Drukuj Powrót do artykułu

Peter Mackenzie: bałem się, że ten film zaszkodzi mojej karierze!

22 marca 2015 | 16:58 | am Ⓒ Ⓟ

Bałem się, że ten film zaszkodzi mojej karierze, ale to najważniejsza rzecz, jaką w życiu zrobiłem! – mówi reżyser głośnego filmu z przesłaniem pro-life. Peter Mackenzie opowiada KAI, dlaczego scenariusz czekał na realizację aż 35 lat, o udziale w filmie kobiety, która przyczyniała się do legalizacji aborcji w USA i o uścisku dłoni papieża. "Doonby – Każdy jest Kimś" wchodzi na ekrany polskich kin 27 marca.

Peter Mackenzie jako autor tekstów reklamowych w jednej z czołowych światowych agencji wyprodukował i wyreżyserował ponad 200 reklam na całym świecie, wygrywając dzięki nim wiele nagród. Jest twórcą filmów pełnometrażowych, wyświetlanych na całym świecie, między innymi "Handlarze wojny" i "Mission Manila", pisał również scenariusze i brał udział w wielu projektach.

Jego najnowszy film, "Doonby – Każdy jest kimś", to thriller psychologiczny. Obraz Mackenzie’go zobaczyły już tysiące Amerykanów, a od 27 marca będzie go można obejrzeć w 45 kinach w wielu miastach w Polsce.

"Doonby" to mocny głos za życiem, przy tym z bardzo świeżą, oryginalną, niewykorzystywaną dotąd w kinie argumentacją. Twórcy nie koncentrują się na kilkutygodniowej, anonimowej ofierze aborcji, ale czynią bohaterem dorosłego człowieka, któremu aborcja skradła jego własne, pełnowartościowe życie.

Co zainspirowało Mackenziego do napisania takiego scenariusza? Jak sam przyznaje, od pomysłu do realizacji minęło aż 35 lat. – To było bardzo dawno temu. Nie miałem wtedy najmniejszej styczności z branżą filmową, zajmowałem się sprzedażą czekolady. To było jakieś 3-4 lata po tym, jak w Wielkiej Brytanii weszło prawo dotyczące aborcji, jeszcze przed wprowadzeniem ustawy o aborcji na życzenie w Stanach Zjednoczonych. Było ono dość restrykcyjnie ujęte. Mianowicie w myśl ustawy, aborcji można było dokonać w sytuacji zagrożenia życia matki. Ale praktyka była taka, że miały miejsce dziesiątki tysięcy aborcji, w związku z tym większość z nich była podciągane pod prawo ochrony życia matki. Wtedy też wpadłem na pomysł, żeby napisać scenariusz na ten temat. Ale był to jeden z najgorszych scenariuszy, jaki ktokolwiek kiedykolwiek napisał… Po wielu latach go poprawiłem – mówi w rozmowie z KAI.

Smaczku filmowi dodaje fakt, że epizodyczną rolę zagrała w nim Norma McCorvey, która na początku lat 70. XX wieku przyczyniła się do legalizacji w Stanach Zjednoczonych aborcji na życzenie, a obecnie jest działaczką ruchów pro-life. – Tak naprawdę nie wiedziałem, kim jest Norma – przyznaje Mackenzie. – Ktoś mi ją polecił. Zdecydowałem się więc obsadzić ją w jednej z ról. Nikt też nie wiedział, gdzie ona w tamtym momencie mieszkała. Jak się później okazało, chciała uciec od zgiełku wielkiego miasta, jakim jest Dallas, a w momencie, gdy już trwały przygotowania do wstępnych nagrań, okazało się, że mieszka w tym samym miasteczku, w którym zapadła decyzja, że będzie kręcony ten film. Mieszkała nawet na tej samej ulicy! – wyjaśnia reżyser.

Norma McCorvey w jednej z rozmów z Mackenziem, wspominając o swojej przemianie, przyznała, że stało się to po tym, jak zobaczyła w zamrażarce w klinice aborcyjnej szczątki ciała dziecka. – Którejś nocy mocno padało. Przechodziła burza. Poszłam na tył, żeby włączyć korki, bo wysiadł prąd w budynku. Stał tam zamrażalnik, w którym przechowywaliśmy ciała dzieci. Coś mnie naszło. Coś popychało mnie do tego, żeby zajrzeć do środka. Żałowałam, że to zrobiłam… Od tamtego czasu jestem innym człowiekiem. To było straszne przeżycie – podkreślił McCorvey.

