Drukuj Powrót do artykułu

Największa! – poświęcenie bazyliki w Licheniu

12 czerwca 2004 | 19:48 | Stanisław Zasada //per Ⓒ Ⓟ

Największa świątynia katolicka w Polsce – bazylika w Licheniu k. Konina została poświęcona w sobotę podczas Mszy św. z udziałem Episkopatu Polski. W uroczystości uczestniczyło kilkadziesiąt tysięcy osób z całej Polski.

Świątynię poświęcił nuncjusz apostolski abp Józef Kowalczyk w obecności członków Episkopatu oraz biskupów z Białorusi i Ukrainy. Homilię wygłosił Prymas Polski kard. Józef Glemp.

Większość przybyłych na uroczystości modliła się pod gołym, gdyż do wnętrza bazyliki wpuszczono tylko kilka tysięcy osób ze specjalnymi zaproszeniami. Pielgrzymi zajęli plac naprzeciwko głównego frontonu bazyliki udekorowanej narodowymi, watykańskimi i kościelnymi flagami.

W głównym ołtarzu nowej bazyliki umieszczono łaskami słynący wizerunek Matki Bożej Bolesnej Królowej Polski, który dzień wcześniej księża i wierni przenieśli w uroczystej procesji z kościoła św. Doroty.

Przed końcowym błogosławieństwem ks. Eugeniusz Makulski, kustosz sanktuarium, podziękował ofiarodawcom, dzięki którym wzniesiono największą w Polsce świątynię. – Ofiara emerytów, rencistów, wdów, robotników, rolników, urzędników – choć niewielka – okazała się bardzo skuteczna i owocna – powiedział kustosz. Dodał, że „ubodzy ludzie bogatemu Bogu wystawili dom, a bogaty Bóg ubogim ludziom bogato wynagrodzi w tym i przyszłym życiu”.

Ks. Makulski wyraził też wdzięczność Ojcu Świętemu „za to, że pięć lat temu przybył do Lichenia, zobaczył rozpoczęte dzieło i chętnie Je pobłogosławił”. – O, jak bardzo nam to papieskie błogosławieństwo pomogło w dalszej budowie – podkreślił kustosz licheńskiego sanktuarium, któremu wierni zgotowali długą owację.

Pierwsza w Polsce, siódma w Europie i jedenasta na świecie – tak pod względem wielkości wygląda bazylika w Licheniu. Wymiary ogromnej świątyni muszą wprawiać w zdumienie: 130 metrów długości i przeszło 70 szerokości, olbrzymia kopuła o 36-metrowej średnicy, prawie 130-metrowa wieża. Powierzchnia wszystkich marmurowych posadzek – ponad dwa hektary. Do środka może wejść jednocześnie kilkanaście tysięcy ludzi. Do tego ważący prawie 15 ton dzwon Bogurodzica. Drugiego takiego nie ma w Polsce.

Ksiądz Makulski twierdzi, że wypełniło się wreszcie pragnienie Matki Bożej: – W czasie objawień Maryja życzyła sobie, żeby postawić Jej większy kościół. I to się stało.

*Ludziom się podoba*

W swojej zakonnej celi kustosz Makulski trzyma gruby plik artykułów o budowie licheńskiej bazyliki. – Tych nieprzychylnych i krytycznych – tłumaczy. Zna wszystkie zarzuty na pamięć:
. Że świątynia jest architektonicznym kiczem. – Ludziom się podoba. Gdybym zbudował coś nowoczesnego, mówiliby, że bunkier albo hangar wystawiłem Matce Bożej – odpowiada ksiądz kustosz.
. Że to wyraz megalomanii. Kustosz: – Ten kościół już jest za mały. Zmieści kilkanaście tysięcy ludzi, a mamy takie uroczystości, na które przyjeżdża po trzydzieści tysięcy.
. Że w Licheniu wszystko musi być od razu największe. – Katedry też są wielkie i nikt nie mówi, że ludzie stawiali je z pychy, tylko z miłości do Pana Boga.
. Że lepiej było wybudować z tych pieniędzy parę szpitali albo domów dla narkomanów i samotnych matek. – Ludzie dali mi pieniądze na świątynię, a nie na szpital albo dom dla narkomanów – tłumaczy niewzruszenie ksiądz Makulski.

