Macierzyństwo inaczej
26 maja 2011 | 00:00 | im / sz Ⓒ Ⓟ
Zakonnice nie rezygnują z macierzyństwa – mówi urszulanka matka Jolanta Olech. – Ale realizują je inaczej: opiekują się dziećmi, które rodziców nie mają, lub są przez nich opuszczone, czy zaniedbane.
Matka Olech była przełożoną generalną urszulanek i przewodniczącą Konferencji Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych w Polsce. Obecnie pełni funkcję sekretarz generalnej Konferencji. W wywiadzie, jakiego udzieliła KAI, odpowiada na pytania: co to znaczy być matką duchową dzisiaj i czy kobieta może być przewodniczką duchową dla mężczyzn?
Jak zakonnice postrzegają macierzyństwo, którego wyrzekają się decydując się na życie konsekrowane?
– Śluby zakonne nie są wyrzeczeniem się macierzyństwa, a tylko jednej z jego form (choć najważniejszej) – macierzyństwa biologicznego. Złożenie ślubów zakonnych nie odbiera nam rzeczywistości bycia kobietą i pragnienia bycia matką. Wiemy, że są różne formy macierzyństwa, i nie zawsze objawia się tylko poprzez urodzenie dziecka.
W życiu konsekrowanym nie rezygnujemy z macierzyństwa, ale je realizujemy inaczej, poszerzając serce, aby obejmowało ono tak wiele dzieci znajdujących się w różnych sytuacjach. Staramy się objąć opieką te, które rodziców nie mają, lub są przez naturalnych rodziców opuszczone, zaniedbane – stąd różne formy opieki nad dzieckiem od sławnych dziś okien życia, przez domy dziecka i inne formy opieki nad dzieckiem potrzebującym; to świetlice i troska o dzieci ulicy… Staramy się też pomagać rodzinom w wychowaniu dzieci.
m. Jolanta Olech
Zakonnice prowadzą wiele instytucji, których celem jest wychowywanie dzieci, zajmowanie się młodzieżą. A fundament duchowy jest jeden – ślubowana czystość nie czyni serca sterylnym i suchym, ale je poszerza. W naszych konstytucjach zakonnych, np. w rozdziale o czystości, jest sformułowanie, że wychowujemy się do tego, by być siostrami, matkami dla wszystkich. Wprawdzie żadna z nas nie ma możliwości ogarnięcia wszystkich, ale realizujemy to przez konkretne działania w środowiskach i w okolicznościach, w których jesteśmy.
Czy to wystarcza?
– W zgromadzeniach zakonnych mamy konkretną pomoc do auto-formacji, której nie mają osoby świeckie – zapewniony czas, każdego dnia 2-3 godziny, na modlitwę, medytację, na rozwijanie relacji z Panem Bogiem i czerpanie z Jego miłości, aby żyć nią w stosunku do innych ludzi. To jest fundament, który pozwala przejść przez kryzysy, gdy odczuwa się tęsknotę za dzieckiem, zazdrość wobec kobiet, które rodzą – bo takie uczucia mogą nas też dotyczyć. Wiemy „dlaczego” tak właśnie wybrałyśmy, i skąd czerpać siły i inspiracje, aby tą miłością żyć możliwie najpełniej. Bez tego łatwo pewnie byłoby zejść na pozycję mentalnych „starych panien”.
Kiedy mówię o „starej pannie” mam na myśli osobę, która skupia się na samej sobie, na kontemplacji swoich problemów, na żalu do całego świata, że nie jest najważniejsza. Jest jak kwiat, który po zachodzie słońca kuli się, zamyka w sobie. Zresztą nie dotyczy to tylko kobiet, może się zdarzyć również w życiu mężczyzny. By dobrze przeżyć swoje życie w zakonie, trzeba po prostu ciągle na nowo uczyć się miłości i coraz pełniej nią żyć.
A na czym polega macierzyństwo duchowe?
– To miłość bezinteresowna, życzliwość, troska o drugiego człowieka, pomoc w rozwoju, gotowość zaakceptowania go nie patrząc na cenę, jaką czasem trzeba płacić. Mamy wiele przykładów dobrej matki – także w tym wymiarze duchowym, które można naśladować. Przede wszystkim Matkę Bożą. Niewiele wiemy o Niej samej, ale wiele możemy wywnioskować o Jej macierzyństwo wobec Syna, a potem wobec tych, których On Jej zawierzył.
Można by też wskazać wiele kobiet, które były czy są duchowymi przewodniczkami, np. nasza założycielka Urszula Ledóchowska. Jej złotą dewizą było: w relacjach z innym być dobrą, bardzo dobrą, nieskończenie dobrą. Była w klasztorze bardzo kochana, choć oczywiście były też osoby, które kochały ją mniej. Ale tego nie można uniknąć w sytuacjach, gdy dobroć wymaga też trudnych decyzji, gdy widzi się, że podmiot tej dobroci schodzi na złą drogę.
