Drukuj Powrót do artykułu

Potrzeba nowego spojrzenia na Maryję

10 sierpnia 2011 | 08:11 | Alina Petrowa-Wasilewicz / ms Ⓒ Ⓟ

Polska maryjność w opinii krytyków jest świadectwem niedojrzałości i łatwizny intelektualnej, natomiast jej obrońcy widzą w niej „znak firmowy” lokalnego katolicyzmu, fundament i gwarancję jego trwania.

Nieraz kult do Matki Jezusa utożsamiany jest z katolicyzmem ludowym, zaś dystansowanie się od tego rodzaju pobożności traktowane jest jako próba zerwania z bezrefleksyjnym dziedziczeniem wiary. Sporo wskazuje na to, że polscy katolicy zaczynają inaczej patrzeć na Maryję. W miesiącu, w którym na Jasną Górę idą tysiące pielgrzymów, wybitny mariolog, kustosz sanktuarium oraz katoliczki świeckie mówią o zmianie spojrzenia na Matkę Jezusa, które nie odrzuca tradycyjnych wyobrażeń, ale wzbogaca je o nowe treści.

Devotio moderna

„Wszechmoc Błagająca”, „Pomoc Nieustająca”, „Pocieszycielka Strapionych”, „Uzdrowienie Chorych”, „Ucieczka Grzeszników” – te tytuły z litanii kształtowały od wieków obraz Najświętszej Maryi Panny – mówi dominikanin o. Marek Grzelczak, kustosz sanktuarium w Gidlach. Co roku do świątyni, w której czczona jest maleńka figurka Maryi przybywa ponad 100 tys. pielgrzymów. – Przyjeżdżają i odjeżdżają z określonym wizerunkiem Matki Bożej, może trochę przesłodzonym – mówi zakonnik.

Taki obraz potwierdzałby tezę, że w powszechnym odczuciu Matka Boska jest swoistym „ochroniarzem”, który strzeże, rozwiązuje problemy, troszczy się nie tylko o „wszystkie nasze dzienne sprawy”, ale także o życie w wieczności. Do wiernych bardzo przemawia obraz Matki Bożej, która ochrania maleńkie ludzkie postaci płaszczem lub trzyma tarczę nad ich głowami, podczas gdy sypią się na nią strzały i błyskawice.

Zdaniem o. Grzelczaka jest to cenne dziedzictwo i prawdziwa intuicja – słaby człowiek potrzebuje potężnego orędownictwa Maryi. W bazylice gidelskiej ściany obwieszone są niewielkimi obrazkami wotywnymi, przedstawiającymi cuda, dokonane przez wstawiennictwo Matki Bożej. Ale warto ten obraz wzbogacić i przekazać pielgrzymom treść staro-nową, zainspirowaną jeszcze przez św. Ludwika Grignon de Monfort. O. Grzelczak zachęca ich żeby nie poprzestawali na modlitwie błagalnej i prośbach, żeby Matka Najświętsza „załatwiła” rozmaite doczesne kłopoty, ale żeby prosili ją również o pomoc w zbliżeniu się do Jezusa. „Jeżeli idziemy do Matki Najświętszej, powierzamy się jej trosce, poddajemy Jej macierzyńskiej władzy, zwracamy się do Niej jako do Orędowniczki i Wychowawczyni, to po to żeby nas wychowała według Bożego zamysłu, do pełni lat Chrystusowych, do takiej dojrzałości, jaką Pan Bóg dla nas przewidział – mówi kustosz gidelskiego sanktuarium.

O potrzebie dojrzałości wiary mówi też wybitny mariolog o. Celestyn Napiórkowski z KUL. Zastrzegając, że jego baza obserwacji jest skromna, gdyż nie jest duszpasterzem, a wykładowcą akademickim, w dodatku emerytowanym, stwierdza, że soborowa mariologia, wyrażona w dokumencie „Marialis cultus” oraz nauczaniu Jana Pawła II, przesuwa akcent w odbiorze Matki Bożej i roli, jaką Miriam z Nazaretu odgrywa w kształtowaniu współczesnego pokolenia chrześcijan. Otóż z pobożności błagalnej, którą streszczają słowa „Ora pro nobis” (Módl się za nami!), coraz bardziej zaczyna dominować pragnienie naśladowania. Pragnienie życia jak Maryja – wiarą, słuchaniem słowa Bożego, otwieraniem się na Ducha Świętego, chęcią służenia bliźnim.

Nie jest to atak na maryjność wzywania – „Ora pro nobis”, „Módl się za nami”, „Wstawiaj się za nami” – zastrzega o. Profesor. Nie chodzi o przeciwstawianie tych dwóch modeli maryjności, a o ich harmonię. O harmonię duchowości (maryjności) czcicieli Maryi oraz duchowości samej Maryi. I chodzi o priorytet tej drugiej, samej Matki Bożej. To Ją Jan Paweł II wskazał jako pierwszą chrześcijankę, Którą mamy naśladować. Chodzić do szkoły Maryi, to ważniejsze niż być w szkole nawet najświętszych Jej czcicieli. Dostać się do szkoły Maryi, gdzie Ona uczy modlitwy, a nie inni wykładowcy uczący modlitwy i Jej stylu modlitwy, to dopiero sukces, to dopiero śmiech nieba, to także nasza piękna misja w Kościele. Program dla tych, którzy szczególnie kochają myślenie.

