Prof. Tomaszewski: Chopin był człowiekiem religijnym
24 lutego 2010 | 10:56 | tom / kw Ⓒ Ⓟ
Chopin był człowiekiem religijnym! – jest o tym przekonany prof. Mieczysław Tomaszewski, wybitny polski muzykolog i jeden z najlepszych znawców życia i twórczości Fryderyka Chopina. Świat obchodzi obecnie 200. rocznicę urodzin genialnego kompozytora.
Zdaniem prof. Tomaszewskiego, jednym z koronnych argumentów za głęboką religijnością kompozytora jest opinia jego wieloletniej towarzyszki życia George Sand, która uznałą, że Chopin był „zasklepiony w katolicyzmie”. Ponadto muzykolog przytacza opinie osób bliskich Chopinowi – m. in. Franciszka Lista, który napisał o nim jako o człowieku „głęboko religijnym i szczerze przywiązanym do katolicyzmu”.
W rozmowie prof. Tomaszewski kreśli duchową sylwetkę Chopina, mówi o inspiracjach i znaczeniu jego twórczości, próbuje także odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie skomponował utworu sakralnego.
Publikujemy tekst wywiadu.
Czym jest muzyka?
Prof. Mieczysław Tomaszewski: Muzyka jest cudem, cudem, cudem… Zjawiskiem trudnym do wytłumaczenia, ale o wszelkich znamionach cudowności, które zachwyca, daje radość, wzruszenie….Jest po prostu cudem!
Jakie miejsce znajduje zatem w tym „cudownym uniwersum muzycznym” muzyka Chopina?
– Poświęciłem mu zaledwie siedem książek. Zajmuje miejsce wybitne. Wprowadzanie wartościowania z takiego punktu widzenia jest czymś bardzo trudnym i niebezpiecznym. Często zadaje się mi pytanie, jaką płytę wziąłbym ze sobą na przysłowiową bezludną wyspę, z Bachem, Mozartem, Chopinem czy Beethovenem? Odpowiedź na takie pytanie jest niebezpieczna, gdyż można wtedy w swojej spontaniczności być nieprzyzwoitym, tak jak Fryderyk Nietzsche, który napisał w „Ecce homo”, że za Chopina gotów jest oddać całą resztę muzyki. Jest to nieprawdopodobne… chciał oddać za niego Bacha, Mozarta, Beethovena, Brahmsa?! Czy weźmy Juliana Tuwima, który powiedział, że jeśli miałby wybierać to odda Mickiewicza z rozpaczą, Słowackiego z żalem, dziesięciu Krasińskich, i tu się wyżył na nim, za jednego Chopina. Dlatego jest trudno mówić o jego miejscu w muzycznym uniwersum. W moim odczuciu piękna w muzyce zmieści się i Chopin, Mozart, Beethoven, Bach i Schubert, Schumman, Brahms oraz Mahler. To jest mój muzyczny Olimp.
Jak prof. Tomaszewski wyobraża sobie zewnętrzną sylwetkę Chopina?
– Nie muszę sobie wyobrażać zewnętrznej sylwetki Chopina. Widzę go w dziesiątkach wizerunków, które pozostawiła jego epoka, od wieku młodzieńczego z 1826 r. przez 1829 r., kiedy sportretowała go Eliza Radziwiłłówna. Potem w 1829 r. sportretował wspaniale Chopina Ambroży Miroszewski. Jest też kilka portretów, o których nie wiemy, czy to jest Chopin, czy nie. Ale chyba najlepszy jest portret Eugene Delacroix, który pokazuje nam dojrzałego Chopina, takiego, którego na ulicy nie mógł nikt minąć bez zwrócenia na niego uwagi. Portret Delacroix świetnie oddaje głębię uczuć i myśli kompozytora. Portretował go w chwili szczególnej – wzlotu uczuciowego w stosunku do George Sand. Później mamy kilka salonowych portretów m. in. Ary Scheffera, Antoniego Kolberga i dochodzimy do dagerotypów i jedynej fotografii Louis-Auguste Bissona.
