Drukuj Powrót do artykułu

O. Jacek Salij OP: Człowiek nie robi łaski Panu Bogu

20 kwietnia 2009 | 11:26 | BŁ/maz Ⓒ Ⓟ

Co to znaczy być katolikiem, czy może on dyskutować o eutanazji i dlaczego nauczanie Kościoła o in vitro tak mocno rozmija się ze społecznym odczuciem i praktyką – na te pytania odpowiada w rozmowie z Bogumiłem Łozińskim wybitny teolog o. Jacek Salij OP.

Bogumił Łoziński: Coraz częściej pojawia się w Polsce postawa – „jestem wierzący, ale Kościół nie jest mi potrzebny”. Czy Kościół jest niezbędny do zbawienia?

O. Jacek Salij: Nie do mnie należy rozstrzyganie, czy ktoś taki jest naprawdę wierzący. Zwłaszcza że deklaracja „jestem wierzący” może oznaczać zarówno wiarę w Chrystusa, jak tylko ogólne uznawanie, że Bóg istnieje. Bo kiedy ktoś dystansuje się wobec Kościoła, ale wierzy w Chrystusa i chce ze mną na ten temat rozmawiać, staram się mu pokazać, że przecież to sam Chrystus obdarzył nas Kościołem. Co więcej, jak pisze św. Paweł w „Liście do Efezjan”, Chrystus swój Kościół kocha. Tu przypomina mi się zupełnie niezwykła wypowiedź świętego Cypriana, który żył 750 lat przed Bolesławem Chrobrym: „Nie odważyłbyś się przyjść do zwyczajnego urzędnika, jeżeli okazujesz lekceważenie jego żonie, którą on kocha; a chciałbyś być wysłuchany przez Chrystusa, jeżeli masz w pogardzie Jego Kościół?”. Ale wyłączmy lekceważenie czy pogardę i skupmy się na pytaniu: Czy można wierzyć w Chrystusa, a zarazem nie potrzebować Kościoła? Zwrócę uwagę na to, że nie potrzebować Kościoła to znaczy nie potrzebować autorytetu wspomagającego nas w słuchaniu słowa Bożego, to znaczy nie potrzebować sakramentalnego odpuszczenia grzechów, to znaczy nie potrzebować nawet Eucharystii. Jeżeli ktoś twierdzi, że wierzy w Chrystusa, a tego wszystkiego nie potrzebuje, zapytam nieśmiało: A może ty nie w Chrystusa wierzysz, ale w jakieś swoje prywatne wyobrażenie o Chrystusie? Oczywiście, znam wielu ludzi, którzy się określają jako wierzący niepraktykujący; z niektórymi się przyjaźnię. A jednak nie umiem sobie wyobrazić autentycznej wiary w Chrystusa bez pragnienia sakramentów. Dość sobie przypomnieć przejmujące świadectwa naszych Sybiraków, jak bardzo brakowało im nieraz niedzielnej Mszy świętej czy dostępu do spowiedzi.

Jednak dziś ludzie coraz częściej z różnych powodów odrzucają Kościół i chcą iść do Boga własną drogą.

– W Ewangelii czytamy, że Pan Jezus umarł za nas, „żeby rozproszone dzieci Boże gromadzić w jedno”, a my chcielibyśmy do zbawienia iść w pojedynkę. Wspólnotę wiary zbyt pochopnie odbieramy niekiedy jako zagrożenie dla naszej wolności, a chodząc po bezdrożu, wydaje nam się nieraz, ze idziemy własną drogą. Jednak to odrzucanie Kościoła może też być raczej pozorne. Podobnie jak małżonkowie wiele przykrych rzeczy potrafią sobie nagadać, a kiedy burza minie, okazuje się, że oni naprawdę się kochają, a tylko nerwy im puściły. Co do tych różnych złych rzeczy, jakie wygaduje się dziś na Kościół, wydaje mi się, że więcej jest w tym chwilowych emocji i nieprzemyślanego naśladownictwa, niż rzeczywistego odejścia od Kościoła. Owszem, w ślad za tym związki z Kościołem nieraz się rozluźniają, ale nierzadko jest to tylko chwilowe. Rzecz jasna, nie twierdzę, że nie ma takich odejść, które wydają się trwałe.

