Drukuj Powrót do artykułu

Na Ukrainie panuje wybiórcza sprawiedliwość

20 października 2011 | 19:38 | Tłum. Krzysztof Gołębiowski (KAI) / pm Ⓒ Ⓟ

Na Ukrainie panuje wybiórcza sprawiedliwość – uważa o. Borys Gudziak, rektor Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego (UUK) we Lwowie.

W rozmowie z KAI powiedział, że proces byłej premier ukraińskiego rządu Julii Tymoszenko i wydany na nią wyrok to sprawa polityczna, wypełnienie czyjegoś zamówienie. „Nie
ulega wątpliwości, że chodzi tu o walkę polityczną z opozycją,
wykorzystując do tego, i to w niewłaściwy sposób, sądownictwo” –
stwierdził ks. rektor. Jego zdaniem „Polska jest najlepszym adwokatem
europejskości ukraińskiej, począwszy od Jerzego Giedroycia, nie mówiąc
już o Janie Pawle II”.

Oto pełny tekst rozmowy:

KAI: Od wizyty Jana Pawła II w 2001 r. na Ukrainie wiele się działo w
waszym kraju. Najważniejszym wydarzeniem w ostatnim dziesięcioleciu była
„pomarańczowa rewolucja” na przełomie 2004/2005 r. Czy i co z niej
jeszcze zostało?

O. Borys Gudziak: Wydaje mi się, że z jednej strony istnieje i ma
rzeczywiste przyczyny rozczarowanie po „pomarańczowej rewolucji”, a z
drugiej jest to odczucie bardzo subiektywne. Ludzie mieli wtedy
nadzieję, że bardzo szybko uda się im w praktyce wszystko zmienić na
lepsze. Wybrali nową władzę i mentalnie powiedzieli jej: niech ta nowa
władza bierze na siebie całą odpowiedzialność. A ona nie mogła tego
zrobić. Na pewno nie zrobiła tego skutecznie, a czasem wręcz popełniała
dramatyczne pomyłki. Problemem jest to, że społeczeństwo nadal oczekuje
jakiegoś monarchy, który przyjdzie z góry oraz zaprowadzi porządek i
sprawiedliwość.

Sam Bóg nie przymusza człowieka, aby był dobry, ale daje jedynie
propozycje i na Ukrainie istnieje nadal potrzeba stopniowej i
postępującej zmiany mentalności. Przypomnijmy, że wyjście Żydów z Egiptu
– domu niewoli – trwało 40 lat. W ubiegłą sobotę na pewnej konferencji
znany ukraiński historyk Jarosław Hrycak powiedział w dyskusji, że my,
Ukraińcy, chcemy wyjść z pokoju, w którym leży zmarły, a przecież trzeba
najpierw wynieść ciało z pokoju, w przeciwnym razie niezależnie od
tego, co zrobimy, to będzie się tam nadal utrzymywał zapach śmierci.
Pewne śmiercionośne zjawiska, jakie zakorzeniły się w wyniku trwającej
dziesiątki lat polityki reżymowej, nadal działają. Wiemy, że dziecko,
które w dzieciństwie przeżyje jakiś uraz, jakąś traumę, może mieć
później kompleks czy uraz przez całe życie.

KAI: To znaczy, że „pomarańczowa rewolucja” nie pomogła ich przezwyciężyć?

– Mieszkańcy Ukrainy doświadczali takiej traumy przez całe
dziesięciolecia. W praktyce chyba nikt jej nie uniknął. Wydaje mi się,
że inicjatorzy „pomarańczowej rewolucji” i prezydent Wiktor Juszczenko
mieli dobrą intuicję, aby czcić rocznicę Wielkiego Głodu na Ukrainie w
latach 1932–33. Widzimy, jak Polacy odnoszą się do swych tragedii z
intuicją i pokazują, że straty i tragedie muszą być w odpowiedni sposób
opłakane i przeżyte, aby ocalić o nich pamięć. U nas np. jeszcze do
niedawna było tak, że człowiek, który stracił wszystkich braci i siostry
w czasie Wielkiego Głodu, przez całe życie nie mógł o tym głośno mówić,
bo gdyby mówił, byłby za to represjonowany.