Był mężczyzną postawnym?
– Był mężczyzną średniego wzrostu miał ok. 170 cm wysokości, zawsze szczupły o blond włosach. Co do barwy oczu, to mamy rozmaite wypowiedzi, mówi się, że miały one odcień szaro niebieski.
Które ze świadectw osób współczesnych Chopinowi można uznać za najlepsze?
– Jeden z najlepszych portretów Chopina daje Franciszek Liszt w swojej monografii, jednej z pierwszych, jaka ukazała się w 1852 r. w Paryżu, w której opisuje kompozytora z entuzjazmem. Z wszystkich zachowanych opisów wynika, że promieniował życzliwością do ludzi. I takim w rzeczywistości był. Jeśli ktoś mówi, że był on przede wszystkim człowiekiem salonu, to jest to o tyle fałszywe, że w salonach bywał z racji swojego zawodu. Grał w tym środowisku i za koncerty w salonach otrzymywał pieniądze, tak jak dostawał pieniądze od uczniów. Bywając w salonach nie przejął nic z salonowego blichtru. Jest takie zabawne świadectwo szwajcarskiego kompozytora Stefana Hellera, który relacjonując Robertowi Schumannowi ówczesne życie paryskie napisał: „Chopin grzęźnie w bagnie salonowym, ale nic z tego nie zostaje na nim, pisze pięknie i głęboko”. Jest to znakomite świadectwo. Chopin do salonów wnosił ton wysoki, wzniosłość i ideały. Dowodem na to są słowa Solnage, córki George Sand, która zwróciła uwagę, że w latach 30. XIX w., kiedy kwitł salon jej matki, w 1836 r. znalazł się w nim po raz pierwszy Chopin. Wspomina ona, że od momentu, gdy wszedł do niego Chopin, to wszystko się w nim zmieniło. Wymiotło przypadkowych i wulgarnych ludzi. Od tego czasu salon stał się miejscem świętym, miejscem poważnych rozmów, w którym uprawiano sztukę wysoką. Tam Sand czytała wieczorem, to co napisała rano a Chopin prezentował nowe utwory.
Chopin raczej niechętnie występował w wielkich salach koncertowych?
– Trudno jest orzec, czy tak było. Chopin zaczął karierę od publicznych koncertów. W 1830 r. w Warszawie przed wyjazdem dał wiosną dwa a jesienią jeden koncert. Wtedy na występ młodego pianisty w Operze Warszawskiej przyszło od 700 do 800 osób oklaskując go z entuzjazmem. Wtedy też entuzjastyczne recenzje o jego grze pisał Maurycy Mochnacki. Wyprzedzały one opinie Schumanna, który powiedział: „Panowie, czapki z głów, oto geniusz”. To Mochnacki wcześniej mianował go geniuszem, ale ważniejsze niż geniusz jest jego stwierdzenie, że to co gra Chopin jest „prawdą”, gdyż nie ma w niej emfazy czy patosu.
Chopin zaczynał karierę jako pianista, który komponuje. Koncertował w Wiedniu i Paryżu. W stolicy Francji pierwszy koncert dał w lutym 1932 r. i od razu był on wielkim sukcesem. Fransois Fetis, ówczesny „papież” krytyków muzycznych napisał, że przyjechał młody pianista z Warszawy, który we wszystkim co zaprezentował, w melodii, harmonii, rytmie, fakturze fortepianowej, jest oryginalne.
