Nadinterpretacje wypowiedzi przewodniczącego Episkopatu
29 maja 2013 | 13:25 | Marcin Przeciszewski / pm Ⓒ Ⓟ
Wbrew niektórym komentarzom stanowisko wyrażone przez abp Józefa Michalika na łamach „Rzeczpospolitej” nie jest „przełomem w stanowisku polskiego Kościoła”, lecz naturalną konsekwencją jego dotychczasowego nauczania.
W opublikowanym przez „Rzeczpospolitą” wywiadzie abp Michalik stwierdza m. in., że „w sprawie in vitro trzeba szukać jakiegoś porozumienia w obecnej sytuacji politycznej. Ten stan obecny jest nieuczciwy. Dzisiaj mamy przecież najgorszy stan prawny, bo nie mamy żadnego. Wszystko w tej dziedzinie wolno. Mamy bezprawie, które jest zalegalizowane. I wydaje mi się, że musimy zrobić wszystko, żeby to uchwalone prawo dało jakieś ramy – ograniczało pewne eksperymenty, nie potęgowało tego, co będzie problemem nie do rozwiązania – np. pomnażanie zarodków”.
Przypominamy, że Kościół w swym nauczaniu nie godzi się na żaden kompromis moralny w sprawie ochrony życia czy procedury in vitro, lecz dopuszcza udział polityków katolików w kompromisie politycznym dotyczącym ochrony życia, jednakże pod bardzo jasno określonymi warunkami.
Te warunki zostały jasno zdefiniowane przez Jana Pawła II w 73. artykule encykliki „Evangelium vitae”, którego fragmenty przytaczamy:
„Przerywanie ciąży i eutanazja są zatem zbrodniami, których żadna ludzka ustawa nie może uznać za dopuszczalne. Ustawy, które to czynią, nie tylko nie są w żaden sposób wiążące dla sumienia, ale stawiają wręcz człowieka wobec poważnej i konkretnej powinności przeciwstawienia się im poprzez sprzeciw sumienia. (…)
Tak więc w przypadku prawa wewnętrznie niesprawiedliwego, jakim jest prawo dopuszczające przerywanie ciąży i eutanazję, nie wolno się nigdy do niego stosować „ani uczestniczyć w kształtowaniu opinii publicznej przychylnej takiemu prawu, ani też okazywać mu poparcia w głosowaniu”98.
Szczególny problem sumienia mógłby powstać w przypadku, w którym głosowanie w parlamencie miałoby zdecydować o wprowadzeniu prawa bardziej restryktywnego, to znaczy zmierzającego do ograniczenia liczby legalnych aborcji, a stanowiącego alternatywę dla prawa bardziej permisywnego, już obowiązującego lub poddanego głosowaniu. Takie przypadki nie są rzadkie. Można bowiem zauważyć, że podczas gdy w niektórych częściach świata nadal prowadzi się kampanie na rzecz wprowadzenia ustaw dopuszczających przerywanie ciąży, popierane nierzadko przez potężne organizacje międzynarodowe, w innych natomiast krajach — zwłaszcza tych, które doświadczyły już gorzkich konsekwencji takiego permisywnego ustawodawstwa — pojawia się coraz więcej oznak ponownego przemyślenia sprawy.
W omawianej tu sytuacji, jeśli nie byłoby możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie ustawy o przerywaniu ciąży, parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej. Tak postępując bowiem, nie współdziała się w sposób niedozwolony w uchwalaniu niesprawiedliwego prawa, ale raczej podejmuje się słuszną i godziwą próbę ograniczenia jego szkodliwych aspektów” – stwierdza encyklika.
Tak więc polityk chrześcijanin ma przede wszystkim dać świadectwo swego „absolutnego sprzeciwu” wobec niegodnych rozwiązań. Jednakże, jeśli propozycje prawa zgodnego z nauczaniem Kościoła zostałyby odrzucone, a uchwalane prawo miałoby poprawić istniejący stan i zapewnić życiu człowieka (także na etapie embrionalnym) większą ochronę niż dotychczas, polityk katolik może takie prawo poprzeć.
