Drukuj Powrót do artykułu

Rozumiemy krzyż?

14 września 2010 | 13:14 | Rozmawiał Tomasz Królak (KAI)/ms Ⓒ Ⓟ

W misterium odkupienia przez śmierć Chrystusa na krzyżu włączane są cierpienia każdego, konkretnego człowieka – podkreśla o. Waldemar Linke CP, przełożony polskiej prowincji zgromadzenia ojców pasjonistów. Pytany o perspektywy rozwiązania konfliktu o krzyż przed Pałacem Prezydenckim zakonnik uważa, iż konieczny jest powrót do atmosfery, jaka opanowała całe społeczeństwo tuż po katastrofie smoleńskiej.

Publikujemy treść rozmowy z o. Waldemarem Linke.

KAI: Czym dla chrześcijanina jest znak krzyża?

O. Waldemar Linke CP: Znakiem Jezusa Chrystusa, podstawowym przesłaniem, jakim chrześcijanin kieruje się w życiu, podstawową nadzieją, która go w życiu orientuje a także najdosadniejszym streszczeniem Ewangelii.

KAI: Oprócz ślubów czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, ojcowie pasjoniści składają, dodatkowy czwarty ślub, w którym zobowiązują się do pogłębienia świadomości znaczenia krzyża Męki Pańskiej. Zgromadzenie założył w 1720 r. święty Paweł od Krzyża (Paweł Franciszek Danei), ale przecież Kościół od zawsze naucza o znaczeniu śmierci Chrystusa na krzyżu…

– Kiedy św. Paweł prowadził formalności związane z zatwierdzaniem zgromadzenia, powiedziano mu że zgromadzenie, które powinno powstać jako pierwsze, powstaje jako ostatnie (oczywiście z perspektywy tamtych czasów, bo później powstało ich jeszcze dużo). Jest to efekt tego, że we czasie rodzącego się Oświecenia (a trzeba pamiętać, że św. Paweł od Krzyża jest rówieśnikiem Woltera) zapomnienie o Bogu, Jego miłości miało się stać ceną za dowartościowanie możliwości i roli człowieka. Przypominając prawdę o Krzyżu, męce Jezusa i Bożej miłości, święty Paweł chciał odwrócić bieg dziejów. Działo się to w konkretnym kontekście: z epoki baroku Kościół wychodzi w nienajlepszej kondycji, stargany konfliktami religijnymi z nadwątlonym autorytetem. W dodatku przyszłość zapowiada się jeszcze gorzej, bo – jak uważano – Bóg się skompromitował jako przyczyna wojen religijnych. A więc ten Bóg ma tam być nieobecny, albo obecny w roli wielkiego Zegarmistrza, który zrobił swoje i teraz zajął się konstruowaniem jakiejś nowej zabawki, o której nie mamy pojęcia. Dlatego to zgromadzenie było potrzebne. Myślę, że nasza kultura, która przecież wciąż buduje na Oświeceniu, wciąż potrzebuje tego charyzmatu jako kontrapunktu.

KAI: Jan Paweł II, zastanawiając się nad źródłami XX-wiecznych totalizmów, upatrywał je głównie w niektórych nurtach Oświecenia… Myśli ojciec, że współczesność charakteryzuje się zapomnieniem o bezgranicznej, dowiedzionej na krzyżu, miłości Boga?

– Myślę, że tak. Coraz trudniej nam zrozumieć tajemnicę miłości, tajemnicę ofiary, tajemnicę cierpienia.

KAI: Boga?

– I człowieka też. Krzyż jest ważny dlatego, że „spina” miłość Boga i miłość człowieka, cierpienie Boga i człowieka; pokazuje, że cierpienie Boga i człowieka jest jednością, że rozdzielając je przestajemy rozumieć cokolwiek.

KAI: Powtarzacie jako pasjoniści: „Męka Chrystusa zawsze w naszych sercach”…

– Tak. Powtarzamy, żeby najpierw samemu się nauczyć jakie mogą być dobre owoce cierpienia. Następnie starać się poprowadzić tą drogą innych, z tym że tu można być tylko przewodnikiem a nie nauczycielem, bo tego nie da się nauczyć. Ale najpierw trzeba samemu przejść tę ścieżkę.

KAI: Czy zdaniem ojca są w ludzkich dziejach epoki, które rozumiały Krzyż lepiej oraz takie, którym to znaczenie ulegało zaćmieniu czy zapomnieniu?