A może to odrzucanie Kościoła wynika z wygodnictwa i permisywizmu? Stosowanie się do norm, przepisów, czy jakiś nakazów wymaga wysiłku, a dziś ludzie dążą do przyjemności i uciekają od problemów.

– Kiedy chłopakowi nie chce się chodzić na randki ze swoją dziewczyną, to przecież nie z wygodnictwa czy permisywizmu. On jej po prostu nie kocha. Podobnie jeżeli katolikowi nie chce się chodzić na niedzielną Mszę, może powinien postawić sobie pytanie, czy przypadkiem wiara nie stała się w jego życiu czymś martwym.

Czy można być katolikiem, ale kwestionować nauczanie moralne Kościoła albo prawdy wiary?

– Na ten temat podejmuję się rozmawiać tylko na gruncie wspólnej wiary, że Jezus, który jest Synem Bożym i Zbawicielem ludzkości, po to m.in. obdarzył nas Kościołem, aby był on dla wierzących – że posłużę się sformułowaniem apostoła Pawła – „filarem i podporą prawdy”. Zarazem nie miałbym odwagi oskarżać pochopnie o niewiarę tych katolików, których poglądy rozmijają się w jakiejś mierze z nauką Kościoła. Wielokrotnie doświadczyłem tego, że ktoś głosił ewidentne (wydawało mi się) herezje, a kiedy się z nim spokojnie i życzliwie porozmawiało, okazywało się, że jego poglądom bliżej do nauki Kościoła, niż początkowo sądziłem.

Co to znaczy być katolikiem?

– Wprost na to pytanie odpowiada kanon 205. Kodeksu Prawa Kanonicznego: „W pełnej wspólnocie Kościoła katolickiego pozostają tutaj na ziemi ci ochrzczeni, którzy w jego widzialnym organizmie łączą się z Chrystusem więzami wyznawania wiary, sakramentów i zwierzchnictwa kościelnego”. W sensie szerokim, katolikami są wszyscy ochrzczeni w Kościele katolickim, również ważnie ochrzczeni gdzie indziej, którzy później zostali do tego Kościoła przyjęci, a ponadto przygotowujący się do przyjęcia chrztu w naszym Kościele katechumeni. Natomiast przestaje się być katolikiem poprzez przyjęcie jakiejś innej religii lub wyznania, a także poprzez publiczne odejście od wiary.

Czy jest w Kościele jakieś gremium, które orzeka, że ktoś już nie może uważać się za katolika?

– Kiedy ktoś nie może uwierzyć w boskość Chrystusa albo sprzeciwia się prawdzie nierozerwalności małżeństwa, zazwyczaj zwracam mu uwagę, że jedno i drugie jest nauką Ewangelii oraz że trudno być naprawdę katolikiem, jeśli te prawdy się odrzuca. Zarazem bałbym się temu człowiekowi powiedzieć, że wobec tego nie jesteś już katolikiem. Przecież ja w duszy tego człowieka nie siedzę i mógłbym się bardzo ciężko pomylić.

A czy Kościół sam z siebie stwierdza, że ktoś nie może uważać się za katolika?

– Takiego gremium w Kościele nie ma. A wśród kar kościelnych w ogóle nie ma kary wyrzucenia z Kościoła.

Z tego co Ojciec mówi wynika, że Kościół jest bardzo miłosierny wobec ludzi kwestionujących jego nauczanie, a wykluczenie z Kościoła właściwe nie istnieje, chyba, że ktoś sam uzna, że nie jest katolikiem. Problem polega jednak na tym, że współczesny człowiek chce mieć wszystko: negować kościelne normy i być katolikiem. Gdy taka postawa występuje u osób publicznych, np. polityków SLD czy PO, wśród ludzi pojawia się oczekiwanie, aby Kościół zareagował.

