Prof. Marynowycz: Papież bardziej jasno winien wypowiadać się na temat Ukrainy
16 lutego 2015 | 09:24 | Myrosław Marynowicz, mp, RISU / br Ⓒ Ⓟ
Wśród ukraińskich grekokatolików panuje przekonanie,, że papież został wprowadzony w błąd przez swoich doradców – pisze prof. Myrosław Marynowycz, prorektor Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie. W swej analizie – opublikowanej na portalu RISU – wykazuje meandry obecnej polityki wschodniej Stolicy Apostolskiej, która, w imię dobrych stosunków z Patriarchatem Moskiewskim, nie potępiła w żaden sposób zbrojnej agresji ze strony Moskwy. Uczony stawia tezę, że prawda nigdy nie powinna być podporządkowana dyplomacji.
Kiedy dyplomacja jest ważniejsza od prawd wiary
W tych dniach o Jego Świątobliwości Franciszku jest głośno wśród grekokatolików. Bowiem to właśnie jemu zawdzięczamy przewiezienie do katedry św. Jura z Watykanu unikatowej relikwii: cudownego obrazu Jezusa Chrystusa. Wędrują doń rzesze pielgrzymów z wszystkich zakątków Ukrainy, by oddać się szczerej modlitwie. Zgoda, by ten cudowny obraz przewieźć do kraju, gdzie toczy się wojna – to wielki dar ze strony papieża. To błogosławieństwo, które goi rany duchowe i krzepi wiarę strwożonych.
Jednocześnie grekokatolicy z niepokojem komentują słowa, w jakich podczas audiencji ogólnej 4 lutego 2015 r. papież Franciszek zwrócił się do Ukraińców. W tym wypadku dusze wiernych rozdzierają wątpliwości i zagubienie. Z jednej strony, ci którzy modlą się przed wspomnianym cudownym obrazem Jezusa Chrystusa, nie mogą nie zgodzić się z twierdzeniem papieża, że „modlitwa jest naszym, przed Bogiem, protestem w czas wojny”. Ludzie są też wdzięczni samemu Franciszkowi za jego nieustającą modlitwę. Jednak z drugiej strony ci sami ludzie nie mogą przyjąć pewnych jego stwierdzeń, które – według nich – mijają się z prawdą. Panuje powszechne przekonanie,, że papież został wprowadzony w błąd przez swoich doradców.
Cały świat zna papieża Franciszka jako odważnego Duszpasterza i człowieka celnego słowa. Na przykład niezapomniane są jego słowa wypowiedziane podczas Mszy św. 28 marca 2013 roku, że „pasterz ma pachnieć swoimi owcami”, albo wyrzut pod adresem świata, że ten traktuje imigrantów i uchodźców „jak pionki na szachownicy ludzkości” (wrzesień 2013). Niemniej z uwagi na fakt, że całe swoje życie Franciszek związany był z Argentyną, trudno się dziwić, że nie czuje wszystkich niuansów obecnego konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Dlatego musi opierać się na wyjaśnieniach, które dostarcza mu kuria watykańska. I w tym jest największy problem.
Dla wielu przedstawicieli dyplomacji watykańskiej stosunki z Patriarchatem Moskiewskim są ważniejsze niż relacje z grekokatolikami w tej części świata. Ci ostatni od dawna mają żal, że niejednokrotnie w przeszłości byli poświęcani na ołtarzu kościelnej dyplomacji w imię rzekomego ekumenizmu. Pisał o tym otwarcie znany katolicki publicysta John Allen: „Wielu Ukraińców uważa, że papież Franciszek (być może sam tego nie chcąc) rzucił ich kraj pod koła autobusu z uwagi na ‘polityczną poprawność’, aby nie drażnić rosyjskich prawosławnych” . Wypowiedź ta dowodzi, że ta cecha dyplomacji watykańskiej jest oczywista także dla nie-Ukraińców.
Moje dalsze rozważania będą krytyczne w odniesieniu do obecnego stanowiska Watykanu w odniesieniu do Ukrainy. Czynię to z dwóch powodów. Po pierwsze motywujące dla mnie są słowa samego papieża Franciszka: „Kościół… jest moją Matką; powinienem patrzeć na jego grzechy i braki tak jak się patrzy na grzechy własnej matki”. Jako że bolą mnie błędy mojej Matki, nie mogę nie mówić o tym bólu. Przy czym będę mówić o nim z szacunkiem do papieża, który skądinąd sam odważnie daje świadectwo prawdzie.
Po drugie, w swoim życiu miałem już okazję płacić za prawdę dziesięcioletnim uwięzieniem w radzieckim obozie. Wiem jedno: wierność prawdzie jest większą wartością niż własne bezpieczeństwo czy spokojne zasobne życie. Tym przekonaniem kierowałem się i będę czynił to nadal.
