Odkryć wiarę i Kościół
17 sierpnia 2011 | 04:26 | rł, tom (KAI) / ms Ⓒ Ⓟ
26. Światowy Dzień Młodzieży w Madrycie pomoże w odkrywaniu wielkości, piękna wiary, ale i Kościoła – uważa biskup Henryk Tomasik.
W rozmowie z KAI krajowy duszpasterz młodzieży wspomina m.in. poprzednie spotkania młodzieży świata, mówi o swojej drodze wiary, trudnościach przed jakimi stoi młode pokolenie i potrzebie gorliwych przewodników duchowych dla młodzieży. Publikujemy tekst rozmowy:
KAI: Już niedługo spotkanie młodzieży świata w Madrycie. Który to już z kolei Światowy Dzień Młodzieży dla Księdza Biskupa?
Bp Henryk Tomasik: Moja przygoda z Światowymi Dniami Młodzieży zaczęła się w Częstochowie w 1991 r. Było to wyjątkowe spotkanie. Po raz pierwszy przybyła wielka rzesza, ok. 100 tysięcy, młodych ludzi ze Wschodu, z krajów byłego Związku Radzieckiego. Potem, w 1995 roku, była Manila na Filipinach. Było to niezwykłe wydarzenie, choćby z tego powodu, że w Światowym Dniu Młodzieży uczestniczyło ok. 4 mln osób. Ze względu na to, że odbywał się on w dalekim kraju azjatyckim, Jan Paweł II zdecydował, aby odbyło się także europejskie spotkanie młodzieży. Odbyło się ono we wrześniu 1995 roku, w Loreto, we Włoszech. Od 1995 roku, wspólnie z ks. Grzegorzem Suchodolskim, uczestniczyliśmy w przygotowywaniu polskiej młodzieży do udziału w Światowych Dniach Młodzieży.
Kolejny Światowy Dzień Młodzieży odbył się w Paryżu w 1997 roku. Prasa francuska sceptycznie pisała o planowanym spotkaniu Ojca Świętego z młodzieżą. A tymczasem na inauguracji było 350 tys. osób. Podczas wieczornego czuwania z Janem Pawłem II było już 800 tys. a na niedzielnej Mszy św. aż 1 mln 100 tys. osób. Po zakończeniu Dnia Młodzieży, już w poniedziałek, pisano: „Nienormalny sukces!” Efektem paryskiego spotkania było to, że na następnym Dniu Młodzieży w Rzymie, z okazji Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, Francuzi byli najliczniejszą grupą. Do Wiecznego Miasta przybyło aż 70 tys. osób. Rok 2000 był Rokiem Świętym, czasem dziękczynienia za tajemnicę Wcielenia. Na XV Światowy Dzień Młodzieży, na tereny rzymskiego Uniwersytetu Tor Vergata, przybyło ponad 2 mln młodych ludzi.
Dobrze wspominam też Światowy Dzień Młodzieży w Toronto w 2002 r. Uczestniczyło w nim 5 tys. Polaków. Jan Paweł II wygłosił orędzie do młodzieży ze słynnym wezwaniem: „Wypłyń na głębię”. Później była Kolonia w 2005 r. i XX Światowy Dzień Młodzieży, który nazwano dniem dwóch papieży. Jan Paweł II napisał Orędzie i zaproszenie. Natomiast na spotkanie przybył już Benedykt XVI. Pamiętam niezwykłą wieczorną adorację Najświętszego Sakramentu. Dla wielu, szczególnie zachodnich dziennikarzy, widok miliona klęczących i modlących się w skupieniu młodych ludzi był czymś wstrząsającym.
Które z dotychczasowych spotkanie było największym osobistym przeżyciem dla Księdza Biskupa?
– Każdy Światowy Dzień Młodzieży jest niezwykłym wydarzeniem. Z każdym wiążą się wyjątkowe momenty. W Rzymie, niezwykłym obrazem było 300 konfesjonałów i tysiące spowiadającej się młodzieży. Nie wszyscy dziennikarze byli przygotowani na taki widok. Niektórzy z nich pisali, że milion młodych ludzi przystąpiło do Spowiedzi św.