– Od polityków, którzy są katolikami, Kościół oczekuje czegoś więcej, niż powstrzymania się od popierania rozwiązań przeciwnych jego nauce. Powinni oni aktywnie przyczyniać się do ustanawiania praw promujących rodzinę i biorących w obronę życie najbardziej zagrożonych. Pisał o tym Jan Paweł II w encyklice „Evangelium vitae”. Z kolei wskazówki, jak się powinni zachować parlamentarzyści katoliccy wobec projektów legalizacji związków między osobami homoseksualnymi, opublikowała Kongregacja Nauki Wiary w czerwcu 2003 r. Zdarza się jednak, że polityk uważający się za katolika podejmuje, jako polityk, działania wprost niezgodne z nauką swojego Kościoła.

Czy Kościół może w jakiś sposób zareagować na takie sytuacje?

– Gdybyśmy byli społeczeństwem politycznie bardziej dojrzałym, taki poseł czy senator otrzymałby setki protestów od tych swoich wyborców, którzy głosowali na niego ze względu na jego katolicyzm. Jakoś zareagować powinien, moim zdaniem, również jego biskup ordynariusz – upomnieniem prywatnym albo publicznym.

Kościół może też ukarać wiernego ekskomuniką. To pojęcie pojawia się ostatnio w związku z eutanazją i aborcją. Na czym polega ta kara i kiedy jest nakładana?

– Dla świeckiego katolika czymś najbardziej dotkliwym w karze ekskomuniki jest niedopuszczenie do Komunii św. Kodeks Prawa Kanonicznego zaleca jednak wielką ostrożność w stosowaniu tej kary: „Ordynariusz dopiero wtedy powinien wszcząć postępowanie sądowe lub administracyjne celem wymierzenia lub deklaracji kary, gdy uznał, że ani braterskim upomnieniem, ani naganą, ani też innymi środkami pasterskiej troski nie można w sposób wystarczający naprawić zgorszenia, wyrównać naruszonej sprawiedliwości i doprowadzić do poprawy winnego” (kanon 1341).

W ubiegłym roku minister zdrowia Ewa Kopacz, która deklaruje się jako katoliczka, wskazała szpital, w którym nastoletnia Agata dokonała aborcji. Wielu katolików zadawało sobie pytanie, czy pani minister automatycznie popadła za to w ekskomunikę, a jeśli nie, to czy biskup diecezji, z której ona pochodzi, nie powinien tej sprawy zbadać?

– Wydawnictwo Fronda opublikowało książkową dokumentację tamtej sprawy. Teza tej książki, że bardzo brzydko posłużono się dramatem Agaty, aby nagłośnić ideologię pro choice, mnie przekonuje. Jeśli idzie o panią minister zdrowia, szkoda, że nie skorzystała wtedy ze swojego prawa do sprzeciwu sumienia. Nie może przecież być tak, żeby ktoś z tytułu swojego urzędu był przymuszony przyłożyć ręki do zabicia niewinnej istoty ludzkiej.

Są ludzie, którzy nie żyją według nauczania Kościoła, ale chcą korzystać z jego posługi, np. przystępować do Komunii św. żyjąc w niesakramentalnym związku. Jak Ojciec ocenia taką postawę?

– Kościół bardzo prosi ludzi żyjących w drugich związkach, aby do Komunii św. nie przystępowali. Zarazem całkiem oficjalnie rozwija się we współczesnym Kościele duszpasterstwo par niesakramentalnych. Wprawdzie ludzie ci ułożyli sobie życie niezgodnie z nauką Pana Jezusa o małżeństwie, to przecież nie przestali wskutek tego należeć do Kościoła, a pełne pojednanie z Bogiem, nawet jeżeli trudne, zawsze jest dla nich możliwe.

Przy okazji pogrzebu prof. Zbigniewa Religii, który był zdeklarowanym ateistą, wiele osób zadawało sobie pytanie, czy mógłby mieć katolicki pogrzeb, gdyby poprosiła o to jego rodzina?