Tu w sukurs kustoszowi przychodzi ksiądz Zbigniew Krochmal, ekonom i rzecznik prasowy licheńskiego sanktuarium. – Na szpitale i opiekę społeczną wszyscy płacimy podatki. Nie można z kogoś się śmiać, albo traktować go jak niemądrego tylko dlatego, że dał pieniądze na kościół – dopowiada.

Na jedno pytanie księża nie chcą odpowiedzieć: ile kosztowała budowa bazyliki? – Panu Bogu nie wypada wypominać pieniędzy – ucina ksiądz Makulski.

*Na starej sośnie*

Kult Matki Boskiej Licheńskiej sięga początku XIX wieku – kiedy podzielona przez zaborców Polska walczyła o swoje miejsce na mapie. Rannemu w 1813 roku pod Lipskiem żołnierzowi armii napoleońskiej Tomaszowi Kłossowskiemu spod Lichenia miała ukazać się Matka Boża tuląca do piersi białego orła. Obiecała mu ocalenie. I poleciła, by po powrocie do kraju postarał się o Jej wizerunek i umieścił go w publicznym miejscu.

%img_r(1)Z wydanej przez marianów historii sanktuarium: „Uzdrowiony żołnierz powrócił do swego domu koło Lichenia. Przez długie lata wędrował do różnych sanktuariów, aby odszukać objawiony mu wizerunek Najświętszej Maryi Panny. Znalazł go dopiero w 1836 roku w miejscowości Ligota, kiedy wracał z pielgrzymki do Częstochowy. Początkowo umieścił go w swoim domu, a później zawiesił na starej sośnie w pobliskim lesie grąblińskim”.

Wizerunek był maleńki, namalowany na modrzewiowej desce o wymiarach: dwanaście na dwadzieścia cztery centymetry. Po śmierci napoleońskiego wojaka obrazem zaopiekował się Mikołaj Sikatka, dworski pasterz z Grąblina.

W 1850 roku pasącemu bydło Mikołajowi ukazała się postać z różańcem w dłoni. Nakazała mu, by upomniał ludzi, że jeżeli nie porzucą pijaństwa i rozpusty, spotka ich kara. Zapowiedziała też epidemię cholery. Mikołaj zaczął rozpowiadać o objawieniu. Ale nikt mu nie wierzył. Zaś władze carskie wtrąciły go za sianie zamętu do więzienia w Koninie.

Wypuszczono go dopiero, kiedy spełniła się przepowiednia o wybuchu cholery.

W miejscu objawień postawiono murowaną kapliczkę. Wkrótce obraz przeniesiono do drewnianego kościoła Matki Boskiej Częstochowskiej w Licheniu. Potem – do specjalnie tam wzniesionego kościoła św. Doroty, gdzie znajduje się do dziś.

– Z Licheniem już wtedy były kłopoty – uśmiecha się ksiądz Makulski. – Mieszkańcy Grąblina nie chcieli oddać obrazu, dlatego jak go przenoszono, to porządku musieli pilnować carscy żandarmi.

*Klątwa partii*

Księża marianie przyjechali do Lichenia w 1949 roku. Miejscowi przyjęli ich wrogo. Przywiązani byli do poprzedniego, diecezjalnego proboszcza i żal im było się z nim rozstać. – Stare dzieje – ksiądz Makulski niechętnie wraca do tamtych czasów.

Sam znalazł się w Licheniu w roku 1965. Miał 37 lat. Wtedy jeszcze o Licheniu mało kto słyszał. – Prąd już był, ale nie mieli bitej drogi. Jak popadało, to konne furmanki zapadały się w bagnach – wspomina ksiądz Makulski.

Bitą drogę zrobiły dwa lata później władze powiatowe z Konina. – Najpierw pociągnęli betonówkę do Grąblina. Ale władzom wojewódzkim w Poznaniu pochwalili się, że do samego Lichenia – opowiada kustosz Makulski.

Na połowę sierpnia 1967 roku zapowiedziano koronację licheńskiego obrazu. Na uroczystość miał przyjechać prymas Stefan Wyszyński. – Wtedy przedstawiciele Komitetu Wojewódzkiego PZPR z Poznania poinformowali powiat, że przyjadą do Lichenia, żeby posłuchać, co ten Wyszyński będzie mówił – relacjonuje kustosz.

Na Konin padł blady strach, że wyda się oszustwo z drogą. Nie było innej rady, jak pociągnąć w pośpiechu brakujący odcinek do Lichenia. Starsi pamiętają, jak ostatni kilometr nawierzchni kładziono na dzień przed uroczystościami. Po nowej drodze jako jeden z pierwszych przejechał 15 sierpnia samochód wiozący Prymasa Wyszyńskiego. – Tak to komuniści niechcący zrobili drogę dla Matki Bożej i kardynała – śmieje się kustosz.