Przykłady można by mnożyć nie tylko wśród tych, którzy odeszli, ale i tych, którzy są nam współcześni. Macierzyństwo duchowe to po prostu towarzyszenie drugiej osobie (w taki sposób i w takich formach jakie są potrzebne) w jej rozwoju, na różne sposoby – konkretna pomoc w jej sprawach, przeżyciach, dylematach; w jej dojrzewaniu ludzkim i duchowym. Pomoc konkretna, a czasem zwyczajnie przez modlitwę w jej intencji. Ludzie tego potrzebują. Czasem jest to towarzyszenie przedłużone w czasie, czasem krótki kontakt. Dzisiaj coraz częściej np. wspólnoty nasze, czy poszczególne siostry otrzymują telefony, czy listy elektroniczne z prośbą o pomoc.
Częściej jednak mówi się o ojcach duchowych.
– To wynika z uwarunkowań historycznych, z tradycyjnej pozycji kapłana jako przewodnika duchowego. Kobieta przez wieki była w sytuacji podległości, szczególnie w Kościele. Ale nie znaczy to, że nie było na przestrzeni wieków kobiet, najczęściej wiemy o zakonnicach, znanych jako doradczynie, matki duchowe. Nie gromadziły wokół siebie może tłumów, ale były też takie, które zapisały się w historii jako bardzo wpływowe kobiety, także jako duchowe przewodniczki, jak Hildegarda z Bingen czy św. Teresa z Avili. Pozycja kobiet w klasztorach w średniowieczu była często wysoka, miały realny wpływ na wiele spraw. Wiązało się to również z tym, że klasztory fundowali możni panowie, którzy oddawali tam swoje córki – wysoko urodzone i dobrze wykształcone.
Ta pozorna nieobecność w dzisiejszej świadomości kobiety w jej roli matki, przewodniczki duchowej, nie wynika z braku predyspozycji kobiet do takich spraw. Pozostawiając kwestię zadań związanych z kapłaństwem, w wielu dziedzinach, jak sądzę, mamy nawet więcej możliwości niż panowie – jeśli chodzi o towarzyszenie w rozwoju duchowym. I takie stwierdzenie to nie jest wynik wojującego feminizmu.
Częściej mówi się o ojcostwie duchowym, bo kierownictwo duchowe kojarzy się głównie ze spowiedzią. Ale przecież nie musi być ono związane bezpośrednio z sakramentem pokuty i pojednania. Jestem przekonana, że w tej dziedzinie otworzyło się wielkie pole działania dla sióstr zakonnych zarówno ad extra, jak i wewnątrz wspólnot. Np. do zadań dobrej przełożonej zakonnej należy towarzyszenie współsiostrom w rozwoju duchowym, dzieląc się doświadczeniem, dając poczucie bezpieczeństwa i akceptacji.
Może też nie myśli się o zakonnicach jako przewodniczkach ze względu na ogólne skojarzenie siostry zakonnej jako osoby cichej i pozostającej na uboczu?
– Jest to jednak sprawa odpowiedniego przygotowania i osobistego poziomu życia duchowego. W wyniku pewnego boomu w zgromadzeniach zakonnych żeńskich, jaki się dokonał jakieś 100 lat temu, zakonnic i samych zgromadzeń w stosunkowo krótkim czasie przybyło dużo i z czasem przekładało się to na niezbyt wysokie przygotowanie intelektualne i duchowe sióstr (jak w stosunku do kobiet w ówczesnych społeczeństwach). Dzisiaj się to zmienia i nie sądzę, by można było uczciwie ograniczyć zdolność do kierownictwa duchowego tylko do mężczyzn. Byłoby to po prostu nadużycie. Coraz więcej kobiet przyjmuje zadanie towarzyszenia innym w ich rozwoju duchowym, co widać także podczas rekolekcji, które prowadzą siostry.
Dawniej opatki wielkich klasztorów wpływały na bieg historii. Dzisiaj nie ma głośnych nazwisk sióstr zakonnych widocznych w życiu publicznym – oprócz kilku, które zajmują się jakoś szczególnie nagłośnionymi przez media dziełami charytatywnymi, lub też dają o sobie znać w inny sposób – ale nie znaczy to, że nie mamy silnych osobowości. Ich praca jest po prostu mniej widoczna, bardziej ukryta. Musimy pamiętać, że przez dziesięciolecia zakony żeńskie w Polsce – z powodu panującego komunizmu – skupione były na przetrwaniu. Z drugiej strony zastanawiam się, czy to jest nasze zadanie, co by nam dało, gdybyśmy zaczęły np. starać się o miejsca w parlamencie? Choć na pewno istnieją przestrzenie, np. na uczelniach, czy w mediach, gdzie mogłoby być więcej sióstr.
Czy kobieta może być duchową przewodniczką dla mężczyzny?
Dlaczego nie? Zależałoby to od osób i okoliczności. Np. czasem zaprzyjaźnieni księża, chcąc wyrazić aprobatę dla naszego zgromadzenia, mówią żartem, że chętnie by wstąpili do zgromadzenia urszulanów, gdyby takie istniało. Dzisiaj jest kilka, może kilkanaście przypadków, gdy to kobieta jest założycielką zarówno żeńskiej, jak i męskiej gałęzi zgromadzenia, chociażby znana wszystkim m. Teresa z Kalkuty. Ale istnieje więcej takich założycielek, choć mniej sławnych.
Rozmawiała Izabela Matjasik
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.