– Z całą pewnością. Bardzo wyraźnie widać to już w teologii wczesnego chrześcijaństwa. Zanim dojdzie się do pogłębionego rozumienia sensu krzyża minie kilkaset lat. Musi też minąć kilka wieków zanim zostanie wykorzystany ikonograficznie jako element teologiczny. Starożytność była nieprzygotowana na przyjęcie komunikatu teologicznego w takiej formie. Patrzymy zawsze na tajemnicę krzyża poprzez słowa św. Pawła Apostoła z 1 Listu do Koryntian, Listu do Galatów ale musimy pamiętać, że to był głos bardzo odosobniony i można się zastanawiać, jak mało konsekwencji wywołały jego słowa u pierwszych teologów chrześcijańskich.

KAI: Dlaczego echo było tak słabe?

– Myślę, że ówczesna kultura nie dostarczała odpowiedniego języka do mówienia o tajemnicy odkupienia przez cierpienie, przez śmierć. Akcentowano bowiem chwałę, apoteozę Chrystusa.

KAI: Czy w polskich dziejach krzyż nie „nasiąka” nadziejami, uczuciami, faktami wziętymi z konkretnej polskiej historii, przez co staje się czymś więcej aniżeli „czystym” znakiem bezgranicznej miłości Boga do człowieka?

– Tego typu zjawiska są znane nie tylko w historii naszego kraju. Historia Europy kształtuje się w zmaganiach z – generalnie rzecz ujmując – żywiołem niechrześcijańskim. Krzyż pozostawał dla chrześcijańskiej Europy pewnym znakiem tożsamości, także na poziomie politycznym czy wręcz znakiem rozpoznawczym w momentach konfrontacji militarnych. Nie mogło być inaczej. Polska nie jest więc krajem aż tak specyficznym, jak nam się czasem wydaje. Tak się potoczyła historia, że to właśnie chrześcijaństwo połączyło wielonarodową Europę. Natomiast źle by się stało, gdybyśmy my – chrześcijanie zatrzymali się na tym poziomie rozumienia krzyża; gdybyśmy opisywali np. dzisiejszą sytuację ciągle tym samym językiem. Żyjemy w zupełnie nowych już realiach, w których wspólny fundament chrześcijańskiej Europy jest czymś odległym, traktowanym na równi z kulturą starożytnej Grecji. Europa integruje się wokół innych wartości. Jednak stracimy, jeżeli sami przestaniemy drążyć tajemnicę krzyża.

KAI: My chrześcijanie w ogóle, czy też my – polscy katolicy?

– Jeśli chodzi o chrześcijaństwo, katolicyzm, to te odcienie narodowe są obecne, ważne, nie można ich zlekceważyć, bo dają poczucie tożsamości, ale jest to jeden z elementów równowagi. Jeżeli będą istniały tylko te odcienie, to nie będzie obecne to, co tworzy naszą tożsamość jako chrześcijan i katolików. Nie wyrzekałbym się nigdy tego, że jestem katolikiem, który w Polsce się urodził, tu wyrósł, maryjności uczył się na majowym a kultu Eucharystii – na procesjach Bożego Ciała. Jestem wdzięczny Bogu, że pozwalał mi wzrastać w takim kontekście kulturowym.

KAI: Musimy jednak mieć świadomość, że Belgom, Niemcom czy Francuzom ten sam krzyż jawi się jednak nieco inaczej. Nie nabiera tam np. aż tak wyrazistych konotacji patriotycznych, wywiedzionych z tego szczególnego polskiego splotu: Bóg, honor, ojczyzna.

– Ale nabiera innych znaczeń. Pamiętam jak ktoś mi wyjaśniał, dlaczego krucyfiksy flamandzkie są tak wstrząsająco krwawe. Otóż jest to związane z dramatyczną historią Flandrii. Cierpiący, pokaleczony, krwawiący Jezus był jakąś odpowiedzią na pytanie o skalę cierpień, jakie przeżywała ta społeczność narodowa.

KAI: To dobrze, że pod różnymi szerokościami geograficznymi, krzyż Chrystusa – Boga i człowieka – „wchłania” konkretne, lokalne doświadczenia żyjących tam ludzi?

