Litwa potrzebuje nowej ewangelizacji, Franciszek w tym pomoże!
21 września 2018 | 23:00 | Kowno | Marcin Przeciszewski Ⓒ Ⓟ
Oczekujemy, że papież Franciszek nas wesprze, doda odwagi i wskaże drogę na przyszłość – mówi abp Sigitas Tamkevičius, o zbliżającej się wizycie Ojca Świętego w Krajach Bałtyckich. Ten legendarny litewski opozycjonista i były więzień sowieckich łagrów będzie towarzyszyć papieżowi w zwiedzaniu byłej siedziby KGB w Wilnie, gdzie przed laty sam był torturowany. Abp Tamkevičius kreśli obecną sytuację Kościoła na Litwie, snuje też pasjonującą opowieść o swym pobycie łagrach.
Marcin Przeciszewski (KAI), Andrzej Grajewski(Gość Niedzielny): W tym roku najważniejszym wydarzeniem dla Kościoła na Litwie będzie wizyta papieża Franciszka. Jakie są osobiste oczekiwania Księdza Arcybiskupa i litewskich katolików?
Abp Sigitas Tamkevičius: Kiedy 25 lat temu oczekiwaliśmy przyjazdu Jana Pawła II był to czas szczególny, po czasach niewoli zaczęliśmy kroczyć drogą wolności. Wtedy zastanawialiśmy się, co musimy odrzucić z bagażu lat niewoli i do czego dążyć w nowej perspektywie. Teraz gdy oczekujemy papieża Franciszka znajdujemy się już na kolejnym etapie rozwoju naszego Kościoła. Mamy od 25 lat niepodległe państwo, co jednak nie znaczy, że nasza droga jest prosta, wciąż jest skomplikowana. Przede wszystkim żyjemy w kulturze zlaicyzowanej, odrzucającej wartości duchowe, kulturze, w której dominują wartości materialne. Ludzie bardzo łatwo poddają się ich pokusie. Samo włączenie Litwy do Unii Europejskiej nie jest jednoznacznie pozytywne. Z jednej strony cieszymy się z bycia w jednej rodzinie europejskiej ale z drugiej strony widzimy, że wartości jakimi Unia się kieruje są dalekie od chrześcijaństwa, nie jest wspólnotą taką jaką widzieli jej ojcowie założyciele: Robert Schuman, Alcide de Gasperi i Konrad Adenauer.
KAI/GN: Czego zatem jako Litwini spodziewacie się po wizycie Franciszka, jakie oczekiwania są z nią związane?
– Od papieża Franciszka oczekujemy jasnego przesłania o wartościach, które powinniśmy pielęgnować i którymi powinniśmy się kierować dziś i na przyszłość. Dzisiaj – jako Kościół – szczególną troską otaczamy rodzinę, gdyż to ona jest obecnie najbardziej atakowana. Ze wszystkich stron proponuję się ideologię genderyzmu. Bogu dzięki, że litewski Sejm nie ratyfikował Konwencji Stambulskiej, według której np. zakaz aborcji jest formą przemocy wobec kobiet i dziewcząt. Ale cały czas istnieje zagrożenie, że może to zrobić w przyszłości. Kościół w walce z ideologią genderyzmu czuje się niejednokrotnie osamotniony, ale z drugiej strony mamy świadomość, że wspiera nas Bóg. Oczekujemy, że wobec tych wyzwań papież Franciszek nas wesprze, doda odwagi i wskaże drogę na przyszłość.
KAI/GN: Jak ocenia Ksiądz Arcybiskup dzisiejszą kondycję Kościoła na Litwie?
– Stan Kościoła nie jest zły. Jego głos jest słyszalny, może nie tak mocno jak w Polsce, ale od 25 lat społeczeństwo liczy się z jego zdaniem. Relacje kościelno-państwowe są normalne, co gwarantują m. in. umowy litewskiego państwa ze Stolicą Apostolską.
KAI/GN): Chcielibyśmy zapytać o problemy litewskiej młodzieży. Wielu młodych Litwinów pracuje na Zachodzie. Czy są oni objęci opieką duszpasterską? Jak wygląda praca z młodzieżą na samej Litwie?
