Prymas Wyszyński a władze komunistyczne
15 sierpnia 2021 | 15:00 | Tomasz Wiścicki | Warszawa Ⓒ Ⓟ
Stosunek prymasa Stefana Wyszyńskiego do komunistycznej władzy nie był wbrew pozorom niezmienny. Ewoluował wraz z upływem czasu, zmianami w polityce władz, zwłaszcza w stosunku do Kościoła i w związku ze zmieniającą się sytuacją Kościoła i narodu. Zachowując pryncypialność co do zasadniczych celów, przede wszystkim zachowania niezależności Kościoła od władzy, a także dobra narodu, prymas Wyszyński umiejętnie zmieniał taktykę, wybierając te środki, które w danym czasie najlepiej służyły przyjętym przezeń celom.
1945-1953: obrona Kościoła, ustępstwa, non possumus
Prymas Wyszyński uznał powojenne przemiany społeczne za niezbędne. Uważał, że Kościół nie ma powodu bronić niesprawiedliwego kapitalizmu. „Ustrój poprawia się w widoczny sposób” – pisał już jako biskup lubelski, w liście na adwent 1946 r. Później, gdy komuniści pokazali, jak w praktyce realizują przemiany społeczne, Prymas już takich deklaracji nie składał. Aprobował jednak reformę rolną, nacjonalizację przemysłu, a nawet gospodarkę planową, zdecydowanie odrzucał natomiast walkę klas. Nie zareagował na przejęcie przez władze dóbr martwej ręki (nieruchomości ziemskich należących do Kościoła) – uważał, że to w istocie posłuży Kościołowi, zbliżając księży do ludu.
Prymas długo miał nadzieję, że komunizm w Polsce nie będzie ateistyczny, choć jego wiedza o sowieckim komunizmie podpowiadała mu sceptycyzm w tej kwestii. We wspomnianym liście z 1946 r. opowiedział się w obronie praw człowieka – ten język jeszcze długo nie był w Kościele używany. W praktyce, wobec nieprzejednanej walki z Kościołem, podjętej przez komunistyczne władze od samego początku, skupiał się przede wszystkim na obronie Kościoła i praw ludzi wierzących.
W kraju wyniszczonym straszliwą wojną i okupacją prymas apelował o spokój, pochwalał amnestię dla podziemia, apelował o ujawnianie się. Domagał się od biskupów zakazania księżom działalności politycznej, zwłaszcza konspiracyjnej. W obliczu prześladowań Kościoła wzywał do miłości nieprzyjaciół „Nie walczcie z ludźmi, tylko z szatanem!” – apelował do księży w 1949 r.
Prymas uważał, że Kościół ma działać w każdych warunkach, rozmawiać z każdym państwem, także komunistycznym. „To nie koniunktura […]. To zasada” – mówił w 1953 do swego partyjnego rozmówcy Franciszka Mazura. Nie zamierzał być przywódcą opozycji, irytował się, gdy nazywano go interreksem. Dlatego też od początku dążył do porozumienia z władzą, nie tylko z pobudek taktycznych.
Prymas doprowadził do utworzenia w sierpniu 1949 rządowo-kościelnej Komisji Mieszanej, pracującej nad porozumieniem. Jej pracom towarzyszyły antykościelne posunięcia władz. Prymas protestował przeciw nim na form komisji i w listach do władz, ale wierny zasadzie „nie obrażamy się, rozmawiamy”, nie zrywał rokowań.
Priorytetem dla prymasa w czasie otwartych prześladowań Kościoła było zachowanie jego maksymalnej niezależności od władz, zwłaszcza w kwestii obsady stanowisk kościelnych, przede wszystkim biskupich. Dla osiągnięcia tego celu gotów był na daleko idące ustępstwa.
W podpisanym 14 kwietnia 1950 porozumieniu z rządem za sukces Kościoła uznał przede wszystkim zgodę władz na zachowanie zwierzchnictwa papieża w sprawach wiary, moralności i jurysdykcji kościelnej, co zapobiegało planom komunistów oderwania Kościoła w Polsce od Rzymu. Rząd zobowiązywał się też do nieograniczania nauki religii w szkołach, zachowania katolickich szkół, stowarzyszeń i prasy, zgodę na działalność charytatywną, katechetyczną, kult publiczny, procesje, pielgrzymki, duszpasterstwo w szpitalach, wojsku i więzieniach, swobodę działania zakonów, a także odraczanie służby wojskowej kleryków.
