Małgorzata Bilska: Wojna informacyjna o Konwencję Stambulską
10 sierpnia 2020 | 15:12 | Małgorzata Bilska | Warszawa Ⓒ Ⓟ
Konwencja Stambulska to dość profesjonalnie napisane narzędzie przemiany kultury i struktury społecznej uznanej za przemocową wobec kobiet. Sprawcą jest nie tyle pojedynczy mąż, ojciec czy partner a cała kultura! Dlatego należy ją zmienić.
Pomysł wypowiedzenia przez polski rząd tzw. Konwencji Stambulskiej, której oficjalna nazwa brzmi „Konwencja Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”, raczej nie dziwi. Dokument od początku był krytykowany przez prawicę, zapowiadano to od dawna. Nie dziwi też czas. Okres wakacji rozleniwia, trudniej o mobilizację mediów i organizację protestów. Przypadkowym sprzymierzeńcem władzy okazała się pandemia – troska o bezpieczeństwo sanitarne wyklucza masowe marsze i demonstracje. Ale opór będzie, bo Konwencja jest… jednym z największych osiągnięć ruchu feministycznego w XXI wieku. Wbrew opiniom niektórych prawników ma kluczowe znaczenie dla walki o główne cele liberalno-lewicowych ruchów społecznych – i nie chodzi tu o walkę z przemocą domową. Sęk w tym, że dotychczasowa krytyka nie dotyka sedna problemu. Jest pełna błędów, nieprecyzyjna, bazuje na emocjach ignoruje kontekst teoretyczny a co najgorsze, przeciwstawia dobro ofiary przemocy – dobru instytucji. Żeby wypowiedzieć ratyfikowaną już Konwencję trzeba mieć naprawdę mocne argumenty – i ekspertów, którzy znając temat, umieją racjonalnie uzasadnić to Polakom.
Walec postępu
Kwestia przemocy, w tym przemocy w rodzinie, jest dobrze przebadana naukowo, a literatura autorstwa profesjonalnych badaczy czy psychologów jest powszechnie dostępna. W skrócie można powiedzieć, że przemoc jest to zachowanie celowe, świadome, skierowane przeciwko komuś i prowadzące do jego krzywdy. Formą przemocy może być też zaniedbanie lub zaniechanie działania. Przemoc ma różne formy, zazwyczaj wymienia się psychiczną, fizyczną, ekonomiczną i seksualną; często występują krzyżowo. Ma ona miejsce w pracy (fizyczna tam zdarza się rzadko, prawo zabrania mobbingu), w szkole, w grupie rówieśniczej (tzw. bullying), na ulicy, na stadionach, w sferze publicznej, w cyberprzestrzeni no i w domu. Ta ostatnia dokonuje się w relacjach między osobami bliskimi/spokrewnionymi; sprawcę i ofiarę łączy osobisty związek. Przemoc domowa ma swoją dynamikę i uwikłania, dzieje się za zamkniętymi drzwiami. Bez interwencji z zewnątrz ofiary są bezbronne a sprawca powtarza krzywdzenie, gdyż w domu czuje się bezkarny.
Nie istnieje ani gen przemocy, ani jeden czynnik, który za nią odpowiada. Przemoc jest wypadkową przyczyn biologicznych, osobowościowych, środowiskowych i kulturowych. Terapia dla sprawców przemocy często obejmuje trening kontroli gniewu, pomaga radzić sobie ze złością i frustracją. Prawica nie ma racji twierdząc, że to alkohol jest winien przemocy w rodzinie (lub: rozwody, niemoralne zachowania). Krzywdzenie nie wymaga alkoholu! Poza tym alkohol jest narkotykiem z grupy depresantów, nie działa pobudzająco, choć osłabia kontrolę zachowań, co ułatwia zachowania nacechowane przemocą. Lewica z kolei głosi, że przyczyną przemocy domowej są… stereotypy płciowe i dyskryminacja kobiet – i tak samo jednostronnie błądzi.
