Drukuj Powrót do artykułu

Patriarcha Cyryl wobec Ukrainy – współudział w putinowskiej fikcji

31 sierpnia 2015 | 11:00 | Paweł Przeciszewski / mz Ⓒ Ⓟ

Patriarcha Cyryl – przekraczając granice poparcia dla zbrodniczego władcy, zdefiniowane w cerkiewnym prawie o symfonii – doprowadził do tego, że odbudowana z ruin Rosyjska Cerkiew Prawosławna, mimo swego ogromnego potencjału duchowego i zaplecza intelektualnego, w głoszonej przez siebie wizji politycznej, przestała specjalnie różnić się od świeckich piewców reżimu Putina.

Niniejszą analizę koncentrujemy na stosunku patriarchy Moskwy i Całej Rusi Cyryla do wojny na Ukrainie, szczególnie w trakcie ostatniego roku.

Neutralność w obawie przed utratą wiernych

W sprawie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego linia patriarchy Cyryla jest wieloznaczna i pokrętna. W pierwszym półroczu od rosyjskiej agresji na Krym, od marca do lipca 2014 r. patriarcha ewidentnie lawirował pomiędzy wsparciem dla Kremla i jego imperialnej polityki, popieranej przez większość Rosjan, a wiernymi Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego na Ukrainie, z których większość czuje się Ukraińcami i wcale nie identyfikuje się z działaniami kierowanych przez Moskwę separatystów.

Cyryl starał się wówczas zbudować wizerunek rosyjskiej Cerkwi jako neutralnej i bezstronnej wobec zaistniałego konfliktu, bolejącej na skutek przelewu bratniej krwi i wzywającej zwaśnione strony do dialogu. Nie poparł więc oficjalnie aneksji Krymu czy zbrojnej agresji Rosji na południowo-wschodnią Ukrainę, nie pojawił się też na Kremlu w momencie kiedy w sposób tryumfalistyczny ogłaszano przyłączenie Krymu do Federacji Rosyjskiej.

Taka linia była utrzymywana przez Cyryla, do momentu wyboru nowego zwierzchnika Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego, co nastąpiło ostatecznie 13 sierpnia 2014 r. Przypomnijmy, że dotychczasowym jej zwierzchnikiem był metropolita kijowski Włodzimierz (Sabodan), który, trzymając zdecydowanie się ukraińskiej racji stanu, umiał doprowadzić do znacznej autonomii Ukraińskiej Prawosławnej Cerkwi w ramach patriarchatu Moskiewskiego. Patriarcha Cyryl, chcąc nie chcąc, musiał to akceptować. Jednak nieuleczalna choroba Włodziemierza, zbiegająca się z rosyjską agresją militarną, zmuszała do poszukiwania nowego lidera dla podporządkowanej Moskwie ukraińskiej cerkwi prawosławnej.

Zbyt otwarta, antyukraińska postawa Cyryla, doprowadzić mogłaby wówczas do tego, że nowo wybranym metropolitą zostałby ktoś, kto chciałby doprowadzić do oswobodzenia się Ukraińskiej Prawosławnej Cerkwi spod kurateli Patriarchatu w Moskwie. A utrata tej części własnej Cerkwi, byłaby dla Moskwy klęską, z której bardzo trudno byłoby się podnieść.

Według danych podawanych przez najbardziej kompetentnego niezależnego eksperta, diakona i profesora Andreja Kurajewa, Rosyjska Cerkiew Prawosławna posiada w sumie 33 tys. 489 czynnych świątyń, z czego jedna trzecia z nich – 11 tys. 393 znajduje się na Ukrainie w charakterze świątyń Ukraińskiej Prawosławnej Cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego. Według danych oficjalnych Kościół ten posiada 12 tys. 241 parafii.