– To wynika z samej istoty krzyża. Nie ma człowieka jako takiego. Jest zawsze konkretny człowiek w konkretnym miejscu i czasie i to właśnie cierpienia tego człowieka, z jego przynależnością do wspólnoty etnicznej, pozycją społeczną itp. – są włączane w misterium odkupienia. I tak już będzie, dlatego krzyż zawsze będzie miał koloryt lokalny. Nie należy się tego wypierać, bo nie stoi to w sprzeczności z powszechnym przesłaniem krzyża, lecz jest jego konkretyzacją.

KAI: Jak wobec tego spogląda Ojciec na sprawę krzyża przed Pałacem Prezydenckim?

– W centrum sporu stoi krzyż, ale pamiętajmy, że jest to krzyż naszego wspólnego cierpienia z 10 kwietnia; że jest to krzyż, w którym szukaliśmy odpowiedzi na pytanie o sens i perspektywy wynikające ze zbiorowego wstrząsu, jaki przeżyliśmy. Zaczęliśmy się zastanawiać, jacy dla siebie jesteśmy, co na co dzień potrafimy sobie okazać. I mówimy: za mało było szacunku, prawdy, za mało troski o dobro wspólne a za dużo partykularyzmów, nienawiści, porachunków. Zbiorowy rachunek sumienia podsumowujemy znakiem krzyża – i słusznie.

Natomiast później tym, co zostało z tamtego stanu świadomości zaczęto manipulować i konstruować wokół tego komunikaty o zupełnie innej treści, a dotyczące ciągłości funkcjonowania instytucji państwa. Zawieruchę rozpoczęła deklaracja, że zrywamy ciągłość doświadczeń w sprawowaniu władzy prezydenckiej, usuwamy ślady po tym, co było wcześniej. Wszystko, co się stało, do czego wszystkie strony – choć w nierównym stopniu – przyłożyły rękę było już zaprzeczeniem tego stanu sumienia, umysłu, z którego ten krzyż wyrósł.

Jeżeli chcemy szukać sensu w tym, co się dzieje, to musimy wrócić do momentu, kiedy krzyż przed Pałacem Prezydenckim miał sens. Jeżeli, z którejkolwiek strony przychodzi ktoś, kto tego sensu nie chce rozumieć, odrzuca go, to błądzi. Potrzeba opamiętania takiego, jak w kwietniu, żeby wrócić do rozmowy na poważnym poziomie.

KAI: Czym to się skończy?

– Skończy się tym, że brak szacunku, zrozumienia wyjdzie z szarej strefy internetowych forów, a wleje się do oficjalnego nurtu komunikacji społecznej i relacji międzyludzkich.

KAI: I zbrutalizuje debatę wokół obecności Kościoła i symboli religijnych w życiu publicznym?

– To już się stało. Przecież już teraz można w obecności służb porządkowych: obrażać, znieważać wartości religijne, naruszać integralność cielesną osób – i to jest tolerowane. Można oficjalnie przedstawiać duchownych jako stado baranów. Mówienie o tym, kim jest katolik w Polsce w wielu przypadkach pozbawione jest elementarnych cech szacunku, przyzwoitości.

KAI: Czy Europa prowadzi walkę z krzyżem?

– Na pewno chrześcijaństwo w Europie przeżywa czas, w którym jest na cenzurowanym. Jednoczący się kontynent szuka nowych fundamentów owej jedności, choć nie zawsze z przekonaniem, że wie w którą stronę skierować poszukiwania. Często objawiają się one w przekonaniu, że już samo osłabienie pozycji chrześcijaństwa, jego wyrugowanie wywoła próżnię, w której coś musi się wyklarować. To przekonanie błędne, ponieważ taka zasada obowiązuje w fizyce ale nie w historii. W historii próżnia czasami pozostaje próżnią i to na długi czas. Zatem działania, które mają na celu osłabienie roli chrześcijaństwa, a zwłaszcza Kościoła katolickiego (który właściwie w tej chwili chrześcijaństwo w Europie reprezentuje) oczywiście istnieją i byłoby nieuczciwością intelektualną, gdyby temu zaprzeczać i udawać, że nic się nie dzieje, że jesteśmy wobec siebie tak tolerancyjni, że już bardziej się nie da.

To, że próbuje się ograniczyć obecność symboli religijnych do przestrzeni ściśle sakralnych – także jest prawdą. O antykrucjacie mówić jeszcze nie można ale o przesuwaniu granicy w stronę otwartego konfliktu o prawo chrześcijaństwa do funkcjonowaniu w przestrzeni publicznej – już tak.

Rozmawiał Tomasz Królak (KAI)

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.