Stereotyp jest uproszczoną konstrukcją myślową, która zawiera komponent poznawczy, emocjonalny i behowioralny. To pewien obraz w głowie jaki pojawia się w reakcji na spotkanie z przedstawicielem danej zbiorowości, przypisując mu rzekome cechy całej zbiorowości. Przemoc nie potrzebuje stereotypu. Jeśli chodzi o kobiety, sprawa w Polsce jest dodatkowo skomplikowana bo najbardziej znany stereotyp to obraz Matki Polki. Czy on oznacza bycie ofiarą? Jest to kobieta dzielna, silna, mądra, odpowiedzialna, zaradna, wytrwała, zdolna do poświęceń a jeśli ma jakieś cechy „ofiary” to raczej ofiary trudnych warunków historycznych niż ofiary oprawcy – Ojca Polaka. Bardziej matkuje mężczyznom – synom niż jest od nich zależna… Bywa matką „za bardzo”. Polskie badaczki z gender studies ukuły określenie „menedżerski matriarchat” na władzę Polek w rodzinie. Twierdzą, że Polki w XIX w. zarządzały majątkami, miały głos w sferze publicznej i były aktywne – bo musiały. Mężczyźni ginęli w powstaniach lub walczyli o życie wywiezieni na Sybir. Zaradność Polek widać w ich wykształceniu, w statystykach przedsiębiorczości itd. To nie są uległe, ciche, potulne mimozy, które nie podejmą żadnej decyzji bez zgody pana i męża. Tymczasem Konwencja nie uwzględnia specyfiki kulturowej poszczególnych krajów i „walcem” chce równać płeć, bo za praprzyczynę przemocy uważa system kulturowy i strukturę społeczną.
Jako przyczyny przemocy wobec kobiet i przemocy domowej dokument Konwencji „widzi” 3 rzeczy:
1. Stereotypy płci – przy czym brak informacji kluczowych: kiedy stereotyp może się przyczyniać do przemocy a kiedy nie i czym się on różni od naturalnych cech odróżniających człowieka płci żeńskiej od człowieka płci męskiej.
2. Gender tj. społeczno – kulturową tożsamość płci. Konwencja słowo płeć w sensie obiektywnym zmieniła w relatywną tożsamość, którą jednostka nabywa w trakcie akulturacji do tzw. patriarchatu (to słowo nie pada, a powinno jako fundamentalne dla teorii feministycznych – bez niego Konwencja jest po prostu nieczytelna).
3. Strukturę społeczną. Przy czym zastana struktura to struktura patriarchalna, w której kobiety są ofiarami dyskryminacji i nadużywania władzy przez mężczyzn, a co za tym idzie – ofiarami systemowej, strukturalnej i kulturowej przemocy.
Ideologia antypatriarchalna
Konwencja oficjalnie została przygotowana przez Radę Europy, w ramach działań na rzecz praw kobiet. Intryguje pytanie, jakie było kryterium doboru ekspertów i na jakich podstawach wiedzy jest oparta. Ma 12 rozdziałów (81 artykułów, 48 stron A4). To dość profesjonalnie napisane narzędzie przemiany kultury i struktury społecznej uznanej za przemocową wobec kobiet. Sprawcą jest nie tyle pojedynczy mąż, ojciec czy partner a cała kultura!
Tytuły rozdziałów to m. in. „Profilaktyka” (r. III), „Ochrona i wsparcie” (r. IV), „Wykrywanie, ściganie, procedury prawne i środki ochronne” (r. VI), „Współpraca międzynarodowa” (r. VIII), „Mechanizm monitorujący” (r. IX). Ten ostatni nakazuje regularną kontrolę postępów we wdrażaniu Konwencji, a więc Polska musi na ten monitoring pozwolić. Artykuł 66 punkt 1 mówi o powołaniu międzynarodowej grupy 10-15 ekspertów od przemocy z zakresu objętego Konwencją, czyli wyedukowanych w kwestii gender. Ważna jest profilaktyka. Zapobieganie to świetny pretekst do ingerencji w kulturę. Może się okazać, że formą profilaktyki będzie… deinstytucjonalizacja rodziny i religii, czyli przebudowa tego, o co feministkom chodzi od początku. Kto na tym zyska?