Biskupi zobowiązywali się wystąpić do Watykanu o ustanowienie diecezji na Ziemiach Zachodnich, co akurat łączyło władze i Kościół. Watykan jednak odmawiał wobec braku traktatu pokojowego z Niemcami.
Cena za te deklaracje – niespotykane w innych krajach pod władzą komunistów – była jednak wysoka. Kościół zobowiązywał się do wpłynięcia na księży, by nie przeciwstawiali się kolektywizacji, deklarował też zwalczanie „zbrodniczej działalności band podziemia”.
Prymas był zdania, że tak daleko idące ustępstwa były dla władzy warunkiem podpisania porozumienia. Uważał, że warto było je zawierać, nawet jeśli rządzący łamali wszystkie swoje zobowiązania. W jego opinii stanowiło ono jednak jakieś ograniczenie działania władz – można się było do niego odwoływać. Dlatego zawarł porozumienie mimo sprzeciwu części episkopatu, dlatego bronił go wobec wiernych, a także Piusa XII i Watykanu.
Prymas Wyszyński upominał „księży patriotów”, kolaborujących z władzą, ale w obawie przed rozłamem w Kościele nie stosował konsekwentnie dekretu św. Oficjum, grożącego ekskomuniką katolikom współpracującym z komunizmem. Odwołał się do dekretu dopiero na początku 1953 r., gdy „księża patrioci” zażądali zmian personalnych w Kościele.
Po zawarciu porozumienia ataki władz tylko się nasiliły. Jest to okres ustępstw Prymasa, w zamian za ograniczenie strat i uniknięcie najgorszego: przejęcia kontroli nad Kościołem przez władze. Mimo to prymas protestował wobec władz, choć zwykle nie publicznie.
Gdy w 1951 r. władze usunęły administratorów apostolskich na Ziemiach Zachodnich i mianowały powolnych sobie wikariuszy kapitulnych – Prymas ustanowił ich wikariuszami generalnymi, zatwierdzając niejako bezprawne posunięcia władz. W 1952 r., po wygnaniu biskupów katowickich ze swej diecezji za protest przeciw usuwaniu religii ze szkół, przyznał uprawnienia ks. Filipowi Bednorzowi, narzuconemu przez władze wikariuszowi kapitulnemu w Katowicach. Prymas publicznie odciął się od księży z kurii krakowskiej, fałszywie oskarżonych w pokazowym procesie – w zamian wikariuszem kapitulnym w Krakowie został bp Franciszek Jop, a nie kandydat władzy.
W tym samym czasie Prymas był głównym autorem memoriału do władz, apelującego o uszanowanie praw ludzi wierzących i Kościoła w nowej konstytucji z 1952 r. Uzgadniał z władzą przedstawiane papieżowi kandydatury na biskupów. Gdy władze zażądały, by wysyłać tylko jedną kandydaturę, co oznaczałoby w praktyce kontrolę komunistów nad mianowaniem nowych biskupów, prymas szukał formuły możliwej do przyjęcia dla władz i zapewniającej niezależność Kościoła. Dzięki tym staraniom w stalinowskiej Polsce mimo wszystko byli biskupi.
Prymas spotykał się ze stalinowskim wielkorządcą Bolesławem Bierutem. Rozmowy z nim wspominał dobrze. Z trudnych do zrozumienia powodów Bieruta cenił najwyżej ze wszystkich przywódców: uważał, że jest „szczerze zatroskany o los Polski”.
Gdy władze uznały, że Prymas nie jest godny rozmawiać z samym Bierutem, rozmówcą prymasa stał się Franciszek Mazur, członek Biura Politycznego KC PZPR. Prymas bezskutecznie przekonywał go do zaprzestania dalszych nacisków w sprawach personalnych, apelował o powrót religii do szkół i zelżenie cenzury. W zamian za to proponował dalsze ustępstwa – instrukcje dla duchowieństwa, zobowiązującą do powstrzymania wszelkich wystąpień przeciw władzom, dla prefektów szkolnych i redaktorów prasy katolickiej.
Władze jednak ani myślały przyjąć tych propozycji. Odpowiedzią był dekret Rady Państwa z 9 lutego 1953 o obsadzie stanowisk kościelnych, zgodnie z którym wszelkie zmiany na kościelnych stanowiskach, od wikarego do biskupa, miałyby się odbywać za zgodą władz, za działalność „sprzeczną z prawem i porządkiem publicznym” (czyli dowolni, uznani za takich przez władze) duchowni mieli być usuwani, a wszyscy księża musieli ślubować wierność PRL.