Zemsta przyszła później. – Po uroczystościach, na które przybyły tysiące pielgrzymów z całego kraju, partia rzuciła na Licheń klątwę – wspomina ksiądz Makulski. – Zlikwidowali urząd gminy i sklep. Nawet kiosku nie wolno było postawić. Miała tu być zapadła dziura.

*Przyjechali i nie zobaczyli*

Dzisiaj każdego roku do Lichenia przyjeżdża półtora miliona ludzi. Księża rozdają ponad siedemset tysięcy komunii.

Pielgrzymkowy boom zaczął się na początku lat osiemdziesiątych. Władze zezwoliły wtedy na wynajmowanie autokarów na pielgrzymki. – Żal zrobiło mi się ludzi, że tak się muszą tłoczyć – wspomina ksiądz Makulski. Do niewielkiego kościółka św. Doroty, gdzie w głównym ołtarzu wisi obraz, może wejść zaledwie sześćset osób. – Byli tacy, co przyjechali do Lichenia i nawet Matki Bożej nie widzieli, bo nie mogli się dostać do środka – opowiada kustosz.

Wtedy powziął myśl o budowie większej świątyni. Kiedy rozgłosił, że będzie to największy kościół w kraju, o Licheniu zaczęła mówić cała Polska. Ksiądz Makulski: – Za granicą też pisali. Mam taką gazetę z Londynu, w której redaktor apelował, żeby ludzie nie ważyli się nawet pensa dać na Licheń.

Dokładnie dziesięć lat temu arcybiskup Józef Kowalczyk, nuncjusz apostolski w Polsce, poświęcił plac pod budowę. – Mamy nadzieję, że ten nowy kościół stanie się ośrodkiem różnego rodzaju posługi społecznej – mówił podczas uroczystości ksiądz Adam Boniecki, wtedy jeszcze generał marianów. – Boniecki tłumaczy się za Makulskiego – komentowali ci, którym nie podobał się pomysł wznoszenia tak wielkiej świątyni.

Latem 1994 roku zaczęły się prace. Kustosz Makulski spędzał na budowie po kilka godzin dziennie. – Dogląda Ojciec? – spytałem kiedyś nieśmiało. – Dziecko, ja się tam modlę – odparł.

*Dla każdego coś*

W Licheniu roi się od kapliczek, cudownych źródełek, pomników (w tym dwa Papieża) i pamiątkowych tablic. Poza bazyliką największe wrażenie na pątnikach robi ułożona z kamieni Golgota, na której ustawiono 14 stacji Drogi Krzyżowej Chrystusa. – W Licheniu jest ładniej niż na Jasnej Górze – można czasem usłyszeć od przyjeżdżających tutaj pielgrzymów.

%img_l(2)Znany ksiądz z diecezji włocławskiej, tej samej, w której leży Licheń: – Nie podoba mi się tutaj. Taki religijny Disneyland się zrobił. Matka Boża w tym wszystkim ginie.

– Pielgrzymów trzeba obsłużyć. Muszą mieć miejsce do modlitwy i do odpoczynku – odpowiada swoim krytykom ksiądz Makulski. Po chwili: – Większość ludzi przyjeżdża do nas z pobudek religijnych. Ci zawsze znajdą czas, żeby pomodlić się do Matki Bożej. A zwykły turysta niech sobie pozwiedza. Ale mam cichą nadzieję, że jak się zetknie z czymś ładnym i uporządkowanym, to zrobi to na nim wrażenie i może następnym razem powróci tu jako pielgrzym.

*Nie mam pieniędzy*

Sześć lat temu ksiądz Makulski znów wprawił wszystkich w zdumienie. Obwieścił, że wstrzymuje budowę bazyliki, bo skończyły mu się pieniądze. – Myślałem, że moi rodacy bardziej przejmą się tą sprawą. Niestety, nie umiemy się zjednoczyć wokół wielkich rzeczy. Liczyłem zwłaszcza na bogatych sponsorów. Sprawy nie podchwycił też Episkopat ani władze świeckie. Wszystkie środki wyżebrałem od przyjeżdżających do Lichenia pielgrzymów – żalił się w sierpniu 1998 roku dziennikarzowi Katolickiej Agencji Informacyjnej.