– Mamy dobry kontakt z młodzieżą przede wszystkim dzięki państwowemu szkolnictwu. W szkołach dzieci i młodzież mogą wybrać religię bądź etykę. Ponad 50 proc. wybiera naukę religii. Ale widzimy też tendencję wśród starszej młodzieży, że zamiast religii wybierają etykę, co świadczy o ich dystansie wobec Kościoła.
Przy wyższych uczelniach działają duszpasterstwa akademickie. Niestety obejmują one niezbyt dużą liczbę studentów. Młodzież pozostaje niestety pod bardzo mocnym wpływem świeckiej kultury. Budzi to niepokój i zatroskanie. Cieszymy się więc z zaangażowania młodych ludzi w różne stowarzyszenia, wolontariat i ruchy katolickie. Jednym z najbardziej znanych jest „Ateitis” – „Przyszłość”. W sumie szacuje się, że w życie Kościoła jest zaangażowanych od 5 do 8 proc. młodych ludzi.
KAI/GN: A jak wygląda sytuacja młodych Litwinów za granicą?
– Część młodych ludzi studiuje za granicą ale większość wyjechała do pracy i zajęta jest poprawą dobrobytu materialnego. Dla tej grupy wartości duchowe nie są specjalnie ważne. Chciałbym się mylić w tej ocenie, ale sytuacja nie wygląda różowo. Objęliśmy opieką duszpasterską młodych za granicą. Przy parafiach w krajach Zachodu, szczególnie w dużych ośrodkach miejskich, pracują litewscy księża, Ale, jak to w życiu bywa, opiekują się tymi, którzy pragną być i przychodzą do kościoła.
KAI/GN: W Wilnie podczas swej pielgrzymki papież ma odwiedzić m. in. byłą siedzibie sowieckich służb bezpieczeństwa KGB. Jak Ksiądz Arcybiskup widzi ten punkt papieskiej wizyty, jako były więzień łagrów?
– Znając papieża Franciszka wiem, że w swym nauczaniu, ale także podczas wizyt w innych krajach, koncentruje się na ludziach najsłabszych i zranionych. W byłym budynku KGB jest obecnie Muzeum Ofiar Ludobójstwa ale także Centrum Badania Ludobójstwa i Ruchu Oporu Mieszkańców Litwy, badające zbrodnie przeciwko ludzkości i prześladowania w czasie sowieckiej oraz nazistowskiej okupacji. Upamiętnia ono tysiące ludzi, ofiar tych totalitarnych systemów. I dlatego papież pragnie oddać im hołd i wybrał to miejsce.
KAI/GN: Ksiądz Arcybiskup był tam więziony i przesłuchiwany?
– Zostałem aresztowany w 1983 r. i trafiłem tam do jednoosobowej celi. Papież zwiedzi budynek i między innymi celę, w której byłem więziony. Postaram się mu towarzyszyć.
KAI/GN: W marcu 1972 r. ukazało się pierwsze od czasów powojennej partyzantki podziemne katolickie czasopismo, które stało się najważniejszym organem antykomunistycznego ruchu obywatelskiego w Republice Litewskiej: „Kronika Kościoła katolickiego na Litwie”, której twórcą i jednym z redaktorów był Ksiądz Arcybiskup. Jakie znaczenie miała Kronika w czasach sowieckich i jak była kolportowana?
– W czasach sowieckich prześladowań Kościoła w Związku Sowieckim, w tym na Litwie, świat prawie nic o tym nie wiedział. Rzeczywistość pokrywała zasłona ciemności. Przestępcy zawsze chcą pozostawać w ukryciu i boją się światła, aby ich zbrodnie nie ujrzały światła dziennego. Dlatego głównym celem Kroniki było informowanie o tym, co faktycznie dzieje się na Litwie. Udawało się nam Kronikę szmuglować na Zachód a tam m. in. dzięki Radiu Watykańskiemu mogliśmy informować opinię publiczną, o tym co się u nas dzieje. To dodawało ludziom odwagi i nadziei.
