Drukuj Powrót do artykułu

O Witoldzie Lutosławskim w stulecie urodzin

25 stycznia 2013 | 11:16 | tom (KAI) / pm Ⓒ Ⓟ

Witolda Lutosławskiego, człowieka wiary, Dekalogu i Samarytanina – wspominają w rozmowie z KAI Krystyna Witkowska, krewna Witolda Lutosławskiego i kronikarz rodu oraz o. Karol Meisner, benedyktyn, lekarz z wykształcenia i mnich z powołania, kuzyn sławnego kompozytora.

25 stycznia 2013 roku przypada 100. rocznica urodzin Witolda Lutosławskiego, jednego z najwybitniejszych kompozytorów polskich wszech czasów. Jubileusz będzie obchodzony na całym świecie. Z tej okazji Sejm RP ustanowił rok 2013 Rokiem Witolda Lutosławskiego. Krystyna Witkowska

KAI: Jak wspomina Pani dzisiaj Witolda Lutosławskiego? Jaki to był człowiek?

Krystyna Witkowska: Widzę go jako człowieka niezwykle sympatycznego, cichego, skromnego i niesłychanie serdecznego. Był oazą spokoju i kultury. Podczas spotkań z nim można było zapomnieć o otaczającej nas rzeczywistości. W relacjach z nim nie było żadnych barier. Pamiętam jego nadzwyczajny stosunek do dzieci, dla których napisał wiele utworów. Jeden z moich siostrzeńców wspomniał kiedyś w szkole, że jego wujem jest Witold Lutosławski. Nikt mu nie chciał uwierzyć. Wtedy moja mama napisała o tym do Witolda, a on skierował do niego serdeczny list, który potem pokazał i musieli uwierzyć.

KAI: Jakie więzy krwi łączą Panią z Witoldem Lutosławskim?

– Jego ojciec i mój dziadek byli braćmi. Witold był synem Józefa, najmłodszego spośród sześciu braci, a mój dziadek Marian był trzecim pod względem starszeństwa. Pomiędzy nimi była duża różnica wieku. Byli bardzo ze sobą związani i razem zostali 5 września 1918 r. zamordowani przez bolszewików. Te tragiczne wydarzenia zacieśniły stosunki między naszymi rodzinami. Co warto podkreślić, życie naszej ziemiańskiej rodziny koncentrowało się wokół dworu. Wtedy cała rodzina Lutosławskich stanowiła klan na czele którego stał ojciec rodu, Franciszek z sześcioma synami.

KAI: Wasze więzi rodzinne były mocne?

– Jak na dzisiejsze czasy nasze rodzinne więzi były bardzo silne. Nasze rodziny zbliżyła tragedia moskiewska, zwłaszcza żony do siebie, czyli mamę Witolda i moją babcię. W Moskwie w 1918 r. zginęli Józef, ojciec Witolda i mój dziadek Marian. Mam list Józefa, który był bardzo pobożnym człowiekiem, do władz więziennych z prośbą o możliwość uczestniczenia we Mszy św. 5 września 1918 r. Niestety z bratem zginęli tego samego dnia. Nie wiem, czy on przeczuwał swoją śmierć i tak zapragnął być na Mszy św.?

KAI: Co stało się z resztą rodziny po ich śmierci?

– Trójka synów Józefa: Jerzy, Henryk i Witold, gdy ich ojcowie przebywali jeszcze w więzieniu, z moją wówczas 16-letnią mamą Hanną oraz jej dwójką rodzeństwa powrócili do Polski. Witold z braćmi znaleźli się u pani Bobińskiej, przyjaciółki ich mamy Marii, nazywanej w rodzinie „Myszką”, która po śmierci męża załamała się psychicznie a okresowe stany depresyjne trwały aż do jej śmierci. Mimo młodego wieku moja mama świetnie potrafiła organizować codzienne życie i opiekować się nimi. Witold dobrze to pamiętał i bardzo kochał moją mamę. Radością było patrzeć na nich dwoje, gdy się spotykali.

KAI: Tragedie nadal dotykały najbliższą rodzinę Witolda. W czasie II wojny światowej w łagrze na Kołymie zmarł jego brat Henryk…

– Henryk przebywał w Anglii. Na wieść o mobilizacji chciał dostać się do Polski, ale wybuchła już wojna. Więc starał się przejść przez Węgry. Na granicy zatrzymali go sowieci i wywieźli na Kołymę, gdzie zmarł z wycieńczenia. Jego losy opisał w „Książce o Kołymie” Anatol Krakowiecki, z którym się zaprzyjaźnił. Opisuje on sen Henryka, któremu przyśniły się trzy krzyże: na jednym było napisane Marian, na drugim Józef a na trzecim Henryk. Sen miał dla niego wymiar proroczy. Wiedział, że już nie powróci do Polski.

