dziś naprzeciw Marsowego Pola”.
W drodze do Kijowa zajechałem jeszcze do Fastowa. Ojcowie Misza i Paweł siedzieli akurat na salce wraz z o. Rusłanem, rektorem seminarium duchownego diecezji kijowsko-żytomierskiej. Rusłan wrócił niedawno z Karpat, gdzie towarzyszył grupie uchodźców, który znaleźli schronienie w Domu św. Marcina de Porres w Fastowie. Choć za oknem wciąż gorąco, rozmawiamy z Miszą o zbliżającej się zimie. To będzie z pewnością bardzo trudny czas dla ludzi, którym wojna zniszczyła domy. Prowizoryczne miejsca zamieszkania sprawdzają się latem, ale nie ochronią ludzi przed mrozem i śniegiem. „To wielkie wyzwanie dla nas – podkreśla o. Misza. – Musimy pomóc przeżyć zimę jak największej ilości ludzi, którym już pomagamy oraz tym, którzy zapewne jeszcze do nas przyjadą ze wschodu i południa kraju”.
Przez ostatnie trzy dni z uwagą słuchałem on-line rekolekcji głoszonych w krakowskiej bazylice św. Trójcy przez ojców Timothy Radcliffa i Łukasza Popko. Pełne mądrości słowa dwóch braci, których niezwykle cenię i lubię. Mówili m.in. o tym, że kochamy to, co jest szczegółowe i konkretne, nienawidzimy natomiast abstraktów i ogólników. Wiele w tym racji. Przypomniała mi się starsza kobieta, mieszkająca w jednej z podkijowskich wsi, opowiadająca mi o rosyjskim żołnierzu, który schronił się w jej domu, bo nie chciał strzelać do Ukraińców, a ona karmiła go barszczem. Zastanawiam się na ile to, o czym mówili ojcowie Timothy i Łukasz, da się zastosować do poróżnionych przez wojnę rodzin czy narodów?
Z pozdrowieniami, modlitwą i wielką wdzięcznością za pamięć o Ukrainie!
o. Jarosław Krawiec, OP, Kijów, 18 sierpnia, godz. 17:00 (czasu kijowskiego)
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.