A biorąc pod uwagę, że na Ukrainie poziom praktyk religijnych jest nieporównanie wyższy niż w Rosji, to liczba praktykujących wiernych Ukraińskiej Prawosławnej Cerkwi może nawet stanowić większość wiernych Patriarchatu Moskiewskiego. Do tego należy dodać, że ilość powołań kapłańskich i zakonnych na Ukrainie jest też zdecydowanie większa, niż razem wziętych powołań z Rosji, Mołdawii, Białorusi, z krajów bałtyckich i rosyjskojęzycznej ludności żyjącej w Azji Środkowej. Nawet w przywróconych do życia wielkich monasterach na północy Rosji, co najmniej co czwarty kapłan albo mnich, mówi dziś po rosyjsku z charakterystycznym twardym akcentem ukraińskim, a w jego ustach „g” brzmi jak „h”. Taka wymowa jest przyczyną pogardliwego nazywania Ukraińców „chachłami”. Bez tych „chachłów” jednak funkcjonowanie Kościoła rosyjskiego było by trudne, nawet do pomyślenia.

Odkrycie kart

Zaledwie w dzień po wyborze nowego zwierzchnika Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego w osobie metropolity Onufrego Berezowskiego, patriarcha Cyryl odkrył swe prawdziwe karty. Wystosował specjalne orędzie do patriarchy ekumenicznego Bartłomieja i zwierzchników Cerkwi lokalnych na całym świecie, na temat „krwawych zajść na południowym wschodzie Ukrainy”, odpowiedzialność za nie zrzucając przede wszystkim na Kościół greckokatolicki, jako główny matecznik rzekomego ukraińskiego nacjonalizmu, który dąży do zniszczenia prawosławia. Po upływie 5 dni w nieco przeredagowanym wariancie na modłę świeckiego języka dyplomacji Cyryl wysłał swe „orędzie” także do najważniejszych organizacji międzynarodowych: Rady Bezpieczeństwa, Rady Europejskiej i Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, parlamentów i głów wielu państw.

Orędzie sprowadza się do fałszywego donosu na Cerkiew greckokatolicką, jak i na obie ukraińskie cerkwie prawosławne nie uznające zwierzchnictwa Moskwy, oraz na Siły Zbrojne Ukrainy. Cyryl stawia tam tezę, że „Przedstawiciele Cerkwi grekokatolickiej i wspólnot raskolniczych, występujący na Majdanie kijowskim, otwarcie propagowali nienawiść do Cerkwi prawosławnej, nawoływali do dokonywania zaborów świątyń prawosławnych i wykorzenienia prawosławia z terytorium Ukrainy. Od początku działań wojennych unici i raskolnicy, otrzymawszy do rąk broń, pod płaszczykiem operacji antyterrorystycznej zaczęli realizować otwartą agresję w stosunku do duchowieństwa kanonicznej Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej na wschodzie kraju”.

Prof. Mirosław Marynowicz, były ukraiński dysydent, dziś prorektor Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie, uważa, że gdy Patriarchatowi Moskiewskiemu brakuje argumentów aby wyjaśnić trudne dla niego sytuacje, tak samo na Ukrainie jak i w kontaktach ze światem katolickim, stara się zawsze zrzucić winę na unitów. Patriarcha do tradycyjnych wrogów moskiewskiego prawosławia, za których uważa grekokatolików, dążących do wykorzenienia go z Ukrainy dołączył tym razem także „roskolników” i „schizmatyków” z niezależnego od Moskwy prawosławnego patriarchatu kijowskiego, których zbrodnicze działania przyczyniają się – jego zdaniem – do straszliwych cierpień i fizycznej zagłady prawosławnego duchowieństwa.

Orędzie to było na tyle absurdalne i oderwane od rzeczywistości, że spotkało się z powszechną krytyką, bynajmniej nie tylko na Ukrainie. W odpowiedzi na insynuacje – jakoby to Ukraiński Kościół Greckokatolicki był odpowiedzialny za konflikt na Ukrainie i wzywał państwa zachodnie do interwencji w Kijowie – jego zwierzchnik, arcybiskup większy kijowsko-halicki Światosław Szewczuk oświadczył, że „Ukraina nie jest bynajmniej wrogiem Rosji, a grekokatolicy nie prowadzą krucjaty przeciw prawosławnym”. Wezwał prawosławnych rosyjskich, aby nie wierzyli propagandzie Putina, ale strzegli prawdy. Totalnej krytyce orędzie Cyryla poddał także prof. George Weigel, słynny amerykański publicysta i biograf Jana Pawła II.