Myli się prof. Michał Królikowski pisząc na portalu wiez.pl:
„Wątpliwości formułowane w związku z CAHVIO dotyczą przerzucenia na tradycyjną kulturę relacji społecznych podstawowej „winy” za przemoc ze względu na płeć. Owszem, konwencja może zostać wykorzystana jako wehikuł ideologiczny, może nawet posłużyć do kwestionowania wartości tradycyjnego modelu rodziny. Nie jest to jednak ani nieuchronne, ani wysoce prawdopodobne, skoro nie nastąpiło to w ciągu pięciu lat po ratyfikacji konwencji przez Polskę.” Dalej: „Również używanego w konwencji pojęcia „płci społeczno-kulturowej” nie należy osadzać w inżynierii społecznej nakierowanej na zmianę sposobu postrzegania płci, lecz powinno się je odczytywać w sensie technicznym – w ścisłym związku z celami i przedmiotem konwencji, jakim jest przeciwdziałanie i zwalczanie przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.”
Konwencja nie pokazała swojego potencjału bo władza wybrana w 2015 roku usunęła instrumenty, które mają ją wdrażać w życie. Dokument nie jest odizolowanym aktem prawnym. Wpisuje się w sieć agend feministycznych, stanowi niejako jego zwornik i spoiwo. Aby „zadziałał” muszą być sprawne, obsadzone „właściwymi” osobami i hojnie finansowane m. in.: urząd Pełnomocnika Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn – wraz z pełnomocnikami regionalnymi; feministyczne organizacje pozarządowe (przy wsparciu ngo-sów sojuszniczego ruchu LGBT), ekspertki z tytułami naukowymi, szkoleniowcy, terapeuci, prawniczki, lewicowi politycy, media. Konwencja nie tylko – pod pozorem obrony ofiar przemocy domowej – daje aktywistkom prawo zmieniać kulturę zgodnie z celami ruchu kobiet ale nakłada taki obowiązek na państwo. Zmiana kulturowa dokonuje się bez udziału jakiejś partii typu PZPR. Wymaga czasu i potrzebuje urzędu, który przetrwa zmiany ekip rządzących. Gospodarkę można było upaństwowić jednym dekretem. Kultury nie da się zmienić w ten sposób.
Aby zrozumieć o co chodzi, trzeba Konwencję odnieść do teorii feministycznych (efekt pracy gender studies). Polska debata publiczna jest dziwna bo ani jedna ani druga strona nie dyskutuje merytorycznie. Toczy się wojna informacyjna, której ofiarami padają wszyscy odbiorcy mediów. Jedni straszą seksualizacją dzieci i rozbijaniem rodziny, drudzy – sektami, wyrzuceniem z Unii Europejskiej i NATO itp. Obie strony kontrują siebie nawzajem, podbijając wrogie emocje. Panuje chaos. Jeśli nie zaczniemy używać rozumu, jak postuluje red. Tomasz Królak (ZOBACZ), Polska szybko ośmieszy się na arenie międzynarodowej.