Mam takie przeświadczenie, że ponieważ komunistyczny system niszczył
ludzi, to oni wyrabiali w sobie postawę antysystemową. W praktyce
przejawiało się to w rozumowaniu: nie wierzę, że jeśli dokonam jakiejś
inwestycji w życiu, to potem będę zbierał jej owoce. Jest to typowy
sposób myślenia w myśl zasady: carpe diem – chwytaj dzień; wyciągnij jak
najwięcej z chwili dzisiejszej, nie angażuj się, ukryj się, bo świat
jest niebezpieczny, nie otwieraj się na innego, bo on może ci
zaszkodzić. A przecież zdrowy system polityczny, gospodarczy czy
społeczny wymaga zaufania, które należy powoli, z wielką miłością,
cierpliwością stale pielęgnować.

KAI: Ukraina znalazła się na poważnym zakręcie politycznym i społecznym.
Szerokim echem odbił się w Polsce i na świecie wyrok na byłą premier
Julię Tymoszenko. Czy był to, zdaniem Ojca, wyrok sprawiedliwy, czy może
miał podtekst polityczny?

– Oczywiście, że była to sprawa polityczna, na czyjeś zamówienie. Czy
były tam w ogóle podstawy do wszczynania postępowania sądowego, nie chcę
teraz komentować, ale nie ulega wątpliwości, że chodzi tu o walkę
polityczną z opozycją, wykorzystując do tego, i to w niewłaściwy sposób,
sądownictwo. Ale to, co nie do końca jest zrozumiałe przez wspólnotę
międzynarodową, to to, że Tymoszenko nie była jakimś odosobnionym
przypadkiem. Prześladuje się obecnie w podobnym stylu kilku byłych
ministrów, w całym kraju represje spotykają ok. 200, a może i więcej
małych i średnich przedsiębiorców i polityków, którzy nie odpowiadają
władzy i którzy są obecnie przedmiotem nagonki za pośrednictwem
instrumentalizacji sądownictwa. Jest to taka wybiórcza sprawiedliwość.

KAI: Czy również Ukraiński Kościół Greckokatolicki znalazł się teraz pod lupą nowych władz?

– Sądzę, że istnieje takie szczególne zainteresowanie. Na pewno szokiem
dla wielu ludzi władzy był wybór młodego, energicznego i dynamicznego
zwierzchnika Kościoła, jakim jest kijowsko-halicki arcybiskup większy
Światosław Szewczuk. Myślę, że pod tym względem nadal panuje pewna
dezorientacja w kręgach władzy, gdyż mówi on otwarcie, zrozumiale i w
sposób, który jest bardzo interesujący szczególnie dla młodych ludzi.
Uważam, że bardzo zaniepokojeni są ci wszyscy, którzy postrzegają
Kościół wyłącznie jako strukturę, która ma być kontrolowana, która nie
może sobie pozwalać na słowa krytyki pod adresem władz i życia
społecznego i ma się ograniczać wyłącznie do liturgii. Jego Ekscelencja
Światosław również w tym tygodniu wypowiedział się po raz kolejny
przeciw owej wybiórczej sprawiedliwości, która jest bardzo poważnym
problemem w naszym kraju.


KAI: Czy na Ukrainę powrócił strach?

– Mówiłem na ten temat w lutym br. na uniwersytecie lwowskim, ta moja
wypowiedź ukazała się nawet drukiem w formie broszury. Wspominałem w
niej, że jakiś strach daje się odczuć. Niedawno pewien prawnik, który
pracuje z ludźmi z biznesu i z firmami, mającymi powiązania
międzynarodowe, powiedział mi, że obecnie firmy ukraińskie próbują
nawiązywać kontakty ze spółkami zagranicznymi, żeby się bronić.
Zaproponowano np. Europejskiemu Bankowi Odbudowy i Rozwoju 20% swych
aktywów za nic, tylko po to, aby jakaś poważna instytucja międzynarodowa
była współwłaścicielem tych aktywów, żeby władze nie mogły uderzyć w te
firmy.