Mimo to prymas Wyszyński jeszcze dwa razy spotkał się z Mazurem. Protestował, nie zgadzał się na żądanie zdjęcia ekskomuniki z „księży patriotów”, ale i proponował dalsze ustępstwa. Jednak władze chciały już tylko kapitulacji – komuniści uznali ustępstwa za oznakę słabości Kościoła.
Teraz jednak prymas wyraźnie usztywnił swe stanowisko, także ze względu na lekką odwilż po śmierci Stalina. Owocem była deklaracja z 8 maja 1953, znana jako „Non possumus”. Prymas na 25 stronach wytykał władzom łamanie porozumienia, wyrażał sprzeciw wobec dekretu. „Rzeczy Bożych na ołtarzach Cezara składać nam nie wolno. Non possumus!” – brzmiały ostatnie słowa deklaracji, nieupublicznionej, ale przesłanej do Bieruta. 4 czerwca 1953, w Boże Ciało, wygłosił „najbardziej wrogie” – w ocenie władz – kazanie, powtarzające argumentację memoriału.
Mimo to Prymas zgodził się na ślubowanie, nie było natomiast zgody na usuwanie i mianowanie przez władzę biskupów – tu od początku była granica ustępstw prymasa Wyszyńskiego.
20 lipca 1953 prymas napisał bezskuteczną prośbę o uwolnienie biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka, któremu wytoczono pokazowy proces o urojone a bardzo ciężkie przestępstwa. Dzień po skazaniu biskupa na 12 lat więzienia, 23 września 1953, zapadła decyzja o uwięzieniu Prymasa. Następnego dnia Bolesław Piasecki, przywódca współpracującego z władzą ruchu PAX, przekazał propozycję uniknięcia więzienia w zamian za potępienie biskupa. Prymas się na to nie zgodził i napisał list odrzucający oskarżenia.
25 września 1953 wieczorem Prymas wygłosił kazanie w warszawskim kościele św. Anny. „Kościół będzie wiecznie żądać prawdy i wolności. Może dlatego Kościół ma tyle wrogów” – mówił prymas. Około 22.30 został internowany.
1953-1956: Uwięzienie
Przez następne trzy lata bezpośrednimi rozmówcami prymasa Wyszyńskiego byli jedynie pilnujący go ubecy. Prymas protestował wobec nich na bezprawne uwięzienie pod kłamliwymi zarzutami łamania porozumienia, działania sprzecznego z racją stanu wobec Ziem Zachodnich oraz działalności antypaństwowej. Chciał pisać list do Bieruta albo Mazura, ale – i to dopiero po dziewięciu miesiącach – zezwolono mu na skierowanie pisma do min. Antoniego Bidy, szefa Urzędu ds. Wyznań. Na to z kolei nie zgodził się Prymas.
Po kolejnym miesiącu mógł skierować protest do prezydium rządu. Odrzucił zarzuty władz jako nieprawdziwe. Odpowiedzi, rzecz jasna, nie dostał, podobnie jak na kolejny list, wysłany trzy miesiące później. Bez odpowiedzi pozostały także listy z prośbą o uwolnienie ze względu na stan zdrowia (26 października 1954) oraz o możliwość widzenia się z ciężko chorym ojcem.
Podczas uwięzienia modlił się regularnie za swych prześladowców – Bieruta, Mazura, Bidę, Edwarda Ochaba, „partię, UB, więziennych dozorców”.
Gdy władze zorientowały się, że nie tylko nie mają szans na planowany na początku proces pokazowy Prymasa, a nadchodząca z Sowietów polityczna odwilż sprawia, że uwięzienie staje się problemem dla władz, przedstawiciel bezpieki w randzie podpułkownika zaproponował Prymasowi zelżenie rygoru w zamian za zobowiązanie do powstrzymania się od wszelkiej działalności publicznej, a nawet niedopuszczenie do protestów w jego sprawie. Prymas odmówił, uważając, że zgoda oznaczałaby usankcjonowanie przezeń bezprawia.