Dyplomacja jest ważną i w pełni uprawnioną dziedziną kościelnego życia. Jej zaniedbanie może narazić Kościół na różne nieprzyjemności. Niemniej dyplomacja miewa również swoje wady, jako że w centrum jej uwagi pozostają ośrodki władzy. Masowe demonstracje duchowości oraz osobiste świadectwa wiary nie interesują jej – dokładniej mówiąc interesują ją na tyle, na ile wzmacniają lub osłabiają ośrodki władzy.
Niemniej bardzo trudno wyobrazić sobie coś, co pozostawałoby w większej sprzeczności ze służeniem Chrystusowi niż absolutyzacja ośrodków władzy. Trudno wyobrazić sobie Jezusa, który schlebia ówczesnym rządzącym, tzn. sanhedrynowi, i nie reaguje na wysiłki prostego ludu, by oczyścić swoją hierarchię z korupcji i obłudy.
Dla niejednego watykańskiego dyplomaty ukraiński Kościół – podzielony, prowincjonalny, naiwny, niewprawny w dyplomatycznych zabiegach – nie istnieje jako ośrodek władzy. Dla nich istnieje on jedynie jako trouble-maker, rodzący problemy w relacjach z jedynym (według nich) ośrodkiem realnej władzy cerkiewnej w naszym regionie – Patriarchatem Moskiewskim. Pozostawmy na razie na boku temat naszej własnej odpowiedzialności za nieporadne przedstawienie światu naszego stanowiska. Dla obecnej naszej rozmowy ważne jest to, że oczywiste i coraz bardziej skandaliczne grzechy patriarszej Moskwy nie odstręczają dyplomacji watykańskiej: dla niej stosunki te pozostaną priorytetowe dopóty, dopóki Moskwa będzie wpływową siłą stosunków między wyznaniami.
Watykan niemal całkowicie przemilczał świadectwa autentycznej wiary na Majdanie. Nie zasłużyły na słowa wsparcia ze strony rzymskiej Kurii ani poryw prostych ludzi do wartości duchowych, ani ich pragnienie przezwyciężenia korupcji, (…) ani majdanowy ekumenizm i międzykonfesyjna współpraca tam, gdzie chodziło o godność osoby ludzkiej, to znaczy publiczny konsensus wszystkich chrześcijan, żydów i muzułmanów; konsensus dotyczący aneksji Krymu i obrony integralności terytorialnej swego kraju. Ogólne sformułowania, że konieczne jest pojednanie na Ukrainie były raczej daniną poprawności niż przejawem prawdziwej solidarności chrześcijańskiej – wbrew słusznemu stanowisku samego papieża, że: „chrześcijańska miłość zawsze ma jedną jakość – konkretność”.
Brak reakcji Watykanu na duchowo autentyczny, z wszystkimi oznakami ewangelicznych cnót, fenomen duchowości Majdanu jest olbrzymią stratą dla doświadczenia wiary. To zaniedbanie wiary, by dogodzić doczesnym interesom kościelnej dyplomacji.
Z uwagi na fakt, że z punktu widzenia Moskwy wydarzenia te miały miejsce w strefie interesów Patriarchatu Moskiewskiego, watykańska dyplomacja zadbała o to, by nie pojawiły się realne formy wsparcia ukraińskiej „Rewolucji Godności”.
Stolica Apostolska zaniechała więc publicznej oceny wojskowej agresji Rosji na Ukrainę i zrezygnowała z zajęcia stanowiska w tym konflikcie. Aneksja Krymu nie wywołała potępienia. Stolica Apostolska nie nazwała Rosji agresorem, co można było zrozumieć jeszcze na początku konfliktu, kiedy Europa nie potrafiła rozeznać się w jego prawdziwych przyczynach i winowajcach. Niemniej nie da się usprawiedliwić tego milczenia dzisiaj, kiedy powszechnie dostępna jest cała masa dowodów – fotografii, nagrań, dokumentów, indywidualnych świadectw, w tym również bezpośredniego udziału Rosji w wojnie z Ukrainą.
W istocie jedynym publicznym gestem wsparcia ze strony Stolicy Apostolskiej było wysłanie na Ukrainę legata papieskiego, kard. Christopha Schönborna.