KAI: Z tego, co wiemy, to służby zainteresowały się także studentami Ojca uczelni.

– Nasi studenci pisali komentarze na swoich blogach i znaleźli się w
polu zainteresowania służb specjalnych. Nie oznacza to, że władze śledzą
i obserwują każdego, ale ludzie odczuwają taki strach podskórny.
Wystarczy trochę drapnąć, a on już się pojawia. Po prostu nasi obywatele
mają już jakby w genach to poczucie bezsilności i widzą, że ludzie
nawet tak, wydawałoby się, potężni jak Julia Tymoszenko, nie mogą się
bronić, to tym bardziej oni – mali – nic nie znaczą. Rośnie poczucie, że
można w nich łatwo uderzyć; więc wyzbywają się własnej inicjatywy,
zamykają się w sobie i stosują autocenzurę.

KAI: Nie próbujecie protestować?

– We Lwowie mamy 22 wyższe uczelnie, w oświacie wszystkich szczebli
pracuje 50 tys. osób, a inteligencja prawie milczy. Każdy, kto ma
posadę, boi się. Na naszym uniwersytecie jest wielkie skupisko takich
osób, które mają odwagę mówić o bolesnych sprawach kraju. Staramy się
jednak wypowiadać nieagresywnie i konstruktywnie. Nie mogę powiedzieć,
że postawa naszego uniwersytetu ściągnęła na nas bezpośrednie represje,
bo byłaby to nieprawda. Wyczuwam, że władze nas szanują. Nawet
przestępca zna różnicę między dobrem a złem i nawet, gdy dopuszcza się
przestępstwa, wie, że robi źle. On chce, żebyś ty też robił źle, żebyś
nie był inny, ale gdy masz odwagę być innym, on ciebie szanuje, może ci
zrobić krzywdę, ale cię szanuje. I to jest świadectwo męczenników,
dlatego ich beatyfikacja, której dokonał u nas Jan Paweł II w 2001 r.,
zachowuje wielką aktualność.

Na naszym uniwersytecie budujemy system nauczania taki, jaki powinien
być. Przyjęliśmy m.in. dwa wzorce: męczenników i niepełnosprawnych. Ci
pierwsi pokazują, jak żyć naśladując Chrystusa, być gotowym do złożenia
wielkiej ofiary, dochowując wierności wartościom chrześcijańskim i
ogólnoludzkim. A niepełnosprawnych od samego początku wybraliśmy sobie
jako swego rodzaju nauczycieli.

KAI: Niepełnosprawni nauczycielami?

– Działające na Ukrainie ruchy, założone przez Jeana Vaniera: „Wiara i
Światło” oraz „Arka”, są koordynowane z naszej uczelni. Nie jest to
jakaś drobna sprawa, którą zajmują się amatorzy czy hobbyści, ale
stanowi to profil i tożsamość naszego uniwersytetu. W moim rektoracie
pracują jako wolontariusze osoby niepełnosprawne, podobnie w bibliotece i
kaplicy. Staramy się słuchać i postrzegać naszych niepełnosprawnych
przyjaciół poniekąd jako naszych nauczycieli, gdyż osoba z wadami
umysłowymi ma wielkie zalety, np. nie nosi maski.
W społeczeństwie, w którym nie ma zaufania, takie osoby są naszymi
szczególnymi profesorami, uczą nas autentycznych stosunków
międzyludzkich. Na przykład ktoś przychodzi do mnie i pyta: „Czy ty mnie
kochasz?”, a to jest przecież najważniejsze pytanie pedagogiczne. Oni
dodają nam także odwagi. Od męczenników i naszych nauczycieli
niepełnosprawnych, których społeczeństwo bardzo często marginalizuje,
staramy się uczyć się życia i sprawić, aby też i oni byli w pełni obecni
w społeczeństwie.

