Rozmowa z Julią Polaczek, odtwórczynią Oli w „Strefie interesów”
27 marca 2024 | 05:00 | rk | Czechowice-Dziedzice Ⓒ Ⓟ
Ma zaledwie 19 lat, niewysoka blondynka, pełna energii i nietuzinkowych pomysłów, „zarażająca” optymizmem – Julia Polaczek, czechowiczanka, absolwentka czechowickiego „Katolika” i bielskiego V LO, studentka AST w Krakowie. Jako aktorka dopiero początkuje, ale ma już za sobą rolę w nagrodzonej dwoma Oscarami „Strefie Interesów” w reż. Jonathana Glazera.
Jej rola nie jest duża, ale bardzo znacząca, bo wnosi „światło” do posępnej historii o banalności zła, jakie czai się za codziennym idyllicznym życiem rodziny Hoessów w cieniu KL Auschwitz. Nocne zdjęcia z jej udziałem kręcono m.in. wojskową kamerą termowizyjną. W innej scenie ma na sobie sukienkę, jaką nosiła kiedyś Aleksandra Bystroń-Kołodziejczyk, mieszkanka Brzeszcz, łączniczka ZWZ-AK „Olena”. To ona wraz z siostrą pomagała więźniom, dostarczając jedzenie, lekarstwa i przenosząc grypsy. W jednej ze scen Julia gra na fortepianie melodię skomponowaną przez przebywającego w 1943 r. w Auschwitz-Birkenau Josepha Wolfa. Julia zagrała ten utwór sama. Wcześniej pilnie przećwiczyła nuty i ułożenie palców na klawiaturze.
Dla Julii wspomnienie z relacji jednego z obecnie najbardziej dyskutowanych filmów na świecie to przeszłość sprzed dwóch lat. W 2021 roku uczęszczała na zajęcia do Studia Aktorskiego Doroty Pomykały Art-Play w Katowicach.
„Po jednym z egzaminów pani Danuta Schlette, nasza nauczycielka z dykcji, zabrała nas do Teatru Korez na tzw. masowy casting. Był to casting do ról epizodycznych dla statystów, więc nie spodziewałam się, że przypadnie mi jakaś duża rola. Tam tak naprawdę byłam tylko trzy minuty. Nagrałam krótkie nagranie-wizytówkę. Następnego dnia dostałam telefon w sprawie spotkania z reżyserem. Bardzo się zdziwiłam. Pomyślałam, że może najwyżej spotkam się z reżyserem obsady, jeśli dobrze pójdzie, ale okazało się, że w Oświęcimiu czekał na mnie Jonathan Glazer. Z nim odbyłam 40-minutową rozmowę po angielsku. Miałam okazję przejechać się rowerem z lat 40., który należał rzeczywiście do mojej bohaterki. Złapaliśmy bardzo dobry kontakt. Rozmawialiśmy o Bobie Dylanie, o zdjęciach analogowych. Potem, po castingu, rzeczywiście dostałam tę rolę i zaczęłam proces przygotowania” – opowiada w rozmowie z KAI.
Julia przyznaje, że nie wiedziała, czego się spodziewać po tej roli. Wbrew sugestiom reżysera zaczęła poszukiwać informacji na temat bohaterki, jaką przyszło jej odtwarzać. Szybko dowiedziała się, że Aleksandra Bystroń-Kołodziejczyk była zwykłą dziewczyną z Brzeszcz. Urodziła się w 1926 roku. Wraz z siostrą były harcerkami. W trakcie wojny dołączyła do Armii Krajowej i jako łączniczka przekazywała plany i informacje na temat obozu do rządu polskiego w Anglii.
„Ona pracowała na kopalni, jej dziadek był miernikiem i tam mogła pozyskiwać różne plany hitlerowców, ale roznosiła też jedzenie do miejsc, gdzie pracowali więźniowie obozów, w okolicy Jawiszowic, Brzeszcz i samego Oświęcimia. Cała rodzina była w to zaangażowana. To była ciepła zupa, owoce. Była bardzo odważną osobą, a twórcy, którzy mieli okazję poznać ją dwa tygodnie przed jej śmiercią w 2016 r., nazwali ją po prostu aniołem. To była cicha bohaterka, której historia do czasu filmu nie ujrzała wcześniej światła dziennego. Zaleceniem reżysera było też, abym nie szukała nic na temat mojej bohaterki, żebym była autentyczną sobą. Jednak mi bardzo zależało na tym, żeby związać się z nią. Wiedziałam, że mogę być pewnego rodzaju medium w opowiadaniu jej historii. I szukałam jakiegoś duchowego połączenia” – wyjaśnia i przyznaje, że dużo dał jej nagrany na wideo wywiad z „Oleną”, dostępny w archiwach w Stanach Zjednoczonych.
„Odbyłam parę wycieczek rowerowych do Brzeszcz. Byłam na jej cmentarzu, na jej grobie. A potem już, dzięki twórcom, poznałam jej siostrzeńców, z którymi spędziła ostatnie lata życia. Byłam w jej domu, a w procesie filmotwórczym nosiłam jej sukienkę jako mój kostium, jej wstążki, jeździłam na jej rowerze. Bardzo się do niej zbliżyłam” – tłumaczy.
„Ona po prostu robiła to, co czuła, że musi być zrobione. Działała instynktownie. Ja też, wcielając się w nią, miałam polecenie, żeby nie budować nic, nie odgrywać, tylko po prostu robić prostą czynność, jak najszybciej, jak najciszej. Wydaje mi się, że to był ten wytrych pomagający zbudować postać” – zaznacza.