W miarę łagodzenia reżimu w PRL łagodniała też izolacja Prymasa. Pojawiły się otwarte żądania jego uwolnienia. Gdy 26 października 1956 – a więc w trakcie tzw. polskiego Października, czyli masowych wystąpień społecznych na rzecz zwiększenia wolności – do uwięzionego Prymasa przyjechali bliscy współpracownicy nowego I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki, Zenon Kliszko i Władysław Bieńkowski – Prymas postawił im warunki! Zażądał odwołania dekretu o obsadzaniu stanowisk kościelnych, powrotu wygnanych biskupów, usunięcia narzuconych przez władze wikariuszy kapitulnych we Wrocławiu i Katowicach, przywrócenia Komisji Mieszanej, niezależności prasy katolickiej. Sam zobowiązał się do poparcia nowej ekipy władzy. Dwa dni później warunki zostały przyjęte. Prymas – na własnych warunkach! – wrócił na swe urzędy.
1956-1970: Od warunkowego poparcia Gomułki do konfliktów z antykościelnym sekretarzem
Jesienią 1956 r. Polska stanęła na rozdrożu. Społeczeństwo chciało demokratyzacji, a nowa władza – swojej stabilizacji. Równocześnie na Węgrzech trwało powstanie, krwawo tłumione przez Armię Czerwoną. W tej sytuacji prymas Wyszyński za swój obowiązek uznał przede wszystkim – jak wcześniej i później w chwilach przesileń – niedopuszczenie do rozlewu krwi. Jak mógł, tonował nastroje. Mówił, że zamiast umrzeć w chwale, trzeba cierpliwie znosić trudności. W tym duchu przemawiał nawet – po raz pierwszy! – w oficjalnym Polskim Radiu
Dążenie do uspokojenia nastrojów i uniknięcia losu Węgier sprawiło, że jedyny raz w historii PRL episkopat wezwał do udziału w tzw. wyborach, 20 stycznia 1957 r. Wziął w nich udział (też jedyny raz) osobiście prymas Wyszyński, który wcześniej spotkał się z premierem Józefem Cyrankiewiczem, skądinąd współodpowiedzialnym za jego uwięzienie.
Wydaje się, że prymas w pewnym stopniu – choć zapewne mniejszym niż ogół społeczeństwa – uległ też powszechnym wówczas nadziejom na trwałe pozytywne zmiany w Polsce, wiązanym z ekipą Gomułki, jeszcze niedawno więzionego przez swych towarzyszy. Dlatego przeżył też rozczarowanie, gdy względna demokratyzacja została szybko zatrzymana. Jednak pośpiech w dążeniu do uregulowania stosunków z władzą wskazuje, że spodziewał się szybkiego odwrotu władz na dawne antykościelne pozycje.
Owocem prac Komisji Wspólnej było tzw. małe porozumienie z 8 grudnia 1956, w znacznej mierze spełniające warunki prymasa, a nawet przywracające naukę religii w szkole. Z kolei w dekrecie Rady Państwa z 31 grudnia 1956 o organizowaniu i obsadzaniu stanowisk kościelnych władze zastrzegły sobie istotny wpływ na kwestie personalne oraz tworzenie parafii i diecezji, miały też możliwość domagania się od Kościoła usuwania „nieposłusznych” księży, pozostał też wymóg składania przyrzeczeń przez duchowieństwo. Prymas twierdził, że dosłowna treść dekretu została narzucona przez władze.
Spór z ekipą Gomułki był nieunikniony. Prymas bronił suwerenności katolickiego narodu, sekretarz, jeśli w ogóle, z konieczności, widział jakąś rolę Kościoła w „socjalistycznym państwie”, to jako element wspierający działania władzy. Jak zauważa biografka prymasa, Ewa K. Czaczkowska, oznacza to, że w konsekwencji Kościół miał służyć partii, dążącej do ateizacji społeczeństwa…
Mimo że Gomułka nie szczędził „kierownikowi episkopatu”, jak o nim mówił, publicznej krytyki, Prymas nigdy nie odwzajemniał mu się tym samym, choć w „Zapiskach” nie brak uwag krytycznych wobec sekretarza. Rozmawiali czterokrotnie: w 1957, 1958, 1960 i 1963. Atmosfera spotkań stopniowo się pogarszała. Obaj rozmówcy zgadzali się, że konieczne jest współistnienie socjalistycznego państwa i Kościoła, jednak o ile Prymas oczekiwał, że państwo respektować będzie wolność religijną, o tyle sekretarz chciał wsparcia Kościoła dla ustroju PRL. Nie tolerował przy tym wkraczania Kościoła w „politykę”, czyli bardzo szeroko rozumianą sferę publiczną. Dążył też do ateizacji narodu, co oczywiście było biegunowo sprzeczne z misją Kościoła.
