Drukuj Powrót do artykułu

Przepraszam, że zajęło mi to tyle czasu

31 lipca 2009 | 09:10 | Alina Petrowa-Wasilewicz / maz Ⓒ Ⓟ

„Przepraszam, że zajęło mi tyle czasu, by tu przyjść. Ale do tego trzeba dorosnąć…” – napisała w Księdze Pamiątkowej Muzeum Powstania Warszawskiego Kamila. Jest jedną z ok. 2 mln osób, które odwiedziły byłą elektrownię tramwajową na Woli. Czym jest taka wizyta dla zwiedzających?

Lekcja historii

Przedpołudnie upalnego lipcowego dnia. Im bliżej 1 sierpnia, tym więcej zwiedzających. Grupa nastolatków spod Kłodzka, których rodziny ucierpiały w czasie ostatnich powodzi i przebywa w stolicy na zaproszenie władz miasta, ogląda w skupieniu typową broń, jaką walczyli powstańcy. Młodzi ludzie stają przed ścianą, na której wypisane są najważniejsze wydarzenia 63 dni Warszawy, przykładają uszy, żeby usłyszeć dźwięki walk i niszczenia miasta. – Jak oni mogli to wytrzymać. Ale hardcore – mówi kilkunastoletni chłopak, którego ogłuszają odgłosy wybuchów.

Zdumienie i niedowierzanie, pytania, jak można było przeżyć taki horror, towarzyszy większości zwiedzających. Spora część z nich w ogóle po raz pierwszy dowiaduje się, że coś takiego jak Powstanie Warszawskie się wydarzyło. Grupa Belgów z gminy Ateert, która ma partnerstwo z Bakałarzewem na Suwalszczyźnie i zwiedzi kilka polskich miast, nie miała pojęcia, jak wyglądała okupacja niemiecka w Polsce. – Chciałam koniecznie ich tu przyprowadzić – mówi Aniela Kurzynowska-Pergal, która zorganizowała pobyt 42-osobowej grupy i chce pokazać im najważniejsze miejsca, związane z historią Ojczyzny. Belgowie długo wypytują przewodnika, dlaczego Niemcy drukowali listy z nazwiskami osób, rozstrzeliwanych w ulicznych egzekucjach. – Żeby sterroryzować mieszkańców, powiedzieć im: następny możesz być ty – tłumaczy cierpliwie przewodnik.

O tym, co się działo na lewym brzegu Wisły, podczas gdy Armia Radziecka czekała aż Niemcy dokonają całkowitego zniszczenia, dowiaduje się także kilkuosobowa grupa Rosjan. Rosjanie nie chcą komentować tego, co usłyszeli, idą w milczeniu za przewodnikiem nie zadając pytań.

– Jak się nazywała polska armia podziemna? – pyta przewodnik, oprowadzający uczniów ze szkoły polskiej w Rydze. Nikt nie wie, więc opowiada od początku, stojąc przy przedwojennej mapie Polski. Zaczyna się lekcja historii, padają daty 1 i 17 września. Przewodnik informuje o codzienności w okupowanej stolicy, łapankach, wywózkach, ulicznych egzekucjach. Armia Krajowa, w skrócie AK: tak nazywała się polska armia podziemna, najliczniejsza w okupowanej Europie – dowiadują się uczniowie z Rygi.

Lekcja dumy

Starsza mieszkanka Wrocławia przyszła do Muzeum z dwiema wnuczkami: 6,5-letnią Magdą i 3-letnią Dominiką. W sali Małego Powstańca dziewczynki kolorują kredkami obrazki – jeden przedstawia małych łączników w hełmach, drugi powstańczy ślub. Malowanki zostały zrobione na podstawie autentycznych fotografii. Babcia dziewczynek pochyla się nad gablotą, w której głównym eksponatem są dziecięce zabawki oraz flanelowy kaftanik w kratkę dla kilkumiesięcznego niemowlaka. Został uszyty z koszuli powstańca, który zginął w walce.

Starsza kobieta nie potrafi wyjaśnić, dlaczego tu przyszła. Wydaje jej się, że komentarze są zbędne – to przecież takie oczywiste, każdy powinien tu przyjść z dziećmi, później z wnukami. Bardzo chciałaby, żeby wnuczki zapamiętały dzisiejszy dzień.

Ekspozycję oglądają siostry ze Zgromadzenia Urszulanek Serca Jezusa Konającego: Ancilla Kozińska i profesor KUL Zofia Zdybicka. – Mamy wędrowne wakacje, więc nie mogłyśmy tu nie przyjść – wyjaśnia pierwsza kobieta-profesor na katolickiej uczelni. Wojnę przeżyła w Lublinie. Widziała więźniów wyzwolonego obozu na Majdanku. Obrazy ludzi-cieni zostaną na zawsze w jej pamięci. Siostra Kozińska, która w Zgromadzeniu jest archiwistką, także nie przeżyła Powstania w Warszawie. Ale była w stolicy w 1945 r. Trudno to nazwać stolicą, miasto było kupą gruzu i nie sposób było zorientować się, w którym punkcie człowiek się znajduje. – Ludzie przekopywali korytarze, żeby przejść między gruzami – wspomina siostra. – Co się tu działo, co musieli przejść ci ludzie, trudno sobie wyobrazić – dodaje.

Zakonnice są pod wrażeniem ekspozycji. – Ile było bohaterstwa, jaka ofiara młodzieży! Jak dziś odbudować te wartości, jak przekazać je młodym? – zastanawia się siostra profesor Zdybicka.

W informacji Biura Prasowego Muzeum wynika, że 60 proc. zwiedzających to ludzie młodzi, do 30. roku życia. Ekspozycję obejrzało także kilkudziesięciu szefów państw, ale „grupą docelową”, z myślą o której tworzony jest przekaz, są właśnie ludzie młodzi. Szczególnie z myślą o nich pokazywane są kroniki tamtych dni, dostępne są opowieści świadków wydarzeń, które można wysłuchać korzystając ze specjalnych telefonów. Bardzo wielu zwiedzających przychodzi tu, gdyż rozmawiało o tym z rodziną, a zwiedzanie rodzinne, często wnuków z dziadkami, jest bardzo typowe – Muzeum jest szczególnie odpowiednim miejscem, żeby przekazać pamięć swoim następcom.

Księga Pamiątkowa, wyłożona przy wejściu do Muzeum zawiera setki zapisów. Amerykanie i Brytyjczycy wyrażają swój podziw, chwalą ekspozycję, Francuzi przyznają, że czegoś ważnego się dowiedzieli, wszyscy piszą, że są pod mocnym wrażeniem.

Wśród wpisów wycieczek szkolnych i grup młodzieży z całej Polski przeważają zapewnienia o tym, że będą pamiętać, że nie zapomną. „Przepraszam, że zajęło mi tyle czasu, by tu przyjść. Ale do tego trzeba dorosnąć. Jestem dumna, że urodziłam się Polką. Kamila.”

Alina Petrowa-Wasilewicz

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.