Rok szkolny 2011/2012 w Kamerunie i w Misji Kamerun
19 września 2011 | 17:44 | Misja Kamerun Ⓒ Ⓟ
Szkoła tutaj wygląda trochę inaczej niż w Polsce. Wprawdzie system szkolnictwa jest podobny, z niewielką tylko różnicą, ale cała reszta jest jeszcze daleko, daleko w tyle…
Szkoła powszechna jest niby obowiązkowa, ale to tylko teoria, ponieważ praktyka zupełnie się z tym nie liczy. Mało tego, że jest niby obowiązkowa to jeszcze jest niby darmowa, a w praktyce to też zupełnie co innego.
Obowiązkowa – i co z tego, gdy rodzice nie mają pieniędzy. Kto ich ukarze, jak nie poślą swoich dzieci do szkoły? Gdyby ich wysłać do więzienia, pół kraju musiałoby w nim siedzieć. Są plemiona, które edukacją szkolną zupełnie się nie przejmują, a dzieci mają pracować w polu a nie „łazić” do szkoły, bo po co to komu i na co? Zwłaszcza, że po tej szkole i tak żadnej pracy nawet dla absolwenta Harwardu nie ma, jeśli nie ma pleców. Synek prefekta, gubernatora czy mera dostanie pracę choćby nawet matury prawdziwej nie miał.
No to zaczęła się ta szkoła w pierwszy, jak zwykle, poniedziałek września, ale to też tylko w teorii, bo w praktyce to dopiero za tydzień lub dwa zaczną rok szkolny tzw. „anciens”, czyli ci, którzy kontynuują naukę w tej samej szkole, a nowi będą się do szkół zapisywać do końca listopada lub nawet dłużej. A nowych to tu cała masa. W Polsce nie znana jest zupełnie praktyka, by zmieniać szkoły prawie co roku, a tu jest ona na porządku dziennym. Gdy w danym roku jest mniej pieniędzy w kasie domowej (a takiej i tak nie ma, bo chłop ma swoją kasę a kobieta swoją, i jest to ściśle strzeżona przez nich tajemnica, skąd biorą pieniądze i ile ich jest), to się dzieci zapisują do tańszych szkół. Gdy wypłata się spóźnia ( często nawet do 6 miesięcy) to już nie ma miejsc w szkole, ale tylko teoretycznie ich nie ma, bo praktycznie gdy się „negocjuje” z kim trzeba i ile trzeba to miejsce się znajdzie. No a negocjuje się zapis, miejsce w ławce, komitet rodzicielski i „takie tam” – co tylko dany zarządzający szkołą „wykaże”, że trzeba uiścić.
Istnieją też takie szkoły w wioskach, gdzie są 3 klasy, a każda liczy po 100-105 uczniów i wszystkie te dzieci uczy jeden, jedyny nauczyciel. Przechodzi z klasy do klasy co 10-15 minut, zadaje zadania i idzie dalej. Gdy rok szkolny się kończy, w klasach znowu są te same dzieci, bo to przecież wioska, a więc nie ma ich za bardzo gdzie posłać.
W mieście zmienia się więc te szkoły jak rękawiczki, a częściej nawet. Bywa ze dziecko jest co roku w nowej szkole, a to dlatego, że ot nie ma pieniędzy na tę samą, bo droższa tego roku, choć darmowa, a to brat taty się trochę podreperował finansowo, to się mu 3 dzieci upchnęło, a młodsza siostra przysłała swoje młodsze to się je za tanie pieniądze w byle jakiej szkole umieści; i tak dzieci nie tylko szkołę, ale i region kraju często zmieniają.
Nasze dzieci z sierocińca w większości chodzą już do szkoły. Znalazły się pieniądze na pierwszą ratę, bo na szczęście można płacić za tę „darmową” szkołę ratami.
A na początku roku szkolnego wydatki na szkołę są nawet większe niż za czasów, gdy była ona oficjalnie płatna. Teraz każdy dyrektor („proviseur”) wymyśla sam, co trzeba zapłacić, jakie trzeba mieć mundurki, jakie buty, ile wynosi składka na komitet rodzicielski, ile na święto nauczyciela, ile na święto narodowe dla nauczycieli, żeby mogli sobie poszaleć, i każdy nauczyciel w klasie też dodaje swoje „roszczenia” itd. itd. O zeszytach i przyborach nie wspomnę. Książki w podstawówkach raczej nie funkcjonują, powszechnie używa się ich dopiero w „collège”, czyli w gimnazjum. Na początek, w pierwszych klasach wystarczy tabliczka z kredą i parę zeszytów, a później w klasach wyższych same zeszyty. Plecaki na te zeszyty, piórniki, linijki, ekierki i długopisy co roku muszą być nowe oczywiście, bo chińska jakość co roku musi być „odnawiana”. A tutaj artykuły chińskie to jak „zachodnie”, bo nie uświadczysz żadnych rzeczy „dobrej jakości”. Produkty chińskie to jak dla nas te z zachodu, a nigeryjskie to jak u nas „chińskie”.
Wśród dzieci z sierocińca, które jeszcze nie chodzą w tym roku do szkoły, jest jeszcze Patrick, bo powtarza klasę „Première” czyli tę przed klasą maturalną, Ingride, Cabrole i Hypolyte.
Ingride i Cabrole to nasze nowe dzieci – sieroty całkowite, więc zapiszemy je do École Bilingue Barack Obama tuż obok naszego wynajmowanego domu. A Hypolyt to się chyba za pomocnika spawacza będzie kształcił, bo nie zbyt dobrze idą mu przedmioty typowo szkolne.
Napisałem, że Hypolyte powtarza klasę. Tutaj dzieci często oblewają rok i powtarzają go raz, dwa lub nawet trzy razy. Rzadko kto zalicza egzaminy za pierwszym podejściem, a są takowe: CEPE po podstawówce, BEPC po gimnazjum, Probatoire po zakończeniu klasy przed klasą maturalną i BAC, czyli matura, która rzadko jest zdawana za pierwszym razem.
Ciekawostką w Kamerunie jest to, że wszystkie wyniki wszystkich egzaminów z całego kraju są podawane w radiu CRTV miejscowym, tak że swoje nazwisko można usłyszeć, a częściej go nie usłyszeć, wśród grona szczęśliwców.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Misja-Kamerun istnieje od 1994 r. W ramach działalności charytatywnej o. Dariusz Godawa OP założył Foyer St. Dominique, spełniające rolę Domu Dziecka. Od 2009 r. placówka znajduje się w Yaounde, stolicy kraju, poprzednio w Bertoua. W misji mieszka ponad 30 dzieci, oprócz tego 200 dzieciom z ubogich rodzin opłacana jest nauka w szkole. Więcej informacji na: www.misja-kamerun.pl i www.dziecislonca.org.