„Pałac płonie” – pasjonująca autobiografia Jana Grosfelda
04 maja 2024 | 17:44 | Marcin Przeciszewski, mp | Warszawa Ⓒ Ⓟ
– Odkryłem sens bycia Żydem przez chrześcijaństwo. Gdy pytają mnie dlaczego, to odpowiadam: „A skąd ja mogę wiedzieć, dlaczego tak się stało!”. Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba przyszedł do mnie, polskiego Żyda, poprzez Kościół katolicki. I w nim odkryłem sens bycia Żydem – mówi Jan Grosfeld w rozmowie ze Sławomirem Jackiem Żurkiem, opublikowanej ostatnio nakładem Wydawnictwa ZNAK. „Pałac płonie” – to pasjonująca opowieść o nawróceniu, przeżywaniu wiary, relacjach żydowsko-chrześcijańskich oraz kondycji współczesnego Kościoła i wyzwaniach przed nim stojących.
Bohater tej opowieści to ateista żydowskiego pochodzenia z nomenklaturowej PRL-owskiej rodziny, który w wieku dojrzałym przeżywa nawrócenie, odkrywa też żydowską tożsamość. Dzięki chrześcijaństwu poznaje coraz bardziej wartość judaizmu i angażuje się w dialog katolicko-żydowski. Potem całe dziesięciolecia poświęca – wraz z małżonką – ewangelizacji na Drodze Neokatechumenalnej. Wreszcie staje się jednym z najlepszych w Polsce znawców i badaczy katolickiej nauki społecznej.
Żydowskie korzenie
Jan Grosfeld najpierw opowiada o swoich rodzinnych korzeniach, sięgających galicyjskiej rodziny zasymilowanych Żydów, której zdecydowana większość została zamordowana podczas Zagłady w czasie II wojny. Jej najwybitniejszą przedstawicielką była babcia Laura Eichhorn (przybrane nazwisko Lipińska), urodzona pod Tarnowem w 1899 r. Była to nadzwyczaj uzdolniona kobieta, po studiach w Wiedniu i Krakowie, a po wojnie pracująca w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie. Z kolei ojciec Jana, Leon Grosfeld był przedwojennym komunistą, później wysoko postawionym oficerem politycznym w armii Berlinga, a wreszcie – już po wojnie – zastępcą szefa Głównego Zarządu Politycznego Ludowego Wojska Polskiego. Stąd młody Grosfeld odebrał wychowanie ateistyczne i wzrastał w środowisku „złotej młodzieży”, silnie zdemoralizowanych dzieci ówczesnej nomenklatury.
Marcowy przełom, droga ku nawróceniu
Przełomem okazały się wydarzenia marca 1968 r. Jako uczestnik studenckich strajków na UW został wyrzucony z uniwersytetu, później miał kłopoty ze znalezieniem pracy. Ówczesna partyjna nagonka antysemicka skutkowała coraz większym zniechęceniem wobec reżimu i rozczarowaniem wobec głoszonej przezeń ideologii. „Uważam, że dla mnie, dla mojego ojca i w ogóle dla polskich Żydów był to przełom fundamentalny. Uświadomiliśmy sobie wszyscy, co tak naprawdę oznacza bycie Żydem w Polsce – że jest to los z gruntu dramatyczny. Marzec ’68 stanowił pewien zaczyn w mojej historii, który mnie poprowadził dużo dalej” – przyznaje Jan Grosfeld.
Jako młody człowiek stopniowo dochodzi do wiary chrześcijańskiej. Przyznaje, że wielki wpływ wywarł nań wybór Jana Pawła II i jego świadectwo. Wspomina, że słuchając jego inauguracyjnego wystąpienia – coś go głęboko tknęło, zrozumiał, że to Jezus jest faktycznie Mesjaszem. W styczniu 1981 r. w trzydziestym piątym roku życia przyjmuje chrzest z rąk dominikanina o. Jacka Salija, związanego wówczas ze środowiskami opozycyjnymi. Jako młody, nawrócony intelektualista rozpoczyna publikować w „Tygodniku Powszechnym” a następnie staje się członkiem redakcji miesięcznika „Znak” oraz michalickiej „Powściągliwości i Pracy”. Po latach trafi na UKSW, gdzie – mając wcześniejszy doktorat z ekonomii – specjalizuje się w społecznym nauczaniu Kościoła, osiągając kolejne szczeble kariery naukowej, z tytułem profesora zwyczajnego włącznie.