Bazylikę wznoszono jednak dalej. W czerwcu następnego roku do Lichenia przyjechał Papież i poświęcił trwającą budowę. – Patrzę z podziwem na tę ogromną budowlę, która w swoim rozmachu architektonicznym jest wyrazem wiary i miłości do Maryi i Jej Syna. Bogu niech będą dzięki za tę Świątynię – powiedział Jan Paweł II.

Mimo że dziś świątynia jest gotowa, ksiądz Makulski nie kryje rozczarowania: – Miałem nadzieję, że na wotum narodu złożą się wszyscy, a tylko zgromadzenie mi pomogło.

*Francuzi: wspaniała*

Do licheńskiej bazyliki wchodzi się po 33 stopniach. – Bo tyle lat żył na ziemi Chrystus – objaśnia ksiądz Makulski. Od początku myślał o tradycyjnej architekturze. Wybrał projekt pięcionawowej bazyliki Barbary Bieleckiej, architekta z Gdańska. Wcześniej odrzucił kilka innych.

Barbara Bielecka w książce wydanej przez księży marianów: „Kiedy projektowałam, wiedziałam, że to będzie wotum narodu polskiego na rok 2000. Przecież to bardzo podniosła rzecz. A nikt nie gra wielkiego koncertu w swetrze, na luzie, z rozpuszczonymi kędziorkami, tylko wciska się we frak, chociaż jest bardzo wielkim dyrygentem. (…). Nie można Panu Bogu na urodziny wyczynić czegoś, co jest modernistyczne”.

Do projektu pani architekt kustosz przemycił kilka własnych pomysłów. Chciał, żeby bazylika miała też coś z polskiego charakteru. Dlatego do budowy użyto cegły o żółtym odcieniu, żeby pielgrzym miał wrażenie, że wchodzi w falujący łan zboża. Wrażenie to mają potęgować wielkie okna, wypełnione złotawo-bursztynowym szkłem. Jest ich 365, tyle co dni w roku.

– Magnifique! Wspaniała – Michele, Francuzka w średnim wieku, nie może ukryć podziwu dla świątyni. Przyjechała do Lichenia z Lionu we Francji. Licheńską bazylikę przyrównuje do Lourdes, gdzie Matka Boża niemal w tym samym czasie objawiła się św. Bernadetcie. – Tres magnifique! – przerywa matce jej dorastająca córka.

– Masa pieniędzy na to poszła. Ale jest przepiękna – to Bernardyna Perz, nauczycielka ze wsi Mchy w Wielkopolsce. Do Lichenia przyjechała z dziećmi pierwszokomunijnymi.

Karol Byczkowski jest właścicielem firmy antykorozyjnej. Mieszka w Lubieniu Kujawskim. W Licheniu pierwszy raz. – Zaskoczony jestem tak dużym przepychem. Może w czasach, kiedy naokoło tyle biedy, nie wypada czegoś takiego stawiać – zastanawia się. – Ale każde pokolenie chce coś po sobie zostawić – tłumaczy na odchodnym budowniczych licheńskiej świątyni.

Z wystąpienia zmarłego rok temu biskupa pomocniczego diecezji włocławskiej Romana Andrzejewskiego (jego grób znajduje się w Licheniu): „Warto pielgrzymować do Lichenia, aby przekonać się, że można zbudować ze składek wiernych w latach kryzysu piękny Dom Pański, że stać nas na sukces, że nie jesteśmy narodem nieudaczników, ale narodem zdolnym do osiągnięć”.

*Kluski nie mieliśmy*

W dolnej części bazyliki słychać stukot młotka. Darek, dwudziestopięciolatek z jednej z podlicheńskich wsi, skuwa marmurową tabliczkę z nazwiskiem fundatora: nieżyjącego już Tadeusza Butlera z Florydy. – Była niewidoczna i pewnie rodzina zażyczyła sobie innej – chłopak przerywa na chwilę pracę i pokazuje na nową tabliczkę z takim samym nazwiskiem, ale z bardziej wyrazistymi literami.

Tabliczek jest siedemnaście tysięcy. Żeby zostać uwiecznionym, trzeba było wpłacić co najmniej tysiąc złotych. – Ale darczyńcy dawali dużo więcej – informuje ksiądz Krochmal. – To dzięki nim i tysiącom bezimiennych pielgrzymów zbudowaliśmy tę świątynię.