Zwrócenie się z tego rodzaju donosem przez zwierzchnika Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej do patriarchy ekumenicznego oraz do innych patriarchów i metropolitów stojących na czele lokalnych Cerkwi autokefalicznych było nie do przyjęcia dla nikogo, poza etnicznymi i kulturowymi Rosjanami obciążonymi kompleksem „upadłego imperium”, którzy stali się dumni, uważając, że dzięki polityce ich prezydenta „Rosja wstaje z kolan”.

Wbrew prawu symfonii między Kościołem a państwem

Katerina Szczotkina, publicystka kijowskiego tygodnika „Dżerkała Tydnia” zwraca uwagę, że patriarcha Cyryl pisząc takie orędzie i publikując je wobec całego świata „wpadł w zastawioną przez siebie pułapkę: uczestnictwa w fikcji tworzonej przez reżim putinowski”.

Bo przecież do tak silnego „zlania się” Kościoła prawosławnego w „ideowej jedności” z reżimem panującym w Rosji nie doszło od wieków. Nawet uświęcona tradycją monarchia carów za czasów Piotra Wielkiego, aby osiągnąć pełnię autokratycznej władzy, musiała pozbawić Cerkiew jej kanonicznej głowy – patriarchy. W miejsce pełni władzy kościelnej jaką piastował dotąd patriarcha, wprowadziła model synodalny, w którym Synod swe obrady prowadził pod przewodnictwem świeckiego polityka, carskiego ministra ds. wyznań: Oberprokuratora Świątobliwego Synodu.

Cerkiew rosyjska jest chyba jedynym Kościołem chrześcijańskim na świecie, stojącym do dziś na gruncie wypracowanej w czasach późnego antyku, za cesarza Justyniana Wielkiego, prawa o symfonii dwóch władz: świeckiej i duchownej. Zarówno w Bizancjum, jak i w i Imperium Rosyjskim, koncepcja symfonii, nie polegała jednak na totalnym podporządkowaniu Kościoła władzy świeckiej, ale definiowała przy tym nieprzekraczalne granice współdziałania Kościoła z władzą państwową. W XVI wieku dał temu świadectwo metropolita moskiewski i całej Rusi Filip (Kołyczow), odmawiając Iwanowi IV Groźnemu udzielenia błogosławieństwa na bratobójczą wyprawę przeciwko Nowogrodowi Wielkiemu. Zapłacił za to męczeńską śmiercią.

Warto dodać, że żaden z następców Filipa, zwierzchników Cerkwi Rosyjskiej nigdy nie pobłogosławił zaborczej wojny przeciwko prawosławnemu narodowi. Dlatego też poprzednik Cyryla, patriarcha Aleksy II (Rűdiger) odmówił akceptacji dla wojny rozpętanej przez Putina przeciwko Gruzji w 2008 r. Prawdopodobnie stres związany z odmową walnie przyczynił się do skrócenia jego życia. Zmarł w lutym 2009 r., po upływie niespełna pół roku od momentu rosyjskiej agresji.

Cyryl sprzeniewierzył się również przyjętej w ostatnich latach „Koncepcji Społecznej Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego”, która wyraźnie mówi, że Kościół nie może wspierać władzy państwowej i współpracować z nią, jeśli ta ostatnia rozpoczyna „prowadzenie wojny domowej, albo agresywnej wojny zewnętrznej” (punkt III – 8).