KAI: Był to drugi, obok Jerzego, brat Witolda…

– Witold traktował Henryka jako najbliższego brata, a po jego śmierci mówił, że była to jego największa strata w życiu. Henryk był od niego cztery lata starszy i poczuwał się do opieki nad młodszym bratem. Ponadto był bardzo otwarty i miał wielkie poczucie humoru.

KAI: Rozmawialiście często z panem Witoldem na temat dziejów rodziny?

– Bardzo nie lubił wspomnień. Zazwyczaj rozmawialiśmy na tematy bieżące. Zresztą czasy jego dzieciństwa nie były dla niego wcale wesołe. Kilka lat spędził w rodowym majątku w Drozdowie. Wielki wpływ miał na niego brat ojca, ks. Kazimierz Lutosławski, który go bardzo kochał. Niestety umarł w młodym wieku w 1924 r. Można powiedzieć, że wpływ ks. Kazimierza był bardzo duży. Gdy w latach 80. ubiegłego wieku jedno z ateistycznych i antyklerykalnych pism chciało zrobić wywiad z Witkiem to on im odpowiedział argumentując, że po śmierci ojca wychowywał go właśnie ks. Lutosławski i pozostając wierny jego zasadom nie zamierza udzielać żadnego wywiadu ateistycznemu pismu. Powiedział później: „Przecież wbrew duszy rozmawiać nie można”.

KAI: Byliście od pokoleń rodziną niezwykle patriotyczną, o czym można m. in. przeczytać w książce pt. „Lutosławscy w kulturze polskiej”. Czy pan Witold także prezentował taką postawę?

– Był absolutnym patriotą. Nigdy nie skorzystał z zaproszeń, aby osiąść zagranicą, bo tam będzie mu łatwiej żyć. Po wielu niekiedy długich podróżach wracał do Polski, gdyż tutaj dobrze się czuł i cieszył się z tego co jest.

KAI: W rodzinie silne były tradycje Narodowej Demokracji…

– Najbardziej związany z tym ugrupowaniem był ks. Kazimierz, który tworzył też zręby Harcerstwa Polskiego i był głównym projektantem Krzyża Harcerskiego. Ostatnio odnaleziono album, w którym jest zdjęcie Witka w mundurze harcerskim. Wiem, że z barku czasu, który całkowicie poświęcał nauce i muzyce, raczej się w nim nie udzielał. Niezwykle cenną pamiątką był dla niego krzyż ofiarowany mu od wuja Kazimierza z wygrawerowanym napisem: „Dla Witolda”. Ponadto silny patriotyzm reprezentował jego ojciec Józef, który na Łubiance w Moskwie napisał antymarksistowską książkę pt. „Chleb i ojczyzna”. Wspierał on i był wielkim entuzjastą ruchu spółdzielczego na wsi, dostrzegał bardzo niebezpieczne elementy marksizmu i ostro go krytykował. W takiej tradycji wzrastał też Witold. Jeśli chodzi o sprzeciw wobec komunizmu nasze rodziny były jednomyślne.

KAI: Manifestował swoją niechęć do komunizmu?

– Niekiedy ostro się sprzeciwiał. Nie chciał się na przykład spotkać z komunistycznymi ministrami, którzy się bardzo o to starali. Robił wszystko, aby do tego nie doszło i to mu się udawało. Pamiętam jak w 1984 r. Uniwersytet Jagielloński nadał mu tytuł honoris causa. Witek odpowiedział, że jest to dla niego wielki zaszczyt i bardzo chętnie go przyjmie, ale pod warunkiem, że nie będzie tam ministra.

KAI: Większość czasu poświęcał pracy artystycznej, ale kiedy powstała „Solidarność” był jednym z wielkich autorytetów, który ją wspierał.

– Przez wiele lat Witold, poza sprawami zawodowymi, prawie nie udzielał się społecznie. Ale kiedy wybuchła „Solidarność” to powiedział, że musi „nadrobić ten czas” i był szczęśliwy, że może w końcu działać. Czuł się Polakiem i pokazał swoją antykomunistyczną postawę. Nigdy jednak nie był w swych poglądach skrajny.

KAI: To, że pan Witold zajął się muzyką nie było chyba przypadkiem patrząc na wielopokoleniowe tradycje muzyczne rodziny Lutosławskich?

– Od pokoleń muzyka była w rodzinie Lutosławskich bardzo ważna. Na co dzień grało się i śpiewało. Mój pradziad Franciszek świetnie grał na skrzypcach, dziadek Marian grał na fortepianie, a na fortepianie przepięknie grał Józef, ojciec Witolda. Gdy on grał, mały Witek zawsze siedział pod instrumentem. Potem nikt w rodzinie nie był zaskoczony, że wybrał on drogę pianisty i kompozytora.