W początkach lat osiemdziesiątych przeżywa poważny kryzys małżeński, rozstaje się z żoną Barbarą, a nawet bierze z nią formalny rozwód (wcześniej mieli ślub cywilny). Spotykają się ponownie w 1985 r. na Drodze Neokatechumenalnej, która stanowi kolejny wielki rozdział w życiu Jana Grosfelda. Jest to dlań mozolna droga coraz głębszego nawrócenia, rozumianego jako doświadczenie własnej słabości i przeogromnej grzeszności, z której może wyzwolić tylko Bóg bogaty w miłosierdzie. Wręcz fascynujące – i chyba rzadko gdziekolwiek spotykane – są te fragmenty książki, w których Grosfeld otwarcie przyznaje się do swoich wad, ułomności, zniewolenia poprzez popędy. W ramach Drogi Neokatechumenalnej powołany zostaje wkrótce do bezpośredniej pracy ewangelizacyjnej, w co angażuje się wraz z żoną. „Paradoksalnie, z takim ciężkim doświadczeniem grzechów, jakie były moim udziałem, okazało się nie tylko, że mogę głosić Dobrą Nowinę, ale że taka sytuacja egzystencjalna jest bardzo dobrym gruntem, na której można doświadczyć miłości Boga: przebaczenia, przytulenia i posłania” – mówi. Owocuje to pełnym pojednaniem z byłą małżonką i w końcu w 1987 r. Jan i Basia Grosfeldowie decydują się na ślub sakramentalny.
Odkrywanie judaizmu, żydowskich korzeni
Nawrócenie na chrześcijaństwo dla Jana Grosfelda oznacza też stopniowe odkrywanie judaizmu. – Odkryłem sens bycia Żydem przez chrześcijaństwo. Gdy pytają mnie dlaczego, to odpowiadam: „A skąd ja mogę wiedzieć, dlaczego tak się stało!”. Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba przyszedł do mnie, polskiego Żyda, poprzez Kościół katolicki. I w nim odkryłem sens bycia Żydem – mówi w rozmowie z Żurkiem.
Wyjaśnia dalej jak bardzo w odkryciu prawdziwej wiary pomogło mu poznanie judaizmu jako fundamentu, z którego wyrasta chrześcijaństwo. Korzenia, bez którego nie byłoby ono autentyczne i stałoby się martwe. „Chrześcijaństwo bez judaizmu – tłumaczy – oderwane od żydowskiego doświadczenia i przeżywania wiary, czyli relacji z Bogiem i człowiekiem, jest formą nieuświadomionego, zafałszowanego sposobu przeżywania objawienia. I chodzi tu nie tylko o związki z judaizmem biblijnym, lecz również o nowożytny i współczesny żywy judaizm rabiniczny”.
Rozmówców książki boli chrześcijaństwo szukające głównego dla siebie nurtu w syntezie z grecką filozofią i rzymskim prawem, a to za cenę wyparcia pierwszego i najważniejszego odniesienia, którym jest judaizm. „Tak więc, gdy chrześcijaństwo odrzuca judaizm – wyjaśnia Grosfeld – traci objawioną koncepcję człowieka i Boga, a zamiast tego tworzy religię przemocy, prawa i dominacji, wymagań i kar. Tymczasem Jezus nie sądzi nikogo, jest Księciem Pokoju, cichym i pokornym jak „baranek na rzeź prowadzony”. Judaizm – jego zdaniem – kryje w sobie silniejszy wewnętrzny pluralizm w porównaniu z chrześcijaństwem oraz otwarcie na poszukiwania. U Żydów – tłumaczy – „każde zdanie powinno się kończyć znakiem zapytania, czyli zwątpieniem we własną pewność, we własną mądrość”.