W konsekwencji Patriarcha Cyryl doprowadził do tego, że odbudowana z ruin Rosyjska Cerkiew Prawosławna, mimo swego ogromnego potencjału duchowego i zaplecza intelektualnego, w ocenie wojny na Ukrainie, przestała specjalnie różnić się od świeckich piewców reżimu Putina: Dymitra Kisielowa, naczelnego redaktora telewizji „Russia Today”, czy Klubu Izborskiego, intelektualno-ideowego zaplecza Putina, na czele którego stoją faszyzujący filozofowie w rodzaju Aleksandra Prochanowa albo Aleksandera Dugina. Patriarcha nawet rozszerzył ich chór argumentów, dodając swoją doktrynę „russkiego miru”, która ma zagwarantować Rosji przewodnictwo wśród innych krajów prawosławnych. Ponadto w ślad za Duginem patriarcha powtarza w kółko teorię o konflikcie cywilizacji euroazjatyckiej i atlantyckiej, będących w nieustannym starciu. Starcie to wynika m. in. stąd, że Zachód jest rozwiązły i chyli się ku upadkowi, a misją i powołaniem Rosji jest niesienie w świat wyrastających z chrześcijaństwa wartości moralnych.

Przy okazji Cyryl nie zawahał się odznaczyć kościelnymi orderami współpracowników Putina. Najwyższy rangą, Krzyż św. Sergija z Radonieża I klasy otrzymał minister spraw zagranicznych Sergiej Ławrow. Niższej rangi medal: „Za oddanie i wytężony trud dla dobra Cerkwi i Ojczyzny”, otrzymali dwaj główni propagandyści reżimu putinowskiego: Dymitr Kisielew, naczelny redaktor i prezes telewizji „Russia Today” i Oleg Dobrodiejew, prezes Ogólnorosyjskiej Państwowej Komisji ds. Radia i telewizji. Z kolei ukrywający się w Rosji przed Interpolem aferzysta i minister ds. systemu podatkowego z ekipy Janukowicza, Aleksander Klimenko został nagrodzony przez Cyryla cerkiewnym dyplomem honorowym.

Na odbytej w dniach 1-6 lutego 2015 r. Naradzie Biskupiej w Moskwie, patriarcha Cyryl przedstawiał Ukrainę w charakterze nowej Jugosławii, którą może pogodzić tylko „dialog ogarniający wszystkich”, pod pojęciem którego rozumie się federalizację a w konsekwencji rozpad – zgodnie ze scenariuszem jugosłowiańskim. W jego przemówieniu nie było żadnej nuty skruchy za wprowadzenie na Ukrainę wojska, ani jednego słowa przeprosin za działanie prawosławnych rosyjskich terrorystów. Jedynie żądania i oskarżenia.

Padło też z jego ust wiele słów współczucia z powodu zburzenia świątyń UCP (podlegających Patriarchatowi Moskiewskiemu) – i ani jednego słowa o zburzeniu świątyń innych konfesji. Cyryl mówił też o „wyrokach śmierci wydanych zaocznie na dziesięciu duchownych UCP”, co było ewidentnym kłamstwem. Bo przecież na Ukrainie, mimo wojny w Donbasie nie przywrócono kary śmierci nawet na zdrajców otwarcie kolaborujących z wrogiem. Po drugie, jawni kolaboranci jak metropolita Paweł (Lebiedź), który obiecał „być z Janukowiczem do końca” nadal kieruje Ławrą Kijowo-Peczerską. Natomiast metropolita Agafangel (Paszkowski), który wszystko co ukraińskie porównywał do czeczeńskiego i apelował o przywrócenie „jednej nierozdzielnej Cerkwi” pozostał biskupem Odessy.

W niedzielę 24 maja bieżącego 2015 r., patriarcha Cyryl w swojej homilii w Soborze Chrystusa Zbawiciela w Moskwie wygłosił opinię, o Ukrainie jako o państwie opartym na bezbożnej ideologii.