Przez pierwsze pięć lat w Paryżu Chopin jest koncertującym pianistą. W 1836 r. odbył się jeden koncert, który mu się nie udał, który sam zorganizował w Operze Paryskiej na rzecz biednych polskich emigrantów. Wykonał swój koncert fortepianowy. Jednak jak na warunki sali operowej grał za cicho i występ nie zrobił większego wrażenia. Już wtedy dojrzewało w nim to, aby z koncertującego pianisty, który pisze muzykę stał się kompozytorem, który od czasu do czasu koncertuje. Stał się pianistą kameralnym i tylko czasami, ubłagany przez przyjaciół dawał koncerty w Sali Pleyela w latach 1841, 1842 i 1848 r. W jednej z recenzji z koncertu Liszt napisał, że była na nim francuska elita talentu – artyści, urody – piękne kobiety, pieniądza – bankierzy i polityki. Były to nieprawdopodobne sukcesy. Natomiast niemiecki poeta Heinrich Heine w korespondencji z Paryża dla niemieckich gazet i inni pisali, że są znakomici pianiści jak Liszt, Zygmunt Thalberg, ale jest jeden, który ich wszystkich przewyższa i to jest Chopin. W rankingach pianistów zawsze był tym pierwszym lub lepszym od innych. Balzak powiedział kiedyś, że kto nie usłyszał Chopina nie może mówić o Liszcie. „Chopin to anioł a Liszt to diabeł” – wyznał francuski pisarz. Także podczas pianistycznego turnieju między Lisztem z Thalbergiem zastanawiano się, kto jest lepszy i pisano, że odpowiedź jest jedyna – Chopin. W latach 40 XIX w. nie chciał już popisywać się w salach koncertowych. Dobrze czuł się przed kameralną publicznością.
Koncerty gwarantowały mu niezależność finansową.
– Koncerty przynosiły mu również wielkie sukcesy finansowe. Sand w jednym z listów do swojego kuzyna napisała, że Chopin na jednym koncercie uderzeniami dwóch rąk przez 2 godz. zarobił 6 tys. franków i będzie mógł pływać w złocie całe lata.
Jaki miał charakter? Czy był sangwinikiem, czy cholerykiem?
– Był bez wątpienia sangwinikiem. Reagował nieprawdopodobnie żywo, spontanicznie i wyraziście na rzeczywistość. Posiadał także znakomity talent aktorski i parodystyczny. Na to nakładała się jego wysoka kultura osobista, która powodowała, że uważano go za hrabiego bądź księcia. Chopin inaczej zachowywał się w środowisku oficjalnym, gdzie był jak książę a inaczej pośród swoich bliskich, przede wszystkim Polaków. Wtedy był całkowicie sobą. Słynne były jego spotkania w Hotelu Lambert w Paryżu u Czartoryskich, podczas których grał godzinami dla bawiącego się towarzystwa. Także podczas pobytów w Nohant jeździ na osiołku u boku dosiadającej konia Sand. Proszę sobie wyobrazić, jak to wspaniale musiało wyglądać. Lubił grać w bilard z gośćmi a w szachy z Solange i zawsze grał tak, aby z nią przegrywać. Tam też z Pauliną Viardot brał udział w odpustach i zabawach ludowych. Nie było w tym żadnego rozdwojenia osobowości. W salonach wykonywał zawód pianisty, a w swoim towarzystwie był całkowicie sobą.
Jak na Chopina reagowały kobiety?
– W relacjach z kobietami Chopin był tak wrażliwy, że nie umiem z nim porównać żadnego innego kompozytora. Jak mówią o tym dziesiątki świadectw reagował na urodę kobiet żywo i z olbrzymią kulturą. Można powiedzieć, że jego reakcje były platoniczne. Ktoś go nawet posądził o donżuanizm, z czego w liście do przyjaciela śmiał się. Żywo reagował na urodę i fluidy płynące od kobiet. Z drugiej strony towarzyszyło mu uwielbienie ze strony płci pięknej. Przypomnijmy, że trzy czwarte jego uczniów stanowiły kobiety, w tym najpiękniejsze damy Europy. Sand kiedyś napisała dość złośliwie, że zakochiwał się w trzech kobietach podczas jednego wieczoru. Nie obrażał się i na to, i odpowiadał, że na tworzenie takich opinii można pozwolić autorce romansów.
Czy spełnił się w miłości?