Tymczasem co jest głównym celem ataku ze strony ruchu feministycznego – i Konwencji Stambulskiej? Kultura patriarchalna. Według naukowej definicji prof. Piotra Sztompki patriarchat jest to „dominujący w większości społeczeństw aż do czasów współczesnych system organizacji społecznej, w którym dominującą rolę polityczną, siłę ekonomiczną, status społeczny i prestiż posiadają mężczyźni. Dysponują też znacznymi przywilejami, od których odsunięte są kobiety.” Swoistą antytezą patriarchatu jest (prehistoryczny) matriarchat, oparty na kulcie Bogini Matki, którą czczono jako boginię płodności, władczynię energii seksualnej i dawczynię życia. Wiele feministek marzy o reaktywacji matriarchatu. Ma on być utopijną krainą płynącą mlekiem i miodem; akceptacją dla Innego, swobodną ekspresją „ja”, demokracją, prawami człowieka, równością, pokojem, ekologią i szczęściem. Warto dodać, że patriarchat w ujęciu radykalnym jawi się niemal jak kultura totalitarna. Polski patriarchat jest dość łagodny, główny wróg to… Kościół katolicki bo zakazuje aborcji, antykoncepcji, ordynacji kobiet – nie pozwala im realizować ambicji. Tu też sprawa prosta nie jest, bo chrześcijaństwo ze swojej istoty stanowi „patriarchat służebny” (o czym pisałam w artykule w KAI 19 marca b.r. – ZOBACZ). Patriarchat, podobnie jak kapitalizm, może być najlepszym z możliwych systemów, kiedy dba o kobiety i wykluczonych. W końcu to sami robotnicy z ruchu społecznego „Solidarność” wywalczyli kapitalizm. I to w Polsce.
Feministki wymyśliły własne definicje patriarchatu, które od nauki różnią się tym, że mają silny ładunek wartościujący. Zanim na polskich uczelniach pojawiły się pierwsze gender studies (20 lat temu), ukazało się drukiem polskie tłumaczenie „Słownika teorii feminizmu” Maggie Humm. Zdumiewa, że nikt takich pozycji nie cytuje. Jak można krytykować ideologię gender nie znając podstawowych pojęć teorii gender?
Według Humm patriarchat to „system władzy i dominacji mężczyzn nad kobietami, będący – za pośrednictwem swoich instytucji społecznych, ekonomicznych i politycznych – źródłem opresji kobiet. Niezależnie od konkretnej historycznej formy społeczeństwa patriarchalnego (np. feudalizm, kapitalizm czy socjalizm) zawsze równocześnie funkcjonuje w nim system kulturowego zróżnicowania płci (sex-gender system) oraz system ekonomicznej dyskryminacji kobiet. […] Pojęcie patriarchatu jest kluczową kategorią współczesnego feminizmu. Feminizm potrzebował bowiem terminu, którym można wyrazić całość opresyjnych i eksploratorskich stosunków społecznych doświadczanych powszechnie przez kobiety. Niezależnie jednak od takiej charakterystyki, każdy z nurtów feminizmu wskazuje na inną, specyficzną cechę patriarchatu jako na główną przyczynę podporządkowania kobiet, czyli podrzędnego statusu kobiety w społeczeństwie.” Krytycy są w błędzie, określając teorię gender jako „marksistowski atak na rodzinę”. Marksizm nie jest tu wiodącym nurtem, choćby dlatego, że analizował wyzysk ekonomiczny według hasła „byt kształtuje świadomość”. Dziś „świadomość kształtuje byt” – żeby poprawić status ekonomiczny kobiet i zlikwidować dyskryminację, trzeba zacząć od kultury.
Feministki czerpią inspirację z książek m. in. prof. Michela Foucault, prof. Pierre’a Bourdieu i z psychoanalizy Zygmunta Freuda. Feminizm walczy z umysłem (a i podświadomością) poddanym „kulturowej obróbce”. Postawił mężczyznom zarzut zbudowania męskiej kultury w interesie mężczyzn, opartej na prawie, wartościach, symbolice i kulcie Boga Ojca, gdzie kobiety skazane są na podrzędne role i… bycie ofiarami przemocy. Systemowymi ofiarami.
Kiedy w Konwencji jest mowa o tradycji, religii, rodzinie itd. należy czytać: „patriarchalna tradycja”, „patriarchalna religia”, „patriarchalna rodzina”. Istotą patriarchatu jest męska władza, a ta jest utrzymywana od wieków dzięki indoktrynacji i przemocy. Ambitny cel Konwencji jakim jest „stworzenia Europy wolnej od przemocy wobec kobiet i przemocy domowej” (z preambuły) jest serio. On tylko wymaga… likwidacji patriarchatu.