Inny widok, który zapadł mi w pamięci – to ŚDM w Toronto. Po homilii Jan Paweł II z wielkim trudem i bólem podchodził do ołtarza. Ten ból na twarzy papieża pokazano na telebimach. Wtedy młodzież zaczęła niesamowicie klaskać. Takiego aplauzu jeszcze nie spotkałem. Były to brawa, które wyrażały duchową łączność, solidarność, podziękowanie, wsparcie. Wtedy przypomniałem sobie dawne wypowiedzi dziennikarzy mówiących o papieżu-aktorze stosującym różne techniki panowania nad rzeszami ludzi. A tutaj widzieliśmy posuniętego w wieku i cierpiącego człowieka pokazującego sobą Chrystusa, swoją wiarę przez cierpienie.
Inny obraz pochodzi z Kolonii. Przy katedrze kolońskiej ustawiono olbrzymi portret Benedykta XVI. Natomiast na prostopadłej ścianie umieszczono mozaikę przedstawiającą Jana Pawła II. Mozaika była ułożona ze 100 tys. zdjęć nadesłanych z całego świata. Przed nią polscy wolontariusze, przez nikogo nie inspirowani, zorganizowali o godz. 21 apel, który zaczynał się nietypowo, gdyż od skandowania: „Dziękujemy!” I tak to rytmiczne skandowanie wzbudziło wielkie zainteresowanie młodzieży z innych krajów, która włączała się w ten nietypowy apel. Był to niezwykły hołd składany Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II.
ŚDM to m.in. składanie przez młodych ludzi swojego świadectwa wiary. Co miało największy wpływ na kształtowanie wiary i budowanie chrześcijańskiej tożsamości młodego Henryka Tomasika?
– Było to moje środowisko, w którym wzrastałem; to znaczy rodzina, parafia a w niej grupa ministrantów oraz koledzy i koleżanki ze szkoły średniej. Środowisko to pomagało w dojrzewaniu mojej wiary. Oczywiście bardzo dużo zawdzięczam rodzicom. Miałem szczęście także do dobrych duszpasterzy. Przez modlitwę, katechezę oraz roztropne kierowanie nami pokazywali tajemnicę Kościoła. Robili to bardzo dyskretnie i bardzo skutecznie kształtowali moją wiarę.
Kto Księdza Biskupa nauczył się modlić? Jak wyglądało wychowanie religijne w domu?
– Bardzo mi trudno określić ten moment, kiedy po raz pierwszy uczyniłem znak krzyża i nauczyłem się modlitwy. Modlitwy nauczyli mnie rodzice. Pamiętam codzienną modlitwę mojej chorej mamy. Mam przed oczyma widok taty, który wieczorem, po ciężkim dniu pracy, klękał różańcem. Na początku Wielkiego Postu przypominał nam, abyśmy dodawali: „Któryś za nas cierpiał rany”.
Dzisiejszej młodzieży jest chyba o wiele trudniej, gdyż często brakuje im takich wzorów?
– Zmiany polityczne spowodowały, że współczesna młodzież może swobodnie wyznawać wiarę. Gdy byłem duszpasterzem akademickim, w czasach komunizmu, panicznie bałem się, aby nie mieć przy sobie listy studentów, którzy przychodzą do mnie na katechezę. Ciągle obawiałem się, aby nie wpadła w niepożądane ręce. Obecnie takie doświadczenia są obce naszej młodzieży. To dobrze. A mimo wszystko współczuję młodym ludziom. Wokół nich jest coraz mniej naturalnego środowiska wiary: normalnej rodziny, religijnego środowiska. Żyjemy w trudniejszych czasach. W domach brakuje nam harmonii i spokoju, mimo że mamy lepsze warunki bytowe. Młodzieży brakuje żywych wzorów wiary w najbliższym środowisku.
Kto był dla Księdza Biskupa wzorem wiary?
– Na początku oczywiście wzorem byli rodzice. Z czasem pojawiały się kolejne osoby. To była bardzo mądra siostra katechetka oraz gorliwi duszpasterze. Następnie literatura. Jako młody ministrant otrzymałem kalendarz katolicki a w nim artykuł o św. Maksymilianie Kolbe. Przeczytałem ten tekst. Było to niesamowite przeżycie dla młodego ministranta ze szkoły podstawowej. Potem książka o Ojcu Damianie. Podziwiałem tego heroicznego misjonarza i jego odważną wiarę oraz wielką miłość bliźniego. Także bohaterowie powieści Henryka Sienkiewicza, który urodził się w pobliżu mojej rodzinnej miejscowości, ukazywali mi nowe horyzonty. Powoli krąg fascynujących postaci rozszerzał się. Nie były to tylko postacie literackie prezentujące ideały. Przede wszystkim były to konkretne osoby. Cieszę się, że miałem szczęście do dobrych ludzi wokół siebie.