Grosfeld w kolejnych latach angażuje się silnie w dialog katolicko-żydowski. W 1992 zaproszony zostaje w skład Komitetu Episkopatu ds. Dialogu z Judaizmem, a w 1993 do Rady Wspólnej Chrześcijan i Żydów. Bierze udział w przygotowywaniu i powadzeniu kolejnych Dni Judaizmu w Kościele katolickim w Polsce. Z kart książki dowiadujemy wielu szczegółów, a zarazem historycznych meandrów, jakich dialog ten doświadczał w ostatnich dziesięcioleciach.
Słowa Grosfelda są poruszającym świadectwem, jak można być w pełni katolikiem, a zarazem pielęgnować swoją żydowską tożsamość, choć nie zawsze jest to łatwe. „W relacji zarówno do Żydów jak i do chrześcijan odczuwam ambiwalencje – przyznaje. – Z jednej strony istnieje trudność w relacji do Żydów, dlatego, że jestem chrześcijaninem, a z drugiej – pojawia się trudność w relacji do chrześcijan, dlatego, że jestem z pochodzenia Żydem i mówię o tym otwarcie. A jednocześnie w relacjach do jednych i drugich odczuwam coś bardzo bliskiego. Wobec Żydów jest to prawdopodobnie wspólnota krwi i losu, a wobec chrześcijan – więź zrodzona na wspólnej drodze do Boga i z Bogiem”.
Źródła antysemityzmu
Istotną część książki zajmuje refleksja o źródłach antysemityzmu. Jego zdaniem, antysemityzm ma korzenie religijne, a jego głównym źródłem jest antyjudaizm obecny w Kościele. „Korzenie żydowskie zostały odcięte, bo Żydzi odrzucili Boga. Rozpowszechnianie się tej religijności pogańskiej – mówię o masach, o tym, co stanowi dominantę – spowodowało powszechną niechęć do Żydów. Ta niechęć ma korzenie religijne, nie ekonomiczne czy społeczne, jak się to często głosi” – tłumaczy. „Antysemityzm (…) tak naprawdę zrodził się w łonie Kościoła, w obrębie pogańskiej mentalności religijnej, która została powierzchownie ochrzczona” – puentuje.
Uważa, że w Polsce wciąż mamy do czynienia z antysemityzmem, choć jest on znacznie bardziej skrywany niż było to jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Określa go jako antysemityzm, który już nie jest agresywny, ale „półukryty” i wciąż siejący spustoszenie.
Kościół dziś – priorytet ewangelizacji
Dużą część książki zajmuje refleksja o współczesnej kondycji Kościoła w Polsce. Dzisiejszy Kościół – zdaniem Grosfelda – doświadcza licznych zjawisk kryzysowych. Do najgroźniejszych nie należą skandale na tle seksualnym, ale „zatrważająca nieumiejętność, bezradność a często fałsz w głoszeniu słowa”. Wyjaśnia, że w wielkich miastach Kościół nie może już sobie pozwolić na taki sposób duszpasterzowania jak dotąd, który trafia tylko do tych, którzy z Kościołem się identyfikują. Parafie – jego zdaniem – utraciły wymiar misyjny i ewangelizacyjny, a ten wymiar jest dziś najważniejszy.
Niezbędna jest poważna, a w Polsce wciąż niedostatecznie dokonana, reforma w duchu Soboru Watykańskiego II. W pierwszym rzędzie przezwyciężyć należy zakorzeniony tu klerykalizm. Kapłaństwo powinno być pojmowane w duchu znacznie bardziej służebnym. Przyszli kapłani – podobnie jak w seminariach Drogi Neokatechumenalnej – powinni być znacznie bardziej przygotowywani do partnerskiej współpracy ze świeckimi, a nie do przewodzenia.