– My nie mieliśmy żadnego Kluski, jak Łagiewniki – dodaje po chwili ksiądz Krochmal. Roman Kluska, właściciel Optimusa, sponsorował budowę sanktuarium Miłosierdzia Bożego w podkrakowskich Łagiewnikach.

– Sam wyłożyłem nimi kilka ścian – Darek zabiera się za przykręcenie tabliczki z nazwiskiem darczyńcy z Florydy. Przy budowie bazyliki pracuje już cztery lata. Oprócz mocowania tabliczek z nazwiskami donatorów układał marmurowe posadzki.

W szczytowym okresie budowy przy bazylice pracowało ponad pół tysiąca ludzi. Pierwszeństwo mieli bezrobotni z Lichenia i okolicznych miejscowości. Przy obsłudze sanktuarium w czasie trwającym od maja do końca października sezonie pielgrzymkowym pracuje około 250 osób. W liczącym ponad 1300 mieszkańców Licheniu prawie na każdym domu jest informacja o wolnych pokojach dla pątników.

– Sanktuarium pomaga nam zarobić pieniądze – przyznaje Jan Kosmowski. Też wynajmuje pokoje pielgrzymom i otworzył dla nich bar. Właściciele prywatnych kwater zaczynają się jednak martwić. W sąsiedztwie bazyliki wyrósł nowoczesny dom pielgrzyma. Nazywa się „Arka”.

Irena Wawrzyniak, dyrektor Centrum Informacji i Promocji Sanktuarium Maryjnego w Licheniu: – Pielgrzymi sami wymogli na nas budowę nowoczesnego domu. Nie chcieli już mieszkać w pokojach po trzydzieści osób i wspólną łazienką na korytarzu.

– To dla nas konkurencja – mówi Marian Staszak, sołtys Lichenia. – Sanktuarium zabierze nam wszystkich gości.

*Kto mi uwierzy*

Z Licheńskiej Księgi Łask: „W styczniu 1987 roku potworne bóle brzucha stały się powodem, że znalazłam się w szpitalu. Okazało się, że to ostatnie stadium nowotworu z przerzutami na jelita. Cały brzuch był »jednym wielkim rakiem«. W ciągu trzech tygodni z 62 kilogramów spadłam do 36. Bóle były potworne, nie do zniesienia. Załamałam się, nie chciałam żyć. W tym czasie dostałam z Lichenia obrazek Matki Bożej Licheńskiej, a na nim wiadomość, że przed Cudownym Obrazem Matki Bożej są w mojej intencji odprawiane Msze święte. Przez cały czas mego pobytu w szpitalu ten obrazek stał na moim stoliku. Modliłam się, modliłam…, przyjmowałam Komunie świętą i żyję! Żyje wbrew wszelkim prognozom! Jedna ze znajomych przywiozła mi wodę ze źródełka w Licheniu. Tą wodą obmyłam rany i jak zwykle położyłam się na nocny spoczynek. Po rannym przebudzeniu ze zdumieniem stwierdziłam, że nie było już ran! Skóra na brzuchu stała się zdrowa, normalna! Aż bałam się o tym powiedzieć. Kto mi uwierzy? Ale to był najprawdziwszy fakt” – Irena Sz., woj. siedleckie, 1988 r.

%img_r(3)”Życie układa się różnie. Nigdy nie wiadomo, kiedy nastąpi zwrot. Tak właśnie stało się ze mną. Do pracy poszedłem zdrowy, wróciłem jako kaleka. 2 października 1992 roku przybyłem do sanktuarium w Licheniu, do Matki Bożej Bolesnej. Prosiłem o łaskę zdrowia. Jestem młodym człowiekiem. Rola kaleki o kulach bardzo utrudniała mi życie. Po spowiedzi i Komunii świętej poszedłem w pochodzie błagalnym wokół ołtarza z Wizerunkiem Matki Bożej Licheńskiej. Poszedłem o kulach, z trudem upadłem na kolana i klęcząc niosłem przed sobą przeszkadzające mi kule. Modliłem się żarliwie patrząc w zasłuchaną twarz Maryi. Łzy przesłaniały mi oczy. Szepcząc wciąż słowa modlitwy na klęczkach obszedłem ołtarz. Ludzie przede mną wstawali z klęczek, szli dalej… Zacząłem przygotowywać się do czynności powstania, musiałem odpowiednio ustawić kule. Zajęty tym zadaniem usłyszałem szept: »Powstań sam!«… Poczułem jakiś niewyobrażalnie silny przypływ sił, odrzuciłem kule i powstałem sam bez ich pomocy i bez pomocy dobrych ludzi. Kule zostawiłem tam, za ołtarzem i na własnych nogach bez pomocy innych wyszedłem z kościoła. Razem z innymi uczestnikami pielgrzymki, którzy widzieli jakiej doznałem łaski przed obliczem Matki Bożej Licheńskiej, odprawiliśmy na Golgocie dziękczynną Drogę Krzyżową. Matko Boża Licheńska, będę Cię czcił do końca mych dni” – Stanisław M., woj. krakowskie, 1992 r. „P.S. Wraz ze świadkami zdarzenia złożyliśmy odpowiednie oświadczenie w kancelarii sanktuarium licheńskiego”.

