Polityka rodzinna ważna dla emerytur
16 listopada 2010 | 11:32 | mp / sz Ⓒ Ⓟ
W 2060 roku ludność Polski może spaść do 30 milionów – mówi KAI Zbigniew Derdziuk, prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Dodaje, że dziś na 1 emeryta przypada 3 ubezpieczonych, natomiast już od 2038 roku na 1 emeryta będzie przypadało mniej niż 2 ubezpieczonych, a w 2060 na 3 emerytów – tylko 4.
„Jeśli nie poprawimy wskaźników demograficznych w Polsce, to skazujemy się na znacznie niższe świadczenia emerytalne. Ten mechanizm jest wpisany w system. Innym wyjściem jest zwiększanie długu publicznego, ale to prowadzić będzie do casusu Grecji” – wyjaśnia prezes ZUS.
A oto pełen tekst wywiadu ze Zbigniewem Derdziukiem, prezesem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych:
KAI: Obowiązujący system emerytalny – polegający na tym, że składki osób zatrudnionych są bezpośrednio przeznaczane na pokrycie świadczeń emerytalnych – opiera się w istocie na równowadze międzypokoleniowej. Polska wchodzi w okres zimy demograficznej. W jakim stopniu odbić się to może na przyszłości systemów emerytalnych?
Zbigniew Derdziuk: Jest to poważny problem. Dlatego nasi pracownicy sporządzają prognozy związane z funkcjonowaniem systemu w przyszłości, nawet na 50 lat do przodu. Składki, które zbieramy zależą przecież od tego ile osób pracuje i ile oni zarabiają.
Szczegółowa prognoza demograficzna przygotowana została przez Główny Urząd Statystyczny na przeszło 25 lat do przodu – do 2036 roku. Przedłużyliśmy w ZUS tę prognozę do 2060 r. Dziś mamy ponad 38 mln ludności i – zgodnie z prognozą demograficzną – w najbliższych latach liczba ta będzie się powoli zmniejszać, ale będzie się utrzymywać na poziomie powyżej 38 mln. Jednak wyniki prognozy na dalsze lata są niepokojące. Spadek ludności Polski będzie z roku na rok coraz szybszy i prognozuje się, że w 2035 r. w Polsce będzie 36 mln obywateli, a w 2060 r. zaledwie ok. 30 mln obywateli.
Zarazem znacząco się zmieni struktura wiekowa i proporcje liczby osób w wieku produkcyjnym i poprodukcyjnym. Już w 2027 r. liczba ludności w wieku poprodukcyjnym osiągnie poziom półtorakrotnie większy niż w 2007 r. A w 2055 r. będzie on o 90% wyższy. Udział osób w wieku poprodukcyjnym w całej populacji wzrośnie z 16,5% obecnie do 26,7% w 2035 r., i do 37,3% w 2060 r.
Populacja osób w wieku produkcyjnym w 2035 r. osiągnie poziom o 15% mniejszy, a w 2060 r. o 40% niższy niż obecnie. W 2007 r. na 1000 osób w wieku produkcyjnym przypadało średnio 248 osób w wieku poprodukcyjnym, w 2035 r. liczba ta – zgodnie z prognozą demograficzną – wynosić będzie 464, a w 2060 r. już 772. Obecnie na 1 emeryta przypada około 3 ubezpieczonych. Zgodnie z prognozą funduszu emerytalnego szacuje się, że już od 2038 r. na 1 emeryta będzie przypadało mniej niż 2 ubezpieczonych, a w 2060 r. na 3 emerytów – tylko 4 ubezpieczonych.
KAI: A konkretnie, jakie dochody i wydatki ma FUS?
– W Polsce jest ponad 2 mln płatników składek w formie podmiotów gospodarczych. Odprowadzane przez nie składki do FUS w bieżącym roku wyniosą ok. 90 mld. zł.
Jednakże nasze wydatki są o wiele większe. Na różnorodne świadczenia wydajemy rocznie 158 mld złotych, z czego ze składek pochodzi 90 mld zł. A więc 68 mld zł musi pochodzić z pozaskładkowych źródeł finansowania, między innymi z dotacji z budżetu państwa. To naturalne, gdyż to wszystko co robimy, realizujemy w imieniu państwa. FUS jest przecież państwowym funduszem celowym.
Ponadto w 2010 r. 22 mld zł – które pochodzą z budżetu – przekazujemy na pokrycie składek do OFE. Poza dotacjami rządowymi resztę uzyskujemy z kredytów i pożyczek.
KAI: Jak ten deficyt – w dalszej perspektywie – odbije się na funkcjonowaniu FUS? Czy nie grozi mu bankructwo?
