Drukuj Powrót do artykułu

Piach w Peru

29 września 2011 | 17:40 | Wolontariusze Don Bosco Ⓒ Ⓟ

Szok, szok i jeszcze raz szok! Szok kulturowy, krajobrazowy, klimatyczny, językowy i spowodowany niedowierzaniem, że naprawdę tu jestem. Takie były moje pierwsze wrażenia ze zderzenia się z prawdziwym obliczem Peru.

Pewnie zastanawiacie się, jak wygląda to prawdziwe oblicze Peru (a przynajmniej tej części Peru) i czemu aż tyle emocji we mnie wywołuje. Otóż wyobraźcie sobie pustynię – ale nie taką saharyjską, złocistą, połyskującą w południowym słońcu. Wyobraźcie sobie wszechobecny piach z porośniętymi gdzieniegdzie trawami, czasem drzewami – z roślinnością bardziej typową dla sawanny. A teraz przefiltrujcie to przez wszystkie odcienie szarości, sepii i dodajcie mnóstwo różnokolorowych śmieci. Tak wygląda krajobraz tutaj. Ale to dopiero krajobraz. Musicie jeszcze dokleić do swojego obrazka domki zrobione z wysuszonej rośliny przypominającej polską trzcinę albo z czegoś podobnego do betonu. Możecie do tego dodać staruszka jadącego polem na osiołku albo pana z dzieckiem, wozem i stosem zeschłej trzciny na budowę nowego domu. Tak wyglądają przedmieścia i wioski na trasie z Limy do Piura.

Miasto

 

W mieście jest trochę inaczej. Ale tylko trochę. Jest więcej betonowych domków (których standard nie odbiega jednak od tych na wsi), są nawet ulice, po których przemykają kierowcy niebiesko- i czerwono-żółtych moto-taxi. Moto-taxi to trochę nowocześniejsza wersja rikszy, jednak tak samo jak pierwowzór – napędzana siłą ludzkich mięśni. W centrum miasta jest mercado, czyli tutejsza wersja bazaru, który niczym nie rożni się od tego afrykańskiego. W bogatszych dzielnicach są nawet nowoczesne sklepy, typu new look (sic!) czy supermarkety, w których można znaleźć europejskie produkty. Jednak obrzeża miasta to tylko slumsy, slumsy, slumsy i jeszcze raz slumsy.

Bieda

Oglądając to wszystko zza szyby ekskluzywnego autobusu (peruwiańskie linie autobusowe są tak nowoczesne, że polskie za 200 lat im nie dorównają – to jeden z irytujących kontrastów w tym kraju) czułam bezimienny smutek i niedowierzanie – jak to możliwe, że w jakimkolwiek miejscu na świecie jest takie ubóstwo.

Większość ludzi myśląc o slumsach przypomina sobie hollywoodzkiego Slumdoga, a Peru kojarzy z Luz Maria. Czytałam Miasto Radości (powieść dokumentalna o indyjskich slumsach), oglądałam Miasto Boga (film o życiu chłopców z brazylijskich faweli), byłam na misjach w Albanii i myślałam, że wiem jak wygląda skrajna bieda. Ale to, co zobaczyłam tutaj… Ten widok zweryfikował wszystkie moje dotychczasowe wyobrażenia.

Bosconia

W Bosconii wszędzie jest zielono, kwitną różowe i czerwone kwiaty, rosną rozłożyste palmy z wielkimi kokosami, drzewa limonkowe i tutejsze rośliny ozdobne, których nazw nie sposób spamiętać, a czasem nawet powtórzyć. Padre Piotr, salezjanin, który jest dyrektorem w Bosconii od 4 lat, mówi, że to wszystko po to, by dzieci przychodząc tu, oddychały innym powietrzem – dosłownie i w przenośni. I rzeczywiście to „inne powietrze” czuje się gdy tylko przekroczy się bramę Bosconii.