I to właśnie w klerykalizmie Grosfeld dopatruje się przyczyn tak silnego rozczarowania Kościołem, jakiego dziś doświadczają liczne środowiska wiernych. A to dlatego, że otaczamy zbytnią czcią duchownych, co przybiera wręcz znamiona bałwochwalstwa, pokładamy nadzieję w księdzu, a nie w Bogu. A jeśli kapłan zgrzeszy, dozna moralnego upadku, jest to katastrofą i przyczyną zgorszenia, a nasza religijność popada w kryzys lub wręcz „znika niczym bańka mydlana”.
Główną szansę bohater książki dostrzega w ewangelizacji, a raczej w nowej ewangelizacji tak jak ją widzieli ostatni papieże. I to ona powinna stać się absolutnym priorytetem Kościoła dziś. Podkreśla, że trzeba przestać koncentrować się na moralizatorstwie, a skupić na autentycznym głoszeniu kerygmatu. „Dziś naprawdę należy zaczynać od podstaw – tłumaczy – bo nowa ewangelizacja oznacza, że nie zaczynamy od nauki katechizmu i dogmatów, lecz zupełnie inaczej, od fundamentów, czyli od przepowiadania Dobrej Nowiny. I ten kerygmat kierowany do człowieka współczesnego nie może być oderwany od życia, gdyż tylko wtedy, gdy będzie dźwięczał egzystencjalnie w ludzkim wnętrzu, pociągnie ludzi ku Bogu, w którym – i tylko w Nim – jest życie…”.
Jest przekonany, że jednym z największych osiągnięć Jana Pawła II było zainicjowanie Światowych Dni Młodzieży, bowiem jednym z głównych wyzwań ewangelizacyjnych jest dziś właśnie młodzież. Dlatego należy szukać takich sposobów dotarcia do ludzi młodych, które się sprawdzą.
W dziele ewangelizacji – podkreśla Grosfeld – rolę nie do przeceniania mają nowe wspólnoty i to one właśnie będą nadawać kształt Kościołowi. Podziela opinię kard. Ratzingera, że najbardziej adekwatną i najgłębiej zmieniającą ludzkie życie formą chrześcijaństwa we współczesnych warunkach są małe dynamiczne wspólnoty, oraz, że taki prawdopodobnie będzie Kościół jutra. Pod warunkiem, że po odejściach z Kościoła, z jakimi mamy dziś do czynienia, pozostanie w Kościele owa „reszta”, pewna „masa krytyczna” chrześcijan, którzy „będą solą, światłem, zaczynem, zdolnym do przemiany świata”.
Grosfeld jest zresztą zdania, że potrzebne jest zwołanie kolejnego soboru. A to „z powodu wielkich zmian cywilizacyjno-kulturowych, a także zmian geograficznych, analizowanych pod względem żywotności katolicyzmu”. Sobór ten – jak podkreśla – powinien również podjąć na nowo temat relacji do Żydów i do judaizmu. Przyznaje, że Kościół dokonał epokowych zmian w swym oficjalnym nauczaniu na ten temat, zarówno na poziomie watykańskim jak i Kościołów partykularnych, ale „kiedy dziś czytamy deklarację „Nostra aetate”, to jesteśmy lekko zażenowani zachowawczością jej sformułowań”. Podkreśla, że jej tekst – który był owocem daleko idącego kompromisu – „nie dorasta do powagi sytuacji i wymogów Ewangelii Jezusa Chrystusa”.
„Pałac płonie” – rozmowa Sławomira Żurka z Janem Grosfeldem – w mojej opinii jest ważną i potrzebną pozycją wśród książek jakie ukazały się ostatnio. Do jej lektury gorąco zachęca także kard. Grzegorz Ryś. „Tematem książki – pisze we wstępie – nie są ostatecznie wielkie procesy historyczne, ani równie ważne zagadnienia eklezjologiczne. Jej tematem jest uwikłany, a częściej zaangażowany w nie w sposób świadomy i twórczy człowiek, z konkretnym imieniem i nazwiskiem. To on jest tytułowym „pałacem w płomieniach” – podpalany zawieruchą dziejów i nieodwołanie (wydawałoby się) ginący, a jednak ratowany, odbudowywany i wskrzeszany przez Boga, który – to najważniejszy refren tej książki – jest wierny”.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.