– Zdarzyło mi się kilka razy, że w podobnej sytuacji uzgodniłem z rodziną, iż pogrzeb będzie świecki, a ja nad trumną – po przypomnieniu, że zmarły nie był katolikiem – zaproszę jego wierzących uczestników, żeby pomodlili się za jego duszę. Zazwyczaj rodzina jest bardzo wdzięczna za podpowiedź takiego rozwiązania. Niekiedy jednak rodzinie ogromnie zależy na pogrzebie religijnym, ale wówczas na ogół potrafi udowodnić, że ich bliski nie do końca był ateistą.

Niektóre środowiska uznały, że ponieważ prof. Religa był ateistą, na jego pogrzeb nie powinni przybyć biskupi, czy duchowni. Zgadza się Ojciec z taką opinią?

– Myślę, że gdybym Profesorowi zawdzięczał życie, to na jego pogrzeb jednak bym poszedł. W stroju duchownym (ale nie liturgicznym, rzecz jasna). Generalnie jednak nie jest u nas rzeczą przyjętą, żeby księża chodzili na pogrzeb niereligijny.

Premier Donald Tusk zachęca Polaków do dyskusji o eutanazji. Czy dla katolika jest jakiekolwiek pole do debaty w tej sprawie?

– Degradacja medycyny, która zgadza się wykonywać usługę zabijania, dotyczy nie tylko katolików. Kiedyś bił na alarm z tego powodu prof. Roman Zimand, człowiek niewierzący, w swoim czasie stały felietonista ateistycznego tygodnika „Argumenty”. Nie jest również chrześcijaninem dr Ryszard Fenigsen, który po dwudziestu latach pracy w szpitalnictwie holenderskim głosem wielkim świadczy o tym, że w ślad za aprobatą dla eutanazji idzie wręcz częste zabijanie pacjentów bez ich zgody i wiedzy (co potwierdzają sporządzane w duchu aprobaty dla eutanazji raporty holenderskiego ministerstwa zdrowia). Wśród ludzi starych i niedołężnych pojawia się tam lęk przed szpitalem, a nieraz poczucie winy, że chociaż są ciężarem dla najbliższych, boją się jeszcze poprosić o uśmiercenie. Powiada ponadto Fenigsen, że jeszcze nigdy w życiu nie spotkał się w szpitalach z takim stopniem nierzetelności zawodowej, jak u lekarzy gotowych wykonywać eutanazję. Niekiedy lekarze ci nie podejmują leczenia, a nawet porządnego rozpoznania choroby, również w sytuacjach, kiedy normalny lekarz daleki jest od uznania choroby za terminalną.

Obecnie toczy się dyskusja o in vitro. Matki, które urodziły dzieci dzięki sztucznemu zapłodnieniu mówią o swoim szczęściu i radości z rodzicielstwa. Metoda ta jest akceptowana przez zdecydowaną większość społeczeństwa. Dlaczego nauczanie Kościoła o in vitro tak mocno rozmija się ze społecznym odczuciem i praktyką?

– Jeszcze by tego brakowało, żeby rodzice tych dzieci nimi się nie cieszyli! Dziecko nie prosiło się przecież na świat, toteż należy je kochać tak jak wszystkie inne dzieci. Niezależnie od tego, jak oceniamy okoliczności jego przyjścia do nas, dziecko powinno być przyjęte z radością i kochane bezwarunkowo. A co do poglądów społecznych na temat in vitro, rzeczywistość jeszcze nas z nich przeegzaminuje. W rozdygotanej emocjonalnie atmosferze, jaką wokół tego problemu stworzono, pominięto milczeniem argumenty poważnych przeciwników tej metody – jak choćby te, które w książce „Przezroczysta komórka” podaje Jacques Testart, swojego czasu jeden z jej promotorów; dość przypomnieć, że w jego laboratorium zostało poczęte pierwsze urodzone we Francji dziecko powołane do życia tą metodą. To prawda, że wielu ludzi widzi w sprzeciwie Kościoła wobec tej drogi starań o dziecko przejaw zacofania i nienadążania za postępem. Dokładnie tak samo oskarżano Kościół o zacofanie i obskurantyzm, kiedy w okresie międzywojennym stanowczo sprzeciwiał się ustawom o przymusowej sterylizacji osób, które „nie powinny mieć dzieci”. Ówczesna opinia publiczna ustawy te oceniała jako wymóg postępu, przejaw rzetelnej troski o zdrowe społeczeństwo. Kiedy jednak w roku 1997 Szwedzi podjęli próbę ujawnienia bezmiaru krzywd, jakie wyrządzono pod osłoną tych ustaw, my, katolicy, mogliśmy być dumni, że Stolica Apostolska oraz wielu katolickich biskupów wielokrotnie przeciw tym niegodziwym ustawom protestowało.