Ojciec Profesor z uznaniem mówi o tradycyjnej maryjności. Ale lud spod znaku Maryi i „Magnificat” powinien próbować modlić się jak Maryja i nauczać takiej modlitwy: wielbić, radować się i dziękować. I uczyć się Jej duchowości. Prawdopodobnie na tym polega misja czcicieli Maryi – mają pomóc światu odkryć duchowość „Magnificat”, czyli duchowość Maryi i taką duchowością żyć. Niech czciciele Maryi koniecznie zapiszą się do szkoły Maryi, chociaż na jeden semestr! – zachęca o. Napiórkowski.

Siła i moc – katoliczki patrzą na Maryję

Odmienne spojrzenie na Matkę Jezusa kształtują również współczesne kobiety. Mają one trudność z naśladowaniem przesłodzonego obrazu Matki Bożej. Młode katoliczki, dynamiczne, świetnie wykształcone, nie potrafią utożsamić się z obrazem, przekazywanym przez tradycyjne duszpasterstwo. Łagodna, potulna, delikatna, subtelna, „cicha i piękna jak wiosna”, jak mówi pieśń kościelna. Zdaniem wielu współczesnych kobiet ten „rejestr cnót” jest niepełny. Intuicja podpowiada im, że jest to tylko część prawdy o Miriam z Nazaretu, która jest świadectwem, jaki był w przeszłości ideał kobiety. – W tym przedstawieniu jest Ona nierealna, ono chyba nie oddaje pełnej prawdy o Maryi – mówi Ewa Karabin, redaktorka miesięcznika „Więź”. Jej zdaniem Matka Jezusa, żeby przeżyć tak trudne życie, musiała być niezwykle odważna, musiała być osobą niezwykle silną, ale siłą, która wynika z pokory i zaufania. Ona była pokorna, czyli Tą, która pragnie źródła – jak to określał Zbigniew Herbert. I była osobowością autonomiczną, podejmowała odważne decyzje, które w ówczesnym kontekście kulturowym były niepojęte, dała dowód niesamowitego zaufania i tym samym siły – dodaje dziennikarka.

Marii Rogaczewskiej, która jest socjologiem z zawodu, Matka Boża kojarzy się z siłą i mocą, z aktywnością, nie z biernością. I wielką mobilizacją sił życiowych. Jej zdaniem w Kościele występuje pewien model kobiecości, w tle którego jest Maryja. „Z jednej strony mamy celebrację kobiecej słabości, bo ona nikomu nie zagraża, kobieta ma znać swoje miejsce, a z drugiej strony jest przeczucie jej mocy, która jest związana z postacią Maryi, nawet mocy, związanej z wojowniczością, bo przecież jest Ona Niewiastą z Apokalipsy, Która pokonuje smoka, czyli zło” – mówi Rogaczewska i przypomina jeden ze staropolskich tytułów Matki Bożej: Waleczna Hetmanka. Maryja jest wojowniczką Boga.

Rogaczewska powołuje się na św. Teresę z Avili, która radziła swoim córkom duchowym żeby były świadome swojej słabości, ale także siły. Jej zdaniem kobieta nie powinna liczyć na rycerza, który ją ochroni, bo ona też ma stoczyć swoją osobistą walkę, poczynając od zła, które jest w niej samej. – Każda kobieta powinna być tak samo waleczna jak Matka Boża i nie liczyć na kogoś z zewnątrz, na mężczyznę, a na moc, którą Bóg da jej bezpośrednio. Ma być łagodną, czułą mocą, która nikogo nie zabija, nie krzywdzi, nikim nie gardzi.

Zacząć wspólne poszukiwania

Maria Rogaczewska przytacza słowa papieża Benedykta XVI, że biurokracja kościelna jest zmęczona i ubolewa, że Kościół nie do końca odczytuje znaki czasu, reaguje z opóźnieniem i nie docenia, jak niesłychanym bogactwem jest siła kobiet. Jeżeli Kościół potrzebuje siły, powinien dostrzec ją w świeckich, w ruchach i wspólnotach charyzmatycznych – i kobietach. Kościół potrzebuje tej kobiecej energii.

Jednak aby tę energię uwolnić, należy odkryć to nowe-stare oblicze Matki Jezusa jako idealny wzór kobiecości, z którym bez trudu będą identyfikować się współczesne katoliczki.
Ewa Karabin ubolewa, że duszpasterze jedynie pouczają i wychowują, a nie zachęcają wiernych do aktywności, do własnych poszukiwań. „Chciałabym żeby nasi duszpasterze stawiali na Maryję, na właściwe ukierunkowanie naszych poszukiwań i dawali narzędzia, które nam to umożliwią. I pokazywali te fantastyczne cechy Maryi, dzięki którym udało Jej się zachować wierność pierwszemu powołaniu”. To nasze powołanie – mówić im o potrzebie zmiany spojrzenia na Matkę Jezusa – dodaje. Zazwyczaj poprzestajemy na narzekaniu , że księża mówią „staromodnie”, a trzeba podkreślać, że jesteśmy inne niż nasze babcie. Tylko nieliczne z nas potrafią zaproponować zwrotny sygnał pozytywny. Współpracujmy z naszymi duszpasterzami nie ulegając tym nieszczęsnym podziałom na „ich” i „nas” – dodaje redaktorka „Więzi”.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.