KAI/GN: W Polsce w czasach komunistycznych mieliśmy wiele podziemnych wydawnictw, w które zaangażowanych były setki ludzi, ale sytuacja była bez porównania łatwiejsza od tego co miało miejsce na Litwie. Jak przy tak totalnej kontroli udawało się Wam wydawać i rozpowszechniać Kronikę?
– Miałem wokół siebie odważnych, zdeterminowanych ludzi świeckich, księży i siostry zakonne, dzięki którym mogliśmy to robić. Kiedy mnie aresztowano, jeden z przesłuchujących kagiebistów nazwał mnie „szczęśliwym awanturnikiem”. Kiedy zapytałem dlaczego „awanturnikiem”, ten odpowiedział: „Doskonale wiesz, co robiłeś.” A dlaczego „szczęśliwym”, zapytałem. Odpowiedział: „Dlatego, że twoi współpracownicy, kiedy byli przesłuchiwani zaprzeczali wszystkim stawianym tobie zarzutom”.
Wniosek z tego wypływa taki, że wśród moich współpracowników KGB nie miało żadnego agenta. W czasie procesu nie mogli mi udowodnić, że byłem redaktorem Kroniki. Jedynym dowodem przeciwko mnie były dokumenty wydawane przez Komitet Obrony Praw Ludzi Wierzących na Litwie, pod którymi widniały m. in. moje podpisy. Były to pisma półoficjalne, dystrybuowane poza zasięgiem cenzury. Kiedy już byłem w łagrze w Permie na Uralu, przyjechał do mnie śledczy. A skoro byłem już po wyroku, więc on w rozmowie, którą nazwał „towarzyską”, zapytał: „No teraz, tak między nami, powiedz, kto był naprawdę naczelnym redaktorem Kroniki? Odpowiedziałem mu: „Skoro redaktor został aresztowany i skazany, to Kronika chyba już nie wychodzi?” Odpowiedział: „Nie, wychodzi nadal.”
KAI/GN: Sześć lat spędził Ksiądz Arcybiskup w łagrach. Jak przeżył Ksiądz ten ciężki czas, co było najbardziej uciążliwe jako dla kapłana?
– Łagier jest łagrem i takim zawsze pozostanie dla normalnego człowieka pozbawionego wolności. Jest to przede wszystkim samotność i oddalenie o tysiące kilometrów od rodziny i przyjaciół. Jednak dla mnie jako księdza nie była to jakaś ekstremalna sytuacja, ponieważ mogłem potajemnie odprawiać Msze św. oraz miałem przy sobie Pismo Święte. Myślę, że to najbardziej mi pomagało.
KAI/GN: A ile czasu Ksiądz Arcybiskup siedział w słynnym łagrze dla dysydentów w Permie?
– Pięć lat, dokładnie w trzech tamtejszych obozach, a potem rok w łagrze nr 385 w Mordowi.
KAI/GN: Ale posiadanie Pisma Świętego było zakazane?
– Posiadanie Nowego Testamentu nie było zabronione. Kiedy mnie aresztowano, główny śledczy zapytał mnie, jakie rzeczy chcę zatrzymać przy sobie. Odpowiedziałem, że Pismo Święte, różaniec i modlitewnik. Dodałem, że jeśli otrzymam pozwolenie na posiadanie tych rzeczy, to nie zobowiązuje mnie to do wdzięczności. Zgodził się na Pismo Święte i modlitewnik, a co do różańca powiedział, żebym zrobił go sobie z chleba. Ich taktyka była taka, że wydawali pozwolenia więzionym kapłanom na posiadanie Pisma Świętego, dlatego żeby Zachód nie dowiedział się, że prześladowania są aż tak silne, że duchownym nie pozwalają nawet na jego posiadanie.
KAI/GN: Jak odnosili się do Księdza Arcybiskupa inni więźniowie?
– Relacje ze współwięźniami były dobre i normalne, ponieważ był to łagier dla więźniów politycznych. Kryminalistów było niewielu i byli wykorzystywani do kontroli nad nami. Byli oni na ogół prowokatorami czy agentami. Zdarzały się wypadki, że więźniowie prosili mnie, abym ich ochrzcił. Przekazywałem im przy tej okazji podstawowy zrąb nauczania Kościoła.
