Niesienie pomocy innym przemienia samych wolontariuszy
14 lipca 2024 | 16:09 | Beata Zajączkowska, Vatican News PL | Rzym Ⓒ Ⓟ
Bez pracy tysięcy wolontariuszy niesienie pomocy na Ukrainie byłoby praktycznie niemożliwe. W ich gronie są nie tylko osoby indywidualne, ale i całe rodziny, które podkreślają, że to doświadczenie zmienia je wewnętrznie i umacnia familijne relacje. Małżonkowie Uslenghi pierwszy transport wsparcia humanitarnego zawieźli wraz z córkami w 2022 roku. Od tego czasu, jak mówią, zrodziły się mocne więzy przyjaźni z doświadczonymi Ukraińcami, ale i ich wiara została oczyszczona przez dramat wojny.
„Niesamowity jest hart ducha Ukraińców i ich pragnienie obrony własnej tożsamości oraz odzyskania zagrożonej przez najeźdźców wolności” – mówi Radiu Watykańskiemu 22-letnia Beatrice, która wraz z rodzicami i młodszą siostrą niosą pomoc temu doświadczonemu narodowi. Wyznaje, że nie przychodzi im łatwo jechać do kraju, którego codzienność naznaczona jest atakami rakietowymi. „Wizyty tam stały się dla nas też swoistą wewnętrzną podróżą, która pozwoliła nam odkryć moc wiary i znaczenie człowieczeństwa” – mówi papieskiej rozgłośni Beatrice.
„Myślę, że tym, co nas popchnęło do pierwszego wyjazdu na Ukrainę, było pragnienie niesienia pomocy. Mieliśmy świadomość tego, że nie zatrzymamy wojny, ale możemy przynieść ludziom ulgę” – podkreśla Włoszka. Wyznaje, że na pewno alarmy i wybuchy budzą strach, ale wszyscy mają świadomość, iż solidarność i braterstwo są od tego potężniejsze, stąd chcą dalej pomagać. „Życie Ukraińców nie jest mniej cenne od naszego, a potrzebują oni naszej pomocy, by przetrwać. W czasie naszych wyjazdów dostarczaliśmy żywność, leki, generatory prądu oraz materiały potrzebne do odbudowy domów. Uśmiech wdzięczności, który widzisz na twarzach często starych i schorowanych ludzi, wynagradza nam wszelki trud” – zauważa Beatrice.
Włoska rodzina odwiedziła Ukrainę już sześciokrotnie. Po raz pierwszy pomagała uchodźcom znaleźć bezpieczny dach nad głową i kogoś, kto zapewni im najpilniejsze wsparcie. „Postanowiliśmy zabrać nasze córki, ponieważ chcieliśmy, by zobaczyły, że nie wszystkim żyje się tak dobrze jak im i że nie można pozostawać obojętnym na cierpienie drugiego człowieka” – mówi mama Cristina. I dodaje: „Jestem dumna z tego, jak bardzo moje córki stały się wśród swoich rówieśników propagatorkami kwestii ukraińskiej i jak bardzo mobilizują innych do niesienia wsparcia temu narodowi wykrwawianemu przez bezwzględnego agresora”.
„Od początku postanowiliśmy razem wziąć udział w tej karawanie pokojowej i zaangażować w nią nasze córki. Byłam bardzo zadowolona, że się zgodziły. Ponieważ byliśmy wszyscy razem, czułam się o nas spokojniejsza” – mówi Cristina. Wyznaje, że pokazanie młodym trudności, jakie przeżywa naród w wojnie, jest bardzo ważne. „Przekłada się to potem na świadectwo, jakie córki dają w szkole czy wśród rówieśników o tym, co widziały: o cierpiących matkach, pozbawionych uśmiechu dzieciach, o bólu po stracie bliskich i dramatycznych warunkach życia pod bombami” – wyznaje. Osobiście nie może zapomnieć pierwszych dni tej wojny, gdy całą rodziną pomagali uciekać ze Lwowa matkom z dziećmi, które schroniły się w tym mieście przed ostrzałem na wschodzie Ukrainy. Wiele z nich przyjechało do Włoch i nadal otrzymują wsparcie. „Muszę przyznać, że mimo ogromnych trudności, jakie wywołała wojna, widziałam wśród Ukraińców ogromną solidarność. Jako matkę i kobietę uderzyła mnie samotność ukraińskich kobiet, bo trzeba pamiętać, że mnóstwo ich mężów i synów walczy na froncie” – mówi Cristina, wyznając, że na pewno jeszcze nie raz wrócą z pomocą na Ukrainę.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.