KAI: W jakim kierunku zmierza Ukraina? Bliżej jej do Moskwy czy Brukseli?

– To trudno powiedzieć. Osobiście jestem mimo wszystko człowiekiem
nadziei i myślę tak: gdy Pan chce łatwo kogoś ukarać, odbiera mu rozum a
obecne pomyłki władzy doprowadziły już do tego, że nawet prezydent
Rosji Putin krytykuje wymiar sprawiedliwości na Ukrainie. Takiej krytyki
ze strony Rosji kraj nie miał już od wielu lat, od czasów
„pomarańczowej rewolucji”. To jest wielki błąd, jeśli chcemy mówić o
jakiejś strategii rozwoju naszego kraju.

Mam nadzieję, że i Ukraińcy, i wspólnota międzynarodowa będą aktywniej
podejmować sprawę integracji kraju z Unią Europejską. Wy, Polacy,
rozumiecie to najlepiej. Polska jest najlepszym adwokatem europejskości
ukraińskiej, począwszy od Jerzego Giedroycia, nie mówiąc już o Janie
Pawle II. W Polsce już od 50 lat rozwija się rozumienie tego, że Polacy,
Litwini, Białorusini i Ukraińcy mają bardzo wiele wspólnych elementów
historycznych, kulturalnych, chrześcijańskich i dobre współżycie oraz
współpraca są potrzebne nam wszystkim.

KAI: Ksiądz rektor był jednym z uczestników warszawskiej konferencji
„Myśl europejska Jana Pawła II”. Jakie miejsce zajmuje w europejskiej
myśli papieża Polaka Ukraina?

– Nam na Ukrainie wydaje się, że zajmujemy bardzo ważne miejsce. Ja
jednak powiedziałbym, że to raczej w naszych myślach Jan Paweł II Wielki
zajmuje bardzo ważne miejsce. Ciekawe, że w całym pontyfikacie papieża –
od początku do końca – były oznaki i przejawy jego życzliwości i
zainteresowania naszym krajem. W ciągu tych prawie 27 lat swych rządów w
Kościele zwracał się on do Ukraińców po ukraińsku. Czegoś podobnego
nigdy jeszcze nie było w historii, żeby przywódca światowy zadawał sobie
tyle trudu, aby uszanować język i szukać tak skutecznego sposobu
komunikacji. Nawet niektórzy politycy ukraińscy nie mówią w tym języku,
np. premier Azarow. Patriarcha Cyryl już kilkanaście razy odwiedzał
Ukrainę i nie uważa za potrzebne powiedzieć choćby tylko symbolicznie
kilku słów w naszym języku. Gdy Jan Paweł II przybył do nas, miał tam w
ciągu 5 dni 11 oficjalnych wystąpień i wszystkich ich Ukraińcy
wysłuchali w swoim języku ojczystym. Miało to ogromne znaczenie.

KAI: Jednym z najważniejszych elementów „myśli Jana Pawła II o Ukrainie” były obchody 1000-lecia chrztu Rusi Kijowskiej…

– Jan Paweł II od samego początku, gdy tylko został papieżem w 1978 r.,
chciał, aby grekokatolicy ukraińscy przygotowywali się do obchodów
1000-lecia chrztu Rusi Kijowskiej w 1988 r. Wtedy było to strategiczne
posunięcie. Cały Kościół, który w swej ojczyźnie jest prześladowany,
zdelegalizowany i musi działać w katakumbach, potrzebuje ukazania, że
żyje i poważnego uznania światowego.

