Poziom współpracy ze świeckimi decyduje o ilości powołań kapłańskich
23 lutego 2009 | 13:38 | Marcin Przeciszewski/maz Ⓒ Ⓟ
Bp Stefan Regmunt mówiąc o specyfice diecezji zielonogórsko-gorzowskiej podkreśla znaczenie doskonałej współpracy ze świeckimi jaka prowadzona jest tu od dziesięcioleci.
KAI: W czym wyraża się specyfika diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej?
Bp Stefan Regmunt: Specyfiką naszej diecezji jest nieco inna organizacja struktur duszpasterskich. Mamy dużą ilość kościołów filialnych w wielu parafiach. Na 260 parafii przypada 812 kościołów i kaplic. Ułatwia to budowanie bezpośredniej wspólnoty. Nieraz w jednej parafii jest 7 – 8 kaplic, do których dojeżdżają księża. Tak skonstruowana struktura kościołów filialnych umożliwia docieranie kapłanów do najmniejszych nawet grup ludzi, tam gdzie mieszkają. Wyzwala to większą aktywność świeckich. Liderzy samorządowi w naszej diecezji często swe umiejętności organizacyjne i chęć społecznego zaangażowania nabyli w tej właśnie około-parafialnej działalności.
Druga sprawa to systematyczna formacja laikatu, prowadzona od dziesięcioleci.
Mamy wiele ośrodków rekolekcyjnych. Ludzie mogą tam przyjeżdżać i uczestniczyć w różnych rodzajach formacji przez okrągły rok. Jest to forma wyjścia naprzeciw świeckim i młodemu pokoleniu. Przy seminarium funkcjonuje Dom Rekolekcyjno – Powołaniowy, do którego na weekendowe skupienia przyjeżdżają młodzi ludzie szukający drogi swojego powołania, ale także różne grupy formacyjne wraz z duszpasterzami.
W Słubicach – gdzie kształci się młodzież z całej Polski – mamy Katolickie Centrum Studenckie, które jest miejscem spotkania i wzajemnego poznania oraz modlitwy naszej młodzieży z młodzieżą niemiecką – zarówno katolicką jak i protestancką.
Od dziesiątków lat funkcjonuje również dom rekolekcyjny w naszym diecezjalnym sanktuarium Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej w Rokitnie czy też Dom Rekolekcyjno – Formacyjny „Uzdrowienie Chorych”, prowadzony przez Cichych Pracowników Krzyża w Głogowie. W niektórych miastach – choćby w Gorzowie działa Klub Inteligencji Katolickiej, tu też narodził się onegdaj silny ośrodek Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego.
Diecezja kierowana przez Księdza Biskupa jest diecezją nietypową. Kuria biskupa znajduje się w Zielonej Górze a katedra Gorzowie Wielkopolskim…
– Specyfika ta wynika ze zmian administracyjnych, dokonanych na skutek nowego podziału diecezji w Polsce w 1992 r. Wówczas siedziba diecezji została przeniesiona z Gorzowa Wielkopolskiego do położonej bardziej centralnie Zielonej Góry. Diecezja Zielonogórsko-Gorzowska ma obecnie niemal 11 tys. km kwadratowych i ponad milion mieszkańców, z czego 93 proc stanowią katolicy. Obejmuje zarówno województwo lubuskie jak i północną cześć dolnośląskiego. Pracują w niej obok mnie: bp Paweł Socha i bp Senior Adam Dyczkowski.
Jest to diecezja z wielkimi tradycjami…
– Tradycja chrześcijańska sięga tutaj początków państwa polskiego. W Międzyrzeczu zginęło śmiercią męczeńską w 1003 r. pięciu eremitów: 2 z Italii i 3 tutejszych. Do dziś silny jest ich kult, który odżył szczególnie po wizycie Jana Pawła II w Gorzowie Wlkp. w 1997 r. W latach 2002 – 2003 odbyła się peregrynacja relikwii Męczenników Międzyrzeckich po wszystkich parafiach naszej diecezji.
Po II wojnie światowej, na terenach północno-zachodnich Ziem Odzyskanych, została utworzona administratura apostolska z siedzibą w Gorzowie Wielkopolskim. Pod względem wielkości jej obszar objął siódmą część powierzchni Polski. Bardzo wiele wysiłku w budowanie duszpasterstwa niemal „od zera” – gdyż wcześniej zamieszkiwali tu w większości ewangelicy – włożył pierwszy administrator apostolski, ks. Edmunt Nowicki. Ustanowił 29 dekanatów i 509 parafii. Na skutek komunistycznych represji w styczniu 1951 r. został jednak wydalony z terenu administratury, a jego następca ks. Teodor Bensch nie mógł przez dwa lata pełnić swojej posługi wobec sprzeciwu władz.