Wzorem może był któryś z katechetów?
– Może nie tyle wzorem, ale dobrym przewodnikiem po ścieżkach wiary był ksiądz, który był moim katechetą. Wcześniej udzielił mi sakramentu chrztu świętego. Po latach przygotowywał do pierwszej komunii świętej i bierzmowania. A w Seminarium był moim ojcem duchownym.
Miał Ksiądz Biskup swoje „niebo w płomieniach”, okres kryzysu sensu i wiary?
– Panu Bogu muszę dziękować za to, że moja postawa religijna rozwijała się spokojnie i nie przeżywałem żadnych wstrząsów. Po młodzieńczej fascynacji literaturą przyszło zainteresowanie matematyką i fizyką a następnie kosmologią. Książki z pogranicza teologii i kosmologii były ogromną pomocą w rozwoju mojej wiary. Wręcz byłem zachwycony tym, że ścisłe dyscypliny naukowe mogą pomóc w rozumieniu wiary i wskazują na istnienie Boga.
Do dzisiaj fascynuje księdza kosmologia?
– Tak. Niestety, brakuje czasu na te zainteresowania.
Od początku pontyfikatu Jan Paweł II mówił o młodzieży jako nadziei Kościoła. Powtarza to jego następca Benedykt XVI. Czy po tych 30 latach młodzież jest nadzieją Kościoła?
– Gdy mówimy o młodzieży często pojawiają się dwa określenia: „wiosna” i „nadzieja”. Wiosna ma różne kolory. Młodość ma także wiele wymiarów. Różne są także fundamenty nadziei z nią związane. Nasza młodzież jest bardzo spolaryzowana. Naśladuje dorosłych. Przejmuje różne wzory postępowania. Z jednej strony mamy młodzież zaangażowaną w życie parafii, w katolickie ruchy i stowarzyszenia, czy uczestnicząca w pielgrzymkach. Z drugiej strony mamy młodzież zagubioną. Przeraża nas przestępczość, agresja, czy patologie wśród młodych ludzi. Mamy dwa bieguny i oba są dla nas ważne. Biegun, który mówi o zagubieniu, patologii i problemach – jest dla Kościoła poważnym wyzwaniem duszpasterskim. Młodzież zaangażowana w życie Kościoła i zatroskana o własna formację chrześcijańską jest rzeczywiście nadzieją Kościoła.
A czego młodzież może oczekiwać od Kościoła?
– Od nas, duszpasterzy, wychowawców, rodziców młodzież oczekuje bardzo jasnego ukierunkowania życia. Młodzieży potrzebne są żywe drogowskazy. Współczesnej młodzieży, bardziej niż to było w moich czasach, potrzebne jest doświadczenie wspólnoty wiary. Dlatego tak wielki sens mają spotkania młodzieży, w tym Światowe Dni Młodzieży. W obliczu wielu trudności z jakimi spotykają się młodzi ludzie bardzo potrzebni są im gorliwi przewodnicy. Nie tyle osoby, które będą pracowały nad młodzieżą, ale ci, którzy będą towarzyszyli młodym ludziom w kształtowaniu ich dojrzałości osobowej i dojrzałej wiary.
Młodzież potrzebuje także autorytetów. Czy Kościół, ludzie Kościoła są dla nich takim autorytetem?
– Młodzież potrzebuje autorytetów, ale nie zawsze nas dorosłych uznaje za autorytety. Młodzież pragnie nie tyle autorytetów narzuconych, ale wzorców, które zapracują na to, aby być autorytetem. Dlatego tak trudnym zadaniem rodziców, wychowawców i duszpasterzy jest znalezienie kontaktu i umiejętności towarzyszenia młodym ludziom, aby wybrali to, co my im proponujemy i nie poczuli się przy tym manipulowani, i że my im coś narzucamy. Niestety laickie media nie ułatwiają kształtowania właściwych postaw, w tym szacunku dla religii. Bardzo bolesne jest wzajemne podrywanie sobie autorytetu.