Ale cofnijmy się do początku pontyfikatu. Pierwszym gestem ze strony
Jana Pawła II, i to bardzo symbolicznym, było to, że w czasie swej
intronizacji dwóch kardynałów powitał na stojąco: Stefana Wyszyńskiego i
Josyfa Slipyja, ówczesnego metropolity lwowskiego obrządku
ukraińskiego. Odbierając od nich hołd, sam wstał ze swego tronu. Ponadto
ludzie, którzy odwiedzali Ojca Świętego w Pałacu Apostolskim, jedli z
nim obiady, uczestniczyli w liturgii czy brali udział w seminariach w
Castel Gandolfo – w tym wielu Polaków – mówili potem, że jeśli ktoś
poruszył temat ukraiński, to zaraz Jan Paweł II pytał: co wiecie o
Ukrainie? Co możecie więcej na ten temat powiedzieć? Sprawy te bardzo go
interesowały i w czasach komunistycznych, i później, już po upadku
systemu radzieckiego.

Innym dowodem na zainteresowanie papieża Kościołem na Ukrainie była
sprawa męczenników ukraińskich. Cały proces beatyfikacyjny odbył się w
ciągu 5 miesięcy. Papież chciał bowiem podkreślić znaczenie męczeństwa
chrześcijan na Ukrainie. W Watykanie bardzo intensywnie pracowano od
początku 2001 r., aby podczas wizyty papieża w naszym kraju, w czerwcu
tegoż roku, można było przeprowadzić ich beatyfikację.

Długo jeszcze można byłoby wymieniać różne bardzo znaczące i symboliczne, ale też odważne kroki Jana Pawła II wobec Ukrainy.

KAI: Jednym z najważniejszych zadań Kościoła jest obecnie nowa
ewangelizacja. Jest to zresztą idea Jana Pawła II, a Benedykt XVI ją
kontynuuje, powołując w zeszłym roku Papieską Radę Krzewienia Nowej
Ewangelizacji. Czy i na ile Ukraina potrzebuje nowej ewangelizacji?

– Odwołajmy się może najpierw do statystyki, ukazującej naszą sytuację
religijną. I w Kijowie, i w większości dużych miast Ukrainy Środkowej i
Wschodniej na Wielkanoc może najwyżej 5% ludzi idzie do cerkwi, i to
łącznie z tymi, którzy wejdą tylko na chwilę, żeby zapalić świeczkę, co
nie oznacza jeszcze pełnego udziału w nabożeństwach. A zatem co najmniej
95% ludzi nie uczestniczy w ogóle w życiu religijnym. Mówimy tylko o
Wielkiejnocy, czyli największym święcie chrześcijańskim, zwłaszcza wśród
chrześcijan wschodnich. A w zwykłą niedzielę wskaźnik ten jest jeszcze
niższy – może 1, 2 procent ludzi uczestniczy w liturgii.

Ponadto na Ukrainie jest bardzo rozpowszechniona i uważana za normalną
praktyka aborcji. W czasach radzieckich nierzadkie były przypadki, gdy
kobieta miała na koncie co najmniej dwa takie „zabiegi”. Dziś widzimy,
jak bardzo zmniejszyła się liczba ludności w naszym kraju. Gdy ogłoszono
niepodległość w 1991 r., było nas bodaj 52 mln, dziś liczba ta spadła
do 45 mln, a więc jest nas mniej o prawie 15%.

Są też inne wskaźniki demoralizacji mieszkańców naszego kraju. Gołym
okiem widać, że nawet fizycznie społeczeństwo jest słabsze. Na przykład
średnia wieku mężczyzn to 61-62 lata, podczas gdy w Unii Europejskiej
wynosi ona 76 lat, czyli mężczyzna ukraiński żyje średnio 15 lat krócej
niż w Europie Zachodniej. Dane te dotyczą co prawda demografii czy
socjologii, ale świadczą też o głębokich problemach duchowych. System
radziecki stworzył nieufność między ludźmi. Mówimy o sprawach może
niekoniecznie czysto religijnych, ale mają one związek z duchowością i
życiem wewnętrznym człowieka.


KAI: To także wiąże się ze sprawami nowej ewangelizacji…

– Dla mnie osobiście ewangelizacja oznacza przede wszystkim pomoc
bliźniemu, aby był w pełni człowiekiem, stworzonym na obraz i
podobieństwo Boże, odnoszącym się w sposób radosny, pokojowy, twórczy i
płodny do swego Stwórcy. Dziś widzimy, że młodzi ludzie nie mają tej
duchowej „matrycy”, która by ich trzymała. Z jednej strony mogą się
modlić do Jana Pawła II i szanować kardynała Lubomyra Huzara, a z
drugiej strony zachwycać się Lady Gaga.