KAI: Podczas spotkań rozmawialiście o muzyce?

– Raczej rzadko, gdyż moja wrażliwość kończy się gdzieś na Beethovenie i Chopinie. Muzyka Karola Szymanowskiego czy Lutosławskiego mnie przerasta.

KAI: Miał świadomość tego, że jego muzyka jest trudna i dla wielu niezrozumiała?

– Nigdy nie miał pretensji o to, że trudno jest słuchać jego kompozycji. Kiedyś moja mama powiedziała do niego: „Jeśli piszesz swoją muzykę tak jak ją czujesz, to ja ci bardzo współczuję”. Oczywiście ma też w swoim dorobku piękne utwory, których się z przyjemnością słucha. Na przykład bardzo lubię słuchać „Muzyki żałobnej” i „Małej suity”.

KAI: Mimo głębokich rodzinnych tradycji katolickich pan Witold nie mówił wiele o wierze i swojej religijności….

– Przede wszystkim przestrzegał Dekalogu a wiara była ważnym elementem jego życia. Nie da się zapomnieć, jak stał na warcie przy trumnie ks. Jerzego Popiełuszki, co może było bardziej gestem patriotycznym. Rzadko mówił o wierze i Kościele, ale nigdy też nie powiedział na ten temat nic negatywnego.


KAI: Spotykał się z Janem Pawłem II?

– Spotykali się, a nawet jeden z utworów dedykował Janowi Pawłowi II.

KAI: Pan Witold znany był z wielkiego serca dla potrzebujących, fundował stypendia, opłacał operacje…

– Nigdy nie chciał o tym mówić. Wraz z ukochaną żoną Danusią zawsze byli gotowi pomóc potrzebującym. O tym, że fundował stypendia dla muzyków na ogół wiedziano, ale ile pomagał, z serca i na co dzień, wiedzą tylko obdarowani. W tej działalności, oboje kierowali się zasadą: „Niech nie wie lewica co czyni prawica”. Nie cierpiał tego, aby ktoś mu za coś dziękował.

KAI: Jakie wspomnienie związane z panem Witoldem zapadło Pani w pamięci?

– Zapamiętałam pewne drobne a może nawet głupie zdarzenie, które mile wspominam, a które może też wiele powiedzieć o Witku. Wspaniale potrafili się z żoną Danusią cieszyć z drobiazgów. Kiedyś odwiedziliśmy go na Żoliborzu. Oni zaprowadził nas do łazienki i pokazali jako coś nadzwyczajnego nową armaturę przywiezioną ze Szwajcarii, dzięki której człowiek, chcąc umyć ręce już nie mógł przez nieuwagę oblać się wodą z prysznica. Nigdy nie zapomnę tej ich radości.

KAI: Podczas podziękowania za doktorat honoris causa Witold Lutosławski powiedział: „Talent jest raczej przywilejem niż zasługą. Tworzący artysta nie ma prawa uważać go za swoją własność. Jest to dobro powierzone, które przeznaczone jest do przekazania innym ludziom…”. Te słowa często powtarzał. Były jego życiowym credo?

– To było credo nie tylko Witolda, ale i całej rodziny. Pochodziło ono od jego dziadka a mojego pradziadka Franciszka z jego „Notatek z wycieczek rolniczych”: „Pracę tę drukiem ogłaszam w tem przekonaniu, że jak siły nie do nas wyłącznie a do kraju przede wszystkim należą, tak nabyta wiedza obszerna czy maluczka, nie naszą, a ogółu jest własnością: z ogółem też ją wedle sił dzielić uważam za obowiązek”. Tego przestrzegamy do dzisiaj.

O. Karol Meisner:

KAI: Czy rozmawiał Ojciec z panem Witoldem o wierze i Bogu?

O. Karol Meisner: Rozmawialiśmy i w wielu sytuacjach Witold pokazywał, że był praktykującym katolikiem. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na pewien fakt. Będąc już w zaawansowanym wieku wystosował do mnie list, w którym napisał, że wielu kompozytorów w jego wieku pisało Msze i on chciałby się podjąć tego zadania. Poprosił mnie o łacińskie teksty Mszy żałobnych. Odpisałem mu, że w zmienionym po II Soborze Watykańskim rycie nie ma najbardziej dramatycznej sekwencji: „Dies irae, dies illa” (Dzień gniewu, dzień płomienisty), która wzbudzała wcześniej wielkie zainteresowanie szeregu kompozytorów. Przesłałem mu teksty Mszy w nowym rycie. Zasugerowałem też, aby zamiast Mszy skomponował oratorium pt. „Mors et vita” – Śmierć i życie” z wykorzystaniem wspaniałej sekwencji na Zmartwychwstanie Pańskie ze wspaniałym dramatycznym zawołaniem: „Mors et vita duello conflixere mirando: dux vitae mortuus, regnat vivus” – „Śmierć zwarła się z życiem i w boju, o dziwy, choć poległ Wódz życia, króluje dziś żywy”. Słowa te stanowiłyby świetne tło dla jakieś oprawy muzycznej. Odpowiedział mi, że to bardzo interesująca propozycja.