A co zrobić z tymi młodymi, dla których wiara jest obojętna, którzy stoją poza Kościołem?
– To jest pytanie, które stawia sobie każdy duszpasterz. W naszych czasach ogromną szansą jest ewangelizowanie młodzieży przez samą młodzież. Często towarzyszy nam przekonanie, że to rodzice i duszpasterz są tymi osobami, które mają ewangelizować młodzież. Teraz młodzież musi być przygotowana do ewangelizowania swoich środowisk poprzez dobre słowo, postawę, zachętę i świadectwo.
Gdyby jednak Ksiądz Biskup zapytał młodego człowieka, kto jest odpowiedzialny za ewangelizację to padłaby odpowiedział: ksiądz.
– Naszym zadaniem jest pokazywanie młodym ludziom współodpowiedzialności za wiarę i Kościół, wskazywanie na jego wymiar wspólnotowy i służebny. Wydaje mi się m.in., że nie do końca wykorzystane jest przygotowane do sakramentu bierzmowania. Mam wątpliwości, ile osób z tych, którym udzieliłem sakramentu bierzmowania, przyjmie postawę apostolską i włączy się w ewangelizowanie swojego środowiska. To jest pytanie, które często mi towarzyszy przy bierzmowaniu. Niekiedy stawiam je w homilii.
Statystycznie prawie wszyscy Polacy to katolicy, ale jeśli chodzi o publiczne deklarowanie swojej wiary, to jest już problem. Wielu politykom, ludziom życia społecznego uważających się za katolików, którzy powinni być autorytetami dla młodych, trudno przechodzi przez gardło powiedzenie: „Jestem katolikiem i dlatego zgodnie z sumieniem będę głosował przeciwko np. ustawie legalizującej aborcję czy eutanazję”. A na przykład w USA wiara jest argumentem w debacie politycznej. Dlaczego tak jest?
– W połowie lat 90. XX w. upowszechniła się w laickich mediach postawa streszczająca się w słowach: „Jestem katolikiem, ale …”. Powstał model katolika „katolik, ale”. Jestem katolikiem, ale w przypadku decyzji politycznych, czy ważnych społecznie debat wyłączam albo prawdy wiary, albo częściej, zasady moralne. To jedna strona medalu. Druga przyczyna leży w tym, że my nie cieszymy się z tego, że jesteśmy chrześcijanami. Niektórzy uważają, że są skazani na wiarę i w pewnym sensie zazdroszczą niewierzącym, gdyż oni mają łatwiejszą sytuację. W wielu z nas nie ma entuzjazmu i radości wiary, a przecież bycie wierzącym to coś pięknego i wielkiego.
Wstyd, że jestem wierzący?
– Może nie wstyd w sensie zapierania się wiary, ale uleganie przekonaniu, że nie należy publicznie mówić o swojej wierze. Kolejna tendencja, która pojawiła się także w latach 90. to właśnie teza, że religia, wiara jest sprawą prywatną człowieka. Chodzi o sprywatyzowanie wiary, a więc próbę zamknięcia wiary w czterech ścianach domu albo co najwyżej w kościele.
Paradoksalnie coś, co nie udało się komunistom, a z czym mamy do czynienia dzisiaj…
– Paradoksalnie tak. Jest taki piękny tekst Cypriana Kamila Norwida:
„O! katolicy szanowni… ta wasza
O Chrystusową potęgę obawa
To jeszcze resztki wnętrzności Judasza,
Co się po świecie rozwlekły jak lawa –
To Piotrowego odłamek pałasza,
Co, przed zaparciem się, z pochew dostawa!
Gdybyście wiarę mieli, to już dawno
Widzielibyście, że glob jest kościołem,
Który ma oną bazylikę sławną
Piotrową niby ołtarzem i stołem…
Ale wam trzeba Kościół w ołtarz wcisnąć
I zamknąć – i straż postawić przy grobie,
Żeby za prędko nie mógł Bóg wybłysnąć…
– Czekajcież… wstanie On – w cało-osobie”.