– System ubezpieczeń społecznych nie może zbankrutować, bo jego wypłacalność gwarantuje państwo. Organy państwa, czyli rząd i parlament, mają prawo tak kształtować politykę w tym zakresie, żeby system się bilansował. Natomiast zmiany na niekorzyść dotyczyć będą najprawdopodobniej samych emerytów. Nie zapominajmy, że efektem już dokonanej reformy emerytalnej będzie zmiana wysokości emerytury – in minus. Obecnie przeciętna emerytura (bez dodatków pielęgnacyjnych) kształtuje się na poziomie 52% przeciętnego wynagrodzenia. Inaczej kształtować się to będzie w przypadku osób rozpoczynających pracę. Jeśli dziś ktoś wchodzi na rynek pracy i będzie zarabiać np. 110% średniej krajowej, to osoba ta po 40 latach pracy otrzymywać będzie emeryturę w wysokości ok. 30% ostatniego wynagrodzenia. A jeśli jest kobietą i pracować będzie krócej – choćby ze względu na wychowywanie dzieci – to jej emerytura będzie jeszcze niższa. Proporcje te w kolejnych dziesięcioleciach ulegną dość daleko idącym zmianom.
Oczywiście trzeba też wziąć pod uwagę stopniowy wzrost wynagrodzeń wynikający z rozwoju gospodarczego kraju. A więc spadek stopy zastąpienia – zdefiniowanej jako iloraz kwoty emerytury do ostatnio otrzymywanego wynagrodzenia – nie musi być tak bardzo odczuwalny. Mam nadzieję, że około roku 2030 zaczniemy wychodzić z dołka, a za około 30-40 lat – czyli wtedy, gdy na emerytury zaczną przechodzić dzisiejsi dwudziesto-, trzydziestolatkowie – system emerytalny będzie znacznie bardziej wydolny, to znaczy budżet państwa będzie do niego dopłacał dużo mniej niż teraz.
Bardziej istotna jest inna kwestia. Obecna wydolność sytemu emerytalnego realizowana jest – jak wykazaliśmy wcześniej – drogą pożyczek z budżetu państwa, co w oczywisty sposób zwiększa dług publiczny. Dzisiaj pożyczamy brakujące FUS-owi 68 mld. zł. O taką kwotę powiększamy corocznie dług publiczny. Inaczej mówiąc, obywatele zapożyczają się na przyszłość. Nie dość, że za kilkadziesiąt lat będzie nas mniej i nie będziemy w stanie na bieżąco obsługiwać sytemu emerytalnego, to będziemy musieli obsługiwać także istniejące zadłużenie. To jest prawdziwe wyzwanie.
KAI: Brzmi to niepokojąco. Jak można temu przeciwdziałać? Czy istnieją jakieś środki zaradcze?
– Nie jest to problem tylko Polski. Cała Europa tak funkcjonuje. Wiele społeczeństw, także Polacy, żyje na koszt przyszłych pokoleń. Nasze zadłużenie, w sensie długu publicznego, wynosi ok. 700 mld zł.
Ogólnie mówiąc istnieją trzy mechanizmy poprawy płynności systemów emerytalnych. Pierwszym jest demografia. Odwrócenie niekorzystnych tendencji w tej sferze w istotny sposób się do tego przyczyni. Najlepszym środkiem zaradczym jest nie pozwalanie na tak duży spadek demograficzny. Wymaga to jednak długoletnich działań w skali makro. Są kraje w Europie, które do tego skutecznie podchodzą, tworząc systemy polityki rodzinnej, której celem jest stymulowanie wzrostu demograficznego. Nasze polskie próby w tym zakresie są nieśmiałe. Jest to obszar bardzo niewdzięczny z punktu widzenia krótkiej perspektywy, którą na ogół mają przed oczami politycy. A tymczasem, aby takie instrumenty wspomagania dzietności rodzin działały, muszą one trwać długo, poprzez dziesięciolecia. Wszelkie ulgi czy inne instrumenty polityki rodzinnej są kosztownymi inwestycjami w daleką przyszłość. Niektórym państwom udało się te tendencje odwrócić, np. Francji. Rodzina powinna mieć co najmniej trojkę dzieci i w tym zakresie instrumenty wsparcia powinny być skuteczne.
KAI: A jeśli nie poprawimy wskaźników demograficznych, co nam grozi?
– To skazujemy się na znacznie niższe świadczenia. Na zubożenie przyszłych emerytów. Ten mechanizm jest wpisany w system. Innym wyjściem jest zwiększanie długu publicznego, ale to prowadzić będzie do casusu Grecji.