Stanowisko Jana Pawła II przytacza kard. Joseph Ratzinger w opracowanej w 2002 r. specjalnej nocie doktrynalnej Kongregacji Nauki Wiary nt. udziału katolików w polityce. Stwierdza w niej m. in.:
„Jesteśmy świadkami takich prób formułowania prawa, które nie licząc się z konsekwencjami dla istnienia i przyszłości narodów w dziedzinie kultury oraz dla postaw społecznych, stają się zamachem na nietykalność ludzkiego życia. W obliczu tego zagrożenia katolicy mają prawo i obowiązek podnosić głos, aby przypominać najgłębszy sens życia i budzić odpowiedzialność spoczywającą na wszystkich ludziach. Jan Paweł II, kontynuując niezmienne nauczanie Kościoła, wiele razy stwierdzał, że wszyscy, którzy na mocy wyboru zasiadają w gremiach prawodawczych, maj ą „konkretną powinność przeciwstawienia się” wszelkiemu prawu, które okazywałoby się zamachem na ludzkie życie. Parlamentarzystom, podobnie jak żadnemu katolikowi, nie wolno uczestniczyć w kształtowaniu opinii publicznej przychylnej takiemu prawu, ani też okazywać mu poparcia w głosowaniu. Nie przeszkadza to, jak uczy Jan Paweł II w encyklice Evangelium vitae w związku z sytuacją, w której nie byłoby możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie ustawy o przerywaniu ciąży, gdyby już weszła w życie lub została poddana pod głosowanie, że „parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim ludziom, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej”
W tym kontekście należy dodać, że prawidłowo ukształtowane sumienie chrześcijańskie nie pozwala nikomu popierać w głosowaniu programu politycznego czy też pojedynczej ustawy, w których podstawowe treści wiary i moralności byłyby obalane przez sformułowania alternatywne albo przeciwne tymże treściom. Wiara stanowi niepodzielną jedność, dlatego nielogiczne jest izolowanie choćby jednego z jej elementów, gdyż w ten sposób wyrządza się szkodę całości katolickiej nauki. Jeśli zaangażowanie polityczne choćby w jednym aspekcie zostaje oderwane od społecznej nauki Kościoła, przestaje ono być wyrazem pełnej odpowiedzialności za wspólne dobro. Nie jest do pomyślenia, aby katolik na innych ludzi zrzucał płynący z Ewangelii Jezusa Chrystusa obowiązek chrześcijan głoszenia i realizacji prawdy o człowieku i o świecie” – pisze kard. Ratzinger.
W analogicznym duchu wypowiadał się na ten temat w wywiadzie dla KAI z 19 listopada ub. r. abp Henryk Hoser, przewodniczący Zespołu Ekspertów ds. Bioetycznych KEP:
KAI: A jak ta sprawa wygląda w odniesieniu do polityków, do tych, którzy stanowią prawo? Ich działania np. w sprawie in vitro są z pewnością stopniowalne od strony moralnej? Czym innym jest zezwalanie na tę metodę z wszelkimi jej konsekwencjami, czym innym zaś jej dopuszczenie poprzedzone staraniami na rzecz maksymalnej ochrony dobra i minimalizowania zła.
– Są dwa, wspominane już, dokumenty, które mówią o tym wprost: encyklika „Evangelium vitae” i „Vademecum dla polityków” – nota doktrynalna Kongregacji Nauki Wiary z 2002 r. W tej materii trzeba rozróżnić dwie sprawy (mówiłem o tym zresztą w zmanipulowanym przez media wywiadzie dla PAP). Otóż polityk, który głosuje za prawem powodującym wszystkie złe skutki in vitro, włącznie ze skutkami śmiertelnymi, jeśli chce takiego prawa, walcząc o nie i głosując za jego wprowadzeniem – znajduje się poza wspólnotą moralną Kościoła. Nie mówię o karze kanonicznej, bo trudno przypisać danemu politykowi odpowiedzialność za śmierć konkretnego embrionu. Te śmierci następują masowo i nie wiadomo w którym momencie, kiedy. To jest różnica pomiędzy śmiertelnymi następstwami in vitro a typową aborcją.
Natomiast jeśli ktoś mając do wyboru różne głosowane projekty chce przynajmniej uzyskać większe dobro, jakie jest w projekcie zawierającym najmniej skutków negatywnych a przy tym jego stanowisko moralne jest znane, tzn. otwarcie deklaruje, iż nie zgadza się na szereg elementów w tej propozycji zawartych – ma obowiązek walczyć o nią w imię dążenia do większego dobra. Ważny jest element świadectwa, bowiem ono usprawiedliwia opowiedzenie się za takim rozwiązaniem – niedoskonałym z moralnego punktu widzenia ale w danym momencie jedynie możliwym i najlepszym z możliwych.
Trzeba odróżnić kompromis polityczny od moralnego. Polityka żyje kompromisami, walka polityczna jest walką, której skutkiem jest konfrontacja sił politycznych. To samo jest w dyplomacji, w polityce międzynarodowej: wszystkie układy się negocjuje i dochodzi do jakiegoś kompromisowego rozwiązania.
Tymczasem w debacie publicznej wciąż myli się to, co jest kompromisem moralnym i politycznym, który jest w danych warunkach szansą uchronienia dobra. Oczywiście, jeśli mamy do czynienia z prawem zdecydowanie złym, wręcz antyludzkim, to na takie prawo głosować nie można. Trzeba powiedzieć non possumus, nie możemy.
Przytoczyć też warto fragment dokumentu bioetycznego Konferencji Episkopatu Polski (przyjętego 5 marca 2012):
… Jan Paweł II w związku z sytuacją, w której nie byłoby możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie prawa o przerywaniu ciąży – skoro już weszło w życie lub zostało poddane głosowaniu – wskazał, że „parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim ludziom, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej” (EV 73). Dlatego też możliwy jest udział w kompromisie politycznym, ale tylko wówczas, gdy służy to osiąganiu większego dobra, a nie jako metodą rozwiązywania problemów etycznych lub wyznaczania kryteriów dobra. W przypadku aborcji rozwiązaniem docelowym jest m.in. prawo nieakceptujące wskazanie eugeniczne do zabicia dziecka, a w przypadku in vitro – odrzucające tę procedurę jako zagrażającą godności oraz życiu lub zdrowiu dziecka we wczesnym stadium jego rozwoju.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.