Jest i druga strona medalu. Na Światowe Dni Młodzieży przybywają milionowe rzesze młodych ludzi, tysiące uczestniczą w spotkaniach nad Lednicą, setki tysięcy młodych na szlakach pieszych pielgrzymek. Problem leży chyba na tym, że ta wielka manifestacja wiary w niewielkim stopniu przekłada się na życie codzienne młodego Polaka?
– Myślę, że te osoby, które dobrze przeżyły wakacyjne rekolekcje oazowe, dobrze włączyły się w „rekolekcje w drodze”, uczestniczyły np. w obozach KSM czy w innych formach „wakacji z Bogiem” – są to ludzie głębszej wiary i żyją nią na co dzień. Może wielu młodym brakuje jeszcze entuzjazmu wiary, szczególnie w szkole. Wyznawania wiary całym życiem powinniśmy się uczyć wszyscy, dla których Jezus Chrystus jest Mistrzem.
Może za bardzo silimy się na wielkie wydarzenia a bardziej potrzeba nam prostoty w przepowiadaniu wiary?
– Naszej młodzieży trzeba przypominać o fundamentach. Pamiętam grupę z duszpasterstwa akademickiego, z którą odkryliśmy, że trzecia Modlitwa Eucharystyczna jest niezrozumiała. Zatem cały semestr był poświęcony temu zagadnieniu. Po kilku latach młodzież powiedziała mi, że był to najtrudniejszy semestr. Fundamenty są bardzo ważne i dlatego w codziennej pracy powinniśmy rozmawiać z młodymi ludźmi na temat liturgii, Pisma Świętego, wyjaśniać sens podstawowych zasad moralnych, rozważać dylematy związane z sumieniem. To są podstawowe rzeczy…
I własną postawą wskazywać, że Bóg jednak istnieje…
– Teraz młodzież raczej nie dyskutuje. Na początku mojej pracy w duszpasterstwie akademickim młodzi ludzie chcieli dyskutować. Teraz oczekują jasnej odpowiedzi, w którym kierunku iść. Oczekują pomocy w kształtowaniu postaw, poczucia pewności i pogłębienia duchowości.
Jak ochronić młodzież przez coraz liczniejszymi zagrożeniami, indyferentyzmem i relatywizmem moralnym?
– Poprzez tworzenie środowiska wiary i umacnianie wspólnot młodych ludzi, które żyją pozytywnymi treściami.
Ksiądz Biskup mówi, że można młodych ustrzec przed negatywnymi zjawiskami poprzez wspólnotę tylko, że problem polega na tym, że większość nie uczestniczy w tej wspólnocie.
– To jest nasze zadanie. Oczywiście bardzo dużo osiąga się przez katechezę. Jest to już ogromna szansa, żeby wprowadzać w coraz głębsze życie wiarą. Bardzo trudno jest jednak doprowadzić człowieka do wewnętrznej aprobaty poznanych prawd i zasad moralnych. Czym innym jest przekazanie prawdy, a czym innym przekazanie jej tak, aby ona została przyjęta i uznana za fundament wolnych decyzji i ukierunkowania życia. Dobry przewodnik duchowy, spowiednik, dobra wspólnota – to ogromna pomoc dla młodego człowieka.
Czy czasami te wspólnoty, skądinąd wspaniale działające, nie są zbyt zamknięte? Czy nie zamykają się przed osobami, które są na rozdrożu?
– Wspólnota, która służy sobie albo przeciwstawia się innej wspólnocie, traci ducha i stawia siebie pod znakiem zapytania. Czy żyje ona prawdziwym duchem chrześcijańskim? Dobra wspólnota jest otwarta na kontakt z innymi. Nie ma w niej tendencji do przeciwstawiania się innym wspólnotom i wywyższania się. Jest także otwarta na przyjęcie każdej osoby.
Ksiądz Biskup wspominał o katechezie jako jednej z bardzo ważnych dróg dotarcia do młodych. Rodzi się jednak pytanie. Dzisiaj katecheza traktowana jest jako jeden z przedmiotów szkolnych, stała się kolejną lekcją. Nie powinna ona stać się bardziej katechezą, jak wskazuje sama nazwa, a nie lekcją religii?
