Polityka Trumpa a Kościół katolicki
03 listopada 2020 | 17:42 | azr, rk, pb, o.pj (KAI) | Waszyngton Ⓒ Ⓟ
Choć to Joe Biden jest katolickim kandydatem na prezydenta Stanów Zjednoczonych, wiele środowisk przypomina, że kończąca się kadencja prezydencka prezbiterianina Donalda Trumpa była czasem podejmowania decyzji zgodnych z nauczaniem Kościoła i broniącym chrześcijan. Jak zauważa jeden z portali, analizując oświadczenia amerykańskiego episkopatu z ostatnich lat, amerykańscy biskupi równie często krytykowali, co popierali prezydenckie decyzje.
W poprzednich wyborach prezydenckich to Donald Trump był kandydatem katolików i protestantów, podczas gdy oddanie głosów na jego rywalkę Hilary Clinton deklarowały głównie osoby niewierzące i wyznawcy religii innych, niż chrześcijańska (wg danych z exit poll). O tym, że sam prezydent będzie chętnie przyznawał się do wiary chrześcijańskiej, wiadomo było od początku jego prezydentury. Objęcie urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych w styczniu 2017 r., podczas którego nie zabrakło modlitwy, obecności przedstawicieli Kościoła i symboli religijnych, podsyciła w mediach dyskusję na temat jego stosunku do wiary i wzmogła czujność w obserwowaniu tego, jak w świetle nauczania Kościoła prezentują się podejmowane przez niego decyzje.
– Jak większość z nas, na Trumpa wpłynęła religijność jego rodziców. Trzy czwarte prezydentów, jakich mieliśmy od czasów II wojny światowej pozostało przy tej samej interpretacji chrześcijaństwa, w jakiej zostali wychowani. To daje bardzo dobrą narodową statystykę. Trump nie stanowi wyjątku – przypominał wówczas prof. David L. Holmes, autor książek poświęconych wierze amerykańskich przywódców. I choć podczas całej kadencji prezydenckiej decyzje Donalda Trumpa często pokrywały się z nauczaniem Kościoła katolickiego, miał on licznych sceptyków, także w gronie katolików.
Nieprzychylność Stolicy Apostolskiej?
O tym, że Ojciec Święty, skądinąd stroniący od opowiadania się po stronie jakichkolwiek opcji politycznych, nie sprzyja Donaldowi Trumpowi, pisał ostatnio na łamach „The Crux” watykanista John Allen Jr. Zwraca on uwagę na dwa niedawne wydarzenia. Pierwszym miałaby być przychylność, z jaką Ojciec Święty wyraził się o książce Siegmunda Ginzberga „Sindrome 1933”, której autor, nie wprost, porównuje poparcie społeczne prezydenta Trumpa, premiera Węgier Viktora Orbana i prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro do tego, jakim swego czasu obdarzyli Adolfa Hitlera obywatele III Rzeszy. Drugim miałoby być zapowiedziane ostatnio przez papieża wyniesienie do godności kardynalskiej abp. Wiltona Gregory’ego, który nie ma dobrych relacji z urzędującym prezydentem, a także krytykuje Zakon Rycerzy Kolumba, rozpoznawalny m.in. ze względu na konserwatywne poglądy i służbę Kościołowi. I choć sam Allen przyznaje, że połączenie tych dwóch faktów ze zbliżającymi się wyborami jest pewnym uproszczeniem, to jednak zaznacza, że oba komunikaty Ojca Świętego mogły zostać wstrzymane aż do czasu wybrania nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Z zarzutem wykorzystania sympatii dla Ojca Świętego dla celów politycznych urzędujący prezydent spotkał się z kolei przy okazji wrześniowej wizyty w Watykanie Mike’a Pompeo, amerykańskiego sekretarza stanu w administracji Donalda Trumpa. W Watykanie jest przyjęte, że papież nie przyjmuje na audiencjach polityków żadnego z państw w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybory, aby nie sugerować w ten sposób poparcia politycznego. Abp Paul Richard Gallagher, sekretarz ds. relacji z państwami w watykańskim Sekretariacie Stanu potwierdził, że Franciszek nie spotkał się z Pompeo, ponieważ byłoby to instrumentalizacją relacji z papieżem.