W sprawie in vitro, czy etyki seksualnej ponad połowa Polaków ma inne zdanie niż naucza Kościół. Ponad 50 procent społeczeństwa stosuje środki antykoncepcyjne, czy rozpoczyna współżycie przed ślubem. Niektórzy zadają sobie pytanie, czy w takim razie nauczanie Kościoła np. dotyczące etyki seksualnej, nie powinno ulec zmianie, skoro jest jednym z powodów odchodzenia od wiary?

– W szóstym rozdziale Ewangelii Jana opisana jest sytuacja, kiedy większość uczniów zraziła się do nauki Jezusa i od Niego odeszła. On nie próbował ich zatrzymywać, tylko zapytał pozostałych: „A może i wy chcecie odejść?” Gdyby Kościół zaczął dostosowywać swoją naukę do ludzkich oczekiwań, przestałby być sługą prawdy Bożej. W końcu przecież to nie my okazujemy łaskę Panu Bogu, kiedy zachowujemy Jego przykazania i przystępujemy do świętych sakramentów, tylko On nam. Obowiązkiem Kościoła jest głosić naukę Bożą również wtedy, kiedy jest ona odrzucana. A co do wysokiej aprobaty dla antykoncepcji, zwrócę uwagę na to, że nie minęło jeszcze 50 lat od wynalezienia pigułki i zapewne jeszcze następne rachunki za rewolucję seksualną będą nam wystawiane.

Badania socjologiczne pokazują, że w ostatnich latach wyraźnie zmniejsza się liczba osób chodzących co niedzielę do kościoła, spada też liczba powołań, a głos przedstawicieli Kościoła jest coraz słabiej słyszany w przestrzeni publicznej. Czy Kościół w Polsce czeka model francuski, czyli kilkuprocentowe grono katolików, którzy ograniczają wiarę do sfery prywatnej?

– Zastanawiam się, co jest powodem tego, że współczesne mass media tak wiele energii poświęcają nieprzyjaznemu zainteresowaniu Kościołem. Jeżeli ludzi wierzących jest coraz mniej, jeżeli maleje społeczne znaczenie Kościoła, to przecież mass media mogłyby się do tej nowej sytuacji dostosować. Dlaczego ludziom, którzy sami lekceważą naukę Kościoła na temat etyki małżeńskiej czy świętości życia, tak przeszkadza to, że Kościół głosi na te tematy rzeczy skądinąd i tak mało popularne we współczesnym społeczeństwie? Odpowiedź na te pytania znajduję w Księdze Ezechiela. Nawet ludzie Kościołowi nieżyczliwi zdają sobie sprawę z tego, że spełnia on ważną funkcję prorocką także wtedy, kiedy jego nauka jest odrzucana. Ty masz głosić – powiedział Bóg Ezechielowi – „a oni czy będą słuchać, czy też nie, przecież będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich”.

A czy dostrzega ojciec jakąś przemianę w religijności Polaków w ostatnim 20-leciu?

– Zostawmy te pytania socjologom, mówię to z całym dla nich szacunkiem. Oni w Niedzielę Palmową orzekliby zapewne niezwykły wzrost popularności Jezusa, a w Wielki Piątek stwierdziliby, że ostatecznie poniósł On klęskę. Co do mnie, wierzę całym sercem, że Jezus Chrystus zmartwychwstał!

O. prof. Jacek Salij, dominikanin, jest jednym z najwybitniejszych polskich teologów

rozmawiał Bogumił Łoziński

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.