Strukturalny charakter przemocy?
Dopiero w tym kontekście sensu nabiera koncepcja społeczno-kulturowej tożsamości płci, podziału na sex (płeć anatomiczną) i gender. Najważniejsze jest nie to, że płeć zawiera pewne elementy społeczne, bo to nic nowego. Gdyby człowiek był samą biologią, niepotrzebny byłby proces wychowania – rósłby i dojrzewał jak sadzonka pomidora.
Z marksizmu teorie gender wzięły założenie o konflikcie interesów zbiorowości mężczyzn – sprawców przemocy i kobiet – ofiar. Definiuje się je nie poprzez klasy, bo te miały charakter ekonomiczny, tylko gender. Jest to wiedza nabyta w procesie patriarchalnej socjalizacji (wychowania) o tym, co to znaczy być prawdziwą, naturalną kobietą. Chłopcy są chowani na ludzi sukcesu i władzy a kobiety – do posług, rodzenia, matkowania, pracy za darmo w sferze prywatnej i słuchania mężczyzn. Aby socjalizacja była udana potrzebne są instytucje edukacyjne, uczące ról płci. Płeć społeczno-kulturowa to płeć fałszywa, patriarchalna, a kobiety w istocie są silne, władcze, seksualne. Mają moc, której obawiają się mężczyźni, dlatego nie chcą ich dopuścić do współrządzenia.
Jak więc poprawić los kobiet? Radykalnie przemienić kulturę od wewnątrz, przy pomocy miękkich strategii i bez rozlewu krwi, korzystając z narzędzi jakie daje demokracja. Z praw człowieka. Z poparcia mediów. Pomaga w tym szlachetny cel – w tym przypadku obrona ofiar przemocy. Konwencja niewiele wnosi do polskiego prawa, które chroni ofiary przemocy domowej. Ona walczy o dużo więcej.
W Polsce nigdy nie było debaty publicznej o przemocy bo za czasów PRL-u problemy społeczne były tabu. Do 1989 roku dane o przestępczości były cenzurowane, a liczby pomniejszane – w socjalizmie pewne zjawiska nie mogły istnieć bo to obalało tezy Marksa i Engelsa o socjalizmie. Przemoc, pedofilia, bezdomność, były tylko w kapitalizmie, który generował takie patologie. Z kolei zaraz po 1989 r. zorganizowały się w Polsce organizacje feministyczne i narzuciły dyskusji genderową perspektywę. Upominały się o przemoc ale wobec kobiet. Uderzały w rodzinę i Kościół jako wrogów ideowych, stojących na drodze do równouprawnienia. Przemoc kobiet jest niewidzialna. Jeśli się zdarza, to podobno tylko w samoobronie (albo z winy patriarchatu, bo to on ma władzę socjalizowania). Konwencja jest szczytowym osiągnięciem tych przekonań.
Będąc kiedyś gościem audycji radiowej razem z Urszulą Nowakowską, szefową Centrum Praw Kobiet, spytałam ją o to, czemu ruch milczy na temat ofiar – mężczyzn. Ze statystyk policyjnych wynika, że stanowią oni około 12 proc. wszystkich ofiar. (W 2019 r. na policję zgłoszono 10 tys. 676 takich przypadków; ofiar małoletnich – 12 tys. 161. Zakładając, że połowa z nich jest płci męskiej, ofiar nie kobiet jest około 20 proc. – jest to w miarę stała liczba od dekady). Nowakowska rzecz lekko skwitowała: „to nie jest liczna istotna statystycznie”.