Jego miłość do George Sand na pewno była spełniona. Podobnie można mówić o spełnionej miłości na początku lat 30 XIX w. w stosunku do Delfiny Potockiej. Była ona zawsze przy Chopinie w najważniejszych momentach jego życia, przede wszystkim przy śmierci. Podczas jego konania śpiewała mu ulubione utwory. Darzyła go uczuciem, które pozostało do końca żywe. Chopin ostatnią ze swoich pieśni napisał do słów Zygmunta Krasińskiego, które otrzymał od Delfiny „Z gór gdzie dźwigali”. Tę pieśń wpisał do jej sztambucha i podpisał: „Nella miseria”. Są to słowa z „Boskiej Komedii” Dantego – „nie ma dotkliwszej boleści, niźli dni szczęścia wspominać w niedoli”. Słowa te świadczą, że piękna przyjaźń Chopina z Delfiną dotrwała do końca.
A z George Sand…
– Drugą spełnioną miłością była George Sand. Była to jakaś forma odpowiedzi na niespełnione uczucie do Marii Wodzińskiej. Był z nią poufnie zaręczony, ale niestety nic z tego nie wyszło. Sand przede wszystkim oszalała na punkcie jego muzyki i jego osobowości. Walczyła o niego zacięcie. To dla niego ubierała się w biało-czerwone stroje i zawierała znajomości z Polakami, m. in. z Mickiewiczem, aby być blisko niego. W końcu zdobyła jego serce. Napisała o tym w obszernym liście do przyjaciela Chopina, Wojciecha Grzymały, w którym argumentuje, że nie byłby on szczęśliwy w związku z Wodzińską. Wybuchło wzajemne nie tylko gorące uczucie ale i namiętność. Skończyło się to jednak podczas pobytu na Majorce, kiedy Chopin musiał wracać do Paryża po ostrym ataku gruźlicy. Ich związek trwał kilka lat. Później ze strony Chopina była to miłość, a ze strony Sand przyjaźń. Opiekowała się nim jak pielęgniarka, przekraczała siebie i pod jego wpływem stała się kimś innym.
Mimo, że ich uczuciowy związek skończył się, to moim zdaniem Chopin się w nim spełnił. Popatrzmy, w latach ich związku pomiędzy 1839-47 napisał on prawie wszystkie swoje najgenialniejsze utwory. Były one skomponowane pod gościnnym dachem Nohant. I cokolwiek powiemy o George Sand, to nie możemy zapominać, że ona mu to umożliwiła. Na pewno motywowała go swoim zachwytem nad jego sztuką. W jednym z listów pisze, że Chopin napisał trzy nowe mazurki, które są więcej warte niż wszystkie powieści XIX wieku. Stwierdziła to z przesadą ale szczerze. W swoich wspomnieniach „Historia mojego życia” Sand napisała najpiękniejsze słowa o Chopinie, jakie można było napisać, jako o najwspanialszym artyście. jakiego w życiu spotkała. Tam znalazło się także jedno zdumiewające zdanie: „Jednego nie mogę mu wybaczyć – jego zasklepienia w katolicyzmie”.