– To sprawa zarówno języka, jak i treści. Na pewno wyrażenia „lekcja religii”, „jeden z przedmiotów” są trochę niebezpieczne. Celem katechezy, także w szkole, jest pomoc w kształtowaniu dojrzałej wiary. Jeżeli katecheza służy kształtowaniu dojrzałej wiary, która będzie się wyrażała także przez postawę, czyny i świadectwo – to bardzo dobrze.
Miłość, seks to ważne tematy w życiu młodego człowieka. Co Kościół proponuje, co powinien proponować młodemu człowiekowi w tym aspekcie? Widzimy na co dzień świat medialny ociekający seksem, młody człowiek od dzieciństwa styka się z nim, jest przez niego brutalnie atakowany…
– Tu pojawia się problem odpowiedzialności starszego pokolenia; odpowiedzialności ludzi mediów, problem publikacji, ich zamieszczania, gazet, czasopism, ale także informacji w internecie. Podkreślam po raz kolejny, że to nie jest problem młodzieży, ale starszego pokolenia. Pojawia się palące pytanie, co starsze pokolenie proponuje młodym ludziom? Druga sprawa to ukierunkowanie młodych ludzi na coś pozytywnego i wskazywanie na wartości. Każde z przykazań, tak jak każda norma moralna, broni jakiejś wartości. Pokazanie Bożych przykazań w tych kategoriach, że każde z nich zabezpiecza, broni jakiejś wartości – byłoby pomocą w kształtowaniu postawy młodzieży Kościół ukazuje wielką wartość człowieka, rodziny, miłości. Uczy także dobrego rozumienia wolności i odpowiedzialności.
Wskazywanie na piękno miłości, o której tak wiele mówił i pisał Jan Paweł II…
– Ojciec Święty często przypominał w kontekście miłości oblubieńczej o postawie daru. Jeżeli w relacji kobieta-mężczyzna zabraknie postawy daru, to zawsze istnieje niebezpieczeństwo sprowadzenia miłości na poziom biologii. Mamy wówczas do czynienia z wielką przegraną nie tylko religijną, ale i kulturową.
Wobec tych wielkich wyzwań czy Ksiądz Biskup współczuje czasem duszpasterzom młodzieży w diecezjach i w parafiach? Młodzież dzisiaj jest niezmiernie wymagająca względem swojego duszpasterza.
– Podziwiam, ale i współczuję. Podziwiam tych, którzy z pełnym oddaniem, nie szczędząc czasu i innych środków służą młodzieży, ale i współczuję, ponieważ mają naprawdę trudniejszą sytuację niż duszpasterze mego pokolenia.
Dlaczego trudniejszą?
– Gdyż młodzież znajduje się w trudniejszej sytuacji i stawia większe wymagania. Kontekst kulturowy jest bardziej skomplikowany. Wymaga większego zaangażowania duszpasterskiego, jeżeli chcemy rzeczywiście kształtować dojrzałą wiarę i pomóc młodzieży w kształtowaniu dojrzałej osobowości.
Kształtowanie młodych to także problem środowiska nauczycielskiego. Katecheta powinien chyba również mieć wsparcie ze strony grona nauczycielskiego?
– Jestem przekonany, że powinna to być relacja zwrotna. Dobry katecheta, ksiądz jest duszpasterzem nie tylko młodzieży. Jest także duszpasterzem nauczycieli. Jeżeli będzie duszpasterzem nauczycieli – otrzyma także wsparcie z ich strony. Zdarzają się bardzo ciekawe sytuacje. Spotkałem wypowiedź księdza, który mówił, że uczy kilka klas na tym samym poziomie. Różnica między klasami zależy w dużym stopniu od wychowawców. Zdarzały się też sytuacje, gdy nauczyciel prosił dyrektora o umieszczenie jego lekcji, po katechezie, gdyż wtedy młodzież jest inna, lepsza.
Rozmawiamy w kontekście Światowego Dnia Młodzieży. Z niepokojem zauważyć trzeba, że w stosunku do spotkania w Kolonii, do Madrytu jedzie o połowę mniej Polaków. W Niemczech było to ponad 20 tys., w Hiszpanii – szacuje się – będzie ponad 11 tys. Porównuję te dwa wydarzenia, gdyż odbywają się one w Europie, a więc łatwiej na nie dotrzeć. Nie niepokoi Księdza Biskupa taki spadek zainteresowania tym wydarzeniem? Gdzie leżą przyczyny?