Fikcja wspierana przez Cerkiew

Zastępowanie istniejącej rzeczywistości światem fikcji, do czego aktywnie dołączył się Patriarchat Moskiewski, skutkuje dziś tym, że większość mieszkańców Rosji niezłomnie wierzy w to, że: Putin jest wspaniały, Ukraina to faszyści, wokół pełno wrogów, na czele których, obok masonów i światowej finansjery pochodzenia żydowskiego stoi Ameryka, wróg najpodlejszy i najbardziej podstępny. W tym świecie, jedynie Rosja zachowała tradycyjne wartości, na których opierał się wszelki ład moralny i każda cywilizacja. To twierdzenie stanowi podstawę „ruskiego miru”, oficjalnej ideologii usprawiedliwiające kłamstwa i zbrodnie, byleby zachować dominację nad Ukrainą, bądź przynajmniej nad Cerkwią obecną na jej terytorium. Twierdzeniom o wyższości moralnej Rosji bynajmniej nie przeszkadza niewyobrażalna demoralizacja społeczeństwa rosyjskiego, wyrażająca się w alkoholizmie, ilości aborcji czy bierności wobec otaczającego zła.

Patriarchę Cyryla można z powodzeniem uznać współwinnym faktu, że wojna przeciw Ukrainie, mająca jako dalekosiężny cel podważenie obecnego ładu światowego, cieszy się wśród Rosjan tak ogromnym poparciem, jakiego nie miała żadna z zaborczych wojen, prowadzonych zarówno przez Imperium Rosyjskie, jak i ZSRR. Znany malarz i pisarz rosyjski, Maksym Kantor, komentuje postawę ogółu Rosjan w następujących słowach: „Dławienie Ukrainy stanowi własny, niewymuszony wybór narodu (rosyjskiego). Bynajmniej nie mamy tu do czynienia z milczącą zgodą. Ludzie popierają, namiętnie tego pragną. Mszczą się na Ukrainie za to, że wciela ona w życie to, czego oni sami chcieli dokonać w ciągu 25 lat, mszczą się na niej za jej pragnienie wejścia do Europy. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że władze postawiły na to, że wojna posiada swą wewnętrzną logikę i postarały się rozpalić plemienną nienawiść, co im się udało w pełni. Choć to Rosja napadła na Ukrainę, ludzie uważają, że w istocie to Ukraina napadła na Rosję”.

Bezradność metropolity Onufrego

Balansowanie pomiędzy Moskwą a Kijowem, wymagające wybitnych zdolności dyplomatycznych, znakomicie udawało się metropolicie Włodzimierzowi (Sabodanowi), który, trzymając zdecydowanie się ukraińskiej racji stanu, umiał doprowadzić do znacznej autonomii Ukraińskiej Prawosławnej Cerkwi w ramach patriarchatu Moskiewskiego. A gdy koncepcja „russkiego miru” stawała się oficjalną doktryną Patriarchatu Moskiewskiego, stać go było na powiedzenie w oczy Cyrylowi, że nie będzie narzucać swoim wiernym żadnej opcji ideologicznej.

Niestety zupełnie nie udaje się to jego następcy Onufremu (Berezowskiemu). Jego powołaniem z pewnością jest bycie mnichem i duszpasterzem, ale nie można odeń oczekiwać umiejętności polityka i dyplomaty. Ten bukowiński Rusin z pochodzenia, jest synem prawosławnego proboszcza z huculskiej wsi Korytne nad Czeremoszem, znajdującej się wysoko w Karpatach. (Berezowscy tworzyli to długą dynastię kapłańska, której przedstawiciele w ciągu ostatnich dwóch stuleci służyli zarówno w Cerkwi prawosławnej, jak i grekokatolickiej. Huculska część Bukowiny, podobnie jak cała Ukraina karpacka, nie posiadają – oprócz obrządku wschodniego w wydaniu prawosławnym, bądź unickim, – najmniejszych związków kulturowych, ani emocjonalnych ze światem rosyjskim. Sam Onufry, związał się z Rosją już w wieku dojrzałym jako student Moskiewskiej Akademii Duchownej. Potem przez wiele lat był hieromnichem (mnich ze święceniami kapłańskimi) w Ławrze Trojce-Sergijewej w Sergijewym Posadzie pod Moskwą. Następnie jako mnichowi tej prawdziwej duchownej stolicy Rosji, powierzano mu coraz wyższe stanowiska kościelne na Ukrainie.