Właśnie, czy był religijny? Są różne opinie na ten temat. m.in. że był indyferentny religijnie…
– Nie tylko mówiono o jego indyferentyzmie religijnym, a nawet pisano, że jest ateistą. Takie opinie powstały już pod koniec XIX w. Pisał o tym Ferdynad Hoesick w monografii „Chopin. Życie i twórczość”. Jego zdaniem, już sam związek z George Sand świadczy o tym, że nie był religijny. Po prostu żyli bez ślubu. Oczywiście Chopin miał z tego powodu wyrzuty sumienia, inaczej Sand nie napisałaby o „zasklepieniu w katolicyzmie”. Potem dodawano inne argumenty. Filozof religii Andrzej Nowicki w tekście „`Religia` Fryderyka Chopina” wyliczył, że w listach Chopina słowo „Bóg” pojawia się 70 razy i, że użył go tylko w konwencjonalnym sensie np.: „Dałby Bóg, aby była pogoda”. Otóż posprawdzałem, jak to wyglądało i mogę stwierdzić, że wszyscy zarzucający Chopinowi niereligijność, nie wiem z jakich powodów, ale zamykają oczy na fakty. Hoesick musiał znać opinię Sand o jego „zasklepieniu w katolicyzmie” i nie wiem, dlaczego nie chce tego przyjąć do wiadomości, że przecież to stwierdzenie jest koronnym i wystarczającym argumentem za religijnością Chopina. Kolejnym argumentem jest także użycie 70 razy słowa „Bóg”. Chopin używa go kilkadziesiąt razy w sposób właśnie niekonwencjonalny np. w liście do przyjaciela: „Niech Cię Bóg prowadzi, ja się tu pomodlę”, czy słowa skierowane do młodego pianisty: „Niech Bóg błogosławi Twojej pracy”. Idźmy dalej, czy indyferentny religijnie człowiek pisałby tak: „Dziś wilia Bożego Narodzenia, tutaj tego nie znają”, czy „Dziś Wielkanoc” czy też „Dziś środa – Popielec”. Takie i podobne słowa znajdujemy w listach Chopina z Wiednia, Paryża i innych miejsc. Czy ateista pisałby, że danego dnia przypadają kościelne święta. Aby tak pisać trzeba być autentycznie wierzącym człowiekiem.
Ponadto mamy jeszcze liczne świadectwa religijności Chopina pochodzące z najbliższego otoczenia Chopina….
– Oczywiście. Weźmy monografię Liszta „Chopin” z 1852 r. w której pisze on o nim jako o człowieku „głęboko religijnym i szczerze przywiązanym do katolicyzmu”. Inne świadectwa pochodzą od np. innego gorliwego katolika jakim był Eugène Delacroix. Wcześniej w jednym z listów do przyjaciela Tytusa Woyciechowskiego z 1828 r. Chopin napisał: „Od tygodnia nicem nie napisał, ani dla ludzi, ani dla Boga”. Jak zatem zrozumieć te słowa u kompozytora, który nie napisał żadnego utworu religijnego?
No właśnie, dlaczego nic takiego nie skomponował? Czy była to kwestia ówczesnego stylu, mody?
– Przeciwnie! W tamtym czasie była moda na pisanie utworów religijnych. Na to, że Chopin nie pisał utworów sakralnych złożyły się dwie sprawy: miał mocne poczucie własnej wartości i znał swoje granice twórcze oraz cechowała go skromność. Nie wchodził w dziedziny, w których czuł, że nie jest kompetentny. Za swój instrument wybrał fortepian i komponując na ten właśnie instrument czuł się najlepiej. Był to wybór jego życia. Chopin nie tylko nie napisał utworu religijnego ale np. nie skomponował opery, mimo nacisków choćby ze strony swojego mistrza Józefa Elsnera. Ponadto jest to wspaniała jego cecha, że nie pisał zawodowo. Pisał dla wyrażania siebie i dlatego znalazł instrument, który najbardziej mu odpowiadał. W jednym z listów do Woyciechowskiego napisał, że „fortepianowi gadam to, co bym tobie był nieraz powiedział”. Także Sand napisała, że Chopin był zamknięty na zewnątrz, do swojego sanktuarium nie wpuszczał nikogo i całe swoje wnętrze oddawał w muzyce. Co charakterystyczne, i Sand, i Liszt piszą o niedostępności do wnętrza Chopina. Obie te osoby jednak nie wiedzą, że Chopin otwierał się ponad miarę, a mianowicie w listach do swoich najbliższych i przyjaciół Polaków. Wymieńmy choćby korespondencję z Woyciechowskim, Janem Matuszyńskim, czy „Dziennik stuttgarcki”. W tym ostatnim padają słowa podobne do słynnego fragmentu Wielkiej Improwizacji Mickiewicza: „O Boże jesteś Ty! Jesteś i nie mścisz się! – czy jeszcze ci nie dosyć zbrodni moskiewskich – albo- alboś sam Moskal”.
Czy Chopin jako kompozytor był bardziej intuicjonistą, czy racjonalistą?