Opatrznościową postacią dla naszego Kościoła lokalnego był bp Wilhelm Pluta, którego rządy przypadły na lata 1958 – 1986. Bp Pluta był jednym z polskich biskupów najsilniej zaangażowanych w promocję ducha i nauczania Soboru Watykańskiego II, bardzo otwartym na ludzi świeckich. Niezmiernie zależało mu też na otoczeniu troską Kościoła rodziny, gdyż dostrzegał niebezpieczną jej degradację w warunkach komunizmu jak i na skutek zachodzących przemian kulturowych.
Bardzo zależało mu na budzeniu odpowiedzialności za Kościół wśród ludzi świeckich. Tworzył ośrodki ich kształcenia. Za jego rządów wielu świeckich kończyło kursy katechetyczne, choć nie mieli możliwości pracować jako katecheci. Rozumiał rolę nowych wspólnot, bardzo mu zależało na tworzeniu grup i stowarzyszeń. Otwierał domy rekolekcyjne – jest ich u nas więcej niż w innych diecezjach.
Tradycję tę kontynuował bp Józef Michalik (obecnie arcybiskup Metropolita Przemyski), który objął diecezję po tragicznej śmierci bp. Pluty w 1986 r. Opierał się na doświadczenia wyniesionym z pracy w Papieskiej Radzie ds. Świeckich. Wiele uwagi poświęcił duszpasterstwu młodzieży, m.in. zainicjował coroczne Diecezjalne Dni Młodych (w Niedzielę Palmową 1987 r.). Utworzył także Instytut Formacji Świeckich w Gorzowie Wlkp.
A jaka jest struktura społeczna? Do niedawna problemem na ziemiach zachodnich była sytuacja ludności post-PGR-owskiej?
– Wciąż jesteśmy tam świadkami biedy, degeneracji i pustki. Po zamknięciu PGR-ów ludzie tracili poczucie sensu i następowała ich społeczna degradacja. Trudna jest zmiana tej mentalności. Księża w wielu miejscowościach próbowali wyjść naprzeciw poprzez tworzenie lokalnych ośrodków kultury. Jest to walka o młode pokolenie, gdyż ze starszym niewiele można zrobić. Zbierać młodych i pokazywać im inną perspektywę życia.
W miastach sytuacja jest podobna do terenów z obrzeża wschodniego, gdyż duża cześć ludności stamtąd pochodzi. Jednak ich mentalność staje się coraz bardziej zachodnia. Dzięki otwartym granicom istnieje łatwość kontaktów. Jeżdżą do Niemiec do pracy. Z kolei u siebie wykonują usługi dla przybyszów stamtąd. W Słubicach jest niemal sto zakładów dentystycznych. Ale też o wiele więcej aniżeli w innych częściach Polski agencji towarzyskich – źródło zgorszenia i deprawacji dla otoczenia.
A czy Kościół – we współpracy z samorządami – próbuje je zamykać?
– Są to tak silne środowiska, że nie łatwo sobie z nimi poradzić. Czasami jednak się udaje. Jedna z parafii podjęła wysiłek likwidacji agencji, znajdującej się nieopodal. Skończyło się tłuczeniem szyb na plebanii i zniszczeniem samochodu proboszcza. Ostatecznie jednak właściciel agencji ustąpił i zamknął proceder.
Czy tego rodzaju instytucje powodują zmianę obyczajowości miejscowej ludności?
– Wpływ liberalizmu obyczajowego jest silny. Przypadek byłego premiera – stąd przecież pochodzącego – nie jest odosobniony.
Największy kryzys dotyka instytucji małżeństwa. Województwo Lubuskie – jeśli chodzi o ilość rozwodów – jest na pierwszym miejscu w Polsce. Im bliżej granicy tym wyższy jest procent małżeństw rozwiedzionych. Odwiedzając parafię w Zgorzelcu, położoną na terenie Diecezji Legnickiej, dowiedziałem się, że żyje w niej 350 małżeństw niesakramentalnych.
A czy są dla nich specjalne duszpasterstwa?
– Próbujemy pokazać, że Kościół jest na nich otwarty. Ludzi tych nie można przekreślać. Trzeba im pokazać jak realizować chrześcijańskie powołanie w sytuacji w jakiej są. Pod jakimi warunkami mogą uczestniczyć we wspólnocie sakramentów. Szukać nici, które utrzymywałyby ich w wierze oraz motywowały do dalszej formacji. Prowadzimy duszpasterstwo małżeństw niesakramentalnych.
