Pierwszy raz
10 stycznia 2012 | 11:36 | Wolontariusze Don Bosco Ⓒ Ⓟ
Pewnie jesteś ciekawy, jak spędziłam Święta Bożego Narodzenia w Afryce, z dala od rodziny, znajomych, typowo polskich wigilijnych potraw. Może zastanawia Cię to, jak można przeżyć te ważne Święta bez takich symboli jak szopka, choinka czy bez śpiewu małych kolędników, którzy chodzą od domu do domu i ogłaszają Dobrą Nowinę. A może w ogóle nie wyobrażasz sobie jak można przeżyć ten czas bez grama śniegu czy mrozu. Chociaż w tym roku można powiedzieć, że pod tym względem Polska i Zambia niewiele się różniły. Tak, pogoda w Zambii wcale nie zachęcała do myślenia o Bożym Narodzeniu. Było gorąco, duszno i wszędzie zielono. Ale nie chodzi o to czy jest śnieg czy go nie ma. Ważne jak Ty przeżyjesz ten czas.
Moje Boże Narodzenie było inne niż do tej pory. Spędziłam je na Czarnym Lądzie w gronie tych, którzy tak samo jak ja gdzieś w Europie zostawili swoje rodziny i znajomych. Spędziłam je w miejscu, wokół którego były chatki najbiedniejszych. A zaczęło się do tego, że z Asią pojechałyśmy, na północ Zambii do naszych dwóch dzielnych wolontariuszek – Ani i Ali. Właśnie tam mają swoją misję, wśród najuboższych dzieci Mansy. Droga do nich nie należała do przyjemności ponieważ przez dwanaście i pół godziny musiałyśmy jechać busem (w sumie to wyglądał jak nasze polskie autokary) załadowanym po brzegi. Akurat w tym busie nie przewidziano miejsca w luku bagażowym na plecaki, torby, worki, skrzynki, zakupy itd. Wszystko miało się zmieścić w środku między, pod, nad fotelami. Zambijczycy, jak zauważyłam są mistrzami w pakowaniu. Tak czy inaczej droga była męcząca, ale bardzo ciekawa. Poznałam kolejne punkty zambijskiej kultury. Jechałyśmy nocą, więc widoczność miałam w naturalny sposób ograniczoną.
Moje Święta wyglądały inaczej, ale nie gorzej – przynajmniej w moim odczuciu. Do wigilijnego stołu usiadłam ze wszystkimi wolontariuszami z Mansy. Była europejska mieszanka kultur i tradycji. Dzieliłam się opłatkiem z osobami z Polski, Austrii i Belgii. Modliłam się z wierzącymi i niewierzącymi (dziwnie brzmi, ale cóż) Jednak dania wigilijne były bardziej polskie z zabarwieniem austriacko-belgijsko-zambijskim. Każdy miał wkład w przygotowanie Wigilii. Nie zabrakło pierogów z kapustą i polskimi grzybami. Były też uszka i krokiety z grzybami z buszu. Furorę zrobił kompot z suszonych owoców, szarlotka i czekoladowy blok. A przesolona tradycyjna austriacka potrawa na długo zostanie w mojej pamięci. Pierwszy raz piłam na Wigilii belgijską gorącą czekoladę i chyba za rok będzie mi jej brakować. Była pyszna.
To były ważne dni i dużo mi pokazały. Pierwszy raz byłam tak daleko od rodziny, a zarazem tak blisko. Pierwszy raz brakował mi typowo świątecznej aury. Pierwszy raz kolację wigilijną zjadłam w tak ciekawym towarzystwie i na dworze pod zielonym drzewem. Pierwszy raz składałam rodzinie życzenia bożonarodzeniowe przez telefon. Pierwszy raz w dzień Wigilii o 13.30 byłam po wszystkich przygotowaniach i czekałam z kubeczkiem herbaty właśnie na Wigilię. Pierwszy raz byłam na Pasterce, która zaczęła się o 19.00. Odprawiana była w języku bemba, a zamiast kazania były Jasełka. Zgadza się, dużo różnic. Jednak myśl przewodnia ta sama. Czy tęskniłam? Tak, tęskniłam i łezka spłynęła po policzku, gdy pierwszy raz usłyszałam dźwięk łamiącego się w mojej dłoni opłatka. Jednak była to inna tęsknota bo dookoła niej unosiła się radość z tego faktu, że jestem tu, gdzie chciałam być. Boże Narodzenie spędziłam w gronie osób, które dzieliły taki sam los jak ja.
To była ważna lekcja życia z której zapamiętam dużo. Jestem bogatsza o nowe doświadczenia. Poznałam ważność osób z jakimi spędza się ten czas, a nie ilość i wykwintność dań jakie stoją na świątecznym stole. Poznałam, że dla Zambijczyków ważne jest spotkanie z Nowonarodzonym Panem na Mszy Świętej w dzień Bożego Narodzenia. Dla nich to jest Święto i do tej Mszy przygotowują się pieczołowicie, to kwintesencja Świąt. Dla nich Boże Narodzenie to Msza Święta. Poznałam, że ważniejszy jest uśmiech, uścisk dłoni, ciepłe słowo czy kartka z życzeniami od góry prezentów.
Tak przeżyłam moje Boże Narodzenie w Zambii. Dziękuję wszystkim, którzy w tym czasie myśleli o mnie i mnie wspominali. Może dzięki Wam, Waszym ciepłym myślom i modlitwom czerpałam radość z tego, że właśnie w ten sposób spędziłam i przeżyłam te Święta.
Katarzyna Steszuk
Zambia, Lusaka 9 stycznia 2012
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Sylwia dostała nawigację, która nie pokazuje radarów. Kasia wyjechała na misję, która nie jest specjalna. Kamila otrzymała moc, która w słabościach się doskonali. Paulina odmienia się przez przypadki. Klaudia drepce z salezjańską radością. Karolina przez rok przygotowań nie nauczyła się mówić w języku bemba. Asia otworzyła się na Dom Księdza Bosco dla Chłopców Ulicy. Justyna i Renata są inne i mają różne talenty i umiejętności. Magda pracuje w mieście, w którym urodził się Zbawiciel. Wszystkie wolontariuszki usłyszały głos, który mówił do nich: Pójdź za Mną! Wyjechały na roczną misję w ramach Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco, aby świadczyć o miłości Jezusa.W 2014 roku na misje wyjechały: Renata Gawarska - pochodzi z Kuklówki Zarzecznej, ma 27 lat, pracuje na Madagaskarze, w Mahajanga. Justyna Kowalska – pochodzi z Ostrołęki, ma 25 lat, pracuje na Madagaskarze, w Mahajanga. Sylwia Młyńska – pochodzi z Łap, ma 22 lata, pracuje w Zambii, w Mansie. Katarzyna Socha – pochodzi z Kamienia koło Rzeszowa, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Mansie. Karolina Gajdzińska – pochodzi z Warszawy, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Chingoli. Paulina Pawłowska – pochodzi z Olsztyna, ma 24 lata, pracuje w Zambii, w Chingoli. Kamila Maśluszczak – pochodzi z Hrubieszowa, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Lufubu. Klaudia Kołodziej – pochodzi z Ropczyc, ma 26 lat, pracuje w Zambii, w Lufubu. Joanna Studzińska – pochodzi z Lęborka, ma 29 lat, pracuje w Peru, w Limie. Magdalena Piórek – pochodzi z Twardogóry, ma 25 lat, pracuje w Palestynie, w Betlejem.