– Jan Ekiert powiedział kiedyś: „Chopin miał głowę w chmurach, ale chodził mocno po ziemi”. „Po ziemi” to jest jego oświeceniowo- klasyczne wychowanie zdobyte po okiem ojca, Mikołaja Chopina, w Liceum Warszawskim Bogumiła Lindego i Józefa Elsnera. Zdobył racjonalne, oświeceniowe wykształcenie. Natomiast dzięki matce i przyjaciołom domu jak Witwicki, Kazimierz Brodziński ukształtowało się w nim poczucie romantyczne i religijne. Dzięki temu stał się najwybitniejszym przedstawicielem Romantyzmu w muzyce. Paradoksalnie był romantykiem, który negował większość podstawowych tez tej epoki. Nie nawiązywał do Średniowiecza. Brak u niego reakcji na fantastyczność. Fantastyczność nie opanowana przez formę jest u Chopina nie do przyjęcia. Nie ma też u niego połączenia słowa z muzyką – pieśni są marginesem w jego twórczości. Dalej zauważamy u Chopina brak utworów programowych tak jak to ma miejsce u Hektora Berlioza czy Liszta. Mimo baraku tych cech ten ostatni napisał w monografii, że Chopin był przywódcą szkoły romantycznej.
Takich paradoksów jest u Chopina o wiele więcej…
– Równie paradoksalny jest jego stosunek do heroizmu, patriotyzmu i Ojczyzny.
Miał u współczesnych sobie opinię „pianisty i kompozytora politycznego”…
– U Chopina patriotyzm obudził się bardzo żywo przez przyjaźń z Mochnackim już w 1829 r. W 1830 pisze „Hulankę” a rok później „Wojaka” oraz Poloneza Es-dur. W przededniu Powstania Listopadowego jedzie do Wiednia. Fakt ten stał się dla niego wielką traumą, gdyż większość jego przyjaciół w różny sposób brała w nim udział. Zatem obok traumy w sferze erotycznej widoczna jest u Chopina trauma w sferze patriotycznej. Jarosław Iwaszkiewicz zwrócił na to uwagę, że przez tę traumę powstało w Chopinie „pęknięcie”, które dało nam wielką sztukę. To jest właśnie paradoks. Pisze on muzykę, która nie ma żadnej dedykacji jak np. „Bitwa pod Ostrołęką” czy „Sobieski pod Wiedniem”. Choć przebywał w otoczeniu Czartoryskiego, Niemcewicza, Mickiewicza to nie skomponował żadnego utworu z patriotycznym tytułem, a mimo to wszyscy czują w jego muzyce polskość i patriotyzm. I to nie tylko w polonezach czy mazurkach. Napisał o tym już Liszt, że polskość muzyki Chopina nie polega na rytmie mazurków, czy polonezów. Moim zdaniem jest tak dlatego, że Chopin nie tylko oparł się na folklorze, lecz na powszechnie śpiewanych pieśniach polskich takich jak m. in. „Miesiąc już wzeszedł psy się uśpiły” czy „Tam na błoniach błyszczy kwiecie”. Istotę muzyki Chopina nie tylko oddają bardzo dobrze słowa Cypriana Kamila Norwida: „I była w tym Polska – od zenitu Wszechdoskonałości dziejów”. Podobnie napisał uczeń Liszta i Chopina – Wilhelm von Lenz, który w 1872 r. opublikował książkę „Wielcy wirtuozi fortepianu naszego czasu poznani osobiście”. „Jest to jedyny pianista polityczny naszego czasu” – napisał. Dowodami patriotyzmu Chopina jest także odmowa przedłużenia rosyjskiego paszportu, mimo, że błagał go o to ojciec, czy liczne koncerty na rzecz rodaków. Berlioz we wspomnieniu pośmiertnym napisał, że tylko Polacy wiedzą, gdzie się podziała fortuna Chopina. Przypomnijmy, że był jednym z najlepiej opłacanych pianistów i nauczycieli fortepianu, człowiekiem zamożnym, po którego śmierci okazało się, że nie pozostawił po sobie ani grosza. W każdej recenzji pisano o Chopinie jako o Polaku, jego polskiej muzyce a nawet jak to określił Balzak: „Był bardziej polski niż Polska”.