KAI/GN: Wiemy, że przebywając w łagrze Ksiądz Arcybiskup przygotowywał wino mszalne z rodzynek, które dostawał w paczkach wysyłanych z seminarium?
– Mieliśmy w łagrze prawo otrzymać w ciągu roku 5 kg artykułów spożywczych. Wśród dozwolonych były także suszone owoce. Moi przyjaciele wiedzieli, co jest mi potrzebne jako księdzu. Jeśli przysłali mi kilogram rodzynek, wystarczało to na cały rok do produkcji wina. Fermentowałem rodzynki w małej butelce, którą przechowywałem pod materacem i w ten sposób powstawało wino. Któregoś razu znalazł to strażnik, powąchał, stwierdził, że to pachnie jak wino i wtedy mi skonfiskowali.
KAI/GN: A hostie do Mszy św., jak zdobywał Ksiądz Arcybiskup?
– W łagrze był taki mały sklepik, w którym można było kupić oblaty, takie okrągłe wafle ze zboża. Natomiast przyjaciele przysyłali mi bezpośrednio niekonsekrowane hostie, ale tych więzienna cenzura nie przepuszczała. A kiedy mnie wypuszczano, to oddano mi całe pakiety tych hostii. A więc kiedy dotarłem na zesłanie na Syberii, to bez trudu mogłem ich używać do odprawiania Mszy św. W więc nawet w tym, że mi je konfiskowano był jakiś „palec Boży”.
KAI/GN: A czy był taki moment, w którym Ksiądz Arcybiskup obawiał się, ze nie wytrzyma?
– Nie, nie pamiętam takiego momentu.
KAI/GN: A czy obecność Boga Ksiądz Arcybiskup odczuwał bardziej niż na wolności?
– Kiedy byłem na 30-dniowych rekolekcjach ignacjańskich zaraz po wstąpieniu do Jezuitów, wtedy bardzo silnie odczuwałem obecność Boga. Na Syberii było to coś podobnego. Pamiętam, jak wieczorami po zakończeniu pracy więźniowie oglądali telewizję, a ja chodziłem po terytorium łagru, miedzy barakami i odmawiałem różaniec. Wtedy odczuwałem bardzo bliską obecność Boga.
KAI/GN: A czy po wyborze Jana Pawła II na Stolicę Piotrową, Ksiądz Arcybiskup odczuł jakiś nowy wiatr, jeśli chodzi o politykę wschodnią Watykanu?
– Po wyborze Jana Pawła II dość szybko poczuliśmy nowy wiatr w tym zakresie. Przecież Jan Paweł II już podczas swej pierwszej pielgrzymki do Meksyku powiedział, że będzie głosem „Kościoła milczącego”. Zaraz po jego wyborze stworzyliśmy na Litwie Komitet Obrony Praw Ludzi Wierzących.
KAI/GN: To była Wasza odpowiedź?
– Dokładnie tak.
KAI/GN: A czy Ksiądz Arcybiskup śledził pierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski w czerwcu 1979 r.? Była chyba taka możliwość za pośrednictwem polskiej telewizji, która była odbierana na Litwie.
– Pracowałem wówczas w parafii Kibartai, która jest niedaleko od granicy z Okręgiem Kaliningradzkim. I tam z łatwością można było oglądać polską telewizję. Pamiętam, że pokazywano wówczas tylko papieża, a wszystko robiono, aby nie pokazywać tłumów, które przychodziły na spotkania z nim. Ale kiedy Jan Paweł II przyjechał do Polski po raz drugi w 1983 r., to już nie było tych ograniczeń i widzieliśmy z jak wielką radością był on przyjmowany przez Polaków.
KAI/GN: A jaka była reakcja na Litwie na „Solidarność”, na powstanie tego ruchu społecznego w Polsce? Czy odbieraliście to jako znak, że coś w zmienia się w ramach całego systemu?