Stąd gwałtowny konflikt wokół Wielkiej Nowenny i Milenium 1966 r. Dla Prymasa była to przede wszystkim rocznica chrześcijaństwa w Polsce, dla sekretarza – tysiąclecie państwa, którego zwieńczeniem jest PRL. Wielką Nowennę i obchody milenijne Gomułka traktował nie jako przedsięwzięcie religijne, ale jako konkurencję dla swej władzy i uderzenie w polską rację stanu, którą określał on sam. Zarzucał Prymasowi dążenie do władzy i przeciwstawianie Polski Związkowi Radzieckiemu. Prymas podkreślał, że działania Kościoła nie mają charakteru politycznego.
Podobnie musiało dojść do konfliktu na tle listu biskupów polskich do biskupów niemieckich z 18 listopada 1965 r., ze sławnymi, choć często przekręcanymi słowami „udzielamy wybaczenia i prosimy o nie”. Gomułka odebrał go nie jako akt o charakterze moralnym, jak to rozumieli biskupi, ale jako uzurpację episkopatu, który wkroczył na teren polityki, zastrzeżonej – zdaniem komunistów – wyłącznie dla nich. Stąd wszczęta przez władze propagandowa nagonka na biskupów i na Prymasa osobiście, zarzucająca episkopatowi działalność sprzeczną z polską racją stanu, uosabianą przez komunistyczne władze. Opinia ta jest wyjątkowo krzywdząca wobec Prymasa, dla którego podpis pod listem wymagał przezwyciężenia wojennych wspomnień i wynikającej z nich wieloletniej nieufności wobec Niemców.
Władze, umocnione, także dzięki poparciu Kościoła w 1956, i niezadowolone z niezależności episkopatu i Prymasa, utrudniały działalność Kościoła, zwłaszcza wykraczającą poza mury kościołów, na których budowę też przyzwalały bardzo niechętnie. Dlatego Prymas musiał się nieustannie i często bezskutecznie upominać o to, do czego władze się zobowiązały i przeciwstawiać się kolejnym szykanom: usuwaniu krzyży ze szkół, eliminowaniu nauki religii, obciążaniu ogromnymi podatkami, nadzorowi władz nad seminariami, poborowi kleryków do wojska.
W marcu 1968 Prymas wsparł w kazaniu protestującą młodzież. „Władza państwowa nie może zastąpić rozsądku i sprawiedliwości społecznej pałką gumową” – pisali biskupi w liście do premiera Cyrankiewicza. Prymas poparł też, także publicznie, posłów koła „Znak”, których interpelacja na temat ataku milicji na studentów spotkała się z niebywałą napaścią w Sejmie.
Gdy krwawo stłumione przez władzę rozruchy na Wybrzeżu w grudniu 1970 kończyły epokę Gomułki, Prymas nie wezwał do spokoju, uznając, że zostałoby to odebrane jako stanięcie po stronie władzy. Opóźnił jedynie o dwa miesiące czytanie w Kościołach listu o dramatycznym tytule „W obronie zagrożonego bytu narodu” – o złej sytuacji demograficznej, w obronie życia.
1970-1980: Przełom w połowie gierkowskiej dekady
Rządy nowego I sekretarza Edwarda Gierka Prymas powitał dramatycznym kazaniem, w którym przyjął współodpowiedzialność za krew przelaną na Wybrzeżu. „Bo może nie dość wołałem, nie dość upominałem, nie dość ostrzegałem i prosiłem!” – wołał Prymas, wzywając ludzi do przebaczenia, a do władzy apelując – o demokratyzm i wolność.
Jednak początki epoki Gierka nie przyniosły szczególnych zmian w antykościelnej polityce władz, Prymas nie miał więc powodu do zmiany swej postawy. Upominał się o prawa robotników, wolność religijną, prawo do budowy kościołów. Domagał się zniesienia dekretu o obsadzaniu stanowisk kościelnych – ta sprawa została załatwiona „via facti” dopiero za pontyfikatu Jana Pawła II. Nie dawał się wciągnąć w zastawianą przez władze pułapkę szukania poparcia w Kościele. To samo tłumaczył prymas Wyszyński nowemu premierowi Piotrowi Jaroszewiczowi, z którym rozmawiał w 1971 r.