Reżyser przyznaje, że "Doonby" nie jest filmem stricte religijnym, nie pojawiają się w nim symbole chrześcijańskie – krzyż czy Biblia. Film ma prowokować do zastanowienia się nad swoim stanowiskiem wobec ochrony życia. – To historia o silnym przesłaniu moralnym. Ale nie jest to film, który ma kogokolwiek osądzać czy twierdzić, że ty czy ja podejmujemy właściwą czy niewłaściwą decyzję. To jest film, który ma prowokować do rozmyślania, ale absolutnie nie do osądzania kogokolwiek – mówi Mackenzie.

Do filmu zaangażowano profesjonalny zespół, m.in. operatora pracującego wcześniej przy filmach o Jamesie Bondzie czy aktorów znanych np. z "Pogromcy duchów".

Film otrzymał także pozytywną opinię z Watykanu. – Bardzo mnie to cieszy – przyznaje reżyser. – Kiedy byliśmy w Castel Gandolfo, wszyscy krzyczeliśmy z radości, a ja w życiu nie spodziewałbym się, że papież uściśnie moją rękę. To jest niespotykane, tym bardziej, że film nie był kręcony w klimacie stricte religijnym, sceny w większości odbywały się w barze. Było to znaczące, bo chcieliśmy przez to dotrzeć do szerszego grona widzów – mówi Mackenzie.

Choć, jak przyznaje, nie obyło się też bez trudności. Twórcom przeszkadzały w pracy m.in. protesty związków zawodowych. – Nie byliśmy w stanie wytłumaczyć, czym było to spowodowane. Myślę, że niektóre środowiska niekoniecznie chciały, żeby ten film został nakręcony – wyjaśnia.

Mackenzie nie krył obaw, że film może negatywnie wpłynąć na jego życie zawodowe. – Brałem pod uwagę, że może to zaszkodzić mojej karierze. Bałem się tego. Natomiast jest to jedna z najważniejszych rzeczy, jaką zrobiłem w życiu! – przyznaje.

Jak dodaje, z filmem związanych jest wiele historii, które trudno wytłumaczyć. – Kiedyś jeden z moich znajomych kamerzystów, powiedział mi, że nie osiągnę szczęścia i sukcesu, dopóki nie nakręcę tego filmu. Bo sam pomysł zrobienia "Doonby’ego" powstał jakieś 35 lat temu. Po ukończeniu filmu podziękowałem temu kamerzyście. Ale on nie miał najmniejszego pojęcia o jakim filmie mówię… Zupełnie nie pamiętał tej rozmowy. Wtedy zrozumiałem, że tak naprawdę nigdy mu tego nie powiedziałem… Przez moment mnie to przeraziło. I od tamtej pory jestem jeszcze bardziej przekonany i dumny z tego, że doprowadziłem ten film do końca. Wiem, że to dziwne. I to jest właśnie cała tajemnica związana z tym filmem. Jedna z wielu, bo z cała tą produkcją związanych jest wiele tajemnic. Część z nich jednocześnie miało miejsce i nie miało miejsca – mówi reżyser.

Większość tekstów, które widzowie słyszą oglądając film, to prawdziwe zdania prawdziwych ludzi. Mackeznie podkreśla, że praca nad filmem to był długi proces, który pozwolił mu poznać mentalność i naturę człowieka. – Nie chciałbym jednak powtórzyć tego procesu 35 lat! Nie wiem, czy dałbym radę. Wydaje mi się, że z innymi projektami muszę być szybszy! – powiedział KAI.

Mackenzie od 19 marca przebywa w Polsce. Będzie uczestniczył m.in w pokazie prasowym filmu, który zaplanowano na 23 marca, w warszawskim kinie Wisła. Oficjalna premiera filmu odbędzie się w piątek 27 marca. Wraz z reżyserem na pokazie będzie obecna odtwórczyni jednej z głównych ról – Jenn Gotson.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.