Po wyborze 13 sierpnia 2014 r. na metropolitę kijowskiego i całej Ukrainy, ten do tej pory odważny moralista, zupełnie nie poradził sobie z narastającą presją Moskwy. Zerwał w ten sposób ze swoją wcześniejszą postawą. Przecież jeszcze jako metropolita bukowiński, piastując urząd „locum tenens” w trakcie ciężkiej choroby metropolity Włodzimierza, zwrócił się 1 marca 2014 do patriarchy Cyryla z apelem o zapobieżenie interwencji rosyjskiej na Krymie. W następnym orędziu apelował do Putina z prośbą o niedopuszczenie do wojny rosyjsko-ukraińskiej. A w lipcu 2014, w sposób kategoryczny zażądał od prorosyjskich separatystów z ługańskiej i donieckiej „republiki ludowej” złożenia broni. To uległo zasadniczej zmianie po wyborze.

Onufry – sprawując urząd metropolity Kijowa i całej Ukrainy – uległ daleko idącej presji ze strony patriarchy Cyryla i podporządkowanego mu aparatu. W przeciwieństwie do swego poprzednika, metropolity Włodzimierza okazał się postacią bezbarwną i bezwolną, kimś w rodzaju namiestnika-figuranta patriarchy. Cyryl wiedział na kogo postawić.

Zjednoczenie ukraińskiego prawosławia?

Największym jego orędownikami jest prawosławne duchowieństwo i wierni z Patriarchatu Kijowskiego, z samozwańczym patriarchą Filaretem na czele, uznawani przez Patriarchat Moskiewski za „schizmatyków”. Na październik bieżącego 2015 r. zwołali oni Sobór Zjednoczeniowy do Kijowa, na który zapraszają przedstawicieli wszystkich denominacji prawosławnych obecnych na Ukrainie. Rozmowy na ten temat z UPC PM utknęły w martwym punkcie, a Konstantynopol obawia się uznania kanoniczności samodzielnego kijowskiego prawosławia. Bo przecież ten fakt mógłby doprowadzić do wyłamania się Moskwy z jedności prawosławnej. Skutki tego byłyby nieprzewidziane dla całego wschodniego chrześcijaństwa. W tej sytuacji mimo narastania procesu zbliżenia Kijowa i Konstantynopola, ten ostatni na otwarte przyznanie kanoniczności Kijowa nie decyduje się.

Nie zapominajmy, że na Ukrainie prawie połowa duchowieństwa i wiernych prawosławnych nie uznaje zwierzchnictwa Moskwy. Rozkładają się oni między jurysdykcje kościelne uznawane za niekanoniczne, jako, że powstały na skutek rozłamów, wskutek czego jako „samozwańcze” straciły łączność sakramentalną z siostrzanymi Cerkwiami prawosławnymi.

Najliczniejszą z nich jest Ukraińska Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Kijowskiego, posiadającą trzykrotnie mniej świątyń niż Ukraińska Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Moskiwewskiego (4 tys. 738 parafii). Cerkiew ta zerwała z Moskwą w 1992 r. Oprócz niej zwierzchnictwa Moskwy nie uznaje niewielka, licząca około pół milioma wiernych Ukraińska Autokefaliczna Cerkiew Prawosławna (1 tys. 225 parafii), mającą swe źródła w Ukraińskiej Republice Ludowej (petlurowskiej Ukrainie), która przetrwała na emigracji skąd powróciła w końcu lat 80.