Znajoma profesor (prosi o anonimowość) podzieliła się ze mną historią sąsiadów: „Jest to rodzina z zewnątrz nie tylko normalna, ale pozornie bardzo dobra. Małżeństwo z wyższym wykształceniem, troje dzieci. Są dobrze sytuowani, piękne mieszkanie. Wszyscy dobrze ubrani. Żona zaś, na zewnątrz miła kobieta, stosuje przemoc wobec męża. Teraz już może mniej, bo po zgłoszeniu sprawy przez sąsiadów interweniowała – i to nie raz – policja. Kobieta wyzywa go, upokarza, robi awantury słowne nawet kilka razy dziennie, dochodziło też do rękoczynów. Bije go po twarzy i gdzie popadnie. Jest niebywale agresywna. Bywało tak, że wyrzucała męża z domu. On chodzi zalękniony, co widać nawet po postawie ciała. Raz byłam świadkiem, jak chciała go uderzyć ostrym narzędziem i kamieniem. Wtedy ja zadzwoniłam na policję. Żadne z nich nie nadużywa alkoholu.” Znam też taką historię. Kobieta miała skłonności psychopatyczne, mąż pochodził z rodziny dysfunkcyjnej, był synem alkoholika. Wychowany w poczuciu winy znosił jej przemoc, nie próbował też bronić synów bo uważał, że matce należy się posłuch i szacunek. Nie był bity. Był poniewierany i upokarzany, non stop. To nie są liczby statystyczne tylko żywi ludzie. Dlaczego mają płacić za… patriarchat? Poza tym – w każdej populacji jest około 2-5 proc osób LGBT. To jest liczba istotna statystycznie i nie może być inaczej skoro mówimy o prawach człowieka. Gdzie się podziała empatia, troska o słabszych? Kobiety są agresorami rzadziej, ale wystarczy jedno pokolenie profilaktyki takiej jak chce Konwencja, i sytuacja może się odwrócić. Bo jedyną rzeczą, która naprawdę nakręca przemoc, jest poczucie bezkarności. I zamiatanie pod dywan problemu.
Pozostaje kwestia struktury społecznej i tę uważam za najistotniejszą do debaty. Z definicji przemoc wiąże się bowiem z wyraźną nierównowagą sił. Człowiek, który jest od drugiego zależny ekonomicznie, psychicznie; jest słabszy fizycznie, może paść ofiarą przemocy. W rodzinie o wiele częściej jest to kobieta, choćby dlatego, że zajmuje się dziećmi. Z drugiej jednak strony, profesjonaliści odróżniają przemoc od agresji. Agresję cechuje równowaga sił, jej źródłem jest rywalizacja i konflikt. To jeden z powodów, dla których mrzonki o zbudowaniu kultury bez przemocy się nie spełnią. Natura ludzka nosi w sobie skłonność do przemocy i agresji, niezależnie od płci. W krajach równych praw agresja kwitnie. Trzeba po prostu stawać po stronie ofiary. Łączenie kwestii przemocy z gender ideologizuje problem.
***
Racjonalna debata na temat przyczyn przemocy, nie tylko w rodzinie, jest w Polsce – skonfliktowanej, pełnej agresji, bardzo potrzebna. Powinien ją zainicjować z powodów etycznych i nadać jej merytoryczny, racjonalny ton, Kościół katolicki. Jako instytucja zbyt mało angażuje się w troskę o ofiary przemocy (seksualnej i innej). Co nas katolików przed tym jeszcze powstrzymuje? Krytyki tzw. patriarchatu nie ma się co obawiać, bo papież Franciszek przywraca temu pojęciu właściwy sens. A feministki jakby zapomniały, że ruchy społeczne mogą istnieć tylko w kulturze, która wygenerowała ideę postępu, a podstawą tej jest judeochrześcijańska koncepcja czasu… On nie musi płynąć linearnie, od przeszłości do przyszłości! Na przykład w matriarchacie czas jest cykliczny. Zapominają też, że rewolucja kulturowa może mieć skutki uboczne… Planując rewolucję można przypadkiem „wylać kobietę z kąpielą…”
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.