– Odbieraliśmy to przede wszystkim jako nową nadzieję. Z wielkim niepokojem przyjęliśmy stan wojenny wprowadzony przez gen. Jaruzelskiego. Ale widać było wówczas, że system ten pęka i już długo nie przeżyje. Stan wojenny w Polsce był dla nas jednym z dowodów.
KAI/GN: A kiedy Ksiądz Arcybiskup siedział w łagrach w latach 80-tych, czy w najśmielszych marzeniach myślał, że będzie biskupem w niepodległej Litwie?
– Nie. Nigdy o tym nie marzyłem. Choć kiedy w 1987 r. przebywałem w łagrze w Republice Mordowi, to myśli o tym, że system sowiecki musi upaść, coraz częściej zaczynały świtać mi w głowie. Nawet z perspektywy łagru widzieliśmy, że imperium sowieckie już długo nie wytrzyma.
W rok później, w 1988 r. na Litwie powstał Sąjūdis z Vytautasem Landsbergisem na czele. Dowiedziałem się o tym na Syberii na zesłaniu, gdzie musiałem przebywać po wyjściu z łagru. Jeden z KGB-istów powiedział mi, że tu na Syberii wystarczy miejsca dla wszystkich członków Sąjūdisu. Znienacka, w październiku 1988 r. zostałem zwolniony z odbywania dalszej kary zesłania, choć nie skierowałem o to żadnej prośby.
KAI/GN: A czy kiedy Ksiądz Arcybiskup wrócił na Litwę w 1988 r., była to już inna Litwa, niż ta, która Księdza wtrąciła do więzienia?
– W 1983 r. byłem wywożony w konwoju pod eskortą żołnierzy z kałasznikowami i z psami, a kiedy wracałem w końcu 1988 r. na ulicy spotkałem ludzi z 3-kolorową flagą litewską, symbolem niepodległej Litwy. I żadna milicja ich już nie aresztowała ani narodowych flag im nie odbierała.
KAI/GN: Znamy dokumenty, które potwierdzają, że w okresie sowieckim agentura istniała wewnątrz Kościoła. Czy Kościół katolicki na Litwie uporał się już z tym problemem, z kapłanami, którzy ongiś współpracowali z KGB?
– Na Litwie przeprowadzono lustrację, ale w sposób mało dokładny i mało skuteczny. Ograniczyło się to do obowiązku przyznania się do kolaboracji, tych, którzy to robili. Towarzyszyło temu zapewnienie, że jeśli dana osoba się przyzna, to nie będą z tego faktu wyciągane wnioski, ani nie będzie to publikowane. Już wtedy byłem biskupem i od księży z mojej diecezji wymagałem, aby zgłaszali się do tej państwowej komisji lustracyjnej.
KAI/GN: A czy dużo księży się zgłosiło, jaki procent?
– Komisja nas o tym nie informowała, nawet przybliżonej liczby kapłanów nam nie podano. Moja opinia na temat współpracy wśród duchownych jest taka, że wśród zwerbowanych przez KGB księży można było wyróżnić dwie postawy. Jedni faktycznie współpracowali. Ale większa część duchownych mających kontakty z KGB – w związku z czym zostali zakwalifikowani jako tajni współpracownicy – faktycznie nie współpracowała, bądź współpracowała mało skutecznie. Nawet w notatkach KGB charakteryzowano ich jako nieaktywnych bądź mało przydatnych. Wielu z nich nie przychodziło na spotkania i odłożono ich niejako do „rezerwy”. Świadczy to o tym, że ci księża w pewnym momencie zgodzili się na współpracę, ale potem starali się jej unikać. W większości wypadków nie wynikało stąd wielkie zło.
KAI/GN: A co Księdzu Arcybiskupowi powiedział Jan Paweł II na pierwszym spotkaniu jako z biskupem? Z pewnością Ksiądz Arcybiskup nie zapomniał tych słów?