Jak sugeruje m.in. „The Guardian”, źródłem nieporozumień między dyplomacją watykańską i amerykańską jest też polityka wobec Chin. Kolejnym: polityka względem uchodźców, zwłaszcza w kontekście muru, o którego budowie na granicy amerykańsko-meksykańskiej zadecydował obecny prezydent USA. Uwagi mediów nie uszedł też jeden z darów, jaki Donald Trump otrzymał od Franciszka podczas wizyty w Watykanie w maju 2017 r.: był to egzemplarz encykliki „Laudato si'”. Część mediów komentowała ten dar jako papieską wskazówkę co do priorytetów polityki amerykańskiej. Tymczasem kilka tygodni później Donald Trump wypowiedział paryskie porozumienie klimatyczne. Przy całej złożoności polityki międzynarodowej, przeciwstawianie rozmaitych decyzji Donalda Trumpa nauczaniu Ojca Świętego jest jednak dużym uproszczeniem, tym bardziej, że obecny prezydent Stanów Zjednoczonych radykalnie broni wielu wartości, o poszanowanie których apeluje także Kościół.
Prezydent za życiem
Już podczas poprzedniej kampanii wyborczej Donald Trump składał obietnice dotyczące polityki „za życiem”, którymi zjednywał sobie środowiska pro-life. Obrońcy życia przypomnieli mu o tych deklaracjach natychmiast po wygranych wyborach, a w kolejnych miesiącach i latach swojej prezydentury Trump konsekwentnie je realizował. Pierwszą pomyślną wiadomością dla obrońców życia było objęcie przez Michaela „Mike’a” Pence’a, znanego z działań i poglądów pro-life, urzędu wiceprezydenta USA. Kolejnym – obsadzenie wakatu w Sądzie Najwyższym po śmierci sędziego Antonina Scalii, znanego z m.in. antyaborcyjnych poglądów. Na jego miejsce Trump powołał sędziego Neila Gorsucha, którego dziennik „The Washington Post” nazwał „idealnym następcą” zmarłego sędziego Scalii. Także nominowana przez Trumpa sędzia Amy Coney Barrett, której kandydaturę zatwierdzono głosowanie 26 października br. znana jest ze sprzeciwu wobec aborcji. Jak mówiła Marjorie Dannenfelser, prezes organizacji pro-life Susan B. Anthony List, zatwierdzenie sędzi Barrett to punkt zwrotny w walce o ochronę nienarodzonych dzieci i ich matek. – Naród amerykański może teraz ujrzy promyk światła na końcu ciemnego tunelu, kiedy Sąd Najwyższy może wreszcie przywróci ludziom zdolność do uchwalania praw, które odzwierciedlają ich wartości i ratują życie – komentowała.
Jednak najbardziej „rozpoznawalnym” działaniem Donalda Trumpa na rzecz obrony życia stała się decyzja o przywróceniu zakazu finansowania organizacji promujących aborcję zagranicą ze środków federalnych. Zakaz ten, obowiązujący w czasach rządów republikanów, a zniesiony w 2009 r. przez Baracka Obamę, został przez Trumpa przywrócony na kilka dni przez dorocznym Marszem dla Życia, odbywającym się od 1974 r. w rocznicę zalegalizowania aborcji przez amerykański Sąd Najwyższy. Decyzja nowego prezydenta uderzyła w wiele międzynarodowych organizacji, m.in. w działającą w 180 krajach International Planned Parenthood Federation (Międzynarodowa Federacja Planowanego Rodzicielstwa), która podczas poprzedniej kampanii wyborczej silnie wspierała Hilary Clinton.
Przez całą kadencję Trump niejednokrotnie zwracał się do obywateli ze stanowczym apelem o ochronę życia od chwili poczęcia. Jednym z najmocniejszych przemówień jest to, które wygłosił podczas tegorocznego Marszu dla Życia. Jak podkreślały media, już sama jego obecność – jako pierwszego w historii prezydenta Stanów Zjednoczonych – na tym największym na świecie marszu w obronie praw człowieka (tu: prawa do życia od poczęcia) miała olbrzymi wydźwięk, a jego słowa tylko je spotęgowały. „Każde dziecko jest cennym i świętym darem Boga. Wspólnie musimy chronić, szanować oraz bronić godności i świętości każdego życia ludzkiego – mówił Trump. – Na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych powiedziałem jasno, że światowi biurokraci nie mają żadnego interesu w atakowaniu suwerenności narodów, które chronią niewinne życie. Nienarodzone dzieci nigdy nie miały silniejszego obrońcy w Białym Domu. Jak mówi nam Biblia, każdy człowiek jest cudownie stworzony”.