I „ludowe podniósł do ludzkości” by znów zacytować słowa Norwida….
– Chopin pokazał, że nie trzeba pisać muzyki religijnej, swoich kompozycji sygnować jak Haydn: „Ad maiorem Dei gloriam” – „Na większą chwałę Bożą”, aby pisać prawdziwie na chwałę Boga, by powtórzyć raz jeszcze jego słowa: „Nie napisałem nic dla ludzi ani dla Boga”. Muzyka, aby mieć Boże piętno, nie musi posiadać w nazwie „religijna”. Chopin pisał z ludzkich pobudek dla ludzi, nigdy w duchu romantycznego egotyzmu. Po skomponowaniu jednego ze swych arcydzieł Fantazji f –moll napisał: „Dziś skończyłem Fantazję – i niebo piękne, smutno mi na sercu – ale to nic nie szkodzi. Żeby inaczej było, może by moja egzystencja nikomu na nic się nie przydała. Schowajmy się na po śmierci”. Słowa te są dowodem, że idea służby była celem i sensem jego egzystencji.
Parafrazując słowa Gombrowicza: „Chopin wielkim Polakiem był”. Czy Polacy dzisiaj słuchają i rozumieją Chopina?
– Nie można powiedzieć, że wszyscy, ponieważ nigdy tak nie było, że wielka sztuka, muzyka docierała do wszystkich. Rok Chopinowski niesie z sobą niebezpieczeństwo, że zabije poczucie bliskości Chopina u nadwrażliwych jego wielbicieli. Będą go mieli za dużo na co dzień. Chopin nie da się nie kochać, nie może być daleki. Mamy do czynienia z falą fascynacji jego osobą i muzyką na całym świecie. Pytając ludzi z Dalekiego Wschodu o muzykę odpowiadają: Chopin a później długo, długo nic i dopiero pojawiają się: Bach, Beethoven czy Mozart. Zdaje się on do ludzi z tamtych kręgów kulturowych lepiej i szerzej przemawiać.
Czym tłumaczyć tą wręcz fanatyczną fascynację Chopinem Japończyków, Koreańczyków, czy Chińczyków?
Tłumaczę to tym, że jego muzyka jest świadectwem tego, co powiedział Norwid o sztuce w kontekście Chopina i muzyki w poemacie „Promethidion”: „Cóż wiesz o pięknem ?…”…“Kształtem jest Miłości”. Muzyka Chopina jest „kształtem miłości”, a miłość wzbudza miłość. Jeśli zamienimy słowo „miłość” na „uczucie”, to muzyka Chopina jest wyrazem uczuć życzliwych, które wywołują potrzebę kontaktu z drugim człowiekiem. Markiz Astolphe de Custine, autor „Listów z Rosji” napisał do Chopina: „Jedynie sztuka taka, jak Pan ją pojmuje, zdoła łączyć ludzi rozdzielonych realną stroną życia. Ludzie kochają się i wzajemnie rozumieją przez Chopina”. Natomiast Stefan Kisielewski napisał, że działanie muzyki Chopina apeluje nie do sali koncertowej, lecz do każdego słuchacza w sposób niepowtarzalny, głęboki i intymnie. Jest to na pewno fenomen jego muzyki a nawet tajemnica jego dzieła.
Których utworów Chopina słucha Pan Profesor najchętniej?