Rodzi się pytanie: co zachodzi w ich głowach, umysłach i sercach – czy
jest tam wiara całościowa, integralna, ale nie integralistyczna? Czy
taki człowiek ma jakiś światopogląd, czy jego przeżycia i intuicje
duchowe przenikają wszystkie sfery działalności życiowej? Trzeba, aby
ludzie wierzący pokazali, że życie duchowe nie jest czymś
fragmentarycznym, cząstkowym, czymś, co znajduje wyraz tylko w
niedzielę, że nie jest to nawet etyczno-moralna strona życie, ale że
jest to w ogóle sposób bycia.

KAI: Jest to wielkie wyzwanie dla Kościoła…


– Pytanie o to, jak dzisiaj ma wyglądać cały świat, bardzo ostro staje
przed dzisiejszym krajem, w którym dokonała się zdrada tej godności,
którą Bóg obdarzył ludzkość. Na Ukrainie w XX w. śmiercią gwałtowną – w
wyniku wojen, klęski głodu i różnych prześladowań – zginęło co najmniej
17 mln ludzi, czyli w jakiejś formie zaprzepaszczono ten Boży dar życia,
troskę Pana, abyśmy już tu, na Ziemi, żyli w królestwie Bożym, które
już jest i które ma się jeszcze wypełnić.

Jest to dla Ukraińców bardzo ważne, jako że w ich duchowym DNA jest
bardzo dużo lęku i nieufności, a ewangelizacja potrzebuje nie tylko
deklaracji, jakichś koncepcji czy kerygmy, chociaż to też jest bardzo
istotne i konieczne, ale takiego podejścia, jakie miał Jezus Chrystus:
iść ze swym współczuciem, wrażliwością i nastawieniem do rozbitego i
poranionego człowieka, który nosi w sobie pamięć czy obecność wielkiego
zła. Dlatego ja osobiście sądzę, że dla wielu Ukraińców Jan Paweł II
jest żywym przykładem stylu Jezusa Chrystusa – kochał ludzi, szedł do
nich, mówił na Ukrainie o godności, ale także o jej kulturze i historii,
niejako podnosił na duchu ludzi, znajdujących się w depresji.

Warto zauważyć, że jeszcze przez wiele tygodni po jego wizycie w 2001 we
Lwowie panowała inna atmosfera, ludzie odnosili się do siebie
życzliwiej, przyjaźniej, z większą sympatią – na co dzień, w urzędach,
sklepach. Panowało przeświadczenie, że wśród nas był ktoś, kto był
prawdziwie człowiekiem Bożym.

KAI: Dwadzieścia lat minęło od odrodzenia się Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Jaka jest obecnie jego kondycja?

– Odrodzenie Kościoła greckokatolickiego było rzeczywiście wielkim
cudem. W 1990 r., gdy Kościół zmartwychwstawał, pracowało w nim ok. 300
księży, i to niemal wyłącznie w podziemiu, w katakumbach, a ich
przeciętny wiek przekraczał 65 lat. Dziś mamy 2,4 tys. kapłanów ze
średnią wieku 35 lat i co roku ich liczba wzrasta o stu. Oznacza to, że
za 5-6 lat w naszym Kościele będzie tylu samo duchownych, ilu ich było
przed wojną. Mamy 12 eparchii [diecezji] i egzarchatów, podczas gdy
przed wojną w ówczesnej Galicji istniały tylko trzy eparchie: lwowska,
przemyska i stanisławowska. Struktury rosną, Kościół rozwija swoją naukę
społeczną. W różnych dziedzinach życia, w których dawniej nie było
żadnej działalności duszpasterskiej, dziś ona jest.