W Bosconii dzieci są szczęśliwe, bo mają huśtawki, zjeżdżalnie, boiska, baseny, piłki i skakanki. Mają miejsce do odrabiania lekcji i ludzi, którzy poświęcają im swój czas. Mogą razem z rówieśnikami bawić się, modlić, odrabiać pracę domową, jeść wspólny posiłek i pić refresco. Ponieważ wokół nie ma nic poza brudem, kurzem, śmieciami, obskurnymi domami i propagandowymi napisami na murach, Bosconia wydaje się być rajskim ogrodem, który jest dostępny tylko dla małych wybrańców z karnetami za 3 sole.

Oprócz oratorium, do którego przychodzą dzieci z primario (tutejszej podstawówki) i secundario (coś a’la polskie gimnazjum) starsi chłopcy uczą się zawodu w warsztacie mechanicznym, produkcji blachy, stolarki i pracy w gospodarstwie. Gospodarstwo jest wielkie i hoduje się w nim niezliczoną ilość świń, indyków i kur oraz krowy i króliki. Kobiety w soboty przychodzą na warsztaty z rękodzieła – robią biżuterię, szyją, wyszywają i szydełkują.

Padre to niesamowity człowiek. Zresztą tak jak każdy misjonarz. Dba o całą Bosconię jak o swój własny dom i razem z Bosconią oddaje do użytku całego siebie. Wszystko, co robi, robi dla tych ludzi tutaj, żeby mieli coś swojego, coś z czego mogą być dumni. Buduje kaplice, zmienia nagłośnienie, wstawia nowe dachy. W niedzielę odprawia pięć Mszy świętych w rożnych miejscach w slumsach, chociaż wcale nie musi. Cały czas chce, żeby jeszcze więcej i więcej dzieci przychodziło do Oratorium, bo, jak ciągle powtarza – nie przejmują go te dzieci, które już znają Bosconię, ale setki tych, które zostają w slumsach.

Obowiązki

Powoli też wdrażamy się w życie w Bosconii i swoje obowiązki. Na razie od poniedziałku do piątku od 8.30 do 11.30 oraz od 14.30 do 17.30 razem z animatorami pomagamy dzieciom odrabiać lekcje. Ania przeważnie zajmuje się urwisami z primario, a ja uczniami z 4 i 5 secundario. Szczególnie ciekawie jest, jak trzeba wytłumaczyć dzieciom coś skomplikowanego po hiszpańsku, np. powstawanie kwasów i zasad albo obliczenie kilku niewiadomych z równania. Ja za wszelkie ułamki, równania i rachunki prawdopodobieństwa nawet nie biorę się, dlatego dzieci przychodzą do mnie z angielskim. Niesamowite jest to, że jak tłumaczę jednemu chłopcu jak poprawnie przeczytać tekst, zaraz obok niego siada kolejnych trzech i wszyscy razem powtarzają po kolei wyrazy, mimo że to nie ich praca domowa. Gdy już w końcu któryś z nich wymówi „such”, „they” albo „we” (okazuje się, że dla peruwiańskich dzieci to wcale nie takie proste) to sprawia im to taką satysfakcję (a mi tym bardziej), że czasem nawet nie spieszy im się tak bardzo do grania w piłkę.

 

 

Tak wiec najwięcej radości przynosi nam praca z dziećmi, które wszędzie są tak samo cudowne, niezależnie od tego, czy mieszkają w slumsach, blokowiskach czy w bogatej dzielnicy. Wszystkie potrzebują miłości, uwagi i troski. I wszystkie z jeszcze większą siłą się za to odwdzięczają. Namalowaniem graffiti na przykład.

 

 

Dorota Rudzińska – (06.02.1988) Pochodzi z Grajewa w województwie podlaskim. Skończyła studia na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie na kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Była na misji krótkoterminowej w Albanii. Jej hobby to hip hop, kinematografia hiszpańska i reportaże. 5 września 2011 roku wyjechała na roczną misję do Peru. Razem z Anną Jałoszewską pracuje na placówce księży salezjanów w miejscowości Piura w Peru. Pomaga w szkole internacie oraz oratorium.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.