Komentatorzy życia politycznego mówią wręcz o wojnie, jaką Trump prowadzi ze sprzyjającą aborcji ONZ. Występując na jej forum prezydent Stanów Zjednoczonych wielokrotnie wyrażał poparcie dla ratowania życia od poczęcia. Tak, jak podczas przemówienia we wrześniu br., kiedy przypominał, że „Ameryka zawsze będzie liderem w dziedzinie praw człowieka” i wezwał ONZ do „skoncentrowania się na rzeczywistych problemach świata”, wśród których wymienił walkę z terroryzmem, handel ludźmi i niewolnictwo seksualne, prześladowania religijne oraz czystki etniczne mniejszości religijnych. Także we wrześniu, choć przed prezydenckim wystąpieniem, sekretarz generalny ONZ António Guterres oświadczył, że kierowana przez niego organizacja będzie „walczyć” z rządami, takimi jak administracja Trumpa, które zdecydowały o „dalszym ograniczeniu dostępu do aborcji” podczas wybuchu pandemii COVID-19.
Tymczasem, w ramach konkretnych działań pro-life o zasięgu międzynarodowym, administracja Trumpa przywróciła i rozszerzyła tzw. politykę Mexico City, która obecnie uniemożliwia przekazanie przez USA 8,8 mld dolarów pomocy zagranicznej podmiotom związanym z przemysłem aborcyjnym. W ubiegłym tygodniu administracja zaproponowała dodatkową zasadę, która umożliwia zastosowanie „polityki Mexico City” do umów międzynarodowych, grantów i umów o współpracy. Żadne z tych działań na rzecz ochrony życia nie byłyby możliwe, gdyby poprzednie wybory prezydenckie wygrała kontrkandydatka na ten urząd Hilary Clinton, znana z proaborcyjnych poglądów.
Relacje z Kościołem w Stanach Zjednoczonych
Rozdźwięk między nauczaniem Kościoła a decyzjami Donalda Trumpa dało się zauważyć w kwestiach dotyczących m.in. polityki wobec uchodźców, czy ochrony środowiska. Prezydent USA, kierując się w ich podejmowaniu względami politycznymi, od początku spotykał się z krytyką ze strony Kościoła. „Zamiast budować mury, moi bracia biskupi i ja będziemy nadal naśladowali papieża Franciszka. Będziemy starali się budować mosty między ludźmi, mosty, które pozwolą nam zburzyć mury wykluczenia i wykorzystywania” – deklarował na początku jego prezydentury przewodniczący komitetu episkopatu ds. migracji w amerykańskim episkopacie bp Joe Vasquez. Krytycznie o tym pomyśle wypowiadał się także przewodniczący episkopatu kard. Daniel DiNardo oraz kard. Peter Turkson, prefekt Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka.
Jednakże, jak zauważa niezależny portal National Catholic Reporter, biskupi amerykańscy równie często krytykują prezydenckie decyzje, co je popierają. Analizując ponad 160 oświadczeń biskupów dotyczących tematów politycznych i wydanych między styczniem 2019 r. i lipcem 2020 r., autorzy analizy przedstawili panoramę relacji Trump-episkopat. Wynika z niej, że biskupi Stanów Zjednoczonych, jako gremium reprezentujące katolików w tym kraju, wielokrotnie dziękowali Trumpowi za jego decyzje dotyczące obrony życia, a także popierali m.in. jego politykę dotyczącą wolności religijnej czy wolności sumienia. Zgodzili się też z administracją państwową w kwestiach dotyczących osób homoseksualnych, wypowiadając się przeciwko objęciu ich rozszerzoną wersją ustawy o dyskryminacji z 1964 r. W kilkunastu komunikatach pochwalili działania na rzecz większego wsparcia dla ośrodków adopcyjnych działających zgodnie z światopoglądem religijnym.