*Pan Bóg wszystkiego nie zrobi*

Podczas wizyty Papieża w Licheniu, marianie złożyli na jego ręce dar: obiecali, że będą pomagać ludziom uzależnionym. – To nasza odpowiedź na papieskie wezwanie o niesienie miłosierdzia „nowym ubogim” – mówią księża marianie. W sanktuarium powstało Licheńskie Centrum Pomocy Rodzinie i Osobom Uzależnionym.

– Najczęściej przychodzą do nas rodziny alkoholików, narkomanów, ludzi uzależnionych od leków, a nawet od internetu i sexu – mówi ksiądz Roman Grzona. Jest dyrektorem centrum. Do pomocy ma terapeutów, pedagogów i psychologów. – Tylko w zeszłym roku udzieliliśmy pięć tysięcy porad – mówi.

Jak działa centrum? – Bliscy osób uzależnionych spotykają się z terapeutą i dostają adresy placówek na swoim terenie, gdzie mogą uzyskać fachową pomoc – tłumaczy jedna ze świeckich pracownic centrum. – Wielu ludziom pomagamy na miejscu.

Dyrektor ośrodka twierdzi, że działalność centrum ma przyszłość, bo po pomoc zgłasza się coraz więcej osób. Rośnie zwłaszcza liczba bezradnych rodziców, którzy nie wiedzą jak pomóc swoim dzieciom narkomanom. – W sanktuarium współczesny człowiek powinien mieć możliwość zaspokojenia nie tylko potrzeb duchowych, ale jeżeli tego wymaga jego sytuacja życiowa, otrzymać także pomoc psychologa czy terapeuty – uważa ksiądz Grzona.

Zżyma się na tych, którzy myślą, że jak mają jakiś problem, to wystarczy, że przyjadą do Lichenia, pomodlą się przed Matką Boską i liczą, że od razu stanie się cud: córka przestanie ćpać albo mąż nie sięgnie więcej po kieliszek. – Pan Bóg wszystkiego za nas nie zrobi – mówi ksiądz dyrektor. – Może nam wskazać drogę, dodać sił i wytrwałości, ale drogę do wyjścia z nałogu sami musimy pokonać.

Korzenie licheńskiego centrum pomocy sięgają początku lat osiemdziesiątych. – Do konfesjonałów przychodziły zapłakane matki i żony, których synowie i mężowie pili – opowiada ksiądz Grzona. – Nie wiedziały, jak sobie z tym poradzić.

W 1983 roku powstały więc: Poradnia Apostolstwa Trzeźwości i Poradnia Odnowy Rodziny. Tutaj mogli przyjść ci, którzy przyjeżdżali do Lichenia z życiowymi problemami. – W konfesjonale wszystkiego nie da się załatwić – powtarza ksiądz Grzona.

*Szczęśliwy i zmęczony*

Ksiądz Makulski mówi, że poświęcił sanktuarium całe swoje życie. Za władzy ludowej wiele rzeczy robił po kryjomu. Ciągano go po sądach za samowolę budowlaną. Dostawał wyroki w zawieszeniu. Razem uzbierało się siedem lat.

– Nawet za granicą nigdy nie byłem. Miałem krótki łańcuch przy Licheniu – powiada.

– Nadal żyje skromnie. Nie „zadziera nosa” – mówią ci, którzy dobrze go znają.

Zapytałem księdza Makulskiego, czy teraz – gdy bazylika jest już gotowa – czuje się spełniony i szczęśliwy. – Szczęśliwy i bardzo zmęczony – odparł po namyśle.

Największą w Polsce świątynię zbudowano w dziesięć lat.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.