– Po raz pierwszy spotkałem Jana Pawła II, kiedy był w Łomży podczas pielgrzymki do Polski w 1991 r. Byłem świeżo konsekrowanym biskupem. Papież poprosił mnie, abym pomógł mu prawidłowo wymawiać tekst przesłania, jakie wówczas miał przygotowane do przybyłych tam Litwinów. Cały episkopat litewski wówczas przyjechał do Łomży i tysiące wiernych.
KAI/GN: A czy w latach 80-tych były jakieś podziemne kontakty Kościoła na Litwie z Kościołem w Polsce?
– Ja osobiście takich kontaktów nie miałem. Natomiast księża z Wileńszczyzny je utrzymywali. Sprowadzali religijną literaturę w języku polskim.
KAI/GN: A czy była wtedy jakaś pomoc ze strony litewskiej emigracji, z Kanady czy Stanów Zjednoczonych?
– Emigracja litewska bardzo mocno wspomagała wydawanie Kroniki, szczególnie w sprawach technicznych. Kronikę szmuglowaliśmy na Zachód w formie mikrofilmów, od razu to rozszyfrowywano i nasi współpracownicy z emigracji robili tłumaczenia na angielski oraz hiszpański. W nowym Jorku był to ks. Kazimieras Pugevičius, który założył tam rodzaj centrum informacyjnego, tłumaczącego kolejne numery Kroniki i przekazujący te informacje dalej, Radiu Watykańskiemu i wielu mediom na Zachodzie. Stamtąd płynęła główna też pomoc dla Kroniki. Otrzymywaliśmy też środki, dzięki którym wspomagaliśmy ludzi prześladowanych na Litwie i ich rodziny. Była tez pomoc ze strony Kirche in Not.
KAI/GN: A ilu jezuitów działało w podziemiu na terytorium Litwy?
– Około 30. Ja wstąpiłem do jezuitów w 1968 r. A decyzję o tym podjąłem, kiedy wydział KGB ds. Religii zabronił mi pracować jako księdzu parafialnemu. Wcześniej ukończyłem seminarium duchowne w Kownie. Święcenia kapłańskie przyjąłem w 1962 r. Przez 6 lat pracowałem jako ksiądz diecezjalny a potem, nie mogąc tego kontynuować, wstąpiłem do jezuitów.
KAI/GN: A jak to było możliwe, skoro oficjalnie jezuici wtedy na Litwie nie istnieli? Skąd Ksiądz Arcybiskup wiedział z kim należy się skontaktować?
– Oficjalnej informacji nie było, ale wszyscy co chcieli, to wiedzieli, że jezuici, którzy otrzymali formację przed wojną, pracowali dość odważnie jako księża parafialni. Dla nas, młodych księży stanowili oni dobry przykład. Ich styl nas fascynował. Pozytywnie wyróżniali się wśród innych księży. Za czasów sowieckich niektórzy księża pracowali bardzo niewiele, na tyle na ile pozwalały im władze, a inni odważnie np. katechizowali młodzież, choć było to zakazane. Dla nas młodych księży byli oni ważnym punktem oparcia. Chciałem więc być razem z nimi. Z tego grona otrzymałem informację, że księża jezuici przyjmują nowych kandydatów. Wtedy na motocyklu pojechałem do tego księża, o którym wiedziałem, ze jest przełożonym jezuitów. Miał na nazwisko Jonas Danyla, od razu wyraził zgodę, wyznaczył czas i miejsce dla moich rekolekcji. Odbyłem je w niewielkiej parafii położonej nad jeziorem, gdzie jest dziś elektrownia atomowa w Ignalinie. Jest to jezioro Drūkšiai, które graniczy z Białorusią.
Było to w okresie, kiedy wydział KGB ds. religijnych zabronił mi pracować na parafii. Potem jednak z powrotem uzyskałem pozwolenie. Pierwsze śluby zakonne złożyłem w 1969 r. a następnie odbyłem Trzecią Probację. Ostatnie, wieczyste śluby złożyłem w 1982 r. tuż przed aresztowaniem.
KAI/GN: A więc zamknęli Ojca już jako pełnego jezuitę?
– Tak, ale ci którzy mnie aresztowali, nic o tym nie wiedzieli. Podczas śledztwa nie było o tym nawet wzmianki.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.