Podejmujemy też wysiłek tworzenia nowych form przygotowania do małżeństwa. Tworzymy specjalne centra, gdzie są głoszone nauki przedmałżeńskie. Chcemy wykorzystać weekendy, aby mogli uczestniczyć także ci, co przyjeżdżają zza granicy.
Abp Michalik, gdy był biskupem gorzowskim, zainicjował diecezjalne dni młodych. Czy tradycja ta jest kontynuowana?
– Są kontynuowane w miesiącu wrześniu – w nawiązaniu do patrona młodzieży – św. Stanisława Kostki. Od tego roku wznawiamy przerwaną przed kilku laty praktykę Dni Młodych celebrowanych w Niedzielę Palmową. Odbywać się one będą równolegle w trzech ośrodkach w diecezji: Gorzowie, Zielonej Górze i Głogowie. W ich organizacji pomaga Stowarzyszenie św. Tymoteusza z Gubina i inne ruchy apostolskie. W każdym dekanacie pracuje duszpasterz młodzieży. Jeszcze w tym roku otworzę nową parafię w Zielonej-Górze, gdzie będzie specjalne centrum młodzieżowe.
Co roku w Kostrzynie nad Odrą ma miejsce „Przystanek Jezus” towarzyszący „Przystankowi Woodstock”, zainicjowany przez bp. Edwarda Dajaczka. Ewangelizację prowadzi tam kilkusetosobowa grupa wolontariuszy z całej Polski.
A jakie są inne elementy programu duszpasterskiego w diecezji?
– W tym roku w związku z hasłem „Otoczmy troską życie” szczególny akcent postawiliśmy na rodzinę. Zorganizowaliśmy ogólnodiecezjalne spotkanie ruchów i grup, działających na rzecz troski o życie. W ramach tej troski mówimy też wiele o chorych i niepełnosprawnych.
Z okazji Dnia Chorego szerokim echem odbyła się organizowana przez nas w Głogowie konferencja nt. cierpienia. O wyborze miejsca zadecydował charakter domu prowadzonego tam przez wspólnotę o włoskich korzeniach – wspólnotę „Cichych Pracowników Krzyża”. Owocem konferencji jest utworzenie Ośrodka Badań nad Cierpieniem. Będzie tam prowadzona interdyscyplinarna refleksja nad cierpieniem z udziałem psychologów, lekarzy, pedagogów i teologów.
Założycielem ośrodka jest Wydział Teologiczny Uniwersytetu Szczecińskiego, a dokładnie Katedra Komunikacji Religijnej i Języka Religijnego.
Mówimy o ludziach cierpiących. Jakie powinni mieć oni miejsce w zwykłej parafii?
– Człowieka cierpiącego trzeba widzieć na różnych płaszczyznach. Potrzeba jest warunków materialnych, ale przede wszystkim ludzi, którzy będą mu towarzyszyć. Wsparcia wymaga rodzina, która często nie jest w stanie sama otoczyć troską chorego. Potrzebny jest duszpasterz, który poświęci swój czas i nadzwyczajny szafarz, przynoszący Najświętszy Sakrament.
Jak by Ksiądz Biskup zinterpretował słowa z listu św. Pawła do Koryntian, gdzie jest mowa, że najsłabsze członki ciała, czyli i wspólnoty, winny być otoczone największym szacunkiem?
– W nawiązaniu do Ojca Świętego powiedziałbym, że nasza cywilizacja zdaje egzamin w postawie wobec człowieka słabego, tego który sam nie może sobie poradzić. A przez fakt większej bezradności, powołuje nas do stworzenia wspólnoty wokół niego.
Człowiek słaby i cierpiący ma tę samą godność, co ten silny i rozbudzony intelektualnie. Mimo ograniczonej sprawności, ma równy udział w zbawieniu świata, gdyż wszyscy jesteśmy powołani do budowania Królestwa Bożego. Obecność słabych i cierpiących została przewidziana w „ekonomii” Zbawienia. Podkreśla się, że oni szczególnie dopełniają udręk Chrystusa.
Osoby chore musimy widzieć przez pryzmat rodziny i parafii. Młodzież w naturalny sposób jest otwarta i gotowa do pomocy, co trzeba wykorzystać rozbudowując grupy wolontariatu. To okazja do doskonałej formacji chrześcijańskiej.