– Nokturny, ballady, scherza, etiudy i sonaty. Jednak jego muzykę ujmuję jako całość. Kiedy chcę być bardziej podniesiony na duchu, to słucham niektórych walców, które skrzą się radością, dowcipem. Ale także uwodzi mnie ulotność Impromptu, które tak podziwiał francuski pisarz Andre Gide. Pisane jakby lekkim piórem od niechcenia. Jak nie słuchać ze wzruszeniem Sonaty b-moll, o której Witold Lutosławski mówił, że jej pierwsze akordy są jak „bryła w skale”. W tej chwili dobrych chopinistów mamy już dziesiątki i to jest wspaniale móc słuchać Chopina ciągle innego. Każdy pianista, który posiada indywidualność, ma swojego Chopina. On jest prawdziwy, gdy jest on zarazem jego. Także Ivo Pogorelića, którego odsądza się od czci i wiary za to, że nie wykonuje Chopina według pewnych kanonów. Ale jednak dla mnie jego interpretacja Sonaty b moll jest genialna.
A których wykonawców Chopina ceni sobie Pan Profesor najbardziej?
– Też mi trudno powiedzieć. Różni pianiści różnie wykonują określone utwory Chopina. Mam taką oto listę. Etiudy świetnie wykonuje Maurizio Pollini. Ballady i koncerty fortepianowe lubię słuchać w wykonaniu Krystiana Zimermana, nokturny grane przez João Maria Piresa, scherza przez Pogorelića, preludia przez Martę Argerich, Sonatę wiolonczelową g-moll na fortepian i wiolonczelę w fenomenalnym wykonaniu Argerich i Mścisława Rostropowicza, a walce w wykonaniu Diny Joffe. Zastrzegam, że moje oceny są także zmienne. Może pojawić się pianista, który wykonaniem jakiegoś utworu mnie zachwyci. Chopina grają dobrze ci pianiści, którzy osiągnąwszy pewną klasę, przy wykonywaniu dają z siebie maksimum, i nie zapominają o kompozytorze. Muszą jego muzykę zinerioryzować a później zespolić ze swoją osobowością i wykonać jako swoją. Wtedy powstaję niepowtarzalne wykonanie, tak jak niepowtarzalny jest każdy człowiek.
Zgadza się Pan Profesor ze słowami Norwida, z cytowanego już poematu „Promethidion”, które chyba w najlepszy sposób oddają istotę dzieła Chopina: „W Polsce od grobu Fryderyka Chopina rozwinie się sztuka, jako powoju wieniec, przez pojęcia nieco sumienniejsze o formie życia, to jest o kierunku pięknego, i o treści życia, to jest o kierunku dobra i prawdy. Wtedy artyzm się złoży w całość narodowej sztuki”?
– Nie znam trafniejszej syntezy dzieła Chopina niż poetycka refleksja Norwida, i ta z 1849 r. czyli nekrolog, który poeta zamieścił w „Dzienniku Polskim”: „Rodem Warszawianin, sercem Polak, a talentem świata obywatel Fryderyk Chopin, zszedł z tego świata”, a potem wiersz „Fortepian Chopina” i „Promethidion”, a także „Czarne” i „Białe kwiaty”. A mówię to znając główną literaturę recepcji Chopina. Nie ma lepszej syntezy jego dzieła, choć niektórzy zbliżają się do właściwego ujęcia istoty jego sztuki. Witold Lutosławski, który mówił, że wraca do Chopina, gdy się źle poczuje i dzięki niemu uzyskuje nowe siły a także, że jego muzyka kojarzy mu się z uczuciem, jakby idąc ulicą człowiek unosił się w górę. Mając świadomość, że będąc w wieku, kiedy wyrzucił na margines piękno i wzruszenie Lutosławski wspominając pierwsze spotkania z Chopinem miał odwagę wyznać, że w dzieciństwie słysząc Scherzo b-moll chował się pod stół, aby ukryć łzy. Dla niego wzruszenie to reakcja na wartość jaką niesie muzyka Chopina, która nie jest bynajmniej zabawą klawiszami. W XX w. usiłowano nam poprzez muzykologię wmówić, co praktykowano w niektórych szkołach pianistycznych, że muzyka Chopina to wirtuozowski popis. U niego wirtuozeria szybko przestała być celem a stała się jedynie środkiem w jego kompozytorskim warsztacie.
Rozmawiał Krzysztof Tomasik
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.