Inną Cerkwią należącą do kręgu tradycji kijowskiej, o której należy tu wspomnieć, jest liczącą kilkadziesiąt tysięcy wyznawców Rosyjska Prawosławna Cerkiew Staroobrzędowa (54 parafie) (staroobrzędowcy są zasiedziałymi emigrantami z Rosji jeszcze z czasów Rzeczypospolitej, bardzo przywiązanymi do ojczystego języka i kultury, pod względem obywatelskim, zawsze przejawiali oni wierność narodowi, który ich przyjął), zwana od pierwszej siedziby swoich metropolitów białokrynicką i wspólnoty staroobrzędowców-lipowian (bezpopowcy, posiadających 14 wspólnot i tyleż domów modlitwy zwanych molebniami. Ponieważ nie posiadają kapłanów, nie mogą mieć życia sakramentalnego, a ich domy modlitwy nie są świątyniam).

Bezpieczną przystań na Ukrainie znalazły również nieliczne, pojedyncze parafie tej części Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej Cerkwi za Granicą, która nie uznała zjednoczenia z Patriarchatem Moskiewskim i dysydenckiej Rosyjskiej Prawdziwie Prawosławnej Cerkwi (katakumbowej, posiadającej 27 parafii), której głównym autorytetem moralnym, duchowym i politycznym był jeden z najsłynniejszych rosyjskich dysydentów, później obrońców praw człowieka, protoprezbiter (odpowiednik infułata w Kościele katolickim) Gleb Jakunin, który za swą niezwykle ostrą krytykę oficjalnego rosyjskiego prawosławia, został ekskomunikowany z Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.. Cerkiewną jurysdykcję do której się przyłączył, ksiądz, protoprezbiter Gleb Jakunin traktował jako punkt wyjścia dla stworzenia szerokiego ruchu odnowy rosyjskiego prawosławia.

Jaka jest więc szansa dla patriarchy Filareta, aby przeszedł on do historii jako lider Cerkwi autokefalicznej, uznanej przez patriarchat Konstantynopolitański? Chyba bardzo niewielka, choć na samej Ukrainie proces ten z pewnością powoli dojrzewa. Profesor Carnomoreć snuje słuszne rozważania, że społeczeństwo ukraińskie coraz lepiej zdaje sobie sprawę z antyukraińskiej natury patriarchatu Moskiewskiego i niemożliwości budowy ukraińskiego prawosławia za pomocą wspierania rozwoju Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego. Ta ostatnia przekształciła się „klona” Partii Regionów, a jej dzisiejsze próby opowiadania o własnym patriotyzmie, przyjmuje się sceptycznie.

Po wybuchu wojny z Rosją UCP KP postawiła na indywidualne przechodzenie wspólnot z Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego, pod jurysdykcję Cerkwi Patriarchatu Kijowskiego. Rezultaty te okazały mizerne, przeszło ledwie około 20 parafii, mimo oczekiwań, że UCP MP „rozsypie się” a tysiące wspólnot porzucą Cerkiew „kanoniczną” dla „autokefalicznej”.

Jest to największe niepowodzenie UCP PK, które wskazuje wyczerpanie się starego paradygmatu głoszącego, że „uznanie przez Konstantynopol nie jest konieczne, bo i tak wszyscy do nas przyjdą”. Staje się oczywistością, że warunkiem dla możliwości nastąpienia masowego przejścia do UCP PK staje się właśnie uznanie ze strony patriarchatu Konstantynopolskiego. Tymczasem cerkiewna Moskwa czyni wszystko co tylko możliwe, aby zablokować aktywność patriarchy Konstantynopolitańskiego na Ukrainie.

W ostatnich miesiącach na Ukrainie wiele dyskutowano i pisano na temat wizyty patriarchy kijowskiego Filareta w Waszyngtonie, odbytej w początkach lutego 2015 r. Zgodnie uznano, że oprócz rozważań patriotycznych, wizyta w Ameryce ma również przyczyny czysto kościelne. Patriarcha Filaret rozumie, że w skomplikowanej grze geopolitycznej jest niezbędne, aby ukraińska kwestia cerkiewna została postawiona na poziomie światowej dyplomacji razem z problemem wyjścia Rosji z Donbasu i formowania koalicji przeciwko terrorystom z Iraku. Wie, że inaczej sprzeciwu Rosji nie da się przezwyciężyć.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.