Służąc chorym nie możemy zapomnieć, że musimy towarzyszyć tym, którzy im służą: lekarzom, pielęgniarkom, farmaceutom. Formacja tych ludzi wchodzi w zakres troski Kościoła.
Episkopat oddelegował Księdza Biskupa do troski o duszpasterstwo służby zdrowia. W sferze medycyny pojawia się wiele nowych wyzwań. Polska wchodzi w samo centrum debaty na ten temat? Jaka winna być rola Kościoła?
– Kościół nie może zamykać oczu i odwracać się od spraw, które powinno się rozwiązać –
szczególnie w sferze bioetyki. Kościół musi towarzyszyć tym, którzy przeżywają cierpienie.
Jednak – i to zaznaczę z mocą – nie wszystko może się opierać na głosowaniu. Wartości nie mogą podlegać mechanizmom demokratycznego wyboru. Je się rozpoznaje i wybiera, a nie przegłosowuje.
Jesteśmy świadkami wielkiej debaty nad ustawą bioetyczna, także nad kwestią In vitro? Jakie jest stanowisko Księdza Biskupa?
– Za wcześnie, aby jednoznacznie ocenić ustawę proponowana przez posła Gowina. Nie wiemy, jaki kształt przybierze. Jednak wszelkie rozwiązania w sferze prawa muszą być poprzedzone sprecyzowaniem, co jest złem, a co jest dobrem. Najlepszą formą, kiedy małżonkowie nie mogą mieć dzieci – jest adopcja.
20 lat temu, będąc na Zachodzie Europy, spotkałem się z konkretnym przypadkiem skutków In vitro. Kobieta, która poddała się zapłodnieniu pozaustrojowemu, a które nie doprowadziło do poczęcia dziecka, popełniła samobójstwo. Zrodziło to tak wielki ból u męża, że poszedł w jej ślady. Do tego prowadzić może postawa, że musimy posiadać dziecko za wszelką cenę.
Przez wiele lat Ksiądz Biskup zajmował się z ramienia Episkopatu kwestią powołań kapłańskich. Jaki jest ich stan na dziś?
– Spadek poziomu powołań przewidywałem przed laty – na skutek niżu demograficznego. Jest bowiem pewna stała proporcja między liczbą zdających maturę, a tymi, co idą do seminarium. Inną przyczyną spadku jest jakość rodzin. Jeśli w danej diecezji jest wysoki wskaźnik rozwodów, będzie to skutkować malejącą liczbą powołań.
W diecezji zielonogórsko-gorzowskiej jest duży wskaźnik rozwodów. Czy powołania spadają?
– Mimo to powołania nie spadają, a to dzięki intensywnej pracy z młodzieżą. To jest klucz. W seminarium w Paradyżu mamy stu alumnów, a co roku przychodzi 16 – 19 nowych.
Masowa społeczność nie uformuje nas w kierunku wyboru drogi kapłańskiej – tylko ruchy, grupy i wspólnoty. Diecezja Zielonogórsko-Gorzowska budzi pod tym względem duże nadzieje. Istotne znaczenie ma też praca z młodymi ludźmi w grupach ministranckich. Wszystko dokonuje się za sprawą liderów, a nie tylko księdza. Towarzyszyć takiej grupie musi duszpasterz, ale nie musi on zajmować miejsca dominującego.
A więc w tym kierunku winno iść duszpasterstwo powołań?
– Katecheza szkolna nie jest i nie będzie wystarczająca. To co jest w szkole, musi znaleźć przedłużenie w różnych grupach w parafii. Poziom współpracy ze świeckimi de facto decyduje o ilości powołań kapłańskich.
A jaką przyszłość widzi Ksiądz Biskup dla duszpasterstwa Kościoła w Polsce? W jakim kierunku winno pójść?
– Futurologia nie jest moją mocną stroną. Chciałbym jednak ożenić wymiar masowy z tym indywidualnym oddziaływaniem, o jakim przed chwilą mówiłem. Duże zgromadzenie jest, owszem, niezbędne dla identyfikacji ze wspólnotą wierzących i przeżycia siły duchowej. Jednakże podstawowe „ładowanie akumulatora” w zakresie wzrostu duchowego dokonuje się w małej grupie.
Sposób wprowadzania reform Soboru Watykańskiego II, jaki mieliśmy w Polsce był chyba optymalny. Nic z tradycji katolicyzmu masowego nie zostało zniszczone, a został do tego dołączony – jakże ważny – wymiar wspólnotowego przeżywania wiary.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiał Marcin Przeciszewski
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.