KAI: Łączyła was także pasja do muzyki…

– Jego bardziej niż mnie. Trochę interesowałem się kompozycją i mówiłem mu o tym zaznaczając, że nie mam żadnego wykształcenia w tym kierunku. On się śmiał i mówił: „Pisz jak słyszysz”. To była jego odpowiedź na moje wątpliwości. Kiedyś powiedziałem Witoldowi o zaszczycie jaki mnie spotkał, że mój utwór chóralny na cztery głosy do słów wiersza Kazimiery Iłłakowiczównej leży w Bibliotece Kórnickiej obok jego kompozycji do utworów poetki pt. „Pięć pieśni” na głos i fortepian oraz Karola Szymanowskiego i innych kompozytorów.

Rozmawiał Krzysztof Tomasik

Witold Lutosławski jeden z najwybitniejszych kompozytorów polskich wszech czasów, dyrygent, pianista urodził się 25 stycznia 1913 w Warszawie, zmarł 7 lutego 1994 w Warszawie. Wychował się w rodzinie o ziemiańskich korzeniach. Zaczął komponować już jako dziecko, swoje pierwsze utwory napisał już w wieku 9 lat. Po zdaniu matury Witold Lutosławski studiował matematykę na Uniwersytecie Warszawskim, które przerwał i zapisał się do Konserwatorium Warszawskiego (1932-1937), gdzie uczył się kompozycji u Witolda Maliszewskiego oraz gry na fortepianie u Jerzego Lefelda. W czasie II wojny światowej grał wraz z Andrzejem Panufnikiem w warszawskich kawiarniach. Po wojnie Lutosławski podjął współpracę z Polskim Radiem.

W 1946 r. ożenił się z Danutą Bogusławską. W latach 50. Lutosławski komponował muzykę teatralną i radiową. Jego twórczość przechodziła liczne przeobrażenia stylistyczne, od neoklasycyzmu i inspiracji folklorem w początkowym okresie do bardzo indywidualnego języka w dojrzałych latach. Pierwszym z długiego szeregu arcydzieł stał się „Koncert na orkiestrę” (1954) – najczęściej na świecie wykonywany utwór Lutosławskiego. Międzynarodową sławę Lutosławskiego ugruntowały takie dzieła, jak: „Muzyka żałobna” (1958), „Gry weneckie” (1961), „Trzy poematy d` Henri Michaux” (1963), od których rozpoczął działalność jako dyrygent własnych utworów, „Kwartet smyczkowy” (1964), „Livre pour orchestre” (1968), „Preludia i fug” (1972). Wiele dzieł skomponował z myślą o wielkich wykonawcach – m.in. „Koncert wiolonczelowy” dla Mścisława Rostropowicza, „Łańcuch II” dla Anne-Sophie Mutter, „Koncert fortepianowy” dla Krystiana Zimermana, utwory wokalne dla Petera Pearsa i Dietricha Fischera-Dieskaua. Do arcydzieł z ostatniego okresu należą III i IV Symfonia oraz „Chantefleurs et chantefables”.

Od lat 50. Lutosławski cieszył się rosnącą międzynarodową sławą, był zapraszany do udziału w prestiżowych festiwalach i do jury konkursów kompozytorskich, prowadził wykłady i kompozytorskie kursy. Otrzymywał zamówienia od czołowych orkiestr i instytucji. Za swoje dokonania został uhonorowany licznymi nagrodami (m.in. im. Jurzykowskiego, Siemensa, Herdera, Królowej Zofii, Polar Music Prize, Kyoto Prize), doktoratami honoris causa kilkunastu prestiżowych uczelni w Polsce, Europie i Ameryce (w tym uniwersytetów Warszawskiego, Jagiellońskiego, w Cambridge, Strasbourgu, Chicago, Montrealu, uczelni muzycznych w Cleveland i Bostonie). Był członkiem honorowym wielu akademii artystycznych i naukowych oraz stowarzyszeń muzycznych.

Wyczulony na potrzeby innych, przez wiele lat prowadził dyskretną działalność charytatywną, m.in. fundując stypendia dla młodych kompozytorów i wykonawców oraz opłacając operacje. W latach 80. aktywnie angażował się w różne formy działań „Solidarności”. Dzieła Lutosławskiego wywarły ogromny wpływ na rozwój muzyki naszych czasów i zapewniły mu rangę jednego z najwybitniejszych kompozytorów XX wieku.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.