– Ten spadek rzeczywiście niepokoi. Powiem więcej, nawet bardzo martwi. Tym bardziej, że podane liczby trzeba jeszcze zweryfikować w górę. Moim zdaniem w Kolonii było nas przynajmniej 40 tys. osób, dlatego że bardzo dużo grup było organizowanych przy współpracy z księżmi pracującymi na terenie Niemiec i Włoch. Więc ta różnica będzie jeszcze większa. Jest to rzeczywiście zastanawiające.
Myślę, że przyczyn jest kilka. Bardzo często słyszymy od organizatorów, że to finanse decydują. Księża sygnalizują takie sytuacje: jest grupa 50-osobowa, dokonano rejestracji, trzeba dokonać płatności i 20 osób się wycofuje, zostaje 30. Więc w takim wypadku decyduje aspekt finansowy. Z całą pewnością jedną z przyczyn jest także to, że nie we wszystkich środowiskach zostały odpowiednio przedstawione założenia Światowego Dnia Młodzieży, propozycje współpracy i współudziału. Jest mniejsze zainteresowanie starszego pokolenia i instytucji, które mogłyby pomóc młodzieży w przygotowaniu się do Światowego Dnia Młodzieży w Madrycie. I oczywiście czynnik, którzy musimy widzieć, a jest nim laicyzacja wielu środowisk, także młodzieżowych.
Czy aby problem nie leży także w samym duszpasterstwie młodzieżowym? Odnosi się wrażenie, że idea Światowego Dnia Młodzieży, np. w katechezie, nie jest obecna. Z drugiej strony duszpasterstwa młodzieżowe, te najbardziej prężne, istnieją w dużych miastach. Im mniejsza miejscowość, tym z tym duszpasterstwem gorzej. Gdy nie ma na parafii wikarego, to często też nie ma duszpasterstwa młodzieży…
– Zgadzam się z tym, że w wielu środowiskach nie mówiło się o Światowych Dniach Młodzieży. Wielu duszpasterzy i katechetów nie przekazało informacji o spotkaniu.
Dlaczego biskup Henryk Tomasik wybrał akurat młodzież?
– Właśnie nie wiem jak to jest, kto kogo wybierał. Biskup ordynariusz posłał mnie po święceniach do pracy w parafii, w której było Technikum Rolnicze. Była tam bardzo dobra młodzież. Utrudniano jej jednak udział w katechezie (jeszcze wówczas w „punkcie katechetycznym”). Po skończonych studiach biskup ordynariusz powiedział mi, że zajmę się duszpasterstwem akademickim. I tak to się zaczęło.
Przez tyle lat nie znudziło się Księdzu Biskupowi?
– Przewodniczącemu Konferencji Episkopatu Polski często przypominam, że może zaistnieć taka sytuacja, że nagle pojawi się komunikat: „W związku z przejściem na emeryturę zwalniamy krajowego duszpasterza młodzieży”.
Chyba Ksiądz Biskup kocha młodzież z wzajemnością…
– To jest ciekawa praca. Oczywiście stawiałem sobie pytanie, czy jeszcze mam z młodymi kontakt, czy nie trzeba się wycofać.
Skoro Ksiądz Biskup wciąż jest krajowym duszpasterzem młodzieży oznacza to, że odpowiedź na to pytanie była pozytywna?
– Ale mam świadomość, że już są młodsi.
Jakie oczekiwania ma Ksiądz Biskup wobec Światowego Dnia Młodzieży w Madrycie?
– Każdy Światowy Dzień Młodzieży jest pięknym doświadczeniem Kościoła powszechnego. Myślę, że ten także pomoże młodzieży, nie tylko polskiej, w odkrywaniu wielkości, piękna wiary, ale i Kościoła. Pomoże w rozumieniu tajemnicy Kościoła powszechnego, w odkrywaniu siebie w jego sercu. Tak jak każde rekolekcje służą pogłębianiu wiary, tak myślę, że młodzież, która będzie uczestniczyła w ŚDM w Madrycie, będzie bardziej zakorzeniona i będzie budowała na Chrystusie zgodnie z tematem tego Światowego Dnia Młodzieży: „Zakorzenieni i zbudowani na Chrystusie – mocni w wierze”.
Rozmawiali: Rafał Łączny i Krzysztof Tomasik
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.