KAI: Rozwój i umacnianie się struktur Kościoła to sukces, ale macie także problemy, o których już wspominał Ojciec…

– Oczywiście jest jeszcze bardzo wiele problemów, z których
najważniejsze wiążą się z pytaniem, na ile Kościół będzie w stanie
znaleźć zrozumiały język dla pokoleń przełomu XXI stulecia. Z okresu
radzieckiego Kościół nasz wyszedł z wielkim autorytetem moralnym, gdyż
nigdy nie współpracował z władzą komunistyczną, ale dzisiaj to już nie
wystarcza. Trzeba pomóc zrozumieć młodemu człowiekowi, dlaczego
propozycja Lady Gagi czy MTV nie jest w stanie zaspokoić pragnień jego
duszy. Dziś mówienie o Chrystusie w sposób przekonywający, wolny i
zrozumiały dla młodych nie jest łatwym zadaniem.

Z administracyjnego punktu widzenia infrastruktura Kościoła jest jeszcze
biedna i słaba. Jest już sporo parafii, które zbudowały swoje cerkwie,
ale struktury kościelne, jakie istniały przed wojną, dziś też muszą być
inne. Wtedy były one poniekąd samowystarczalne, prowadziły działalność
gospodarczą. W latach 20-30. ub. wieku Kościół greckokatolicki prowadził
ok. tysiąca szkół, dziś natomiast takich pełnowartościowych szkół
greckokatolickich jest na Ukrainie może cztery albo pięć. Działalność
Kościoła wśród ludzi starszych, w więzieniach czy z młodzieżą wymaga
pełnego finansowania, a w tej chwili brakuje nam na to pieniędzy.

KAI: Finansowanie Kościoła to także poważny problem w Polsce…

– Bardzo ważną sprawą jest to, aby struktury kościelne były przejrzyste i
czytelne, aby ludzie wiedzieli, jak wyglądają sprawy finansowe, jak
należy rozdzielać środki itd. Jest to tym ważniejsze, że – jak już
wspomniałem – społeczeństwo jest nieufne i boi się powierzać innym
pieniądze. Toteż, aby zachować ten pierwotny wizerunek czystości, z jaką
Kościół wyszedł z katakumb, trzeba być dzisiaj bardzo otwartym.

Na uniwersytecie uczymy seminarzystów kształtowania tej otwartości.
Budżet naszej uczelni układa 50 osób. Zgodnie z katolicką nauką
pomocniczości układa się go nie z góry na dół, ale odwrotnie od dołu do
góry. Naszych 35 wydziałów, różne dziekanaty, ośrodki, programy,
biblioteka kolegialnie tworzą budżet, który dzięki temu cieszy się
wielkim zaufaniem, gdyż ludzie wiedzą, co się dzieje z finansami
uczelni.

Są trzy rzeczy, z których powodu ludzie są słabi: władza, seks i
pieniądze. Jeśli w Polsce kilka lat temu wybuchały afery związane ze
współpracą niektórych księży z komunistycznymi władzami, a w Europie
Zachodniej i w Ameryce dochodziło do skandali na tle nadużyć
seksualnych, to ja się boję, że u nas mogą się pojawić wielkie problemy w
związku z finansami. Na Ukrainie, zwłaszcza wschodniej, jeśli kapłan
bierze łapówki, to jemu to wybaczają, ale jeśli w Kijowie zobaczą przed
klasztorem samochód kosztujący 250 tys. euro, to ludzie się pytają: co
to za mnich? Skąd ma na to pieniądze? Aby znaleźć pełną akceptację
społeczeństwa, nie tylko trzeba szukać właściwego języka, ale także nie
dawać złych przykładów, negatywnych świadectw.

KAI: Po dwudziestu latach niepodległości nadal dużym problemem są
relacje UKGK z Patriarchatem Moskiewskim. Ostatnio abp Światosław
zapewnił, że Kościół greckokatolicki jest otwarty na taki dialog. Czy są
szanse na pojednanie i porozumienie z rosyjskim prawosławiem?