Z kolei krytykę ze strony hierarchów konsekwentnie wywołują propozycje i decyzje Trumpa dotyczące ochrony środowiska, wspomnianej już kwestii migrantów, kary śmierci czy polityki międzynarodowej. W 35 komunikatach prasowych dotyczących migrantów i uchodźców, biskupi atakowali politykę administracji państwowej jako „błędną i nie do utrzymania”, „przerażającą”, „niszczącą”, „bardzo niepokojącą”, „łamiącą serce”, „bezprawną i nieludzką”, „bezduszną”, „niepokojącą” i „sprzeczną z wartościami amerykańskimi i chrześcijańskimi”. Biskupi wygłosili też ponad 40 oświadczeń broniących migrantów i sprzeciwiających się rozdzielaniu rodzin. W kontekście pandemii koronawirusa wyrażali też rozczarowanie faktem, że państwo nie otacza dostateczną troską osób najuboższych i nieposiadających dokumentów.
W kwestii polityki międzynarodowej, episkopat Stanów Zjednoczony krytykował Trumpa m.in. za brak wysiłków na rzecz rozbrojenia jądrowego, eskalację konfliktu z Iranem oraz za embargo nałożone na Kubę. Także w kwestii ruchu Black Lives Matters wypowiadali się w sposób bardziej przychylny mniejszościom niż koncyliacyjny prezydent. „Wszyscy powinniśmy zrozumieć, że protesty, które widzimy w naszych miastach, odzwierciedlają uzasadnioną frustrację i gniew milionów naszych braci i sióstr, którzy do dziś doświadczają upokorzenia, upokorzenia i nierównych szans tylko z powodu swojej rasy lub koloru skóry” – mówił wówczas jeden z amerykańskich biskupów.
National Catholic Reporter zauważa też, że media bardziej akcentują niezgodność pomiędzy Joe Bidenem a biskupami, niż pomiędzy nimi a obecnym prezydentem.
Pewną krytykę obecnego prezydenta można też zaobserwować wśród chrześcijan ewangelikalnych, których 80 proc. poparło w poprzednich wyborach właśnie Donalda Trumpa. Po czterech latach 30 przedstawicieli tego nurtu protestantyzmu opublikowało wspólnie książkę, w której w ostrych słowach skrytykowali prezydenta i przestrzegali przed ponownym głosowaniem na niego w listopadzie br. Autorzy tekstów zawartych w książce przekonywali, że „nie można naprawdę kochać Jezusa i chcieć pójść za Nim a jednocześnie głosować na osobę, która jest oczywistym wcieleniem tego, co sprzeczne ze wszystkim, czego Jezus nauczał, za co umarł i o co nas prosił”.
Tymczasem z ankiety, przeprowadzonej w ostatnich tygodniach przez Ośrodek Badawczy Pew, wynika, że 51 proc. amerykańskich katolików popiera kandydata demokratów Joe Bidena, a 44 proc. obecnego prezydenta, republikanina Donalda Trumpa. Próbując znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego tak wielu katolików opowiada się za kandydatem, który otwarcie popiera aborcję i związki LGBT, agencja Reutersa rozmawiała z kilkoma „typowymi” katolikami. Jedna z nich – Minerva Munguia-Sanchez, dyrektorka szkoły katolickiej w Los Angeles, wspomina ubiegłoroczne spotkanie przedwyborcze Bidena w jednej z restauracji w tym mieście. „Poczułam się wzruszona, gdy podarował mi różaniec. Widziałam, że nie traktuje on tej modlitwy «lekko». Zauważyłam na jego lewym nadgarstku właśnie różaniec, który stale nosi ze sobą” – powiedziała dyrektorka. Pytana o proaborcyjne poglądy tego polityka, wyraziła przekonanie, że jego „katolicyzm poprowadzi go we właściwym kierunku”, dodając, że „polityk ma służyć ludziom”. Według niej nikt nie jest doskonały, ale „bycie katolikiem ma znaczenie moralnego kompasu, który zawsze poprowadzi w dobrą stronę”.
Donald Trump w dalszym ciągu cieszy się zdecydowanym poparciem wśród białych ewangelikalnych protestantów. Badania Pew mówią o 78-procentowym poparciu dla niego z ich strony.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.