Zmiany nastąpiły dopiero w 1976 r. Władze uznały w końcu Prymasa za zło mniejsze niż kard. Wojtyła, a premier Piotr Jaroszewicz na 75. urodziny Prymasa przysłał mu 75 biało-czerwonych róż i list gratulacyjny. Konkretnym przejawem zmian było wysłuchanie – choć nie od razu – kościelnego postulatu amnestii dla skazanych za udział w rozruchach w Radomiu w 1976 r. Prymas i episkopat działali jak zwykle – pisali listy do władz, potem upubliczniali swój protest, nowością było to, że do amnestii doszło.
Wobec działającej otwarcie od 1976 r. opozycji Prymas zachowywał się pozytywnie, acz powściągliwie, ale pomagał represjonowanym i apelował do władz o zaniechanie szykan.
Gdy ekipa Gierka zaniechała szykan wobec Kościoła, Prymas uznał, że znikł główny powód sprzeciwu wobec władz. Uznał, że w trwałej – jak się wówczas wydawało – sytuacji geopolitycznej jest to maksimum tego, co Kościół i naród mogą osiągnąć. Dlatego ostrożne wspieranie państwa, takiego jakie było, uznał za rację stanu. Zabiegał natomiast o kondycję moralną Polaków. Wygłosił cykl kazań świętokrzyskich (w warszawskim kościele św. Krzyża) na tematy społeczne, otwarcie bronił praw człowieka, nie tylko wolności religijnej. Protestował przeciw zmianom w konstytucji w 1976 r.
Spotkania z Gierkiem (w 1977 i dwukrotnie w 1979) przebiegały w atmosferze nieporównanie lepszej niż z jego poprzednikami. Prymas przekonywał I sekretarza o konieczności dania ludziom więcej wolności oraz moralnej przemiany partyjnego przywództwa – jak wiemy, bezskutecznie. Szczególnym gestem było pojawienie się Prymasa na przyjęciu, które przywódca PRL wydał w Rzymie na cześć premiera Aldo Moro. Było to powszechnie odbierane jako gest wsparcia dla słabnącej – wraz z polską gospodarką – władzy Gierka.
Wybór Jana Pawła II umocnił tendencje z lat wcześniejszych. Zasadniczą zmianą była rezygnacja z uzgadniania z władzami kandydatur na biskupów – pierwszy był następca Karola Wojtyły, abp Franciszek Macharski.
Po raz ostatni prymas Wyszyński spotkał się z Gierkiem, na jego prośbę, 25 sierpnia 1980 r. – kilka dni przed końcem strajków sierpniowych i upadkiem sekretarza. Radził mu, by zgodził się na wolne związki zawodowe i zniósł cenzurę, zapewnił o poparciu Kościoła dla strajków. Dzień później na Jasnej Górze wygłosił kazanie, które zawiodło wielu – Prymas nie poparł wyraźnie strajkujących, ale wezwał do spokoju. Nastroje tonował już wcześniej, jak zresztą zwykł czynić w okresie kryzysów grożących rozlewem krwi. W kilka dni później (28 sierpnia) zainspirował wydanie stanowiska przez Radę Główną Episkopatu, w którym wyraźnie poparty został postulat wolnych związków zawodowych.
1980-1981: Doradca „Solidarności” i mediator
W ostatnich miesiącach swojego życia, które przypadły na czas pierwszej „Solidarności”, Prymas umiejętnie godził role, zda się, nie do pogodzenia: był doradcą Związku i zarazem mediatorem między nim a władzą. W rozmowie z nowym partyjnym przywódcą, Stanisławem Kanią, nalegał na rejestrację „Solidarności”, patronował też kompromisowi w sprawie statutu, który to umożliwił. W kolejnej rozmowie z Kanią nalegał też na rejestrację „S” rolniczej.
Równocześnie nawoływał związkowców do umiarkowania i przestrzegał przed polityzacją ruchu. Podkreślał, że wyrwanie Polski z orbity wpływów sowieckich jest w przewidywalnej przeszłości niemożliwe. Mediował w konkretnych konfliktach, łącznie z najgroźniejszym – bydgoskim, po pobiciu działaczy „S” przez ZOMO, półtora miesiąca przed śmiercią. Liczył, że jeśli Związek przetrwa kilka lat, władzom będzie trudno go zlikwidować.
Paradoksalnie, zapewne z tych samych powodów władze zdecydowały się na siłową rozprawę z „S” w grudniu 1981. Ale tego już Prymas nie zobaczył.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.