Dziś, kiedy Stolica Apostolska posiada całą niezbędną informację, papież Franciszek podczas wspomnianej audiencji ogólnej (4 lutego) w Watykanie, nazywa on, zgodnie ze stanowiskiem swoich doradców, wojnę na Donbasie „bratobójczą”, upowszechniając w ten sposób wśród katolików nieprawdziwą wersję Moskwy o „wojnie domowej na Ukrainie”. Nawet teraz, ubolewając nad straszliwymi ofiarami w ludziach papież ani słowem nie wspomina o Rosji jako agresorze oraz prawdziwej przyczynie tych ofiar! I przypominając Ukraińcom, że w tym niby wewnętrznym konflikcie „biorą udział chrześcijanie”, rzymski Pontifex żadnym słowem nie apeluje do duchowego przywódcy rosyjskich chrześcijan, który wraz z Putinem ponosi odpowiedzialność za ten krwawy konflikt!
W ten sposób papieżowi – który jest odważnym duszpasterzem i autorytetem moralnym – narzucono rolę ostrożnego dyplomaty, który wystrzega się nazwania po imieniu przyczyn bólu, który przeżywa jego owczarnia. Według mnie stało się jeszcze coś gorszego dla Kościoła: kościelna dyplomacja i niechęć do pogorszenia stosunków z Rosją brutalnie wtargnęły w domenę wiary. Nawoływania do porozumienia trafiają w próżnię, tak długo, jak nie zapewniono warunku wstępnego dla wszelkiego porozumienia – prawdy. Nawet jeżeli swoją wojnę przeciwko Ukrainie Rosja nazwała hybrydową – to prawda hybrydową być nie może. Ustalenie prawdy jest warunkiem „sine qua non” dla uwiarygodnienia teologicznego stanowiska Kościoła na rzecz pokoju. Jeżeli Kościół nie ustali prawdy i nie będzie jej bronić, to nie zdoła wykonać swojej misję na rzecz pokoju i w szczególności nie nawiąże dobrych relacji z innymi Kościołami-siostrami.
Rachunek strat, według mnie, doszedł do krytycznego progu. Stanie się to oczywiste, gdy przyjrzymy się kilku sytuacjom, w których zadziałało pseudoekumeniczne tabu dyplomacji watykańskiej, a które w istocie upokorzyło godność Stolicy Apostolskiej. Niedopuszczalny był brak oficjalnej noty protestacyjnej Watykanu, kiedy na Synodzie Biskupów w październiku 2014 roku metropolita Hilarion (Alfiejew) jako gość Synodu pozwolił sobie w obecności papieża upokorzyć Kościół Katolicki, po raz kolejny obrzucając oszczerstwami Ukraińską Cerkiew Grecko-Katolicką – jeden z Kościołów katolickiej rodziny. Już wówczas stało się oczywiste, że formuła „dialog za wszelką cenę” godzi w pozycję Kościoła Katolickiego.
Jednak kropkę nad „i” postawił 3 lutego patriarcha Cyryl(Gundiajew), kiedy z wysokości swojego duchowego majestatu pochwalił Stolicę Apostolską, że ta „zawsze zajmuje wyważoną pozycję w stosunku do Ukrainy”.
Oto dlaczego nastał moment, kiedy Kościół Katolicki musi radykalnie przemyśleć swoje stanowisko w procesie ekumenicznym, oczyścić je z błędnych stereotypów i szkodliwej inercji. Odpowiednią formułą ewangeliczną dla takiego oczyszczenia, według mnie, jest paradoksalna maksyma z Ewangelii św. Mateusza (10:39): „Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je”. W tej maksymie wystarczy zamienić słowo „życie” na „dialog ekumeniczny”. Nie ma możliwości ocalenia dialogu ekumenicznego, jeżeli wyrzekniemy się prawdy: wręcz przeciwnie – to najlepszy sposób, by go zaprzepaścić.
Prof. Myrosław Marynowycz
——-
Prof. Myrosław Marynowycz (ur. 1949) jest publicystą, tłumaczem, pedagogiem, a od 2008 prorektorem Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego (UUK) we Lwowie. W 1976 wraz z Mykołą Matusewyczem założył Ukraińską Grupę Helsińską, za co w rok później trafił do więzienia i spędził 12 lat w łagrze w Rosji i na zesłaniu w Kazachstanie. Po powrocie na Ukrainę był m.in. w latach 1990-93 pracownikiem naukowym Instytutu Studiów Wschodnioeuropejskich w Kijowie a w 1991 współtworzył ukraińską sekcję Amnesty International.
W latach 1996-99 był stypendystą Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku i Instytutu Studiów Wschodnich w Uniwersytecie Katolickim w Nijmegen w Holandii. W 1997 założył Instytut Religii i Społeczeństwa w greckokatolickiej Akademii Teologicznej we Lwowie, przekształconej później w Ukraiński Uniwersytet Katolicki, którego od 2008 jest prorektorem.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.