Przyznaje, że na planie filmu nie było okazji do rozmów. „Dostawałam polecenie i je wykonywałam. Raczej nie było przestrzeni na zagłębianie się w pytanie, jak ta postać się wtedy czuła, dlaczego robi to, co robi. To było czyste bycie w sytuacji. Także warunki planu filmowego, który Jonathan stworzył, bardzo temu sprzyjały. Działaliśmy w niektórych scenach na dziesięć kamer, więc nie było mowy o żadnych przestojach, ustawianiu się do kadru, było po prostu wpuszczenie w sytuację, która czasami była zapętlona, trwała pół godziny, była powtarzana siedem razy. Więc tak naprawdę to było bardzo organiczne, nie do końca intelektualne, bardziej instynktowne” – powtarza.
Wspomina też sceny, które nie weszły ostatecznie do filmu, ale jej zdaniem dużo mówią o podejściu i metodzie realizacji zastosowanej w tym projekcie.
„Była taka scena, w której Ola budzi się i zamyka okno. Wtedy na planie przez godzinę cała ekipa siedziała cicho. Było ciemno i chodziło o to, żebym rzeczywiście zasnęła. I zasnęłam. Dostałam sygnał, ale nie dało się mnie tak łatwo wybudzić, więc Jonathan tylko podbiegł, szturchnął mnie. Obudziłam się i tak naprawdę nie wiedziałam do końca, gdzie się znajduję. Miałam w głowie jedną myśl: zamknąć okno. I rzeczywiście to zrobiłam. Była też inna sytuacja, która niestety również nie weszła do filmu – spotkanie Aleksandry z komendantem obozu w sklepie z butami. Cała ekipa miała polecenie, żebym nie mogła się przed tą sceną natknąć się na aktora grającego komendanta. Nie mogłam go zobaczyć wcześniej. Zobaczyłam go po raz pierwszy dopiero w tej scenie” – opowiada.
Julia wyjaśnia, że choć sceny nie weszły do filmu, bardzo ceni sobie to doświadczenie. „Wystarczy mi to, że sama mogę je przeżywać w swoich wspomnieniach. Oczywiście szkoda mi ich, były ciekawe, ale wizja jest wizją, bohaterka została przedstawiona w taki dość enigmatyczny sposób. Moim zdaniem, to był dobry zabieg, ponieważ jej działania były ukryte. Więc może to dobrze, że nie do końca zostały tak zupełnie ujawnione, nie zostały podane niejako na talerzu” – stwierdza.
Julia wspomina, że nie było jej łatwo wejść w rolę Oli. Czuła się przytłoczona tym zadaniem. „Nie umiałam tak w pełni wejść w tę rolę. No i wtedy ta decyzja reżysera pomogła mi się jakoś przełamać. Powiedział, żeby nie myśleć za dużo, tylko po prostu działać instynktownie. Wtedy ta rola nabrała zupełnie innego wymiaru” – dodaje.
Choć już minęły dwa lata, wspomnienia z planu wciąż wracają do niej w różnych momentach życia. „Wiele w moim życiu się zmieniło pod wpływem tego filmu” – zauważa. Na planie spotkała przyjaciółkę Zuzię Kobielę, która zagrała rolę Anieli, pomocnicy domowej Hoessów.
„Wydaje mi się, że nigdy nie zapomnę tego planu filmowego. To był mój pierwszy plan i był naprawdę niepowtarzalny. Byłam zaskoczona tymi wszystkimi metodami Jonathana. Kiedy zapytałam go o radę, ponieważ zdradziłam mu, że też jestem zainteresowana reżyserią, powiedział mi, że esencja jest najważniejsza. Bez względu na to, jak wiele się myśli na temat danej historii, trzeba umieć sprowadzić ją do jednego zdania i trzymać się tego zdania, tej esencji. To doświadczenie sprzed dwóch lat teraz procentuje” – zauważa.
Julia myśli także o studiach reżyserskich. „Dlaczego reżyseria? Moim głównym motorem napędowym w jakiejkolwiek twórczości jest chęć opowiadania. Smutna prawda jest taka, że jako aktorzy jednak nie realizujemy swoich wizji, tylko szukamy wizji cudzych. A reżyseria jednak daje tą władzę nad doborem historii, ale też łączy bardzo wiele dziedzin sztuki. A mnie interesuje nie tylko aktorstwo, ale też fotografia, malarstwo, a przede wszystkim pisanie, najbardziej pisanie prozy. Więc to jest bardzo multifunkcyjna profesja” – zwierza się urodzona w 2005 roku Julia.
Julia wystąpiła gościnnie na deskach Teatru Zagłębia w Sosnowcu w sztuce „Gniew” Zygmunta Miłoszewskiego. Zagrała też główną rolę w filmie „Lany Poniedziałek” w reż. Justyny Mytnik.
„Strefa Interesów” otrzymała już ponad 50 nagród filmowych, m.in. dwa Oscary, Europejską Nagrodę Filmową, dwie nagrody BAFTA, Grand Prix i kilka innych nagród w Cannes.
Scenariusz filmu powstał w oparciu o powieść Martina Amisa „Strefa Interesów”. Zdjęcia realizowano w całości w Polsce. Jedną z producentek filmu jest Ewa Puszczyńska, zdjęcia zrealizował Łukasz Żal, za kostiumy była odpowiedzialna Małgorzata Karpiuk, za scenografię i wystrój wnętrz Dominika Kobylińska, Joanna Kuś i Katarzyna Sikora, a za charakteryzację Waldemar Pokromski.
Film zdobył Nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej w kategoriach Najlepszy Film Międzynarodowy i Najlepszy Dźwięk.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.