– Myślę, że szanse takie są, i to duże, ale to nie będzie wyglądało jak w
Net-Cafe, to znaczy wymieszamy proszek, wodę i od razu otrzymamy
napój, a potem tylko musimy za niego zapłacić. Uważam, że trzeba mieć
wielką cierpliwość i być otwartym na działanie Duch Świętego. Trzeba
pamiętać i rozumieć, że tego, co przez całe stulecia ulegało podziałowi,
nie da się połączyć w ciągu roku czy nawet dziesięciu lat. Musimy się
spotykać i rozmawiać otwarcie bez ustalonych z góry projektów. Musimy
stawiać przed sobą realistyczne cele. Jeśli jeszcze wczoraj były ostre
konflikty, a dziś pojawiają się sygnały o możliwości dialogu, powinniśmy
powiedzieć sobie: przygotujmy się do niego autentycznie, a jak i kiedy
on się zakończy, to już nie od nas zależy, lecz od Boga.

KAI: Dialog z prawosławiem rozpoczyna się a relacje z Kościołem
rzymskokatolickim w ostatnich latach chyba wyraźnie się poprawiły…

– Jeśli spojrzymy na naszą historię, to mówiąc o grekokatolikach i
rzymskich katolikach, mamy na myśli przede wszystkim dwa narody:
Ukraińców i Polaków. Uważam, że w ostatnich 20-30 latach dokonała się
wielka rewolucja duchowa i geopolityczna. Są jeszcze różne problemy,
mające głębokie korzenie w naszej nieprostej historii, ale myślę, że to,
co się już dokonało w tym czasie, a wielkie znaczenie miał tu
oczywiście pontyfikat Jana Pawła II, jest wielkim błogosławieństwem.

Na Ukrainie wszyscy chrześcijanie są dziś w wyraźnej mniejszości, tak
demograficznie jak i statystycznie. Z punktu widzenia światopoglądu jest
bardzo wielu ludzi, którzy uważają się za chrześcijan, ale nie są do
końca zewangelizowani i związani z Kościołem. Dlatego jestem przekonany,
że potrzebujemy dobrych stosunków wzajemnych i współpracy oraz unikania
sytuacji, które mogłyby rodzić nowe konflikty.

KAI: Widać, że Ojciec z optymizmem patrzy w przyszłość…

– Żyjemy w wielkim kosmosie. Według różnych hipotez i teorii wszechświat
istnieje od miliardów lat, a odległości między skrajnymi stronami
przestrzeni kosmicznej mierzy się miliardami lat świetlnych. Żyjemy na
jednej małej kuli ziemskiej, na której mieszka prawie 7 miliardów ludzi.
Każdy z nas został stworzony z miłości na obraz i podobieństwo Boże.
Nasze różne podziały rasowe, kulturowe, wyznaniowe, postrzegane z tej
wielkiej perspektywy, mogą się wydawać śmieszne, gdyby nie były takie
smutne. Wydaje mi się, że przy wszystkich wyzwaniach, jakie stawia przed
nami współczesny świat, np. globalizacja, rewolucja medialna itp.,
zaczynamy jako ludzkość dostrzegać, że właściwie przyczyny naszych
podziałów nie są poważne.

Osobiście mam nadzieję, że będziemy wychodzić z naszych prywatnych
parafii i wyciągać do siebie ręce. Nikt nie ma monopolu na uczciwość i
na grzechy. Dla mnie jednym z najcenniejszych rysów Kościoła
katolickiego jest jego powszechność, rozumiana jednak nie jako
powszechne panowanie, powszechna kontrola czy hegemonia nad światem, ale
jako świadomość wspólnego przeznaczenia i wspólnego pochodzenia od
Boga. Naszym przeznaczeniem i powołaniem jest droga do Boga. Wszystkich
bez wyjątku. Oby nikt nie pozostał z tyłu.

KAI: W ten sposób zrealizujemy testament Jana Pawła II…

– …I Jezusa Chrystusa.

Rozmawiał Krzysztof Tomasik (KAI)

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.