Drugim mechanizmem utrzymywania płynności systemów emerytalnych jest zwiększenie aktywności zawodowej. Na światowym rynku pracy musimy być konkurencyjni pod tym względem.
Należałoby rozważyć także wydłużenie okresu pracy osób uprzywilejowanych. Niesolidarne jest, że niektóre kategorie zawodowe przechodzą znacznie wcześniej na emeryturę. Pozostałbym jednak przy pewnym uprzywilejowaniu kobiet, chcących wcześniej przejść na emeryturę. W tym wypadku trzeba uszanować uwarunkowania kulturowe, silnie zakorzenione w Polsce. Myślę o tradycyjnej roli kobiety jako opiekunki w rodzinie. Kiedy w domu nie ma babci to kariera zawodowa młodych kobiet jest o wiele trudniejsza. A wtedy jest mniej dzieci. A więc możliwość wcześniejszego przechodzenia na emeryturę kobiet w takich przypadkach może być czynnikiem wspierającym dzietność.
KAI: A co Pan Prezes sądzi o uzależnieniu wysokości emerytury od liczby dzieci, które są płatnikami składek? Ten, kto ma więcej dzieci dostarcza przecież więcej osób składkujących. Czy nie byłby to istotny instrument stymulujący dzietność? Kiedyś przecież, przez całe wieki, od liczby posiadanych dzieci zależała bezpieczna starość. A powstanie powszechnych systemów emerytalnych, pomijających tę współzależność, było jedną z istotnych przyczyn spadku dzietności.
– Są takie kraje, gdzie kobiety w zależności od liczby dzieci mają różny okres przechodzenia na emeryturę. Jednak w Polsce takie myślenie jest słabo zakorzenione. Zbyt mało doceniamy element infrastruktury państwa, jakim jest demografia.
KAI: A czy oszczędności nie można poszukać w ramach samego ZUS-u? Czy obecny system nie jest zbyt kosztowny. ZUS zatrudnia przecież 46 tys. osób.
– Liczba zatrudnionych wynika wprost z konieczności wykonywania zadań Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, nakładanych przez państwo. Niemal każdy obywatel od momentu zatrudnienia aż po śmierć, podlega naszej ewidencji oraz obsłudze. Taka liczba pracowników ZUS jest niezbędna chociażby do prowadzenia 15 mln kont dla ubezpieczonych, zawierających dane o wszystkich składkach. W sumie są one zapisane na 7 miliardach 200 milionach rekordów. Jest to szczegółowa baza, niezbędna do liczenia wysokości przyszłych emerytur. Kwota zobowiązań z tytułu naliczonego kapitału początkowego oraz składek wynosi prawie 2 biliony złotych.
Zajmujemy się wypłatą 5 mln emerytur oraz 2,5 mln świadczeń rentowych: rent z tytułu niezdolności do pracy, rent rodzinnych, powypadkowych, itp.
Drugi obszar związany jest z różnymi zasiłkami, np. zasiłkiem macierzyńskim czy pogrzebowym. Wypłacamy też zasiłki chorobowe. W 2009 r. było to aż 126 mln „dni zasiłkowych”.
Do tego dochodzą różnorodne świadczenia pozaubezpieczeniowe: dodatki kombatanckie, ryczałty energetyczne, świadczenia dla żołnierzy-górników, itp. Staramy się też wspierać aktywność ludzi na rynku pracy. W 2009 r. wypłacaliśmy miesięcznie około 60 tys. świadczeń rehabilitacyjnych, które mają służyć powrotowi do pracy osób, które uległy np. wypadkowi.
ZUS wypłaca też kilkadziesiąt tysięcy emerytur dla obcokrajowców, albo Polaków, którzy pracowali w różnych miejscach za granicą. W Unii Europejskiej istnieje system koordynacji świadczeń emerytalnych Dlatego warto, aby Polacy pamiętali o tym i za granicą pracowali legalnie, gdyż to wszystko liczy się im do emerytury.
Samych klientów ZUS – gdyby dodać każdą ze wspomnianych kategorii – jest niemal 40 mln. Do ich dobrej obsługi konieczna jest taka liczba pracowników ZUS. Muszę jednak zaznaczyć, że systematycznie zmniejszamy zatrudnienie i to pomimo przypływu nowych zadań do ZUS! W ostatnich dwunastu miesiącach zatrudnienie w Zakładzie spadło o ponad 600 osób. Konsekwentnie także poprawiamy wskaźnik naszych kosztów do puli obsługiwanych środków. Rozwiązań na przyszłość szukałbym więc w niezbędnych reformach w skali makro, o czym już mówiliśmy.
KAI: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Marcin Przeciszewski
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.